Twice alone like long

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Kiedyś zaskoczy cię coś co uznałeś za rutynę"

Sharon

Dzisiaj Luke wpadł o wiele później w nocy niż zazwyczaj. Nie mówił za dużo, a ja nie naciskałam. Czasem czuję jakbym cały czas go poznawała, dlatego czasem staram się dawać mu większe pole do manewru, a o dziwo on wtedy mówi więcej.

- Coś się dzisiaj wydarzyło, Sharon - cała się spinam gdy słyszę te słowa szeptane w moje włosy. Próbuję nie zakładać najgorszego, bo wtedy nie leżałyby tu ze mna prawda? Naprawdę próbuje mu ufać.

- Co się stało? - Zaciska swój uścisk wokół mnie.

- Jack stracił pracę - obracam się tak, żeby leżeć z nim twarzą w twarz.

- Dlaczego? - Nie wiem czy to pytanie jest dobre.

- Za małe zarobki baru, za dużo urlopu - dlaczego przenoszę sytuację Jacka i April na nas? Jednak wiem, że z nami było by gorzej.

- Myślisz, że twój tata pozwoli mi pracować pięć, sześć dni w tygodniu? - Na mojej twarzy pojawia się grymas, że będziemy mieć mniej czasu dla siebie, ale on odbiera to inaczej.

- Co nie chcesz, żebym u niego dłużej pracował? Myślisz, że musiałabyś wtedy wydać nasz brudny sekret? - Gdy on jest wkurzony zawsze mnie atakuje. Nie chce się temu tym razem poddać.

- Zapytaj tatę, na pewno się zgodzi - przeczesuje palcami jego włosy, a jego oczy robią się spokojniejsze.

- Możemy powiedzieć im w każdej chwili - uśmiecha się on chyba naprawdę tego chce.

- Nawet teraz? - Mówi i unosi się nade mną.

- Mogę ich zawołać? - Przyciągam go do siebie i szepcze do jego ucha.

- Myślałam, że potrzebujesz pracy, no i cóż tego, co w spodniach - wybucha śmiechem, po czym mnie całuje.

- Potrzebuje tej pracy - Wiem to i wiem też, że Jack szybko znajdzie coś innego. Nie zakładam z góry najgorszego.

- A to co mam w spodniach potrzebuje ciebie - teraz ja wybucham śmiechem, po czym oplatam go nogami wokół bioder i piętami skupuje jego spodenki.

- Pieprz mnie - szepcze w moje usta, a mi prawie wymyka się parsknięcie. Najwidoczniej jesteśmy jak para z dwóch równoległych wszechświatów.

Gdy budzę się rano długo po dzwonieniu budzika, jestem pewna, że obok mnie będzie pusta poduszka. Jednak jestem w dużym błędzie i cały czas wtulam się w duże ciepłe ciało.

Nagle drzwi się otwierają.

Kurwa.

On dalej śpi.

Dlaczego raz mu się to zdarzyło i to właśnie ten jeden raz zostaniemy przyłapani?

- Sharon! - Cholera.

- Cam! - Patrzy uważnie na moje łóżko i od razu skupia się na tym wielkim kimś za mną.

- Luke? - gdyby nie to, ze zaraz może wparować tu reszta rodziny to mogłoby być nawet śmieszne.

- dzień dobry - szepcze w moje włosy, ale gdy otwiera oczy gwałtownie podrywa się do góry.

- Popływasz ze mną? - Uśmiechają się do siebie, jakby mieli jakiś męski pakt.

- Nawet zabiorę cie na lody, młody - wstaje i czochra włosy mojego brata.

Cam wybiega z pokoju, ale wiem, że za chwilę wróci z całym ekwipunkiem.

- Przyłapał mnie kiedyś jak wychodziłem, zobaczył mnie w oknie i zaczął krzyczeć - o mój boże.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - nie wiem czy jestem bardziej zła czy przerażona.

- Bo przestałbyś pozwalać mi przychodzić - ma racje.

- Od kiedy to kogokolwiek słuchasz? - Całuje mnie w czoło, a potem długo, ale lekko w usta.

- Zaraz wracam, czas na wejście drzwiami wejściowymi - obydwoje się śmiejemy, a ja zaczynam się zastanawiać nad sensem tej tajemnicy.

Nim zdążę pójść powtórzyć wejściowe drzwi, słyszę z pokoju jak Luke wchodzi do środka. Rozmawia z Camem, a moja mama też coś do niego mówi. W końcu gotowa albo raczej gotowa tyle ile można być przez pięć minut.

- Hej! - Mowie jakbym wcale go nie widziała przed chwilą. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że Luke ma na sobie wczorajsze ciuchy, a nie czekaj jestem w błędzie.

- Luke działa wam pralka? - Normalnie może Luke by się obraził na ten komentarz, ale dzisiaj widzieć jak powstrzymuje się przed wybuchnięciem śmiechem.

- Tak proszę, pani, mam dwie takie same koszulki - patrzę na jego spodenki i o Cholera są tył na przód. Ciągnę go w stronę łazienki i pokazuje na jego spodnie.

- Kurwa - mówi przez śmiech i wchodzi do łazienki, żeby się przebrać.

- Przyszedł z samego rana, żeby zabrać Cama na basen, on nie ma lekcji? - biorąc pod uwagę, że ja idę dzisiaj na popołudnie, to nie.

- I na lody! - Podkreśla mój brat. Po chwili Luke wychodzi z łazienki, a tata wraca do domu.

- Zrobiłem zakupy - mówi dumie, a mama podchodzi i całuje go w policzek.

- Witaj, Luke - mój chłopak, który w tej chwili nim nie jest podchodzi i podaje rękę mojemu ojcu, a on ją ściska.

- Co znowu idziecie na basen? - Mały energicznie kiwa głową.

- Zjedz z nami śniadanie - zazwyczaj by zaprotestował, ale dobrze wiemy, że po całej nocy jest głodny.


Chłopaki prawie wybiegają z domu, żeby pobiec przed szkołą na basen. Luke zazwyczaj zabiera go tam w weekend albo kiedykolwiek indziej niż przed szkołą, ale to chyba taka nagroda za zachowanie sekretu. Nienawidzę, że wciągam w to własnego brata, nienawidzę, że okłamuje rodziców. Ale rzeczywistość mnie przeraża.


- Sharon! - Cam krzyczy z samochodu Luka gdy ja po woli się do niego zbliżam.

- Jestem już! - mówię gdy wsiadam, a Luke od razu odpala samochód. Jedną ręką prowadzi, drogą pieści mój kark. Rozluźniam się na ten dotyk i w tym momencie czekam na kolejną awanturę, bo za długo było dobrze.

Cały czas na coś czekam.

Na spokój, na kłótnie, na wyjazd. Na wszystko.

Ciężko jest żyć chwilą, prawda?

Wiecie to trochę tak jak z ulubioną tabliczką czekolady, którą przywieźliście z daleka. Musicie dawkować sobie przyjemność mimo, że chcecie zjeść wszystko na raz, a potem chcecie jeszcze więcej, ale musicie zaczekać na kolejną okazje.

Ja chce móc brać więcej kiedykolwiek zechce i staram się to robić teraz. Gdy chłopaki pływają i się ścigają, a ja siedzę na brzegu czytając książkę. Nie trwa to długo gdy Luke rozdziela moje kolana i staje między nimi.

- Uwielbiam twojego brata - ściska moje uda.

- Cała moja rodzina jest niesamowita - pochylam się, żeby go pocałować, co on dobrze wykorzystuje na to, żeby wrzucić mnie do wody. Słyszę chichot Cama, a potem jest obok nas i także chlapie mnie wodą.


Potem całą szczęśliwą trójką jedziemy na lody, do jedynej lodziarni w mieście. To właściwie, żadna nowość, że w Mission Beach wszystko jest pojedyncze. Drugiego takiego Luka też nie znajdziecie.

Luke łapie mnie za rękę gdy tylko wysiadamy z samochodu, ale to nie ze mną rozmawia, a cały czas robi to z Camem, na temat jakiś komiksów o, których nie mam pojęcia i szczerze nawet nie wiedziałam, że interesują mojego chłopaka. Chyba musi mi, której nocy jakiś przeczytać, najlepiej nago.

- Patrz - ktoś mówi gdy obok nas przechodzi. Nie znam nazwisk wszystkich ludzi w tym mieście, nie obchodzi mnie to.

- Ciekawe co na to jej rodzice - ktoś prycha w odpowiedzi.

- Pewnie nie wiedzą, wiesz jak to źli chłopcy potrafią sprowadzić na złą drogę dobrą dziewczynkę - Luke obraca głowę, żeby na mnie spojrzeć. Ci ludzie w ogóle się nie powstrzymują, żeby być cicho. Mocniej ściskam rękę Luka, nie puszczę jej, nie ma, co na to liczyć.

- Ciekawe czy pieprzy też jego brata, a może nawet ojca - teraz wybuchają śmiechem, a ja muszę uspokoić Luka, żeby do nich nie pobiegł.

- Nie warto - i dokładnie to uważam.

Reszta czasu z Camem to napięcie między naszą dwójką i udawanie przed moim bratem, że nic się nie stało.

A jednak stało się, widzę to w spojrzeniu Luka. Czy on nie chodzi szkolnym korytarzem? To nie tak, że słyszę to pierwszy raz, ale bardziej zależy mi na nim niż na jakiejkolwiek opinii, ale czy na pewno nawet opinii rodziców?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro