Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Szyszkowa Gwiazda wróciła do obozu, cały czas myśląc o słowach Ostrej Gwiazdy. To naprawdę moja wina? - Zadawała sobie ciągle to pytanie. - Jak mogłabym być taka głupia...
 Zacienione Oko podeszła do niej.

-Niepotrzebnie za nim biegłaś, mógł ci coś zrobić. - Mruknęła, po chwili jednak dodała. - Ziołowa Skóra i Księżycowy Blask już opatrują rannych, chodź, pomogą ci.

 Kocica nie odpowiedziała, czuła się zmieszana, po prostu nie wiedziała co powiedzieć, cały czas będąc połowicznie pochłonięta w rozmyślaniach o słowach wrogiego im przywódcy.

-Co jest? - Zapytała w końcu wprost niewidoma. - Mów.

-Nic, tylko...jestem zmęczona. - Odparła szylkreta, zbywając ją.

-Nie jestem mysim móżdżkiem "widzę" że coś jest nie tak. - Upierała się wojowniczka, jednak wyraźnie ściszyła głos. - Jak nie chcesz mówić tutaj, daj Ziołowej Skórze szybko opatrzeć swoje i moje rany, żebyśmy nie krwawiły i możemy się przejść. Pogadać.

-Muszę? Nie chcę gadać. - Miauknęła Szyszkowa Gwiazda. Naprawdę miała ochotę zostać sama ze swoimi myślami, chociaż gdzieś w głębi serca czuła, że chce tej rozmowy i potrzebuje jej bardziej, niż czegokolwiek innego w tej chwili.

-Musisz. 

-Niech będzie. - Zgodziła się w końcu. - Tylko muszę poczekać, aż medycy opatrzą resztę, żeby na pewno dla każdego wystarczyło.

-Jak raz dasz się opatrzyć pierwsza nic się nie stanie. - Zachęcała ciemnoruda kocica. - Czekaj tu.

 Niewidoma oddaliła się w stronę szarej medyczki wywodzącej się z klanu cienia. Po chwili razem z nią wróciła do przywódczyni.

-Zacienione Oko mówiła, żebym się zajęła waszymi ranami, bo idziecie polować. - Powiedziała Ziołowa Skóra.

-Wiesz...my.

-Nie tłumacz mi się. - Wąsy medyczki zadrżały z rozbawienia. - Nic złego nie robisz, nawet jeśli tak naprawdę to nie będzie polowanie.

 Szyszkowa Gwiazda również lekko rozbawiona przewróciła oczami. Poczekała, aż medyczka opatrzy i rany Zacienionego Oka, po czy, razem z najlepszą przyjaciółką wyszła z obozu.
 Wolnym krokiem ruszyły w stronę Skały Widokowej, gdyż było to najbardziej im znany punkt orientacyjny na terenach klanu wiatru.
 W pewnym momencie ciemnoruda wojowniczka przyśpieszyła.

-Kto ostatni przy Skale Widokowej ten mysi móżdżek! - Zawołała. - No dalej, jak wtedy, kiedy byłyśmy uczennicami.

 Szylkreta również przyśpieszyła, biegnąc ze wszystkich sił, jednak jej przyjaciółka nadal była spory kawałek przed nią. W końcu zatrzymała się, dysząc.

-Ty zawsze i tak wygrywasz! - Wysapała, patrząc, jak niewidoma zawraca w jej stronę.

-Za to ty zawsze wygrywałaś w polowaniu, czy znajomości terenu. - Zauważyła pręgowana kocica. - No, a teraz mów, co cię gryzie.

-Nic, już mówiłam. - Upierała się cierpliwie Szyszkowa Gwiazda.

-Z tobą naprawdę się nie da. - Niewidoma zachichotała. - Nawet ja to widzę, a jestem ślepa jak kret. Chociaż w sumie nawet kret zobaczyłby więcej.

-Myślisz...że to wszystko moja wina? - Zapytała w końcu przywódczyni, kierując wzrok swoich morsko niebieskich oczu na własne łapy. Szybko pożałowała, że to powiedziała.

 -Pchły wyjadły ci mózg?! Oczywiście, że nie! - Mimo żartobliwego charaktery swojej wypowiedzi zastępczyni przybliżyła się do przyjaciółki na pocieszenie. Ich futra ocierały się teraz o siebie. - Nawet nie wiem, skąd wziął ci się taki pomysł.

 Pstrokata wojowniczka nie odwracała wzroku od swoich łap.

-No już, nie przejmuj się tak. - Ciągnęła niewidoma. - Nic złego nie zrobiłaś, chcesz tylko chronić swój klan. Wszystkie klany. Nic z tego nie jest twoją winą. Nie ważne, co sprawiło, że tak pomyślałaś, to głupie.

-Wiem, ale mam takie wrażenie...

-Rozumiem, ale naprawdę nie martw się. Jesteś najlepszym co mogło spotkać klan pioruna. A teraz przejdźmy się jeszcze, jeśli masz ochotę, może na coś zapolujemy. W końcu zbliża się walka. - Kocica wstała i oddaliła się o kilka kroków, jednak szylkreta nie podążyła za nią.

-Nie boisz się walki? - Spytała zdziwiona Szyszkowa Gwiazda. - Po tym, czego dzisiaj się dowiedzieliśmy...Nie ważne, która moja walka to będzie, zawsze będę się bała o ciebie, Tajemniczą Łapę...z resztą, o cały klan.

-Boję się, ale mój strach to nic w porównaniu z chęcią zemsty no i obrony klanu. - Wyjaśniła. - Z resztą, o mnie się nie martw. Prędzej przestanę biegać, niż dam zabić się tym lisim sercom.

-Lubisz biegać? - Szylkreta zmierzyła ją wzrokiem.

-Kocham. - Odparła Zacienione Oko.

-A podoba ci się tu, na wrzosowiskach? - Dopytywała Szyszkowa Gwiazda.

-Jest wspaniale, mogę biegać ile chcę, bez ograniczeń, czuć wiatr w sierści. A króliki, to najpyszniejsza zwierzyna. - Opowiadała zadowolona. - Jedyne co, to wrzosy trochę utrudniają wyczuwanie innych zapachów, ale da się szybko przyzwyczaić. 

 Szylkreta nie do końca dowierzała w to, co słyszy. Zacienione Oko mówi, jakby podobało jej się tu bardziej, niż w lesie! - Denerwowała się w duszy, jednak nie okazała tego. 

-Chciałabyś...zostać w klanie wiatru...? - W końcu pstrokata wojowniczka zadała pytanie. - Nie będę zła, jeśli zmienisz klan. - Zapewniła od razu.

 Zacienione Oko straciła całą pewność siebie w ułamku sekundy. Skierowała wzrok na swoje łapy. Jej oczy choć ślepe, idealnie pokazywały jej zmieszanie, a może i nawet wstyd.

-Wiesz, Szyszkowa Gwiazdo... - Zaczęła drżącym głosem. - Naprawdę kocham wrzosowiska, polowanie na króliki, tą wolną przestrzeń i możliwość biegnięcia praktycznie bez końca. Dobrze żyłoby mi się w klanie wiatru. Tutaj byłabym jeszcze szczęśliwsza, niż jestem. Ale...nie mogę tego zrobić. - Na chwilę skierowała wzrok w niebo. - Może, w innej rzeczywistości, gdyby tylko było to możliwe, mogłabym urodzić się w innym klanie. Moje serce należy do wrzosowisk, ale nie do klanu wiatru. Należy do klanu pioruna, ale nie do lasu. Mimo to wiem, że czasem pokochałabym klan wiatru tak, jak klan pioruna, ale...nie mogłabym tego zrobić. Klan Gwiazdy podobno ma przeznaczenie dla każdego z nas, nie wiem jeszcze, jakie dokładnie jest moje, ale kończy się tam, gdzie się zaczęło. W klanie pioruna. 

-Nikt nie będzie miał ci tego za złe. Nawet Klan Gwiazdy. - Szyszkowa Gwiazda pocieszała ją, chociaż niechętnie. Chciała, aby jej przyjaciółka poczuła się lepiej, jednak jeśli to się uda, może zdecydować się przenieść do klanu wiatru na stałe.

 I co wtedy będzie... - Rozmyślała smętnie przywódczyni. - Zostałabym...sama...

-Ja będę miała to sobie za złe. - Tymi słowami pręgowana wojowniczka zakończyła rozmowę. - Zapomnijmy o tym. Wracajmy już lepiej do obozu, w końcu musisz zaplanować atak razem z Tygrysią Gwiazdą i Brunatną Gwiazdę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro