23. Świat oszukiwał mnie, czy teraz ja oszukuję świat?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


„Udawanie, że nie masz innej opcji, 

jest o wiele prostsze, 

niż wynajdywanie owych opcji"

Lucas

– Chcesz wejść do środka? Mama na pewno zrobiła kolacje – stoimy już pod jej domem. Nagle zrobiło się dziwnie, a ja zaciskam dłonie na kierownicy, jakbym podejmował najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Czemu nagle zrobiłem się taki niezdecydowany Sharon rzuca mi spojrzenie, które mówi, że mam się nad nim nie użalać, po czym obraca głowę w kierunku mojego domu – No chodź – zarzuca ramiona na moją szyje, ciągną mnie  w swoją stronę – Jak nie musisz gdzieś być, to możemy potem posiedzieć w ciemni i pokażę ci, jak się tam wywołuje zdjęcia. Chciałbyś zobaczyć? – zależy jej, żebym poznał jej życie i wszystko, co w nim robi. Nie robię, nawet połowy tego, ale jej to nie obchodzi, a może jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. A może zwyczajnie boi się mnie zostawić, bo gdy zrobiła to po raz ostatni to się upiłem i nie było fajnie. 

– Trochę się kleje – macham swoją biedną koszulką – Poza tym, nie wiem, czy nie mam już dosyć twojego ojca. Przynajmniej na dziś – to akurat prawda, kto wie, czy nie dałby mi kolejnych złotych rad, a ja już się nagadałem.

– To możemy zjeść u mnie w pokoju – chce mnie tak strasznie do tego przekonać, że aż szepcze mi to na ucho. Nie wie, co wtedy przychodzi mi do głowy. 

– Jesteś pewna, że nam na to pozwolą? – trochę kpię z tej sytuacji, bo nie sądzę, aby jej ojciec był, aż tak otwarty na jej doświadczenia, a przynajmniej na wiedzenie o nich. 

– Zostawimy otwarte drzwi... – a może jednak wie. Jest urocza, chętnie zobaczyłbym, jak mogę się z nią podroczyć, nawet przy otwartych drzwiach. Nie wiem, co jest ze mną nie tak. 

– Jesteś taka... – wyciągam dłoń do jej twarzy i sunę kciukiem po jej policzku – Nieprzewidywalna – jak twój pieprzony ojciec, ale może nie powinienem tego dodawać, nigdzie indziej niż poza swoją głową. 

– Ja? – to zdecydowanie nie jest słowo, którym by siebie określiła.

– Tak ty, kurwa – pstrykam go w nos, gdy ona przytulam policzek do mojego ramienia. Nie jest to zapewne najwygodniejsza pozycja, gdy reszta jej ciała praktycznie wisi w powietrzu nas siedzeniem, a ramiona zwisają z mojej piersi.

– To jak? – pyta jeszcze raz – Chodź... – ciągnie mnie jeszcze bardziej w swoją stronę, aż łapię dłonią jej ramiona.

– Dobra, dobra, kurwa, idę – brzmię na zrezygnowanego, a tak naprawdę po prostu nie jestem gotowy na wszystko, co może się tam wydarzyć. 

*

Sharon

– Mamo! – wchodzimy do mojego domu, gdy ja już od progu krzyczę i okazuje się, że niepotrzebnie, bo cała moja rodzina siedzi w salonie i je pizzę.

– Dzień dobry – widzę, jak Luke wsuwa ręce w kieszeni spodni, a mama patrzy na zegarek.

– Cześć, Luke! – ekscytuje się mój młodszy brat – Mama zgodziła się, żeby zamówić pizzę na kolacje – oznajmia – Chcecie? Sharon takiej nie lubi, ale może ty...

– To ja nam mogę zrobić coś innego – naprawdę, jak sama z siebie zaprosiłam go na kolacje, akurat mysi być pizza? Takie rzeczy to on je pewnie cały czas – Co byś zjadł?

Luke rozgląda się dookoła, chyba nie czując się pewnie. Patrzą na niego cztery pary oczu.

– To dla mnie za dużo jednego dnia – oznajmia – Dzięki, ale chyba będę leciał.. – przygryza wargę, jakby się przed czymś powstrzymywał.

– Do zobaczenia jutro w pracy? – pyta go ojciec.

Mógłby go zachęcić. Powiedzieć, że zawsze możemy zamówić jeszcze jedną, ale może dla niego to po prostu niezręczne siedzenie tutaj z nimi.

– Tak, tak – czuję te napiętą atmosferę, która wypływa także z jego ust – Sharon – wypowiada moje imię i kiwa głową, chociaż może to bardziej potaknięcie albo takie pożegnanie. Stoję tam, jak wryta, patrząc, jak wychodzi.

– Sharon.. – zwraca się do mnie mama – Zrobisz sobie kanapki, co? Masz dwie ręce – oczywiście, że mam dwie ręce i jestem w stanie je zrobić, ale nagle straciłam apetyt.

– Co robiliście? – a więc, tata dalej stoi na posterunku.

– Nic ciekawego – chcę za dużo, zawsze chcę za dużo, więc nie mam nic. Wzruszam ramionami, a tata powtarza po mnie z uśmiechem na twarzy.

– Nie miałem okazji cię przeprosić za rano – no tego się nie spodziewałam – Jesteś moim dzieciakiem i czasem jestem bardziej ojcem, niż człowiekiem – zabawne porównanie. Nie mam mu tego za złe, w szczególności, że załatwił to z Luke'm.

– Dziękuję – wie za co, bardziej, niż ja. Uśmiechamy się do siebie, a ja na jego twarzy rozpoznaję swój własny uśmiech. Siadam z nimi i w głowie dziękuję za taką rodzinę.

*

Luke

Wracam prosto do mieszkania. Jest w nim nawet mój brat, który leży na kanapie.

– O siema – podnosi się – Przyniosłem trochę żarcia z restauracji.

Mijam go i ruszam prosto do kuchni. Pewnie powinienem mu odpowiedzieć, ale średnio widzę w tym sens. Oczywiście, on uznaje, że to dobry moment na rozmowę.

– Co tam? – podziwiam go za to, jak dobrze znosi te dziurę – Dawno nie widziałem Chloe, pijanej na naszej kanapie. Co się z nią stało?

– Mówisz tak, jakbyś ją lubił, kurwa – zostawiła nam ją jego dziewczyna, gdy się stąd wyprowadzała do Sydney. Jest jeszcze z jej rodzinnego domu, co na pewno nie daje jej kilku dodatkowych plusów, chyba, że robili na niej bóg wie co. 

– A co robiłeś z córką Stone'a? – więc, wie kto to.

Jesteśmy do sobie bardzo podobni, a wcale nie mamy tak wiele wspólnego, jak kiedyś myślałem. Nie zrywa spojrzenia i czeka na odpowiedź. O nic mnie nie oskarża. Sądzę, że prędzej osądziłby ją.

– Wiedziałeś, że to ona, a zachowałeś się, jak ostatni dupek? – nie wiem, czemu miałbym się spodziewać, po nim czegoś innego, skoro ja sam się tak zachowuję. On także broni się przed ludźmi w tym mieście. 

– A w czym to przeszkadza? – uśmiecha się od ucha do ucha – Wiem, że jest kasiasta, ale bitwa na jaja... mogła ją sobie u siebie urządzać, kurwa.

Przewracam tylko oczami.

– To co z nią? – podchodzi do lodówki i wyjmuje z niej coś do odgrzania – Znudziło ją życie grzecznej dziewczynki?

– Wiesz, co... – waham się, jest wszystkim co mam, jedyna namiastka rodziny, jedyną rodzina, która wcale by nie musiał być – Pierdol się.

– Co? – oburza się i trzaska drzwiami od lodówki – Co ja niby takiego powiedziałem? – jest zdezorientowany – Ma normalną rodzine, czy to kłamstwo? Czy może nie jest taka normalna, jak się wydaje? – nie wiem, o co mu chodzi. Co zepsuci ludzie ciągną tylko do zepsutych? O tym świadczy jego związek, tak jak i związek Scarlett i Calum, ale przecież nie musi tak być... Prawda? Właściwie to to 'prawda' brzmi w mojej głowie, jak krzyk, jakbym za wszelką cenę chciał się przekonać, że tak nie mogłoby być. 

– Po prostu się już zamknij, Jack – naprawdę mam już dosyć i jego gadania i swojej głowy. 

– Nie! Nie zamknę się, kurwa! O co chodzi?! Co się tak boczysz? Nie, żebyś zawsze był bardziej zadowolony, ale.... – nigdy nikt we mnie nie wierzył, poza nim, ale zarazem nigdy nie próbował mnie na siłę zmieniać. 

– Nie chce mi się z tobą gadać – to powinno mu wystarczyć, czemu do cholery musi usłyszeć więcej?

Wychodzę z kuchni i idę do naszej małej sypialni. Trzaskam za sobą ostentacyjnie drzwiami.

– To ten moment gdy przepraszam, za nie wiem, co?! – krzyczy za drzwiami.

Przy moim łóżku zamiast szafki nocnej, stoi gitara. Sięgam po nią, ale nie wiem, czy raczej nie wolałbym w coś uderzyć. To był prezent od Caluma. To on nauczył mnie grać. Kiedyś pożyczałem jego, ale potem stwierdził, że lepiej, jeśli będę mógł grać z nim. Tak naprawdę to złożyli się na to na moje urodziny, ale to Calum zapłacił większą część.

Jack jest dzisiaj w butnym nastroju i wchodzi do pokoju, aby się kłócić.

– Ja pierdole. Możesz dać mi spokój, kurwa? – pytam go.

– Słuchaj, ja wiem, że pracujesz u Stone'a. Ktoś mi powiedział w knajpie, bo nie mógł tego pojąć. Interesuje cię bycie mechanikiem? – brzmi na oburzonego, jakbyśmy nigdy nie mieli przed sobą sekretów, ale on nie mówił mi o tych cholernych rachunkach, bo chciał mnie chronić, a ja nie chcę, żeby mnie chronił, a przynajmniej już nie. 

– Nie, ale płaci, więc.... – to jest tak naprawdę najważniejsze, nie cała ta reszta, która z tego powstała. Zrobiłem to dla Jacka, bo on robi dużo dla mnie. 

– Aha, on ci płaci, a ty jeszcze obracasz jego córkę. Zadziwiasz mnie – nie mówi tego jakoś pełen wyrzutu, raczej zaskoczenia.

– Z Sharon to w ogóle nie jest tak, kurwa..

Kładzie się na swoim łóżku, jakby ta historia miała być o wiele dłuższa, a on zamierzał jej całej wysłuchać. Czy ten dzień się kiedyś skończy? Czy przestanę opowiadać historie swojego życia?

Jęczę z frustracji. Nie wiem, ile razy widział mnie w tej sytuacji. Ciągnę się za włosy, próbując, jakoś ukoić wszystkie budujące się we mnie emocje. Jestem sfrustrowany, ale nie do końca potrafię określić, co by pozwoliło na ujście tej frustracji.

— Sharon jest.... – nawet nie wiem, jak ubrać ją w słowa – Krzyczy na mnie. Cholera, jak ona na mnie się drze i robi to tylko po to, żeby mnie zezłościć, żeby uzyskać reakcje, której nie będę mógł oszukać – pocieram dłońmi czas – Walczy, ale nie czuję, żeby robiła to ze mną. Rozumiesz? – obracam głowę w jego stronę, aby sprawdzić, czy mnie słucha, a on się głupio uśmiecha. Rzucam w niego poduszką, a on oczywiście ją łapie – Jej ojciec zachowuje się, jakbym był kolesiem idealnym dla jego córki albo przynajmniej wartym ich uwagi. Rozumiesz? – nie wiem, czemu w kółko to powtarzam, jakby to było kompletnie niepojęte – Byłem pewny, że wiem kim jestem, a oni podważyli wszystko, co wiedziałem. Wszystko, kurwa! – oburzam się, bo nie wiem, co innego miałbym zrobić.

– Zawsze ci to powtarzam, Luke! – krzyczy, wstając z łóżka, jakby buzowały w nim znosu emocje – Cholera! To fantastyczna wiadomość! – nie wiem, co go tak cieszy – Czemu mi nie powiedziałeś?

– A co właśnie robię, do chuja? – patrzę na niego, jakby postradał rozum. Ta energia nie jest do niego podobna.

– Czemu mi nie powiedziałeś, zanim sam się dowiedziałem?! – szczerzy się, jakbym powiedział mu, że wygrał na loterii – Facet zgadza się, żebyś bzykał jego córkę! Praktyczni ci na to pozwolił – aha, więc to go tak bawi – Kto by pomyślał...

– Pierdol się, to nie tak – rzucam w niego drugą poduszką, szukając ujścia dla emocji – To w ogóle nie tak, kurwa – powtarzam to samo, tylko innymi słowami, szukając czegoś, co do niego dotrze.

– Jesteś serio zainteresowany tą dziewczyną? Ile ona ma lat? Nie jest przypadkiem słodką szesnastką? – gdy tak zaczyna to analizować, jeszcze bardziej przypomina mi mnie.

– Nie chce mi się już gadać, kurwa – zgarniam gitarę i papierosy.

– Słuchaj...  – zaczyna znowu.

– Już mam dosyć słuchania! – drę się do niego, chcąc, aby w końcu się zamknął. Potrzebuję pobyć sam. Chociaż przez cholerną godzinę. Wśród przyjaciół, wszyscy jesteśmy emocjonalnie niedostępni, a dziś wszystkim innym wzięło się na pogaduszki.

– Kocham cię, brachu! – krzyczy za mną, gdy już niemal wychodzi z pokoju – Cieszę się z twojego powodu! – słyszę rozbawienie w jego głosie. Pokazuję mu środkowy palec, bo doprowadza mnie dzisiaj do szału.

– Też cię kocham, ale się już zamknij – te słowa nie przychodzą mi łatwo, bo nie słyszę ich za często. Nie jestem do nich przyzwyczajony. Nikt mnie tego nie nauczył. Zawsze nachodzą mnie dziwne uczucia, gdy słyszę, jak to do mnie mówi. Spieprzyłem mu życie, ale on tak tego nie widzi.

On jednak nie chce mi dać spokoju. Rzuca się na mnie. Podnosi mnie, w cholernym uścisku. Jest taki z siebie zadowolony.

– Kurwa, Jack – wyklinam go.

– Cholera, jesteś wart wszystkiego, co najlepsze – jest taki zadowolony, że najchętniej starłbym mu ten uśmiech z twarzy.

– Dobra, wiesz, że ty też, ale... – ale zostaw mnie już w spokoju.

– Dobra. Idź graj na tej gitarze. Napiszesz kiedyś, jakąś piosenkę o swoim bracie?

– Pierdol się – tym razem trzaskam za sobą drzwiami, ale z sypialni słyszę tylko jego radosny śmiech. Dobra, teraz i ja się lekko uśmiecham. Pieprzony wariat.

Siadam na balkonie z papierosem w ustach. Brzdąkam jakieś dźwięki, gdy do głowy przychodzą mi bezsensowne wersy.

Jedna droga do innego świata
Jedno morze do lepszego życia
Jedna ty do lepszych ludzi
                 Czy dla lepszych

Kilometry uciekają a ja ten sam
Dni mijająca w ja ten sam
Ty uciekasz
A ja stoję w miejscu

Ta, no i to by było na tyle z sensu w moim graniu.

Beznadzieja.

Przestaję podśpiewywać pod nosem i skupiam się na graniu.

To wariactwo. To wszystko, co się dzisiaj wydarzyło to wariactwo. Najgorsze jest to, że chcę to powtórzyć. Spędzić z nią więcej czasu. Tak długo stałem w miejscu, właściwie nie wiedziałem, że nawet mogę w nim nie stać i strasznie przeraża mnie widzenie w mnie nadziei, ponieważ to oznacza, że mógłbym spieprzyć jeszcze więcej rzeczy, niż już spieprzyłem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro