12. Ale jaja, to nie kabaret

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Dobre dziewczynki mają swój urok,

 którego chcesz spróbować. 

Na początku nie po to, żeby go skazić, 

a żeby chociaż na chwile, poczuć się lepiej"

Lucas

Budzą mnie otwierające się drzwi od mojego mieszkania. Czy to Jack wrócił tak wcześnie? Która jest w ogóle godzina? Patrzę na mikrofale, która jest jedynym miejscem, w którym wyświetla się poprawna godzina. Jest koło dziewiątej. Nie wiem, o której ludzie zaczęli wychodzić, bo po zejściu z balkonu, byłem, zbyt skupiony na piciu i zamienianiu papierosów na zioło. Nie mam pojęcia, kiedy Sharon sobie, stąd poszła. Posunąłem się za daleko i o wiele dalej, niż zamierzałem. Zawsze jest taka naturalna ale nie dzisiaj. Makijaż zakrywał jej piegi, które zapewne dla większości są skaza, a nie urokiem. Do tego miała pomalowane usta, nie mam pojęcia, jaki to był kolor, chyba jakaś czerwień. Może fakt, że nie do końca przypominała siebie.. no ale cóż, wystarczyła, że się, kurwa, odezwała i od razu była tą samą Sharon. Więc, co ja sobie do cholery myślałem? Nie wiem, ale nie wiem też, co ona sobie myśli, wchodząc do mojego mieszkania. Z moich kolan podnosi się Mike, który musiał na mnie zasnąć.

– Co tutaj robisz, kurwa? – przecieram oczy, pewnie przydałby mi się prysznic.

– O więc, poranki także zaczynasz od tego uroczego słowa – zamyka za sobą drzwi i widzę, że stara się to zrobić, jak najciszej, aby nikogo nie obudzić – Scarlett powiedziała, że zawsze potrzebujesz porządków, przy sprzątaniu, a skoro także nabałaganiłam.. – przechodzi nad porozrzucanymi butelkami i stara się żadnej nie poruszyć albo na żadną nie nadepnąć – Przyniosłam też jajka – unosi do góry torbę, w której za pewne one są. Jest ubrana w te same spodenki, co wczoraj i nie wiem, czy to po to, żeby mnie zirytować, czy co.

Patrz, kurwa, jak nie możesz mnie mieć.

Chociaż, pewnie obyłoby się w jej przypadku bez przekleństwa.

– Lubisz jajecznice? – w ogóle na mnie nie patrzy. Wchodzi do kuchni, w której praktycznie się nie gotuje, a co najwyżej odgrzewa rzeczy, które Jack przyniesie z restauracji, w której pracuje albo w ogóle, jakieś gotowe dania. Nie umiemy z bratem gotować. Czy jajecznica to gotowanie?

Dlaczego zastanawiam się nad głupimi jajkami, zamiast nad tym, co ona tu w ogóle, po wczoraj robi? Czy ona nie ma za grosz instynktu zachowawczego? Czy chce mi biegać przed nosem, pokazywać, jaka jest dobra i cudowna, a ja nigdy nie będę mógł jej mieć, bo zawsze będzie pamiętać kim jestem. Ta, ja też nigdy o tym nie zapomnę.

Gdy podnoszę głowę Mike'a ze swoich kolan, trąca on stopą Caluma i Scarlett leżących w objęciach na podłodze. Scarlett przebudza się pierwsza. Budzi się też reszta osób, która nie była zdolna, aby stąd rano wyjść. Teraz jednak wychodzą i zostaję sam z najbliższymi przyjaciółmi. Dziewczyna Caluma nie byłaby częścią ekipy, gdyby nie to, że jest jego dziewczyną. Jednak nie oszukujmy się, są nierozłączni. Oboje dający sobie coś, czego nie jestem w stanie pojąć, ale tego nie neguję. Kim, kurwa, jestem, żeby krytykować cudzą miłość. Mógłbym to robić chyba tylko z zazdrości.

– Sharon – odzywa się Scarlett, bo zauważa ją, gdy tylko podnosi się z ziemi – Co ty tu robisz? – dobrze, że ona także jest zaskoczona, to znaczy, że nie spodziewa się takiej dobroci, nawet po niej.

– Przyszłam pomóc i będę robić jajecznicę, jak tylko tu posprzątam – patrzy na tonę pustych butelek, jest tam też pełno niedopałków i może trochę zielonego, które wypadło.

– O to bardzo miłe z twojej strony! Już ci pomagam!

Calum z Mike'm rzucają mi spojrzenia, których nie rozumiem. Co? Znalazłem przylepę? Powinienem się bać? Zdecydowanie to nie jest to.

– Muszę zapalić – mówię to o wiele głośniej, niż to konieczne, za pewne celowo. Może pokazując, że sram na te jej jajecznicę, że nie obchodzi mnie jej nagła dobroć, gdy tak naprawdę jest w środku dupkiem, a nie musi nim być. Nie, mając wszystko.

Szukam papierosa, chociażby jednego. Kurwa, kurwa, kurwa. Kieszenie moich spodni są puste, a wokół są tylko niedopałki. Nie upadłem tak nisko. Wracam do salonu.

– Macie fajkę? – pytam chłopaków.

Zaczynają szukać, po swoich kieszeniach, ale u nich także pusto, co gorsza nie jestem pewny, czy mam wystarczającą kwotę na całą paczkę. Ojciec Sharon uparł się, aby płacić mi raz w miesiącu, a nie, co tydzień. Uznał, że to lepszy sposób na oszczędzanie.

– Może zabrałbyś się do sprzątania, a nie wykorzystywał do tego innych ludzi?

– Nawet cię tu nie zapraszałem, więc po co się odzywasz, Sharon? Jeśli chcesz mi włazić buciorami w życie, to tylko do mojego cholernego łóżka! – wrzeszczę wkurwiony.Tak, jestem wkurwiony. Wywraca moje życie do góry nogami, sprawiając, że chcę ją pocałować, dając mi mylne wrażenie, że ona także tego chce, a potem po raz kolejny zostaję sprowadzony do ziemi, bo mam złe zwyczaje. A kto do cholery miał mnie nauczyć dobrych?

Chciałbym powiedzieć, że tym razem też ją zagiąłem, ale ona rzuca we mnie pierdolonym jajkiem.

– Co mówiłeś? – szczerzy się, szerzej, niż kiedykolwiek widziałem.

Widzę, że trzyma w dłoniach już dwa kolejne jajka.

– Cholera, Stone! – to najgorsza z możliwych odpowiedzi, jednak nie jest jest powodem, aby rzucić we mnie kolejnym jajkiem.

Udaję, że konflikt zostaje zażegnany. Zapominam, nawet na chwile o palącej potrzebie zapalenia i dołączam do niej i Scar w kuchni. Zostawiłem za pewne za sobą trochę jajka, ponieważ trafiła w moją pierś. Widzi, jak patrzę na pudełko i gdyby nie to, że trzyma w dłoni jajka, to może i by mi je wyrwała, ale tak mogę wziąć je sobie całe.

– Ani się waż.... – przerażenie narasta w jej oczach i nawet odsuwa się o krok, jakby to miało pomóc. Stoję po drugiej stronie stołu, ale moje ręce są całkiem długie i jestem, że nawet teraz trafiłbym jajkiem w czubek jej głowy.

Właściwie to nad czym się tu zastanawiać? Robię to, kurwa.

Otwiera usta szeroko ze zdziwienia, że jednak się na to zdecydowałem. Przez sekundę zastanawiam się, czy trafiłbym jajkiem do jej ust, ale szybko tracę możliwość racjonalnego myślenia, gdyż rzuca we mnie jednym z dwóch jajek, które posiada. Matematyka to moja całkiem mocna strona, dlatego patrząc na pudełko w moich rękach, łatwo jest mi sądzić, że mam przewagę, ale jednak nie na długo, ponieważ okazuje się, że ona ma dwa pudełka.

– Kurwa! – syczę pod nosem, nie będąc przygotowany na taki obrót spraw.

Właściwie to w ogóle nie byłem przygotowany na nią, ani dziś, ani nigdy.

Nie mam ochoty mieć jajek we włosach, więc się odsuwam, ale ona nie zamierza poprzestać, ja chyba też nie, ponieważ gdy ona rzuca we mnie kolejnym jajkiem i nie trafia. Od razu rzuca kolejne, więc robię to samo. Zaczynamy gonić się z tymi jajkami po salonie. Jest to pieprzony tor przeszkód. Pare jajek wpada na meble, a pare na nas. W mojej wytłaczance zostaje jedno. Patrzę na nią, oceniając swoje szanse i ilość jajek, która ona prawdopodobnie posiadam. Postanawiam, jednak, że mimo wszystko to ostatnie rozbiję na jej głowie, ale do tego muszę się do niej zdecydowanie zbliżyć. Obecnie stoimy po dwóch różnych stronach kanapy. Jest tu za dużo butelek, aby szybko biegać, ale postanawiam zaryzykować. Udaje mi się ją złapać, dosłownie w tym samym momencie, w którym potykam się o jedną z butelek i wraz z nią lecę na kanapę. Jajko, które ona trzyma w dłoni rozbija się o moją twarz, a moje o jej brodę. Przysięgam, kurwa, mogę pluć surowym jajem. Nasze spojrzenia się krzyżują.

– Nie taki burdel lubię w swoim życiu, kurwa – trzymam ręce na jej ramionach, bo za nie ją trzymałem, gdy leciałem.

Sharon prycha. Wiem, że jest już gotowa coś powiedzieć, ale moje usta dociskają się do jej i nie potrafię wytłumaczyć, tej obezwładniającej mnie potrzeby zrobienia tego, ale ona jest. Odpowiada na pocałunek tak, jak wczoraj za pierwszym razem. Może czuje same jaja, a nie smak papierosów. Może dlatego go nie przerywa, a jej dłoń wplata się w moje włosy, a z ust wylatuje pomruk.

– Co tu się do chuja dzieje? – słyszę głos brata nad sobą.

Podnoszę się z kanapy, a Sharon idzie moim śladem.

– Ile jeszcze tych cholernych panienek tutaj przyprowadzisz?! Czemu wy mu na to pozwalacie? – zwraca się do moich przyjaciół.

– Sharon, to nie.... – Scarlett zaczyna się tłumaczyć, ale on nie chce tego słuchać. Odsuwa butelki i trzaska drzwiami od naszej sypialni, zamykając się w niej.

– A więc, to rodzinne, że Hemmingsi są dupkami?

– Nawet na chwile nie możesz zamknąć tej swojej jadaczki? – rzucam do niej wściekły i wstaje.

Ona także wstaje, ale gdy tylko to robi wdeptuje w kawałek rozbitego szkła. Ma na sobie japonki, które najwidoczniej są na tyle cienkie, że przebijają te głupią gumę i wbijają się w jej stopę.

– Wiedz, że chciałam wyjść, ale teraz.. – znów opada na moją kanapę, a jej oczy robią się małe, jakby miała zaraz się rozpłakać. Nie zamierzam kwestionować jej bólu, ale to nie znaczy, że w tej chwili nie odczuwam tego samego, jeśli chodzi o jej słowa.

– Potrzebujesz księcia na białym koniu, a nie dupka, Stone.

Zostawiam ją z tą myślą i wychodzę z mieszkania. Potrzebuję cholernego papierosa, aby ten dzień stał się, chociażby znośny. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro