Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Delikatne światło księżyca oświetlało wrzosowiska. Ogromny, czarny kocur szedł w stronę swojego obozu, a na jego długiej sierści nadal były krople krwi, jednak nie była to jego krew. Uśmiechnął się sam do siebie. Należało jej się. - Mruknął w myślach.
 Kiedy w końcu przekroczył miejsce, w którym kiedyś  była granica i wkroczył do zacienionego, sosnowego lasu zza jednego z drzew wychyliła się tajemnicza sylwetka kocicy, która była na wpół przezroczysta, wyglądała jak kot z Klanu Gwiazdy, ale w jej futrze próżno było szukać gwiezdnego błysku. Jej futro byłoby całe czarne, gdyby nie jej różnorakie szylkretowe plamy. Jej oczy z kolei błyszczały satysfakcją.

-A ty co się  tak szczerzysz? - Prychnął do niej kocur. - Umowa była, że wracasz tylko, kiedy możesz się na coś przydać, lub masz informację.

-Cóż, można powiedzieć, że zrobiłam swoje. - Oznajmiła sykiem satysfakcji zmarła. - Z resztą to była moja osobista zemsta, nie potrzebowałabym twojej zachęty, żeby się nią zająć. Właśnie przekroczyła granicę między światem żywych, a Klanem Gwiazdy. Chociaż nie rozumiem, jak ma ci to pomóc, przecież jeśli klan pioruna będzie miał teraz silniejszą przywódczynię, mogą zdecydować się na atak.

-Na pewno się nie zdecyduje, a przynajmniej nie teraz. - Kocur przysiadł na ziemi i zaczął wylizywać z krwi futro. - Teraz przywódczynią zostanie Szyszkowe Futro, a wiem o niej dosyć dużo, żeby znać jej reakcję na śmierć Różanej Gwiazdy. Z resztą niedawno zginął też ten przerośnięty kociak. Klan pioruna nie ma przywódcy, ma kotkę, która przez najbliższy księżyc będzie załamana i nic nie zrobi, a ja i mój klan w tym czasie opanujemy ich tereny, nawet klan cienia im nie pomoże.

Nagle między krzewu zauważył mysz, złapał ją szybko, po czym wrócił do swojej wcześniejszej pozycji i pielęgnacji futra.

-I ich przegnacie. - Zmarła wysunęła swoje długie, szkarłatne pazury.

-Nie, zrobię coś lepszego. - Mruknął kocur, podnosząc na nią wzrok znad swojego czarnego, prawie już wyczyszczonego futra. - Kiedy już przejmiemy ich teren zrobimy jedną wielką selekcję. Zostaną ci najsilniejsi, ewentualnie jeśli jakaś słabsza kotka będzie chciała zostać będę mógł zrobić z niej karmicielkę, ale do niczego innego się nie nada. Klan ostrza będzie silniejszy, potem to samo zrobimy z klanem rzeki i klanem wiatru, aż w końcu przejmę władzę nad całym lasem.

-Mądre. - Przyznała kocica. - No, ja wracam do Mrocznej Puszczy Agrestowe Skrzydło ucieszy się, że plany się powodzą. Tak jak obiecałam, zostaniesz przywódcą wszystkich klanów.

Po tych słowach szylkreta rozpłynęła się w powietrzu, a kocur nadal szedł przez las, aż w końcu znalazł się w obozie, kiedyś należącym do klanu cienia, teraz jednak w całości podległemu mu. Od razu udał się do żłobka, gdzie siedziała krwisto brązowa kocica.

-Jak mała? - Zapytał płytkim głosem, wskazując na przypatrującą mu się brązową koteczkę. - Otrząsnęła się już?

-Jest z nią dobrze. - Odparła Strzała, spoglądając na koteczkę. - Jej matka była słaba, zasłużyła na odebranie kociąt, a tą małą wychowamy na silną i bezwzględną. 

Kocur uśmiechnął się, ogonem kazał kocicy ruszyć zanim, ta od razu wstała i poszła jego śladem. Usiedli razem pod zamszoną skałą, z której zawsze przemawiał przywódca.

-Najmłodszy już nie jestem. - Prychnął kocur. - Ale siły nadal mam więcej niż inni. Mimo to nie będę żył wiecznie, a kiedy umrę to wszystko będzie twoje. Masz kontynuować moje rządu i dbać, by słabi zginęli, lub nauczyli się być silnymi.

Kocica przytaknęła mu, a jej oczy błysnęły.

-Poleje się krew. - Ciągnął kocur. - Ale nie nasza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro