show you something

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Pole minowych jednych, może być szansą dla drugich"

Sharon


- Sharon - wparowuje do domu Scarlett jakby był u siebie. Myślę, że wściekłość przerodziła się w rozpacz.

- Wyjdź - mówi spokojnie moja przyjaciółka. Calum siedzi obok nas, wrócił jakieś dwie godziny temu, jak widać Luke dopiero teraz. Nie wiem jak mnie tu znalazł, nie właściwie to nie było trudne, mogłam być tutaj, u Allison albo w domu, nie mam dużo przyjaciół, nie miałabym nikogo po za Allison gdyby nie on.

Luke moje największe przekleństwo i skrawek nieba, ale im coś jest mniejsze tym łatwiej to zgubić.

- Musze z tobą porozmawiać - on jest dalej pijany, słyszę to w jego głosie.

- Powiedziałeś już wszystko - zachowuje spokój, już raz wybuchłam. Wybuchałam przez ostatnie miesiące. Chciałam tego, boże jak ja mocno go chciałam, ale czasem trzeba odpuścić.

- Zamknij się, Scarlett - warczy na swoją przyjaciółkę.

- Wiesz jaki dzisiaj dzień, prawda? Musisz zrozumieć.. - on też powinien rozumieć. Ja się staram, naprawdę próbowałam, ale..

- Nie, kurwa! - moje przekleństwa mówią same za siebie.

- Sam chciałeś być w pieprzonym związku, nigdy na to nie naciskałam, to ty to powiedziałeś! Chcesz mieć parę dni w roku wolnego ode mnie, żeby pieprzyć sobie życie? Żeby wspominać przeszłość? Nie ma, kurwa mowy! Skończyłam z tym!

- Chciałam cię mieć, pomóc ci, ale ty widzisz dwa pieprzone światy! - nigdy tyle nie przeklinałam.

- Nie mogę sama walczyć - powtarzam to w kółko, ale chyba zaczynam w to wierzyć.

- To przestań, pozwól mi być sobą, kurwa! - pozwoliłam i co z tego wyszło?

- I dać się zdradzać? Nie!

- Sharon - mówi żałośnie. Sięga do kieszeni i wyjmuje małe pudełeczko.

- Miałem ci dać to wcześniej, jako prawdziwy świąteczny prezent, ale stale się coś działo - podaje mi pudełeczko albo raczej próbuje. Nie biorę go, więc kładzie go przede mną.

- To dla ciebie. - nawet na to nie spoglądam, nie obchodzi mnie, co tam jest. Nigdy nie chodziło o prezenty.

- Nie chce nic od ciebie! Weź to i daj swojej dziwce!

- Nie rozumiesz tego, prawda? Moje życie jest popieprzone! Moje urodziny kojarzą mi się z najgorszą rzeczą na świecie, a to właściwie mało, bo już same moje narodziny spowodowały to gówno! - krzyczy, ja już nie płaczę.

- Ale dlaczego ranisz, mnie?

- Wynoś się, skończyłam z tobą i z tym! - no właśnie, wynoś się, cóż..

- W takim razie to ty powinnaś, kurwa wyjść skoro z tym skończyłaś - pokazuje na pokój pełen jego przyjaciół.

- To jest moje życie, Sharon, nie pasujesz tu - Scarlett próbuje mnie zatrzymać, ale ja wstaje i kieruję się do drzwi.

- Masz racje, nie pasuje i nie mogę dłużej patrzeć jak niszczyć nawet to życie - nie zabrałam prezentu, po prostu stamtąd wyszłam. Ma racje to jego życie, nie moje.

Przez czas spędzony z Lukiem nauczyłam się jednej rzeczy. Nie definiuje cię to co przydarzyło ci się w przeszłości, a to czego chcesz, do czego dążysz. On dąży do bycia największym dupkiem na świecie, bo taką wybrał drogę. Nie chce pokonać tego, co mu się stało, przyjąć tego do wiadomości i żyje tym. On tego wręcz chce, on potrzebuje tego bólu, który przez to czuję, żeby nie czuć się lepszym, a potem znowu czegoś nie utracić. Wiedziałam to już dawno, ale teraz to do mnie dotarło w stu procentach.

On dąży do bólu, cierpienia, mimo, że tamte wydarzenia są już przeszłością.

Chciałam być z jego demonami, ale czuje się jakbym to ja stała się jego demonem, jego kryptonimem.


- Pieprzyć to! - krzyczę gdy idę do domu. Wpadam na kogoś i jest to jakiś facet, ale nawet go nie przepraszam po prostu idę dalej. Gdy znajduje się pod domem, znajduję tam Micheal, to nie oczekiwane i wątpię, że kiedykolwiek bym się spodziewała zobaczyć go tutaj ponownie. Pamiętam jak było na początku przed naszym połączeniem z Lukiem, dobrze się z nim dogadywałam, cholera pragnęłam go, nie tak jak Luka, ale nie powiem, że był mi obojętny. To okrutne wiem o tym, ale w porównaniu z ilością dziewczyn jaką miał Luke, nie ma to żadnego znaczenia. Nie dzisiaj, a może już nie nigdy.

To nie tak, że zamierzam się rzucić w ramiona jego przyjaciela, nigdy bym tego nie zrobiła i to nie ze względu na uczucia do Luka, a na szacunek do samej siebie. Nie mogłabym spojrzeć sobie w oczy gdybym wykorzystała jednego chłopaka, żeby zranić drugiego, szczególnie, że oni są dla siebie jak rodzina.

- Cześć - na jego twarzy nie widzę pewności siebie, czy tej bezczelności, którą obdarza mnie od miesięcy.

- Co tutaj robisz? - może to brzmi niegrzecznie, ale na dzisiaj pozbyłam się wszystkich granic przyzwoitości.

- Przyszedłem sprawdzić co z tobą.

- Nie kłam, że nie podoba ci się, co zrobił! Ty najbardziej tego chciałeś! - wstaje i podchodzi do mnie.

- Zazdrościłem mu - tego się nie spodziewałam.

- Nie zasłużyłaś, żeby ci to zrobił, Sharon - owija ramiona w okół mnie, a ja szybko się od niego odrywam.

- Nie, Mike to koniec, on was potrzebuje - jesteście jego zawsze będziecie.

- On potrzebuje pieprzonego rozumu, a my na pewno nie zamierzamy z ciebie zrezygnować - jednak czuję, że to gówno dzieje się przeze mnie, że to moja wina, że on wybucha aż tak.

- Nie możesz tu być! Traktowałeś mnie jak powietrze - wyżywam swoją złość na nim i wiem, że on też na to zasłużył.

- Pozwól sobie pomóc - mówi stanowczo.

- Nie, nie potrzebuje waszej, pomocy was! - czuję jak się rozpadam i znowu ląduje w jego ramionach. Może wybrałam źle, może powinnam dać mu szansę, ale cholera, to nie ma znaczenia, jest za późno na takie wątpliwości.

- Cii, będzie dobrze - nie widziałam Mika takiego troskliwego, chyba nigdy. On nie zdaje sobie sprawy, że tym, co robi rani mnie i Luka. A nasza dwójka nie zdaje sobie sprawy, że ranimy ich wszystkich, bo chcieliśmy zabawić się w dobro i zło.

****

Ah ten nasz Mike albo jest niezłym kutasem albo czuje coś do Sharon.. hm...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro