whatever i want

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Robienie rzeczy bezinteresownie jest najlepszym powodem do uśmiechu innych jak i twojego"

Sharon

- W jakim humorze dzisiaj jesteś zazdrośniku? - Pytam go gdy podchodzę do niego w szkole.

- W humorze na ochotę na domowe jedzenie - w tym momencie wpada mi do głowy pewien pomysł.

- Jack pracuje? - Luke patrzy na mnie z zaciekawieniem.

- Ta, a co?

- Zaproś swoim przyjaciół, niech kupią trochę alkoholu, a ja coś ugotuje - w ten sposób mam dwa w jednym. On nie traci kontroli, bo ma przyjaciół, a ja pokazuje mu coś innego.

- Chcesz kurwa dla nas gotować? - kiwam głową i zaplatam ręce wokół jego szyi.

- Ty potem mozesz zrobic cos dla mnie - szepcze w jego usta. Moje slowa powoduja jego usmiech i od razu opada swoimi ustami na moje. Jego jezyk od razu jest w moich ustach. Ssie, piesci, nie powstrzymuje sie. Wyrywa mi sie jek, a wtedy on przestanie.

- Przedsmak deseru - szepcze, a ja skladam miekki pocałunek na jego ustach.

- Co gotujesz? - Wzruszam ramionami, nie wymyslilam jeszcze.

- Przestaniesz mnie kiedys zaskakiwać? - Krzyczy za mna gdy ide do klasy. Obracam się do niego i z uśmiechem od krzykuje.

- Moglabym zapytać o to samo! - jego rzadki szczery usmiech pojawia się teraz na jego twarzy.

Luke powiedział, ze przyjedzie po mnie i razem pijedziemy do sklepu. Jedynego sklepu w Mission Beach. Nie wracamy do tego, co bylo przez miesiac, chociaż ja najbardziej bym chciala. Dlatego gdy jedziemy on pali papierosa, ale nie piesci czule nojego karku. Nie mogę byc zawiedziona. Oprocz krótkich momentów, czuje jakby to ten miesiąc mnie tu trzymał. A potem zawsze robi cos, co sprawia, że takiego tez go lubię.

Po wybuchu na plazy, on tez się stara. Gdy wysiadamy z samochodu przerzuca reke przez moje barki, a ja wyjmuje z kieszeni kartkę z listą zakupów. Splatam palce z jego, a on zabiera minz dloni kartkę.

- Duzo, równa sie drogo - mowi z grymasem na twarzy.

- To ja chcę to zrobic zapłacę - mam pieniądze. Nie mowie mu z czego, ale wcale nie naleza do ojca.

-Kurwa, nie ma mowy - obracam glowe, zeby na niego spojrzeć.

- Powinniśmy się zlozyc - mowi nerwowo.

- Dobra oddacie mi potem - kiwa głową, ale nie wie, że właśnie przegral, bo nie przyjme, zadnych pieniędzy. Nie puszczajac mnie wchodzimy do sklepu. Tak naprawde to jest spory market, ale i tak nie da się uciec przed oceniającymi spojrzeniem właściciela.

- Gdzie zaczynamy? - Biore koszyk, ale Luke go ode mnie zabiera. W zamian dostaje z powrotem moja listę.

- Naprawdę bedziesz gotować dla piatki gownianych ludzi?

- Dla mnie jestescie niesamowici - mówię bez zawahania i wibec naszego starego zwyczaju, caluje go w brode, a potem w podbródek.

- Gowno prawda - nie spiera sie ze mna dłużej. Pozwala mi sie prowadzac po regalach, a koszyk co raz barzziej sie zapelnia. W ktoryms momencie mijamy panstwa Nightow, ktorzy bardzo uwaznie nam sie przyglądają. Nie puszczam go, w on mnie. Luke obraca sie gdy nas miajaja.

- Gapia sie - szpecze mi szczypie mnie w tylek, az podskakuje.

- Lubisz ich prowokowac, co? - Wzrusza ramionami, a ja zastanawiam sie kiedy to w koncu dotrze do mojego ojca i jak mu to wyltumacze.

- Nie przeszkadza Ci co beda o tobie mówić?

- A czy oni kiedykolwiek mowia prawde?

- Wiesz, ze kurwa nie.

- No właśnie - bez zadnych więcej zbednych rozmow, kierujemy się w koncu do kasy. Kasjer, ale i zarazem właściciel patrzy na nas dokładnie tak samo jak panstwo Night.

- Kochanie, na pewno wszystko? - Pyta mnie, a ja o maly wlos, nie wybucham śmiechem. Ale moja mina blendnie, gdy Luke wyjmuje portfel i szybko placi.

- Luke! - Krzycze gdy wyciaga mnie ze sklepu

- Pokonana we własną gre - śmieje się, a ja szturcham go biodrem.

- Wiecznie u was jem, tym razem to ty zjesz u mnie - obejmuje go i miekko caluje. On jest dużo lepszy niz mu się wydaje.


Luke niesie zakupy do swojego mieszkania, a ja zamykam za nim wszystkie drzwi. Naprawdę dużo się tego nazbierało i prawdę mówiąc byłam na niego tak zła o rachunek, że w końcowym efekcie nie wiem nawet ile zapłacił.

- Zamierzasz mi pomóc? - odstawia rzeczy na blat i zostawia pocałunek na moim czole. Tak, proszę zostań taki.

- Zamierzam umilić ci pracę - mówi i idzie do ich sypialni, po chwili wraca ze swoją gitarą. Robię wielkie oczy gdy on siada na blacie i usadawia się wygodnie z gitarą. Jestem zahipnotyzowana tym widokiem. Zapomniałam dzisiaj o aparacie, więc szybko wyciągam telefon i robię mu zdjęcie. Jedno, drugie, dziesiąte, aż w końcu zauważa, co robię.

- Gotuj, Sharon - uśmiecham się do niego i podchodzę do niego, żeby złożyć mu na ustach lekki pocałunek. Nie komentuje jego zachowania, bo wiem, że to też jest on, o wiele bardziej niż może mu się wydawać, a tamta jego strona jest po prostu łatwiejsza.

Słyszę dźwięk gitary, ale nie słyszę, żadnych słów, jednak to wystarcza, żebym się odprężyła. Tak mogłaby wyglądać nasza normalność, ale w co ja tak właściwie wierzę? Przyjmę cokolwiek mi da, ale przede wszystkim chce wszystko. Tą popsutą cześć, tą cześć, którą tak rzadko widzę, bo to wszystko tworzy go i nie żałuję.

Grzeczne dziewczyny sięgają po zepsutych chłopców, tak mówi definicja, ale nikt nie powiedział, że to niegrzeczny chłopiec uratował grzeczną dziewczynkę i tak tu właśnie jest. Odebrał mi samotność kosztem wielu kłótni, a nawet łez, jednak emocje są dobre, bo czuje i to nie pustkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro