Jesteś Za Chuda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie płakałam. Leżałam na tym niewielkim łóżku, w równie małym pomieszczeniu i bezmyślnie patrzyłam na biel przed moimi oczami. Co innego mogłam zrobić? Jeśli wierzyć jego słowom, nie licząc służby byłam tu sama. Mogłam wyjść na zewnątrz i poznać moją klatkę, jednak nie czułam się na siłach, by chociażby się podnieść.

Godziny płaczu, środek uspokajający wraz z brakiem apetytu uczyniły mnie apatyczną i obojętną na wszystko. Sądzę, że mój umysł bronił się w ten sposób przed szokiem i strachem. Nie czując nic nie mogłam poczuć również tego, co najgorsze.

Pamiętam gdy kiedyś ojciec zabrał mnie jako dziecko do teatrzyku z lalkami. Zachwycona podziwiałam tańczące na cienkich sznurkach lalki, a po przedstawieniu wybłagałam u ojca, by zobaczyć je ponownie. Już wtedy był znanym politykiem i wejście za kulisy nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Pełna oczekiwania i radości wbiegłam na krótkich nóżkach za scenę, oczekując tych samych kukiełek, ruszających się, prawie żywych. Nie zapomnę szoku, gdy zobaczyłam je leżące bez ruchu na półce. Ułożone w równym rządku były nieruchome i zdawały mi się martwe.

Czemu o tym myślę? Ponieważ teraz czuję się tak samo jak te kukiełki. Moje przedstawienie już się skończyło, więc leżę tu nieruchoma i bezużyteczna jak one. Czekam aż życie ponownie zdecyduje się pociągnąć za sznurki, ale wygląda na to, że nie nastąpi to zbyt prędko.

Biel w końcu zaczęła umykać sprzed moich oczu, zastępowana czernią w miarę jak robiłam się coraz bardziej senna. Mimo to nie mogłam usnąć. Stałam na granicy tych dwóch stanów, a zbyt szybko gnające myśli nie pozwalały mi oddać się w objęcia Morfeusza.

Ile tak leżałam? Nie wiem. W pokoju nie było zegarka, a nawet gdyby był nie miałabym siły na niego spojrzeć. Dopiero trzask drzwi w głębi domu i nagła krzątanina wzbudziły moje zainteresowanie. Zdałam sobie sprawę, że o ile kiedy położyłam się na łóżku przez niewielkie okienko wpadało trochę światła teraz było już całkowicie ciemno. Przynajmniej dopóki drzwi nie otworzyły się zdecydowanym ruchem i ktoś nie włączył ostrego, rażącego światła. Skrzywiłam się i odwróciłam głowę na bok.

- Wstawaj Emmo.

Głos należał do Barreta, mojego pana. Z chwilą, gdy spróbowałam wykonać polecenie, doszło do mnie, że nie dam rady się podnieść. Głód i brak snu odebrały mi siłę niezbędną do czegokolwiek ponad oddychaniem i bezwolnym obserwowaniem rozwoju akcji.

- Emma, to był rozkaz.

Poczułam rękę na ramieniu i po chwili moja głowa została podniesiona do góry. Zdążyłam spojrzeć na niego nieprzytomnie nim bezwładnie opadła w dół.

- Emma?

Tym razem w głosie nie było irytacji, tylko strach. Bez przytrzymującej mnie ręki, która nagle zniknęła z powrotem opadłam na materac. Do moich uszu docierały szybkie kroki i po chwili ktoś znowu był przy łóżku i nerwowo podwijał rękaw sukienki, w którą zostałam ubrana jeszcze na aukcję. Poczułam delikatne ukłucie w ramię, jednak nie miałam siły protestować. Co mi podawali tym razem? Jestem spokojna, nie potrzebuję kolejnego środka uspokajającego. Chciałam to powiedzieć, jednak język odmawiał mi posłuszeństwa.

Znowu zostałam posadzona, tym razem znaczenie wolniej. Do ust przytknięto mi szklankę.

- To woda z cukrem, pij.

Piłam czując jak część płynu nie trafia do ust i ścieka mi po twarzy. Zaczęłam się trząść, nijak nie mogąc zapanować nad gwałtownymi skurczami mięśni. Świat zakołysał się, gdy zostałam wzięta na ręce, a Barret... chyba Barret biegł korytarzem. Kolejne pomieszczenie również było jasne. Sufit płonął jasnymi punktami lamp, ustawionych w równych odległościach, dając złudzenie kilkudziesięciu słońc. W tle słyszałam szum wody, jednak uwagę bardziej przyciągały jego ręce błądzące po moim ciele. Chwilę mi zajęło zrozumienie, że szuka zapięcia sukienki, które było na plecach. Z westchnięciem zniecierpliwienia rozpiął zamek. Zadygotałam kiedy zimne powietrze zderzyło się z moim prawie nagim ciałem, jednak nie zdążyłam w żaden sposób zareagować nim włożył mnie do wanny z ciepłą wodą. Czułam jak przytrzymuje głowę, by nie zanurzyła się pod wodą, podczas gdy mną przestawały wstrząsać drgawki.

Bardzo powoli odzyskiwałam zdolność ruchu, a obraz zaczął się wyostrzać wraz z ustępującą bezsilnością. Złapałam dłonią brzeg wanny i podciągnęłam się wyżej oddychając głęboko.

- Nie strasz mnie tak więcej.

W końcu odważyłam się na niego spojrzeć. Był blady, a włosy w nieładzie nachodziły na czoło i nawet drogi garnitur jaki miał na sobie był pognieciony w każdym możliwym miejscu.

- Co dzisiaj jadłaś?

- Nic, panie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Zaklął na co się lekko skuliłam. Czułam się już całkiem dobrze, pomimo lekkiej wiotkości rąk. Włożyłam za ucho wystający kosmyk, mokrych do połowy włosów. Barret widząc to nabrał trochę wody w dłonie i zwilżył je na całej długości. Chwilę później poczułam jego palce błądzące po mojej głowie i kwiatowy zapach szamponu.

- Jesteś za chuda żeby nic nie jeść. Służba powinna była dopilnować twojego obiadu i ktoś poniesie konsekwencje. – W jego głosie brzmiała ledwo tłumiona wściekłość. – Za dużo pieniędzy na ciebie straciłem, byś miała umrzeć z głodu. Nie karmili cię w domu? – dodał ostro podnosząc mnie za zbyt wąski nadgarstek.

- Karmili, panie – odpowiedziałam cicho.

Nie musiałam mu tłumaczyć, że często przygniatana nerwami i masą oczekiwań nie byłam w stanie przełknąć niczego, a że nie było ich mało wyglądałam jak wyglądałam. Byłam ruda, piegowata i zbyt chuda. Tak przynajmniej twierdziła Viola, kiedy odmawiałam ciastek i przemalowania włosów na bardziej stonowany kolor.

- Dzisiaj przychodzą do mnie znajomi i masz być obecna na tym spotkaniu – powiedział spokojnie, spłukując pianę z mojej głowy. – W pokoju, czego pewnie jeszcze nie zauważyłaś, są przeznaczone dla ciebie ubrania, które założysz na siebie i natychmiast potem pójdziesz coś zjeść, panno Watson.

Skrzywiłam się na dźwięk ironii w jego głosie, gdy wymawiał moje nazwisko. Gdyby wiedział jak niewiele osiągnął kupując mnie za jakąś zawrotną sumę. Zamrugałam oczami powstrzymując łzy. Skoro jego było stać dlaczego mój ojciec nie licytował wyżej? Nie był przecież biednym człowiekiem, stać go było, by mnie uratować.

- Wstawaj.

Chwyciłam wyciągnięty w moją stronę ręcznik i owinęłam się nim szczelnie, bynajmniej nie ze wstydu, gdyż wciąż miałam na sobie bieliznę, lecz z zimna. Z jego ręką przytrzymującą mnie za łokieć wróciłam do klitki. W milczeniu przyglądałam się jak wyjmuje szarą spódnicę przed kolano i białą bluzkę. Wyglądały skromnie, co dawało mi nadzieję. Wiele dziewczyn kupionych na aukcjach kończyło jako zwykłe prostytutki w domach właścicieli. Nie było nic bardziej poniżającego niż brak wolności i gwałt na niewinnej osobie, a nie było to czymś niespotykanym w obecnym świecie.

- Daję ci dwie minuty. Pospiesz się Emmo.

Zostałam sama. W pośpiechu zaczęłam przetrząsać szuflady w poszukiwaniu suchego stanika i majtek, które natychmiast po znalezieniu założyłam zamiast mokrej bielizny. Bluzka i spódnica pasowały idealnie, co wydawało mi się dziwne, skoro zostałam kupiona w środku nocy. Kiedy miał czas by to zakupić i skąd znał mój rozmiar?

Znowu się denerwowałam i ręce zaczęły mi drżeć zbyt mocno, bym mogła sobie poradzić z zamkiem z tyłu spódnicy. Tik tak, tik tak. Kiedy drzwi się otworzyły wciąż z nim walczyłam. Barret zdecydowanym ruchem podszedł do mnie i zapiął go. Z wyrazem rozbawienia wskazał mi stojące na podłodze płytkie baleriny, które, rozumiejąc jego intencje, założyłam na nogi.

- Wyglądasz... - Przejechał językiem po ustach. – Wyglądasz jak największy koszmar Watsona.

Jego śmiech wypełnił całe pomieszczenie, a ja odruchowo dotknęłam zapiętej na mojej szyi obroży.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro