Odwróć Się, Proszę...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zostałam silnie popchnięta do przodu, w kierunku drzwi. Niepowstrzymywana odruchowo osłoniłam się rękami, jakby ten gest miał mi pomóc odzyskać choć odrobinę godności, z której mnie odarto. Rzuciłam przelotne spojrzenie na Rafaela, który w dalszym ciągu próbował się wyrwać z rąk łowców. Mnie również ogarniała coraz większa panika.

-Zaprowadźcie ją do łazienki. Ma wyglądać dokładnie tak jak na przemówieniach, kiedy stała za ojcem. Nie chcę ryzykować, że ci idioci jej nie rozpoznają lub nabiorą wątpliwości co do autentyczności towaru.

Tym razem zostałam mocno złapana za ramię. W końcu rozwiązali sznur ograniczający moje nogi, chociaż teraz nie wiele to zmieniało. Trzęsłam się tak bardzo, że zrobienie kroku graniczyło z cudem. Na korytarzu wywaliłam się i runęłam na dywan. Skrępowane ręce nie pozwoliły zamortyzować upadku i jeszcze zanim łowcy mnie podnieśli poczułam wypływającą z nosa ciecz. Łzy zasłaniały mi widok.

Dopiero teraz w pełni zaczynało do mnie dochodzić co mnie czeka. W odruchu rozpaczy szarpnęłam się i spróbowałam wyrwać. Nawet gdyby silny uchwyt nie zatrzymał mnie w miejscu i tak byłam już stracona. Z miejsc takich jak to nie da się uciec. Można je opuścić tylko jako czyjaś własność. Trafiłam do przestronnej łazienki. Stojąca w rogu wanna była pełna parującej wody. Obecny wszędzie głęboki, czerwony kolor napawał mnie obrzydzeniem.

-Rozbieraj się mała, nie mamy dużo czasu.

Otworzyłam szerzej oczy i cofnęłam się o krok, osłaniając się szczelniej rękami. Zniecierpliwiony mężczyzna machnął na resztę ręką, aby wyszli. Kiedy zniknęli za drzwiami spojrzał na mnie gniewnie. Przez chwilę zastanawiałam się co może mi zrobić. Nie były to dobre myśli.

-Jeśli ci to pomoże, mam na imię Robbie, nie Robert. Jestem kierowcą w naszej ekipie, a po godzinach robię za stylistę. Uwierz mi, widziałem już tyle nagich kobiet, że twój widok, nawet jeśli jesteś pierwszą córką, nie zrobi na mnie najmniejszego wrażenia. – Słowa wypowiadane powoli i spokojnie, wpływały w pewien sposób kojąco. W końcu zaczęłam otrzymywać jakiekolwiek informacje, zamiast tracić siłę na panikę. Dopiero teraz zauważyłam, że mówiąc cały czas się do mnie zbliżał i teraz stoi tuż obok. Pisnęłam kiedy wyciągnął w moim kierunku ręce, jednak jedynie rozwiązał resztę sznurów. Poczułam jak krew z powrotem napływa mi do rąk. -Zdejmij buty mała.

Posłuchałam się go. Z resztą buty mnie nie obchodziły. Stałam skulona i czekałam na dalsze rozkazy. Z kpiącym uśmiechem spojrzał na moje majtki – jedyną część ubrania, którą ciągle miałam na sobie.

-To też.

Nawet nie drgnęłam. Z oczu popłynęła mi kolejna partia łez, a serce zaczęło bić jak szalone. Położył mi ręce na ramionach i westchnieniem irytacji odwrócił plecami do siebie. Usłyszałam jedynie chlast, kiedy przeciął cienki materiał. Niemal natychmiast zostałam wepchnięta do wanny. Podciągnęłam kolana pod brodę, oplotłam je rękami i czekałam. Ciszę przeszył jego śmiech.

-Nie będę cię mył, z resztą chyba nie chciałabyś tego – podał mi gąbkę i butelkę z szamponem.

-Odwróć się – wyszeptałam błagalnie. – Proszę...

Wykonał moją prośbę niemalże natychmiast. Wszystkie czynności ograniczyłam do niezbędnego minimum. Nie chciałam ryzykować, że spojrzy w którymś momencie, ani że straci cierpliwość przez zbyt długie czekanie. Dodatkowo trzęsące się dłonie niczego nie ułatwiały.

-Ręcznik wisi na ścianie obok. Jeśli tak ci zależy owiń się nim, masz pięć sekund.

Zaczął głośno odliczać, a ja szybko wyciągnęłam rękę po czerwony materiał i osłoniłam się nim szczelnie. Czułam jak błyskawicznie ręcznik przemaka na plecach, gdy wsiąka w niego woda z mokrych włosów. Stałam wyprostowana. W końcu byłam szczelnie zasłonięta, co powalało mi czuć się choć odrobinę pewniej. Odwrócił się i błysnął zębami w uśmiechu. Bez słowa wskazał mi toaletkę, a ja bez sprzeciwu usiadłam na krześle przy niej. Widziałam w lustrze swoją bladą, lekko piegowatą twarz. Pod oczami dalej pozostało trochę tuszu, a mokre, rude włosy odbijały mocne światło. Łowca stojący za moimi plecami sięgnął po kosmyk, a następnie po szczotkę i suszarkę.

-Widać, że dbasz o nie – powiedział zagłuszany przez szum gorącego powietrza.- Są regularnie strzyżone, prawda? Wiele dziewczyn nie poświęca włosom należnej im uwagi. Rozdwojone końcówki, suchość, a nawet łupież – wzdrygnął się tworząc łagodne loki.

Patrzyłam podejrzliwie na jego płynne ruchy. Po co mi o tym mówił? Chciał żebym poczuła się swobodnie? Opuściłam wzrok na splecione dłonie. W milczeniu pozwoliłam by zmył resztki makijażu i nałożył go ponownie. Nie protestowałam, gdy kazał mi założyć elegancką, czarną sukienkę i szpilki, skoro tym razem bez słowa odwrócił się tyłem. Kiedy jednak drzwi się otworzyły zaczęłam spazmatycznie płakać. Tam czeka mnie nowe życie, dużo gorsze niż to, które wiodłam do tej pory.

Poczułam mocne uderzenie w policzek.

-Stul pysk! Niszczysz cały makijaż!

Łowca potrząsnął mną, co w połączeniu z uderzeniem jedynie pogorszyło sytuację. Po chwili poczułam ukłucie w ramię i wbitą w nie igłę. Wierzgnęłam się. Co mi wstrzykuje? Po co to robi? Bez słowa wytarł ślady łez spod oczu i siłą wyprowadził na korytarz, gdzie czekała reszta drużyny. Plątały mi się nogi i co rusz się potykałam. Wszystko robiło się takie zamglone, falujące i niestabilne. Serce zwolniło tempo, a w głowie czułam dziwny ciężar. Strach został zastąpiony przez obojętność, zupełnie jakby jedynie oglądała film sensacyjny.

Krok po kroku pokonałam schody, które prowadziły w dół. Ciemność utrudniała poruszanie się, jednak łowcy nie mieli z tym problemu. Posadzili mnie na niskiej ławce. Głowa opadła mi do dołu, a ja nie miałam siły by ją podnieść. Czy nie tak Viola opisywała kac?

-Ile jej tego dałeś?- głos doszedł jak przez mgłę.

-Półtorej porcji. Przejdzie jej dopiero za parę godzin.

-To nie za dużo? Szef wkurzy się, jeśli dziewczyna zaliczy glebę na scenie.

-Spokojnie. Licytują dopiero czternastą osobę. Ruda pójdzie na sam koniec, tuż po muzyku. Myślisz, że odpali nam coś ekstra?

Przestałam słuchać. Gubiłam się w ich paplaninie. Złapałam się rękami za skronie, chcąc pozbyć się dziwnego uczucia otępienia. Musiałam dostać dość dużą porcję środka uspokajającego. Jak mówili? Przestanie działać za parę godzin. Jęknęłam czując narastające mdłości, ale nie miałam już czym wymiotować. Zza szklanej tafli dochodziły do mnie pojedyncze słowa i dźwięk młoteczka kończącego aukcję, który rozbrzmiewał raz za razem. Brzdęk przycisków podbijających cenę, jakby wartość człowieka dało się zmierzyć w dolarach.

Przez chwilę zastanawiałam się ile ludzi, poza mną, oficjalnie utraci dzisiaj status wolnego człowieka. Jak wiele z nich nie przeżyje pierwszego roku w niewoli. Myślałam jakim potworem jest mój ojciec, skoro zatwierdził ustawę zezwalającą na takie okrucieństwo. O ile w ogóle zdawał sobie sprawę jak to wszystko wygląda naprawdę, bez wykalkulowanych zysków i strat ze sprzedaży.

-Wstawaj mała, twoja kolej. Idź prosto i się nie garb. Zuch dziewczynka.

Powoli wstałam i poszłam we wskazanym kierunku, tupiąc absurdalnie wysokimi obcasami. Gonił mnie śmiech i gwizdy. Ciemność gwałtownie przeszła w oślepiające światło. Krzywiąc się osłoniłam oczy i zrobiłam kolejny krok do przodu. Och, Viola, gdybym wiedziała ile ta eskapada będzie mnie kosztować... Wokół rozległ się głęboki głos wzmacniany przez głośniki.

-Zaczynamy aukcję numer czterdzieści dwa.


Po długim czasie w końcu coś. Wymęczone, utworzone na siłę, ale mimo to kochane. Nie wiem czy się wam spodoba. Mam nadzieję

Studentka II Roku

Blanccca


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro