Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brązowa wojowniczka nie zdążyła się nawet zorientować, gdzie jest. Poczuła na sobie pazury. W końcu rozejrzała się po otoczeniu. Był to tylko sen. Dlaczego więc czuła ból?

Nad kocicą stała Akacjowa Gałązka, zmarła wojowniczka z klanu pioruna, która teraz wbijała w szylkretę swoje pazury. Szyszkowe Futro odepchnęła zmarłą. Stały teraz naprzeciwko siebie, patrzyły sobie w oczy.

-Akacjowa Gałązka! - Żywa z kocic nie dowierzała, że to akurat ta całkiem sympatyczna za życia kotka ją atakuje. - Czego chcesz?

-Czego ja chce?! - Syknęła słonecznoruda kocica, gwiazdy w jej futrze lśniły niespokojnie, a oczy błyszczały w furii. - Czego ty chcesz od mojej rodziny! Moje kocięta... - Jej głos był niespokojny. -Próbujesz odebrać mi moje kocięta! Ty mysi móżdżku o lisim sercu! Jakim prawem chcesz skrzywdzić moją rodzinę!?

-Skrzywdzić?! - Słysząc te oszczerstwa Szyszkowe Futro od razu się zdenerwowała. - To ty mnie atakujesz!

-Daje ci to, na co zasłużyłaś! - Zmarła ponownie chciała ją zaatakować, jednak wojowniczka wykonała unik. - Moje kocięta. Chcesz mi je zabrać! One są moje!

-O co ci chodzi?! - Zapytała w końcu sykiem szylkreta. - Nic nigdy nie zrobiłam tobie, ani twoim kociętom.

-O co chodzi? O co chodzi?! Nie udawaj, że nie wiesz! - Warknęła.

-Nie udaje! - Odpowiedziała jej Szyszkowe Futro. - Nie mam pojęcia o czym gadasz!

-Więc chyba powinnam cię uświadomić. - Jej syk był pełen wściekłości. - Podszywasz się pod matkę dla Figlarnej Łapy i Tajemniczej Łapy! To są moje kocięta, nie twoje!

-Powinnaś być wdzięczna. - Odparła wojowniczka. - Zajęłam się nimi, jak umarłaś!

-Ale one cię nie potrzebują! - Upierała się dalej słonecznoruda kocica - One potrzebują mnie! To ja jestem ich matką! Nie ty! 

-Czyli jesteś na mnie zła, że się nimi opiekuję? - Zdziwiła się kocica. - To nie ma sensu! 

-Ma! Dla mnie ma większy sens niż cokolwiek innego! - Przestała już próbować zadawać kolejne ciosy, pełnia furii w spojrzeniu jej szarych oczu zmieniła się w gorzki żal.

Szyszkowemu Futru zaczęło wydawać się, że rozumie powód desperacji jej zmarłej pobratymczyni, przez moment było jej szkoda Akacjowej Gałązki. Wojowniczka była też jednak świadoma, że powód słonecznorudej wojowniczki jest po prostu głupi i niedostateczny, żeby usprawiedliwiał ten sprytny atak.

-To ja urodziłam i wychowałam Figlarną Łapę i Tajemniczą Łapę. - Desperacko mówiła dalej zmarła kocica. - Zajęłaś się nimi przez trzy dni. Trzy dni! I myślisz, że to twoje małe, ale one są moje! Pogódź się wreszcie z tym, że twoje kociaki nie żyją! Nie jesteś i nigdy nie będziesz matką!

Jej słowa zraniły Szyszkowe Futro bardziej, niż wywołane w walce rany. Wlepiła wzrok w swoje łapy, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Chciało jej się płakać, jednak starała się powstrzymywać łzy. Dopiero co najgorszy okres w jej życiu, w którym praktycznie zrezygnowała z siebie popadając w żałobę po stracie kociąt i kochanego partnera się zakończył. Każde chociażby najmniejsze wspomnienie o tym było dla niej bolesne bardziej, niż gdyby ktoś wbijał jej pazury w brzuch. Nic nie powiedziała, kotki stały w milczeniu naprzeciwko siebie. Szyszkowe Futro nie odważyła się podnieść wzroku, mimo tego, że czuła, że Akacjowa Gałązka wciąż się w nią wpatruje.

Stały tak dłuższą chwilę, zaatakowana tylko czekała, aż ten sen się zakończy. Dało się usłyszeć pełne żalu westchnienie Akacjowej Gałązki, jakby było jej przykro za to, co powiedziała. Pstrokata wojowniczka jednak nie zwróciła na nią uwagi.

Kiedy w końcu kocica zdobyła się na dość odwagi, aby podnieść spojrzenie na napastniczkę usłyszała je słowa, zaledwie ton głosu zmarłej, jak i błysk w jej oczach złagodniały. Teraz była zupełnie pozbawiona furii, którą przed chwilą okazywała.

-Szyszkowe Futro...

Jej głos się urwał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro