27. Praca.
(🎶)
Ubrana w długi płaszcz, a pod nim elegancką, czarną sukienkę, na wysokich butach, zapukałam do drzwi pełnych wspomnień.
Brown otworzył nam od razu, a zaraz za nim pojawiła się mama. Weszliśmy do ciepłego środka, a wzrok rodziców powędrował na mojego towarzysza.
- Dzień dobry. Jestem Elijah Kidman.
- Emma Brown.
Brat Matthew ucałował wierzch kobiecej dłoni i wręczył jej nieduży bukiet kwiatów. Mama podziękowała. Była ubrana w eleganckie, białe spodnie z rozkloszowanymi zakończeniami oraz czarną bluzkę z delikatnym dekoldem. Gdy chodziła, spod jej długich nogawek pojawiały się ciemne, zielone buty na obcasie. Idealnie dobrana biżuteria i makijaż wieńczył jej perfekcyjny wygląd.
Wyciągnął dłoń w kierunku ojczyma, a ten ochoczo odwzajemnił gest.
- Luke Brown.
- To dla Pana. - Wręczył mężczyźnie butelkę czerwonego wina. - Miło mi państwa poznać.
Luke wyglądał jak zawsze - elegancko.
- Znakomity rocznik. Będzie pasował do kolacji.
Po przywitaniu, zdjęciu płaszczy, początkowej chwili milczenia, pierwszym daniu i pierwszej butelce wina, atmosfera zrobiła się luźniejsza. Elijah zauważył zaprojektowane przez mamę oryginalne ściany, a także trafnie odróżnił rodzaje drewna, co dla przypadkowego człowieka nie jest czymś zwyczajnym.
- Layla mówiła, że prowadzisz szkółkę boksu. - Zainteresowanie wyszło z ust Browna.
- Tak, razem z siłownią. Narazie jest to jedno miejsce, ale w przyszłości myślimy razem z tatą nad otworzeniem kolejnego.
- W Portland?
- Jak najbardziej tak. Szkółka cieszy się dużym zainteresowaniem wśród młodzieży.
Mężczyzna ubrany był w eleganckie spodnie i jasną koszulę. Na zadbane włosy nałożył żel i miał idealnie ogoloną twarz, przez co sprawiał wrażenie przyjaznego mężczyzny.
- Layla wspominała, że kiedyś zajmowałeś się boksem zawodowo. - Mama przejęła temat.
- Całkiem sporo informacji zdążyłaś przekazać rodzicom w tak krótkim czasie. - Tym razem Elijah zwrócił się do mnie, a państwo Brown zaśmiali się delikatnie. - Kiedyś tak, obecnie obrałem nieco bezpieczniejszą drogę.
Moje policzki pokryły się czerwienią. Rodzice do samego końca nie wiedzieli kim był mój partner, a jedyne wiadomości odgrzebują w swojej pamięci, gdy byłam u nich po raz ostatni i rozmawialiśmy o rodzinie Kidmanów.
- Znałem kilku zapalonych bokserów, więc zgaduję, że decyzja o odejściu na boczny tor nie była łatwa?
- Jedna z trudniejszych. Ostatni uraz zmusił mnie do zejścia. Teraz rozwijam się za biurkiem i z dzieciakami na treningu.
Czując w dalszym ciągu czerwone wypieki na twarzy, postanowiłam pozbierać naczynia, żeby uciec do kuchni i móc ochłonąć.
- Może ci pomogę? - zaproponował Elijah, lecz ja szybko zaprzeczyłam kiwnięciem głowy.
- Dam radę.
- Ja jej pomogę. Rozmawiajcie.
Z pomocą przyszła mi mama, a ja byłam jej wdzięczna. Elijah nie zdoła się jej przeciwstawić.
- Oczywiście. - Mężczyzna podniósł ręce do góry w geście obronnym. - Kobiety rządzą w kuchni.
- Przyniesiemy deser.
Razem weszłyśmy do kuchni. Odstawiłam naczynia do zlewu i odwróciłam się w stronę starszej kobiety. Patrzyłyśmy na siebie podejrzliwym wzrokiem tak długo, aż nasze twarze pokrył szeroki uśmiech. Zaśmiałyśmy się delikatnie.
- Uroczy ten chłopak.
Mama zaczęła wyciągać z lodówki szklane pucharki z deserem.
- Mam rozumieć, że został zaakceptowany? — zapytałam z nutką niepewnośvi w głosie.
- Tego nie powiedziałam. - Spojrzała srogim wzrokiem, a ja poczułam się jeszcze niepewnie. - Pomylił heban z mahoniem.
- Mamoo... - pisnęłam od razu przez śmiech.
Kobieta zaśmiała się tajemniczo, a ja już w głowie układałam plan, co mogłabym zrobić, żeby przekonać tę trójkę do siebie nawzajem.
- Jestem w stanie mu to zapomnieć.
Zapakowała tacę i ruszyła śmiało w kierunku salonu.
- A poza tym - szepnęła gdy szłyśmy ramię w ramię, a przed nami siedziała dwójka żywo rozmawiających ze sobą mężczyzn. - Jest idealny.
Powitała ich promiennym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że lubisz smak kawy, Elijahu? - zapytała rozweselonym głosem. - Zrobiłam tiramisu.
- Tak, lubię. Wygląda smacznie.
- Layla z moim mężem wlewają w siebie hektolitry kawy.
- Zdążyłem zauważyć.
Uśmiechnęłam się szczerze do Elijaha, który już chyba zdążył zaskrobić sobie względy rodziców.
- O czym rozmawialiście? - zapytałam odważniej mając poparcie mamy i ochoczo zaczęłam jeść deserek w moim ulubionym smaku.
- O pracy. - Ojczym spojrzał podejrzliwym wzrokiem na swoją żonę, a ta tym razem nie pokręciła z dezaprobatą głową.
- Dzisiaj możemy rozmawiać o wszystkim. Przecież mamy wyjątkową okazję. - Emma Brown była szalenie szczęśliwa i nie wiem czy mi się wydawało, ale czułam, że w tej chwili, nic nie było wstanie zmienić jej nastroju.
Tego zawsze chcieliśmy.
- Wspominałem mu o naszej wspólnej operacji, Laylo. - Brown odezwał się jako pierwszy.
- Pamiętam każdy jej szczegół. To była jedna z moich pierwszych. - A może wracanie do wspomnień nie jest tak straszne jak mi się wydawało... - Nigdy nie zapomnę jak rodzina tej pacjentki była szczęśliwa kiedy dowiedziała się, że wszystko poszło po naszej myśli. Pozwoliłeś mi być przy przekazywaniu dobrych wieści, pamiętasz?
- Nie mógłbym tego zapomnieć. To była nasza pierwsza, a zarazem ostatnia wspólna operacja. Może czas to powtórzyć?
- To nie jest zły pomysł - odpowiedziałam będąc przychylnie nastawiona do tego pomysłu.
- Nie myślałaś, żeby pracować w jednym szpitalu, Laylo? Myślę, że nie miałabyś problemu z przyjęciem. - Elijah nawiązał do wysokiej pozycji Browna.
- Na razie zostaję u siebie.
- Większy szpital to większe możliwości rozwoju - drążył temat i spoglądał na mojego ojczyma.
Najwyraźniej szukał jego poparcia.
- Layla nie opuści tego miejsca tak szybko.
Brown uśmiechnął się do mnie szczerze. Doskonale wiedział, że sentymenty nie pozwolą mi tego zrobić.
- To mały szpital...
- To szpital mojego taty.
Elijah przerwał na moment i zaczął analizować uważnie moje słowa. Widziałam, że zawstydził się i nie spoglądał już tak pewnie na Browna.
- Nie wiedziałem, że Joseph Hemings to twój ojciec.
- Przebywałam w tym miejscu od dziecka, z tatą. Chcę w nim jeszcze zostać.
Odruchowo wzięłam w dłonie wisiorek sprezentowany przez mamę i tatę, tego jedynego.
- Jasne. Może kiedyś.
Przemilczałam ostatnie słowa Elijaha, nie chcąc psuć tak miłego klimatu.
- Komu dokładkę? - Podniosłam w górę puste naczynko po deserku.
To będzie moja decyzja. Ja zdecyduję kiedy i czy w ogóle będę chciała opuścić ostatnie miejsce, które nas łączyło.
***
Od rodziców wyjechaliśmy około dziesiątej wieczorem. Gdy Elijah zapalił silnik swojego samochodu, ja zdjęłam buty, dając w ten sposób odpoczynek zmęczonym nogom.
— I jak było? — Elijah zapytał, wcześniej przyciszając radio.
— Nie mam porównania, ale chyba wypadłeś dobrze. Mama doceniła twoją wiedzę, a Brown mógł porozmawiać o pracy.
— Nie przyprowadzałaś jeszcze chłopaków do domu?
— Nie miałam okazji — odpowiedziałam wracając wspomnieniami do ostatnich lat, w których to nie zawiązywałam żadnych, dłuższych relacji.
Nie angażowałam się w związki, nie widząc odpowiedniego kandydata. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś chciał mnie poznać, całą. Nie pamiętam starań. Jedyne co pozostało w mojej głowie to skrawki płomiennych wspomnień z sypialni, żadnych miłosnych uniesień.
— A ty? Ile dziewczyn przyprowadziłeś do rodziców?
— Miałem tylko jeden poważny związek, reszta to przelotne miłostki.
— To jak długo ze sobą byliście? — zapytałam zainteresowana rozmową.
— Jakieś pięć lat.
— To dość długo. Co się stało, że już nie jesteście razem?
Pomyślał przez chwilę.
— Różnica poglądów — odpowiedział nie zatapiając się w szczegóły, tak jak zawsze. — A czemu tak rzadko przyjeżdżasz do rodziców?
Zmienił szybko temat. To zabawne jak oboje staramy się unikać niewygodnych dla nas rozmów.
— Przez pracę. Mama czy Brown się poskarżył?
— Twój ojczym. — Elijah zaśmiał się delikatnie. — Wydał mi już rozkaz, żebyśmy spędzali z nimi więcej czasu.
— On nie puszcza słów na wiatr, pamiętaj.
— Skoro praca blokuję ci kontakt z rodzicami to może naprawdę powinnaś rozważyć jej zmianę.
— Mówiłam już, że chcę zostać w swoim szpitalu.
— Pomyśl o plusach jakie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro