Wyszłyśmy Za Późno

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szybciej! 

Płuca paliły niemiłosiernie, a nogi powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa. To niesprawiedliwe. Przemknęło mi przez myśl, kiedy zataczając się oparłam na chwilę ręce o szary budynek. Przynajmniej zakładałem, że jest szary, bo wokół było ciemno jak w piekle. Jak zawsze po godzinie policyjnej. Zaczerpnęłam trochę powietrza i nie czekając na dźwięki pogoni zaczęłam znowu biec. 

Miało być inaczej. Dzisiaj... a może już wczoraj? Nieważne. Ważne jest, że skończyłam dwadzieścia lat. Viola stwierdziła, że to ostatni dzwonek, żeby zrobić coś głupiego, zaszaleć zanim życie zamieni się w monotonną pracę, a później rodzenie kolejnych dzieci. Miałyśmy tylko wyjść do klubu... Pomyślałam żałośnie. Kiedy wszystko się spieprzyło?

Muzyka była ostra i głośna. W moich uszach brzmiała jednak słodko wolnością i czymś zakazanym. Tańczyłam jak w transie, nie patrząc na czas. Viola tańczyła pijąc kolejne drinki, których ja sobie odmawiałam, by zachować trzeźwość umysłu i móc zapamiętać tę niezwykłą noc. Tańczyłam z paroma przystojnych chłopcami. Byli inni niż ci grzeczni i ułożeni młodzieńcy, których przedstawiali mi rodzice podczas bankietów. Byli twardzi i podniecająco niebezpieczni. Wytarte jeansy w przeciwieństwie do uprasowanych w kant spodni robiły na mnie piorunujące wrażenie. Ich właściciele byli jak bohaterzy przedwojennych książek prababci. 

Wyszłyśmy za późno. Viola miała pilnować godziny, tak byśmy mogły bezpiecznie wrócić do domu, ale alkohol za bardzo zakręcił jej w głowie i odebrał zdrowy rozsądek. Kiedy spanikowana w końcu znalazłam ją na parkiecie ledwo trzymała się na nogach, a jej partner składał obleśnie mokre pocałunki na jej odchylonej szyi. Kolejne cenne minuty zmarnowałam na odklejenie ich od siebie. Viola nie miała najmniejszego zamiaru opuszczać dyskoteki,  bo parę kieliszków temu w jej żyłach zaczęła buzować nadmierna odwaga. 

Czas mijał, a ona nie chciała się ruszyć. Wymierzyłam jej mocny policzek i zaczęłam na nią krzyczeć. Zdezorientowana pozwoliła mi wyprowadzić się z budynku. Gdybym wiedziała jak wolno będzie iść nie wahałabym się i dała jej w twarz wcześniej. Może gdybym to zrobiła nie biegłabym teraz szaleńczo po śpiący mieście. 

Było już siedem minut po dwudziestej drugiej. Siedem minut niewyobrażalnego lęku, ale mimo to przytrzymywałam chwiejącą się Violę. Nie mogłam jej zostawić. Ta eskapada była naszym wspólnym pomysłem, czułam się za nią odpowiedzialna. Wiedziałam, że ona to samo zrobiłaby dla mnie.

Zatkałam jej usta ręką kiedy głośno zachichotała. Za głośno. Widziałam już jej dom. Było już dwadzieścia trzy po, a nam dalej nic się nie stało. Przyspieszyłam kroku, tak, że pijana Viola prawie potykała się o swoje karykaturalnie wysokie szpilki. Szybko wstukując kod pchnęłam furtkę i nie domykając jej przytaszczyłam przyjaciółkę pod drzwi. 

-  Kofam siee - wysepleniła całując mnie w usta i rozmazując na moich wargach swoją szminkę.

Bez słowa odepchnęłam ją na odległość wyprostowanych rąk. Po alkoholu Viola wszystkich całowała. Miała miękkie i delikatne usta. Chłopcy szaleli na ich punkcie. I nie tylko z ich powodu. Nawet zalana w trupa, z rozmazanym makijażem była piękna. Ciemne, prawie czarne proste włosy okalające twarz z wydatnymi kościami policzkowymi i te uwodzicielskie brązowe oczy. 

Nie protestowałam kiedy znowu objęła mnie ramionami. Uścisnęłam ją mocno i posadziłam na ławce obok drzwi, tak by za dwie lub trzy godziny kiedy już dojdzie do siebie zdołała się bezszelestnie wślizgnąć do domu. 

Z bijącym sercem wyszłam z powrotem na ulicę. Pół godziny po czasie... Z nerwów robiło mi się niedobrze, ale nie miałam wyboru. Ojciec, a właściwie ojczym Violi był członkiem patrolu, jednak my wolałyśmy nazywać go pieprzonym służbistą. W skrócie oznaczało to, że gdyby odkrył mnie przed szóstą rano na terenie swojej posesji zaciągnąłby mnie do sądu, nie patrząc na to kim jestem. A może i patrząc? Nienawidził Violi tak samo jak ona jego. W ich domu zdawało się, że Trzecia Wojna dalej trwa. 

Na dźwięk trzasku odruchowo spięłam ramiona. Obróciłam się szybko dookoła. Obok śmietnika leżał plastikowy kubek. Spokojnie, uspokój się. Minęło już ponad pół godziny, pewnie dzisiaj nie wyszli. Myśl była co najmniej głupia i naiwna. Mogli być w innej części miasta, ale na pewno byli.

Plastikowy kubek smętnie zamierał w bezruchu. Nie wiało... Dlaczego spadł? Serce zabolało mnie kiedy skurczone strachem przestało nadążać ze swoją pracą. Instynkt kazał mi uciekać i chociaż skostniałe ciało stawiała opór spięłam mięśnie i zaczęłam biec. 

Przez pęd wiatru usłyszałam stłumiony okrzyk. Trafiłam na obserwatora. Reszta zaraz rozpocznie pogoń, nie było czasu na myślenie. Za furtką będę bezpieczna. Przed oczami minął mi obraz trzypiętrowego bloku. Muszę zdążyć. Odległość, która w dzień wydawała się niewielka teraz straszyła swym ogromem. Z naprzeciwka zbliżały się dwie wysokie sylwetki. Z panicznym wrzaskiem skręciłam w lewo. Miasto jest zbudowane na planie siatki. Droga będzie trochę dłuższa, ale dam radę.

Słyszałam ich ciężkie buty uderzające o ulicę. Szybkie zerknięcie upewniło mnie że się zbliżają. Zgubę ich

W ostatniej chwili skręciłam w boczną uliczkę. Patrzyłam pod nogi ciesząc się z wyboru płaskich butów. Przeciągły gwizd kazał mi podnieść głowę. Z naprzeciwka szła kolejna para. Rzężąc z każdym wdechem odbiła w kolejną boczną uliczkę. Zły wybór...
Patrzyłam nie wierząc własnym oczom. Naprzeciwko mnie była murowana ściana. To już koniec. Odwróciłam się do wylotu zaułka. Pięć cieni zbliżało się do mnie miarowym krokiem. Zaczęłam biec w kierunku ściany. Moje dłonie błądziły po niej z żałosną nadzieją, ale powierzchnia była zbyt gładka.
Wrzasnęłam czując na ramieniu silną dłoń. Ile razy taki właśnie zrozpaczony wrzask wyrywał mnie ze snu? Teraz należał on do mnie i rozbrzmiał ponownie, kiedy druga ręką objęła mnie w talii i odciągnęła do tyłu. 

- Stul się mała. Dobrze wiesz, że nikt nie przyleci ci na ratunek. 

Ochrypły głos spowodował tylko większą panikę, jednak nim zdążyłam nabrać dość powietrza do kolejnego krzyku ktoś inny włożył mi do ust szmatkę. 

-  Co za piękne usteczka- zaśmiał się. Przez łzy, które nagle zaczęły obficie płynąć po twarzy nie widziałam właściciela głosu. - Wolałbym wsadzić ci w nie coś innego... 

Palec powoli obrysował mi dolną wagę, a ja trzęsłam się jak osika. Poczułam ucisk w nogach i na rękach. Związali mnie jak stary dywan i tak samo jak dywan, przerzuconą przez ramię nieśli. Nie widziałam samochodu dopóki nie zostałam do niego rzucona. Nos zatkał mi intensywny zapach tytoniu. Po chwili mężczyźni siedli po obu moich stronach, zmuszając mnie do wyprostowane się. Trzasnęły drzwi. 

Samochód musiał być sześcioosobowy, bo poczułam podmuch czyjegoś oddechu na karku i ręce chciwie przeczesujące moje włosy. Miałam zatkane usta przez co wydałam z siebie jedynie stłumiony pisk. 

- Mogę ją zabawić zanim oddamy szefowi? Jest śliczniutka.

Komentujcie, piszcie prywatne wiadomości, chcę wiedzieć co o tym myślicie. Tym razem sumiennie obiecuję nie usuwać tego pod wpływem chwilowego załamania ;)

Nieugięta Blanccca



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro