Good luck with it

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

" Każdy sposób jest dobry, żeby pokazać, że ci zależy"

Lucas


Czasem mam takie dni, bardzo kurwa rzadko, że wyobrażam sobie jakby to było gdyby to wszystko się wtedy nie wydało. Gdyby moja matka potrafiła trzymać buzie na kłódkę. Gdzie bym teraz był? Co bym robił? Czy nie miałbym w sobie tyle nienawiści? Jack grał w piłkę i odebrali tą możliwość, a chciałem tylko być jak mój starszy brat! Jednak ojciec odmówił kupna mi sprzętu, opłacania treningów. Kim bym był, gdyby to wszystko się nie wydało? Potem dostałem swoją pierwszą gitarę, minęło trochę lat i to nie rodzice mi ją kupili, oczywiście kurwa. Jack skończył właśnie siedemnaście lat i od kilku miesięcy miał pracę. Nie musiał, rodzice go kochali.  Jednak zrobił to i kupił mi gitarę. Miałem czternaście lat kilka miesięcy wcześniej pojechaliśmy do Sydney, żeby zobaczyć gdzie będzie studiował i poszliśmy do sklepu muzycznego. Po prostu zakochałem się w tamtej gitarze. A więc zamiast piłki, miałem gitarę i śpiewanie. To taka moja mała tajemnica z Jackiem i odkryła ją też Sharon.

Sharon.. Sharon jest tym wszystkim czego najbardziej nienawidzę w tym mieście. Znaczy inaczej, powinna być właśnie tym. Grzeczna dziewczynka z dobrymi rodzicami, co niedziele w kościele, ale cała jej rodzina jest inna. Jest wyjątkiem od reguły. Nie wiem czy to, że ona wtedy we mnie wjechała było darem czy największym przekleństwem i szczerze nie chce się nad tym zastanawiać. 

Wszystko w tym mieście ma termin przydatności dla mnie i teraz dołączyłem do tego Sharon. Ale właściwie to nie o to chodzi. Słuchajcie uważnie, bo to co powiem jest najbardziej samolubną rzeczą dla mnie jak i dla Sharon.

Ona chce poczuć się wolną, nie chce być grzeczną dziewczynką, więc dam jej to. Ja przy niej.. Czuje się normalnie, jakby rodzina nie odebrała mi wszystkiego. To kurewsko samolubne, ale Sharon nie zdaje sobie sprawy, że to, co ona robi też takie jest.

Dlatego oboje jesteśmy samolubni, zapatrzeni w siebie, z chęcią dostania coś bez czego żyliśmy całe życie. Wzajemnie to sobie damy. Bez zbędnych uczuć. 

Wykorzystamy siebie.

Wydaje się kurewsko proste, prawda? W końcu jestem prostym niegrzecznym chłopcem, którego nic nie czeka. 

Minął tydzień od czasu gdy byliśmy u Caluma na kameralnej imprezie. Sharon nic nie powiedziała na temat ilości pitego przeze mnie alkoholu, palenia papierosów, czy zioła, którego nie uznaje za narkotyk. Jestem pewien, że ona nie zna granic tolerancji i nie ma pojęcia ile to przekraczanie granicy. Zgadnijcie ja ją przekraczam.

Po raz pierwszy wydaje się zdawać sobie z tego sprawę dzisiaj, gdy wyciągam papierosa gdy spacerujemy objęci po plaży. To uczucie jest inne, dobre. Czyste, wolne, ale dalej w Mission Beach.

- Nie palisz - mówi do mnie bez żadnego uśmiechu.

- Nie palisz - powtarza.

- Bo co, kurwa? - trzymam już papierosa w ustach i zaraz go odpalę. Po trochu robiąc jej na złość, a po trochu z uzależnienia.

- Bo to - szybko wyciąga mi papierosa z ust i wyciąga zapalniczkę z mojej kieszeni. Jestem pewien, ze zaraz to wszystko wyrzuci. Jednak zamiast tego ona odpala tego papierosa i się nim zaciąga. Wiedziałem jak krztusiła się gdy robiła to po raz pierwszy z Mikiem. Za pierwszym razem i tak się krztusi, ale potem idzie jej, co raz lepiej. Nie mogę nic poradzić na to, że moje kąciki ust unoszą się ku górze. Gapię się na nią z podziwem zamiast dezaprobatą. Jestem pojebany.

- Za każdym razem gdy wyjmiesz papierosa, zapalę go za ciebie - ona nie może być kurwa poważna. Jak na grzeczną dziewczynkę, Sharon ma dużo charakteru.

- Nie będzie cię zawsze przy mnie, kurwa - dalej obejmuje ją ramieniem, upajając się dymem papierosowym, zamiast się nim zaciągając. Ona wzrusza ramionami.

- To zawsze jakieś sześć papierosów mniej - odwraca głowę do mnie, żeby na mnie spojrzeć.

- Zniszczysz swoje zdrowie - próbuje się z nią kłócić, ale przyznam, że w jakiś sposób zaimponowała mi tym. Jakby jej na mnie kurwa zależało.

- Uratuje twoje - odpowiada bez zawahania i znowu zaciąga się papierosem.

- Nie potrzebuje ratunku, kurwa - ona znowu obraca głowę do mnie i całuje mnie w brodę. To chyba jej ulubione miejsce. Ja trzymam ją władczo za kark, ona składa czułe pocałunki na mojej brodzie. Tworzenie zwyczajów nie jest dobre, nigdy. One uzależniają, a ja nie potrzebuje w moim życiu więcej nałogów.

- Pomyśl ile pieniędzy zmarnujesz gdy to ja będę paliła - uśmiecha się jakby ten pomysł był najmądrzejszym na jaki kiedykolwiek wpadła.

- Ciekawe co twój tata powie gdy dowie się, że za jego pieniądze kupuje papierosy, które pali jego córka - lubię się z nią droczyć. Ona się krzywi, a ja szyderczo uśmiecham.

- Nie musi wiedzieć, prawda? - przytula się do mojego boku i idziemy dalej. Nawet przez ten krótki czas już widzę zmianę w nas obojgu.



Później tego samego dnia, znowu wkradam się do jej pokoju. Robię to od tygodnia. Śpię tu każdej nocy tak długo, aż nie dzwoni mój budzik w telefonie, żebym zdążył wyjść za nim wszyscy wstaną. Zazwyczaj przychodzę tu pieszo i nadrabiam papierosowe zaległości i to samo robię w drogę powrotną.

- Luke - Sharon mówi cicho, gdy przytulam ją do swojej klatki piersiowej. 

- Co? - szepcze jej na ucho i widzę ciarki na jej kark. Zamiast czekać aż coś powie, po prostu zaczynam ją całować po szyi, a potem po twarzy. Ona chichocze. Nie wiem, która jest godzina, ale wiem, że jest środek nocy. 

- Dlaczego nie śpisz? - pyta mnie. Właściwie to często leżę i po prostu się jej przyglądam.

- A ty? - przysuwa się jeszcze bliżej do mnie i napiera tyłkiem na moje krocze, kurwa.

- Myślę - odpowiada sennie. Znowu całuję ją po karku, a potem wkładam jej rękę pod koszulkę i kreślę niewinne wzory na jej nagim brzuchu. Poruszanie się wolno z Sharon, oznacza dosłownie poruszanie się wolno. 

- Dlaczego tu śpisz? - co kurwa? o czym ona teraz mówi? Obracam się tak, że teraz leżę nad nią. 

- Powiedz słowo, a wyjdę, kurwa.

- Jebać to jeśli mnie tu nie chcesz - patrzę w jej oczy i widzę nie uzasadniony strach.

- Z Chloe też spałeś, co noc? - musieliśmy w końcu dojść do etapu mojego gównianego życia? Na razie nie zadała najważniejszego pytania, co się stało  w domu. Przypuszczam, że kurwa wie jak wszyscy, ale z jakiegoś powodu milczy.

- Byłem z Chloe odkąd, kurwa skończyłem piętnaście lat. Tak wkradałem się do jej sypialni, tak ona kurwa robiła to samo, tak spałem z nią, często, aż raz nas ktoś nie przyłapał - robi wielkie oczy.

- Byłeś z Chloe odkąd skończyłeś piętnaście lat? - ona jest ode mnie dwa lata młodsza, chodzimy do tej samej szkoły od zawsze,  bo to pierdolone Mission Beach, a ona zachowuje się jakby wcale jej tu nie było.

- Zdradzałem ją jeśli o to kurwa pytasz - nie umiem tego wytłumaczyć.

- To po co byliście razem? - za dużo jebanych pytań.

- Zapytaj o to, o co chcesz, kurwa - wierci się pode mną.

- Albo kurwa nie, sam ci powiem. Jestem tu, co noc, większość czasu jesteśmy razem, więc jak kurwa myślisz? - zaplata ręce w okół mojej szyi i przyciąga mnie do siebie.

- Przepraszam - szepcze i mnie całuje. Nie wiem czy te pocałunki znaczą dla nas to samo i szczerze nie wiem czy chce wiedzieć. Napieram na nią bardziej biodrami, a ona jęczy.

- Nie brakuje ci seksu?  - pyta cicho, jakby się wstydziła tego słowa.

- A jak myślisz? - poruszam się nad nią, a ona jęczy. Wiem, że to co robię to bycie jedynie kutasem, ale nic na to nie poradzę.

- Nie rób takiej miny, powiedziałem, że zaczekam, kurwa - pierwszy raz w życiu mówiłem serio.

- Okej - teraz to ja ją całuje, udowadniając, że to mi wystarczy. Jest inaczej niż było zawsze, może dlatego jestem cierpliwy. A może dlatego, że to wydaje się normalne?

Pojęcie normalności jest mi obce, dlatego biorę, to co Sharon chce mi dać.

Jestem obcy w tym, tak samo jak ona w moim świecie.

Cały czas poruszamy się przy czymś czego nie można połączyć. Dlatego muszę zjeść wszystko przed terminem przydatności. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro