Tak Naprawdę Jestem Nikim

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Barret prychnął cicho i odchylił się na krześle w lekceważącym geście. Mimo to nawet na chwilę nie spuścił oczu z senatora. Zdałam sobie sprawę, że lekko wstrzymuję oddech w oczekiwaniu na dalsze słowa, chociaż jeśli moje przeczucia się nie myliły, nie dowiem się niczego dobrego.

- Emma... - Drgnęłam słysząc swoje imię padające z ust Barreta. Wyglądał na zniesmaczonego propozycją, przez co na moje policzki wypełzł rumieniec zażenowania. – Dlaczego akurat ona? Nie rozumiem cię. Wiesz doskonale, kim jest ta dziewczyna, więc...

Zawiesił głos, zupełnie jakby nie umiał ubrać w słowa tego, co bez problemu słyszałam w jego tonie głosu – przemożnej niechęci. Nie wiedziałam czy była ona skierowana tylko przeciwko ojcu, czy również i mnie.

- Skup się i spróbuj pomyśleć. – Senator wziął niewielki łyk ze szklanki i obrócił ją w dłoniach. – Po pierwsze ma dobre nazwisko, które połączone z odpowiednią kampanią wzbudzi nie tylko zainteresowanie i poparcie. Przy odrobinie szczęścia może nawet wybielić twoje nazwisko, prawda dziecko?

Drgnęłam lekko, patrząc z zaskoczeniem na senatora. Spuściłam wzrok na kolana. Co miałam odpowiedzieć? Że wezmę udział w tym szaleństwie? Że nie zgadzam się na to? Prawda była taka, że nie miałam nic do powiedzenia, byłam tylko...

- To niewolnica. – W moje myśli wdarł się głos Barreta, dokańczając je niemal idealnie.

Otóż to. Skoro nie jestem wolna, tak naprawdę jestem nikim. Jakiekolwiek nie były by ich plany ja wciąż jestem nikim. Jako niewolnik mogę posiadać jedynie imię, a i to nie jest mi zagwarantowane.

- Nie ma osobowości prawnej. Jak miałaby startować? Ted, nie sugerujesz chyba, że mam ją uwolnić ledwo po zakupieniu? Wydałem majątek – dodał gorzko. – A co gorsza zrobiłem to pod wpływem impulsu.

- Do wyborów pozostało pół roku – powiedział cicho senator. – To niewiele czasu, ale jeśli Emma zdecydowałaby się nam pomóc, mamy szansę nawet na wygraną, a jeśli nawet nam się nie uda, jest szansa, że skłonimy ludzi do naszego sposobu myślenia. – Szklanka brzęknęła o szklany blat stołu, a senator splótł dłonie i oparł na nich brodę. – Tym razem nie możemy pozwolić, by Watson dostał pełne poparcie, gra toczy się o zbyt wiele.

- To wiem aż za dobrze. jeśli ustawa o handlu przejdzie, straty będą trudne do wyrównania – westchnął ciężko Barret.

Słowa o ustawie handlowej niejasno rozbrzmiały w mojej głowie. Miałam wrażenie, że wiem o co chodzi, chociaż ojciec nie dyskutował jeszcze ze mną na jej temat. To znaczy... nie kazał mi rozpisać jej wad i zalet, co zwykł czynić. Moje opinie na temat ustaw nigdy nie wpływały na jego decyzję. Miały stanowić jedynie rodzaj testu dla mnie, na podstawie którego mogłam zostać skarcona lub zganiona. Pochwały nieczęsto wchodziły w grę. O ile na początku pod każdą propozycją ustawy pisałam to, co o niej myślę, dość szybko oduczyłam się wyrażać własne opinie. Ojcu zawsze chodziło tylko o to, żeby nauczyć mnie myśleć w „odpowiedni sposób". Westchnęłam cicho, nie mogąc powstrzymać dźwięku ulatującego z moich ust.

- Emma?

Drgnęłam przestraszona, zdając sobie sprawę, że zupełnie nie słyszałam tego, co mówił do mnie mój pan. Musiał zauważyć przedrażnienie w moich oczach, ponieważ sarknął z wyraźną irytacją.

- Pytałem, czy wiesz cokolwiek na temat ustawy handlowej.

- Ojciec nie przedstawił mi jeszcze jej planów – odpowiedziałam spokojnie, pamiętając o utrzymaniu kontaktu wzrokowego. Nie chciałam problemów.

Senator spojrzał na mnie z uwagą, a ja poczułam gęsią skórkę na ramionach. Spojrzeniem zadawał kłam moim słowom, jednak nie zarzucił mi nieprawdy.

- Emmo. – Zadrżałam słysząc swoje imię wymawiane z niesamowitym naciskiem. – Nie masz żadnych zobowiązań względem ojca. Ciebie samą dotknęło prawo, które uchwalił.

Po całym moim brzuchu przeszła błyskawica bólu spowodowanego strachem. Czy to ma być zemsta Barreta? Nie zabicie mnie, nie upokorzenie, ale postawienie naprzeciw niego? Pokonanie go ostrzem, które sam stworzył? Poczułam rozdarcie. Z jednej strony pojawiła się pokusa zmienienia tego, co od dawna uważałam za złe, ale autorytet ojca wisiał nade mną niczym miecz. Pod jego ciężarem czułam się niezdolna do podjęcia decyzji. O ile ta decyzja w ogóle ma być moja – przemknęło przez moją głowę. Uświadomiłam sobie, że zaskoczona obrotem sytuacji zagalopowałam się za marzeniami. Nawet jeśli zostanę dopuszczona do władzy, dalej pozostanę tylko marionetką i ta część nigdy nie ulegnie zmianie. Zmieni się jedynie osoba pociągająca za sznurki, a w tym wszystkim moje położenie pozostanie takie same. Wykrzywiłam usta w wyrazie goryczy, której nie umiałam opanować.

- Nie jestem wolna. Kieruje pan pytanie do złej osoby – powiedziałam najspokojniej jak umiałam, świdrując rozmówcę wzrokiem. – Przykro mi, senatorze.


Hej... To ja...

Tak cichutko i bez fajerwerków, za to ze śmiesznie krótkim fragmentem. Dalej nie mogę sobie przypomnieć jak się pisze, więc wybaczcie mi wszystkie potknięcia (tylko wskażcie - poprawiam je namiętnie), ale chwila minie zanim znowu się odnajdę wśród meandrów sztuki pisania.

Mam już plany co do Emmy, ale co zwykle podkreślam, Wasze sugestie są dla mnie niesamowicie istotne.

Serdeczne pozdrowienia dla Michalina145.Dziękuję, że dałaś mi powód do ponownego zagłębienia się w życie Emmy :)


Ta, Która Jutro Rusza Na Podbój Siedmiu Pieczęci Indeksu,

Blanccca

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro