Rozdział 3. Choroba Jaszczurej Łapy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(*Następnego dnia po rozdziale 1-2*)

—Wszystko z nią w porządku?

Szara Łapa otworzyła oczy. Słońce powoli wspinało się ku górze, rzucając blady blask do wnętrza Legowiska uzdrowicielki. Słonecznikowa Gwiazda stał w wejściu z markotną miną.

—Tak, poprostu się mocno przestraszyła— szepnęła Łabędzie Pióro.

—Niech odpoczywa...—mruknął krzywiąc się gdy zobaczył że uczennica otworzyła oczy.

—Ależ oczywiście!—prychneła Szara Łapa. Furia ogarniała całe jej ciało, od czubka uszu do końca prawie niewidocznego ogona —Tylko się wystraszyłam i już mnie wykluczasz, tak samo było z moją matką... PRAWDA?!

    Słonecznikowa Gwiazda machnął smętnie długim rudym ogonem. Nie odpowiedział, tylko wyszedł. Kotkę zaczęło już to irytować. Dlaczego on nic nie mówi?!
Wstała i wyszła pomimo nieustannego nawoływania Pióra Łabędzia. Mimowolnie podeszła do sterty w dołku i sięgnęła po jakąś rybę. Usadowiła się niedaleko innych uczniów, nasłuchując ich podekscytowanych rozmów.

—Jutro jest zebranie!— mruknęła uradowana Goździkowa Łapa, machając ogonem.

—O tak, moje pierwsze w życiu!— uradowała się Sowia Łapa. Kotka cały czas rzucała ukradkowe spojrzenie na Jaszczurzą Łapę.

Szara Łapa w końcu dobrała się do samego środka ryby i zaczęła łapczywie jeść. W końcu i ona zerknęła szybko na Jaszczurzą Łapę, ale nie mogła oderwać wzroku. Kocur był bardziej wychudzony niż ostatnio, gdy go widziała, a było to wczoraj. Miał dołki pod oczami, z nosa kapała mu obrzydliwa maź. Wyglądał na strasznie przemęczonego, a pod jego łapami leżała nawet nienaruszona kaczka.

—Musisz jeść...—zachęciła go najmłodsza uczennica, trącąc ptaka łapą.-Na pewno pójdziemy dzisiaj na zebranie, potrzebujesz sił.

Jaszczurza Łapa tylko pokręcił głową.

—Nie jestem głodny.— Odparł. Widząc minę Goździkowej Łapy dodał pospiesznie: —Nic mi nie jest. Później zjem. Na razie chcę odpocząć...

   Uczennice obserwowały jak ich przyjaciel oddała się i idzie do legowiska uczniów. Sowia Łapa wzdrygnęła się tylko i znacząco spojrzała na towarzyszkę. Siostra Szarej Łapy kiwnęła głową.

—Od dwóch dni było z nim coraz gorzej. Dzień temu, gdy moja siostra..
no wiesz... Widziałam już że dławił w sobie kaszel i miał pokrzywione wąsy. Teraz wychudł...

—Mam nadzieję, że Pióro Łabędzia to zauważy...— mruknęła cicho Sowia Łapa. —Wciąż zajmuje się sprawami nie dotyczącymi klanu. Ma bzika na punkcie śmierci i złych omenów. —Prychnęła—Śnią jej się co noc.

    Goździkowa Łapa nie odpowiedziała, tylko wymownie spojrzała na swoje łapy. Machnęła długim i puszystym ogonem, którego Szara Łapa jej zazdrościła od dawna.
   Kotka otrzepała futro zwracając na siebie uwagę uczennic które zamarły, gdy tylko je minęła. Zastrzygła uszami jakby w poszukiwaniu zwierzyny.
    Poczłapała w stronę żłobka, nawet nie wiedząc po co.

—Szara Łapo! Ej!—To stokrotka podbiegła żwawo do kotki.

—Czego?— odpowiedziała chłodno. Poczuła jak po jej ciele przechodzi dreszcz. Nienawiść...

    Nienawiść która budziła w niej stokrotka... Dlaczego jej ojciec, musiał łączyć się z tą wstrętną kocicą z domostwa dwunożnych i przynieść tu tego mieszańca?
    Oczywiście Stokrotka nie zdawała sobie sprawy, że Szara Łapa ma jej za złe, że żyje. Mała kotka zawsze przechwalała się że jej matka, jest bardzo szlachetną kotką pieszczoszką.
   Marcepan...—Rozbrzmiał jej jakiś głos z tyłu głowy. Tak, to jest jej imię... Utopić... Udusić... Zabić...—Teraz Szara Łapa lekko się przeraziła. Z kąd, o klanie Gwiazdy, przychodzą jej do głowy takie pomysły...

—No wiesz...— odezwała się nieśmiało koteczka —Tak pomyślałam, że skoro niedługo zostanę uczennicą... To jako rodzina... Odwiedzimy moją matkę?

   Zamordować ją na oczach jej córki... Stokrotka tak się przerazi, że nie będzie w stanie wyksztusić ani słowa...—Tym razem poczuła się jakby głos nie należał do niej. O co w tym chodzi? Nigdy nie słyszała kotki o tak lodowatym, przeszywającym głosie. Jej oko błysnęło.

—Och, oczywiście, ależ naturalnie!— powiedziała. Spojrzała w niebo. Słońce niedługo sięgnie szczytu...

    I w tedy stało się;
Rudy pręgowany kocur, o długim futrze i oczach żółtych jak słońce, sunął ku niej z podniesionym puchatym ogonem i uradowany pyskiem.

—Słuchaj, Szara Łapo! Jako twój mentor... Chciałbym powiedzieć, że jesteś już w pełni gotowa na zostanie wojowniczką! Twoja matka myśli to samo o Goździkowej Łapie
..— powiedział.

    Szara Łapa zmrużyła bladozielone oczy. W ogóle go nie słuchała, cały czas miała mętlik w głowie; krążyły po niej te dziwne głosy, które napierały na nią z wielką siłą.

—W-wspaniale—wymamrotała, choć sama nie bardzo wiedziała co.

    Wypenić z klanu pół pieszczocha... Zamordować Marcepan... Jej ojciec... Plugawy kocur... Zdrajca...
   Gwałtownie pokręciła głową.

—...dobrze, to dzisiaj wieczorem.

—Mhm...spoko...—wycedziła. Akurat dzisiejszego wieczoru miała spotkać się i pogadać z Wilczą Łapą. Przynajmniej będzie o czym rozmawiać...

    Jaszczurza Łapa z trudem wyłonił się z legowiska. W cieniu drzew, i najciszej, jak to było możliwe, powędrował do stosu zdobyczy. Na początku, Szara Łapa spodziewała się że weźmie sobie coś i zje. Lecz on chwycił jakiąś zwierzynę i wybiegł z obozu.
     Uczennica bez zastanowienia po cichu ruszyła za nim. Uszy miała na baczności, w razie czego. Przeciskała się przez krzewy do póki nie zauważyła że kocur przysiadł nad zdobyczą. Szara Łapa przez chwilę zanurzyła się w myślach. Uczeń był wychudzony, bardziej niż zwykle, bo i tak był smukły. Jego zazwyczaj rozżarzone jasnozielone oczy, jakby zgasły, a białe plamki na ciele stały się szare i brudne.

—Co Ci się stało?—Jaszczurza Łapa poderwał się z najeżonym futrem, które po części były że sobą sklejone.

—Nie podchódź—odparł szybko.—Ah, to nic takiego... Serio. Nie rób takiej miny.

   Uczennica starała się wyglądać na zmartwioną, lecz w rzeczywistości, czuła się dziwnie i w sumie nie miała pojęcia co o nim myśleć.
   Kocur głośno zakaszlał.

—Zielony kaszel?

—Nie, chyba biały... Goździkowa Łapa twierdzi że mam białe plamy w gardle.—wychrypiał.

   Kotka znacząco pokiwała głową.

—Idź z tym do naszej uzdrowicielki. Może i jest stuknięta, ale leczy. —powiedziała.

     Szybko omiotła spojrzeniem miejsce w którym byli. Było to miejsce nieopodal szuwarów, dokładniej niewiele rozrzedzenie między dorodnymi dębami, które wspaniale prezentowały się w złocistej barwie. Chociaż trawa była jeszcze jasnozielona, inne rośliny zaczęły już tracić swą wesołą barwę, zamieniając się w ponure i uschnięte krzaki. Jaszczurza Łapa wyglądał jakby chciał jej coś powiedzieć. Tylko c...

—Szara Łapo ...—zaczął spuszczając wzrok.

—Nie— odpowiedziała natychmiast. —Zakochałeś się we mnie?!— wyrwało jej się to z taką siłą że kocur zjeżył sierść.

—OCZYWIŚCIE że NIE! Wiesz że czuję mięte to Sowiej Łapy!—warknął.

     Uczennica trochę zawstydzona i zbita z tropu usadowiła się w miejscu gdzie przed chwilą siedziała.

—Chodzi o to, że na granicy z klanem... Z klanem południa...— kotce serce zaczęło łomotać o żebra jak oszalałe. Czyżby odkrył jej nocne pogawędki z jej bratem?

—I... I co?— zapytała.

—Twój brat umówił się na dzisiejszy wieczór z pieszczoszką.— mruknął jakby lekko rozbawiony. —Śmieszne.

      Furia zawładnęła całym ciałem kotki, a ona nie powstrzymywała tego. Chciała zatonąć, w otchłani gniewu, chciała wbić bratowi do jego małej główki, że czysta klanowa krew się liczy, chciała coś zrobić, a nie stać tak bezczynnie...

Najpierw ojciec, potem brat!—Jaszczurza Łapa wzdrygnął się tak gwałtownie, że padł do tyłu. Szara Łapa nie przemówiła swoim głosem.

    Z pyska ucznia zaczęła wypływać piana, cały dygotał, miotał się, próbował jęczeć, na brzuchu widać było brakujące kępy sierści, kocur otworzył szeroko oczy i...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro