Rozdział 7:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cześć - powiedziałam wstając i rozciągając się.

- Heej - ziewnął - Jaki masz rozmiar S czy M? - zapytał.

-Aaa. M, a czemu pytasz? - zdziwiło mnie to pytanie.

- Pójdę kupić Ci parę ciuchów. - powiedział.

- Dziękuje. - uśmiechnęłam się.

- Wow, pierwszy raz.. - zaśmiał się.- Coś jeszcze potrzebujesz? - zapytał.

- Eh.. aa no jakbyś mógł to jakieś środki przeciwbólowe i higieniczne. Bo niedługo będę miała okres. - powiedziałam i spuściłam głowę w dół.

- Dobrze - zaśmiał się. Czemu nie mogę iść z nim do sklepu?

- Luck? A nie mogę iść z tobą? - zapytałam z nadzieją, że się zgodzi.

- No nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś w kajdankach szła ze mną po sklepie... - uniósł brwi do góry..

- A nie mogę iść bez? - zapytałam.

- Jesteś za cwana. - powiedział.

- Oj no proszę, umrę tu z nudów. - zrobiłam proszące oczka.

- Niech Ci będzie, ale trzymamy się za ręce? - usiadł przede mną i zdjął mi kajdanki.

- No dobra. - powiedziałam i uwiesiłam mu się na szyję. - Dzięki.- chyba nie wiedział o co chodzi bo nie odwzajemnił uścisku, ale siedziałam w tym mieszkaniu dość długo, żeby nie pamiętać jak pięknie jest na zewnątrz. Pobiegłam szybko do pokoju i założyłam bluzę Lucka. Po chwili wyszliśmy na dwór a ja szybko wybiegłam i zrobiłam 2 piruety, po czym Luck chyba myślał, że chce mu uciec bo podbiegł do mnie i szybko złapał mnie w tali. 

- Spokojnie, przecież nie uciekam.. - powiedziałam uwalniając się z uścisku i podałam mu rękę.

- Ale więcej tak nie rób. - warknął, chyba jednak dalej był ostrożny.

Spacerowaliśmy tak po sklepach jakąś godzinę i parę razy kiedy widziała jakieś ładne rzeczy wyrywałam się i pokazywałam mu palcem, po czym on szybko podbiegał zdenerwowany i chyba znów myślał, że chcę mu uciec.

Po dość długim spacerze wróciliśmy do mieszkania i szczęśliwa rozpakowałam sobie zakupy. Po chwili poszliśmy do pokoju i włączyliśmy telewizję. Uparłam się, że jeśli włączy jakiś horror to dalej będę mu uciekać i wygrałam, mogłam wybrać sobie jakąś komedię. Zadzwonił telefon.

- Tak?! - powiedział do telefonu, niestety nie słyszałam z kim rozmawia. - Cholera, są już we Włoszech?- Dobra czekam. - zdenerwowany zakończył rozmowę, nie wiedziałam do końca co teraz.

- Zbieramy się, możesz spakować swoje rzeczy w jedną z moich walizek. - powiedział wstając i idąc do szafy, a ja za nim.

- Jak to? To co teraz? - zapytałam.

- Eh.. - westchnął - Teraz słonko przenosimy się do innego kraju, nie mamy za dużo czasu więc pakuj się szybciej. - powiedział i podał mi torbę. Posłuchałam i poszłam się spakować, kiedy otworzyłam walizkę, .. nie wierzyłam w to co zobaczyłam, leżały tam 3 pistolety, a obok naboje. Zamurowało mnie i chyba znów zaczęłam się bać.

- A sorry to nie ta walizka. - podszedł do mnie i podał mi inną. - Co tak patrzysz broni nie widziałaś, to dla naszego bezpieczeństwa? - stałam ja wryta i próbowałam połknąć ślinę. Lecz nie było to łatwe z racji nerwów jakie mi towarzyszyły. 

Kiedy już się otrząsnęłam szybko zapakowałam walizkę, nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Znów mnie zamurowało.

- Luck?! - zawołałam po cichu.

- Spokojnie.. - lecz gdy poszedł otworzyć drzwi wziął ze sobą broń. - No cześć, wejdź. - powiedział, ja postanowiłam, że zostanę w pokoju. Na wszelki wypadek. - Sus choć przedstawię Ci kogoś! - zawołał mnie chyba pierwszy raz używając mojego imienia, choćby skrótu.

- Susan to Chris - Chris to Susan - powiedział, a my podaliśmy sobie ręce. Widziałam, że nie spuszcza ze mnie oka.

- Miło mi. - powiedział po chwili, a ja się uśmiechnęłam. - Luck drzwi nie zamknąłeś. - odwrócił się do niego.

- Ja zamknę. - powiedziałam i szybko pobiegłam do drzwi, chciałam pokazać, że już może mi zaufać, jak na razie. O dziwo. Nie pobiegł za mną. Zakluczyłam jak tylko było można mieszkanie i grzecznie oddałam mu klucze. Przyznam, że warto było zobaczyć jego zdziwienie.

- Widzę, że nieźle ją sobie ustawiłeś. - dobiegł mnie szept z salonu.

- Słyszałam. - krzyknęłam z kuchni, gdy robiłam herbatę. Po chwili przyszłam do salonu, postawiłam herbatę na stole, a sama poszłam na kanapę. 

- Dobra, więc jeszcze dzisiaj musimy wyjechać - ocknęłam się gdy usłyszałam to pytanie, bo tamten temat mnie nie ciekawił.

- Tak, jak wyjedziecie w nocy, my o świcie zamontujemy tu kamery i przyślemy tu paru ludzi. - powiedział i wstał. Byłam już strasznie zmęczona, była północ, a ten spacer był dla mnie dość męczący. Luck pożegnał się z Chrisem i odprowadził go do drzwi. 

Po chwili znów zadzwonił telefon Lucka i tym razem słyszałam całą rozmowę.

- Nie otwieraj teraz nikomu. Jeden z jego ludzi jest pod waszym blokiem.- powiedział zdenerwowany Chris.

- Dobra przytrzymajcie go jakoś, a my uciekniemy piwnicą. - powiedział Luck. - Okej. Czekam na znak.


- Zbieraj się szybko, zapakuj te kajdanki i stań przy drzwiach. - zrobiłam jak poprosił, ale coraz bardziej zaczęłam się bać. Kiedy tak staliśmy, nagle usłyszałam dźwięk strzału, a po chwili piknięcie telefonu Lucka. Odbezpieczył drzwi i szybko wbiegliśmy do piwnicy. Luck otworzył okno  i uciekliśmy do mojego samochodu. Widocznie, chłopaki spodziewali się takiego obrotu spraw, ponieważ wszystko tu było przygotowane. 

- Luck czy oni go zabili? - zapytałam jeszcze drżąca.

- Widocznie. - powiedział nie odrywając wzroku od drogi.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#romans