Rozdział 9:
* oczami Lucka*
Obudziłem się dość wcześnie. Sus spała na mojej ręce, wyglądała tak słodko. Miała lekko rozszerzone usta, a jeden z kosmyków włosów opadał na twarz. Delikatnie złapałem lok i założyłem jej za ucho. Ah.. nie mogłem się powstrzymać.. tak strasznie chciałem ją pocałować... Zbliżyłem się do niej...
*oczami Susan*
Nagle poczułam czyjeś palce, widocznie Luck odgarnął mi włosy z twarzy. Ciepły oddech Lucka, ogrzewał moją twarz. Miałam zamknięte oczy, ale czułam, że się do mnie zbliża. Po chwili wargi Lucka, złączyły się z moimi. Były takie ciepłe... Ohh..
Chyba się uśmiechnęłam.
- Ty oszustko. - powiedział szturchając mnie, gdy zobaczył, że nie śpię .
- Hahahaa... jakbyś widział swoją minę.. - śmiałam się głośno, ale widziałam, że on też się uśmiecha.
- Dobra wstawaj, ubierz się i idziemy. - powiedział ściągając koszulkę. Oh.. jaki on był umięśniony..
- Gdzie idziemy? - zapytałam.
- No chyba nie chcesz cały czas tu siedzieć.. ? - krzyknął z kuchni.
Ubrałam się i poszłam na śniadanie.
- A tak w ogóle to skąd znasz tyle języków? - zapytałam jedząc kanapkę.
- Eh.. pochodzę z Londynu - więc umiem angielski, mama była Niemką, a tata Francuzem,a rosyjski to tylko tak przelotnie, parę słówek. - oznajmił. - Ale to ty cały czas zadajesz mi pytania, teraz moja kolej! - powiedział, robiąc obrażoną minę.
- Ah ... no niech będzie - westchnęłam.
- Ty pochodzisz z Francji?
- Nie Anglia, rodzice mieszkają w Londynie. - powiedziałam.
- Czemu płakałaś na tym zajeździe? - wstał i podszedł zrobić sobie herbatę.
- Rzucił mnie chłopak, ale nie gadajmy o tym.. - wyjaśniłam.
- To był idiotą.. - uciął.
- Czemu? - zapytałam.
- Bo tylko idioci, rzucają tak piękne dziewczyny... - usiadł obok.
- Och, dziękuje.. - zaśmiałam się.
Ubraliśmy buty i wyszliśmy.
Wychodząc na ulicę, złapałam Lucka za rękę i pociągnęłam za sobą. Szliśmy alejami parku, który jesienią wyglądał przepięknie. Nagle podeszła do nas dziewczyna z koszem róż.
- Dzień dobry, czy chciałby Pan kupić różę dla ukochanej. - zapytała uśmiechnięta.
- Jak Pani może, kupię cały kosz.. - uśmiechną się i wyciągnął portfel.
Dziewczyna wyciągnęła róże z koszyka i podała mi je.
- Dziękuje.- powiedziałam do Lucka i pocałowałam go w policzek.
-Mmmm chyba częściej będę kupował Ci kwiaty. - zamruczał i objął mnie w talii. - Mam pomysł, pójdziemy kupić jakieś warzywa i zrobimy w domu sałatkę.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się.
Po długim spacerze wróciliśmy do domu. Zabraliśmy się za krojenie sałatki.
- Ałć ... sss - wzięłam kciuk do ust. - Ach, przecięłam się.
- Pokaz. - podszedł do mnie. - Poczekaj pójdę po apteczkę.
- Nie nie trzeba.. Daj spokój.. - zatrzymałam go.
- Przestań i daj sobie pomóc. - powiedział i poszedł po apteczkę. - Dobra pokaż. - delikatnie zdezynfekował ranę i przykleił mi plaster. - Proszę królewno, i uważaj następnym razem.- wziął mój palec w swoje dłonie i pocałował.
Luck sam dokończył robić sałatkę.
- Okej ja idę umyć ręce, a ty nałóż. - miałam plan... Nałożyłam dwie małe porcje i do jednej wsypałam dużą ilość soli, którą podam Luckowi.
Kiedy wrócił już nie mogłam się doczekać kiedy jej spróbuje.
- O kurwa!! Przecież ja tego nie soliłem!! - krzyknął i pobiegł się napić, nie mogłam powstrzymać śmiechu. - To ty! Osz ty cwaniaro. - zrobiłam poważną minę i widziałam, że zaraz się na mnie zemści.
- O nie! Co ty robisz? - wstałam z krzesła i zaczęłam się wycofywać.
- O ty pożałujesz! - złapał mnie w tali i położył na łóżku. Po czym zaczął mnie łaskotać, a moje wyrywanie na nic się nie zdało. Kiedy już w końcu wstałam on przycisnął mnie do ściany i złapał za nadgarstki.
- Nigdy więcej, tak nie rób. - śmiejąc się, podniósł mi nadgarstki w górę. Dzieliło nas parę centymetrów. Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi, po chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro