Rozdział 1. Patrol

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


   Blask słońca wpadł do legowiska uczniów i obudził Szarą Łapę, która spała zwinięta w kłębek. Drgnęła i podniosła głowę. Obok niej leżała tylko Sowia Łapa. Jaszczurza Łapa musiał wyjść wcześniej. Kotka wstała i otrzepała futro. Wygięła grzbiet w łuk i wyskoczyła z legowiska niczym strzała.

  Na zewnątrz było chłodniej niż w przytulnym legowisku uczniów. Słonecznikowa Gwiazda przyłączał się do jednego z patrolu granicznego, lecz natychmiast się cofnął widząc Szarą Łapę. Znacząco kiwnął głową.
   Uczennica podeszła do mentora najwyraźniej niewzruszona jego dość smutnym wzrokiem.

—Witaj Słonecznikowa Gwiazdo— mruknęła kotka.

—Dzień dobry, Szara Łapo. Dołączysz może do patrolu?

   Oczy kotki rozbłysły bladym blaskiem gdy usłyszała sugestie.

—Tak, oczywiście.

   Poranny patrol ruszył ku granicy z klanem wschodu. Drzewa nabrały szkarłatno rudych barw, oznaczając że niebawem nadejdzie pora Opadania Liści.
   Po drodze spotkali patrol łowiecki prowadzony przez Sokole Oko, oraz patrol Kopaczy Wirującego Liścia. Szara Łapa z zainteresowaniem przysłuchiwała się rozmowom prowadzonych przez przywódcę i kopaczkę.

—Sprawa nie wygląda zbyt dobrze— mruknęła Dzięciołowe Skrzydło, uczestnicząca w patrolu kopaczy. —Od granicy z klanem wschodu wyczułam intensywny zapach kilku ich bagiennych łowców. Nie mam pojęcia dlaczego się tu kręcili. Myślę że szukali jakichś kaczek, które uciekły im na naszą część bagien.

—Postaramy się zwrócić na to uwagę, Dzięciołowe Skrzydło. Dziękuję Ci za tę informację. Chodźcie.

   Przez resztę patrolu szli w nieprzerwanej ciszy. Gdy tylko dotarli do strumienia, Jaszczurza Łapa poślizgnął się i prawie wpadł do wody, co wywołało tylko ciche, rozbawione pomruki. Nic więcej. Nikt nie rozmawiał, nie słychać było ani ptaków, ani zimnego wiatru.
   Idąc w irytującej ciszy, Szara Łapa z 5 razy dostrzegła wiewiórkę.
W końcu dotarli do granicy z klanem wschodu. Słonecznikowa Gwiazda jednak nie zwracał uwagi na to, by zostawić znaczniki zapachowe. Szara Łapa zna go zbyt dobrze, żeby uwierzyć że robi coś innego. On nasłuchiwał, węszył.
  Nie był w stałej czujności. Szukał kogoś.

—Za kim się rozglądasz?— zapytała zainteresowana.

  Kocur lekceważąco strzepnął ogonem.

—Nikogo ważnego.

—Ciekawe co u Wilczej Łapy.

—Co?

   Jaszczurza Łapa przybiegł niezdarnie do ich dwójki. Wychylił głowę i spojrzał za nich.

—To mój brat.— odpowiedziała cicho Szara Łapa. — Mieszka tam, w klanie Wschodu, z ojcem.

  Słonecznikowa Gwiazda jakby z ulgą pokiwał głową i już więcej razy nikogo nie szukał. Starannie obeszli granicę kilka razy do znudzenia, zwłaszcza obwąchując każdy liść paproci przy bagnach ma ich terenie.
  Zagłębili się w gęstwinie paproci i jerzyn, zmierzając w stronę jeziora, jak zwykle płytkiego i błękitnego, lecz teraz, gdy słońce wschodziło, zalewało się żółtą barwą. Szara Łapa poczuła jak wnętrzności skręcają jej się z głodu. Jaszczurza Łapa też musiał poczuć głód, bo co dwa kroki wykrzywiał pysk jakby połknął żabę. Z krzaków co jakiś czas dało się słyszeć ciche skrobanie malutkimi pazurkami. Ulewne Spojrzenie i Wirujący Liść niepewnie zamykały patrol człapiąc na dystans ogona od siebie, a szylkretowa kotka patrzyła na drugą spodełba.  Uczennica od dawna zauważyła że nie traktują już siebie jak partnerki. Zwolniła tępo i szła teraz między kotkami.

—Hej— miałknęła dość rzadko używanym, słodkim głosikiem—Dlaczego już się tak nie przytulacie?

  To pytanie bardzo skrępowało Wirujący Liść, bo spuściła głowę a ogon opadł tak jakby zwiędł.

—Potrzebujemy... Trochę... Czasu...— wycedziła przez zęby Ulewne Spojrzenie. Wyglądała na urażoną pytaniem Szarej Łapy.

  Słonecznikowa Gwiazda wysoko podniósł uszy. Szaro czarna kotka z odrazą spojrzała na uczennicę idącą obok niej. Przywódca machnął znacząco ogonem, by poszli za nim. Nadal był czujny, a uszy wykrzywił lekko w dwie strony. Wirujący Liść zadarła podbródek i ruszyła dziarsko szybszym tempem.

—Słonecz...—Zaczęła Szara Łapa, lecz usłyszała warkot Ulewnego Spojrzenia.

—Co z ciebie wyrośnie sierściuchu! Moja siostra w ogóle nie powinna się zadawać z tym... Tym...—  Uczennica zjeżyła sierść. Jeszcze nigdy Ulewny Deszcz nie śmiała wspominać o matce kotki.

  Wojowniczka prychneła pogardliwie i popchnęła swoją siostrzenicę ku jezioru.

—AH!— syknęła z przerażeniem. Grunt rozsunął jej się z pod łap. Dopiero po paru sekundach, Szara łapa zarejestrowała co się dzieje.

  Byli już w lesie brzóz, niedaleko od granicy z klanem Zachodu. A ona wisiała zaczepiona jedną łapą nad przepaścią. Osunęła się lekko do dołu, co wywołało kolejny jej pisk. Szum rzeki teraz dzwonił w jej uszach jak warkot potwora. Poczuła jak serce tłucze się o żebra. W płucach zabrakło jej powietrza. Wnętrzności skręcały się nieustannie i czuła jakby miała zaraz wypluć całą ich zawartość. Zacisnęła szczęki i poczuła czyjeś zęby na karku. Słonecznikowa Gwiazda wyciągał ją za skórę na karku. Cały był zjeżony, ale gdy uczennica znów stanęła na łapy otrzepał rudą cętkowaną sierść.

—Nic Ci nie jest?

—YHM... Nie nic— Warknęła cicho Szara Łapa. Przywódca zbyt troszczył się o kotkę, jakby był jej ojcem.

—Tak czy siak... Ulewne Spojrzenie, Wirujący Liściu, idźcie dalej z Jaszczurzą Łapą. Ja i...— Słowa Słonecznikowej Gwiazdy powoli rozpłynęły się w głowie kotki.

    Zamknęła oczy. Wiatr wpadł do lasu z taką siłą, że mogłaby przysiąc że wszystkie brzozy się połamały. Słońce już wstało, ogrzewając roztelepane ciało kotki. Ulewne Spojrzenie odwracała wzrok, za każdym razem gdy ktoś na nią popatrzył. Patrol ruszył dalej, a ona... Musiała zostać.

—Napewno Wszystko dobrze?— mruknął cicho przywódca.

—Tak... WSZYSTKO DOBRZE!— warknęła głośno uczennicy.

   Szara Łapa zauważyła, że Słonecznikowa Gwiazda traktuje ją inaczej od kąd skończyła 9 księżyców, niż przedtem. Jeszcze na początku szkolenia taki nie był.

—Gdyby coś... No wiesz, się stało to...

—Czy ty nie rozumiesz że nic mi nie jest?!

    Przywódca westchnął ciężko i położył ogon na barku kotki.

—Wiem że jest Ci ciężko. Nie masz ogona, rodzice się rozeszli, twój ukochany brat cię opuścił...

   Pff co za... idiota—jęknęła w duchu ukrywając mruczenie rozbawienia słysząc samą siebie.
   Dreptała obok niego przez część lasu obficie porośniętą wrzosami i paprociami. Gdy zbliżali się do zbocza, za którym był ich obóz, Szara Łapa odsunęła się od kocura. Jej mentor spojrzał na nią z wielkim niesmakiem.

—O co Ci tak naprawdę chodzi?— mruknęła dziarsko.

   Przywódca pokręcił głową. Jego bursztynowej barwy oczy błyszczały w blasku słońca, które tworzyło wielkie plamy w lesie. Gdy weszli do obozu, powitała ich Pióro Łabędzia.

—Oh! Tak się martwiłam! Rozmawiałam ze słowikami, a one doniosły mi o jakieś katastrofie!

   Szara Łapa musiała przyznać, że Pióro Łabędzia miała obsesję na punkcie odczytywania różnych katastrof z "rozmawiania" że słowkiami. Tak naprawdę to gdy  kotka zawsze wychodziła z obozu, szła na wielki kamień. Nikt nie wie, co tam robiła, ale zawsze wracała z miną, jakby ktoś kazał jej wskoczyć do jeziora. Wczoraj nawet przepowiedziała śmierć przywódcy.

—Nic się nie stało— warknęła chłodno uczennica.

   Przeszli przez obóz do jej legowiska.

—Ta Pióro Łabędzia to stara wariatka— oburzyła się i (Ku jej wielkiemu zdziwieniu) Słonecznikowa Gwiazda nie odpowiedział.

      Zwykle karcił ją za takie słowa, ("Przestań!" albo "To uzdrowicielka!")
A tymczasem stał i patrzył w jej blado zielone oczy, jakby to było lekarstwo na wszystkie bóle i dręczące go myśli... Po kilku uderzeniach serca wyszedł, lecz zastąpiła go Pióro Łabędzia.

—Jak się czujesz?— zapytała tajemniczym głosem.

—Świetnie— skłamała Szara Łapa. Czuła się podle. Jakby miała pustkę w brzuchu.

—A... Czemu tam spadłaś?

  Kotka poczuła mrowienie. Zauważyła zarys postaci Sowiej Łapy będącej na zewnątrz legowiska uzdrowicielki.

—Nie Twój interes— warknęła.

—Rozumiem...— mruknęła cicho zawiedziona.

  Szara Łapa naprawdę chciała odpocząć i aby Pióro Łabędzia w końcu sobie poszła. Umościła się i zapadła w niespokojny sen, w którym śniła jak spada z klifu wraz ze Słonecznikową Gwiazdą...

-----------------------------------------------------
Pomysł z obrazkami na początku od Gnarpyy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro