Rozdział 19:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tydzień później...


*oczami Lucka*

Dziś jest najszczęśliwszy dzień mojego życia. Dlaczego? Susanna wraca do domu. Wczoraj załatwiłem jej prywatnego rehabilitanta, który będzie przyjeżdżał do domu. W szpitalu miałem być na 13, ale nie mogłem się już doczekać.

Wziąłem szybki prysznic i kupiłem bukiet. Po chwili byłem już przed budynkiem. Strasznie się cieszyłem, ale także denerwowałem. Wczoraj Chris poinformował mnie, że ten człowiek widziany w szpitali, to jeden z dilerów, którego wtedy zamknęliśmy, lecz co gorsza, był tu z nasłania właśnie naszego Pana od willi - Jamesa. Chłopaki zamknęli go, za spowodowanie wypadku i próby zabójstwa, więc znów trochę sobie odsiedzi.

Pobiegłem szczęśliwy do sali. Uchyliłem drzwi. 

- Cześć słonko. - uśmiechnąłem się do niej i złapałem w tali. - Mogłaś poczekać, przecież spakował bym Cię. - wziąłem torbę w rękę.

- Och.. Nie jestem małą dziewczynką.. - wywróciła oczami.

- Ale jesteś moją żoną.. - objąłem jej talię i wyszliśmy z sali. Podziękowaliśmy lekarzowi i umówiliśmy się jeszcze na kontrolę.

Kiedy jechaliśmy samochodem, nic nie mówiła, widziałem w jej oczach lekki strach. 

Położyłem jej rękę na kolanie.

- Jesteśmy. - powiedziałem.

Wziąłem torbę i otworzyłem drzwi. Miałem nadzieje, że się ucieszy, przygotowałem kolację z świecami, drogę do salonu wysypałem płatkami róż,a na kanapie, leżały 4 kosze róż w różnych kolorach,a wana wyłożona była całym zestawem małych, zapachowych świeczek.

 - O jejku. Luck! - zasłoniła dłonią usta. - To wszystko dla mnie? - odwróciła się.

- Tak słonko. Dla Ciebie. - powiedziałem, a ona rzuciła się na mnie i mocno przylgnęła do moich warg. Włożyła swoje ręce pod moją koszulę, a ja zjechałem swoimi na jej pośladki. Chciałem, żeby na tym się nie skończyło..., ale uznałem, że jeszcze za wcześnie. Nie chcę jej przemęczać.

- Dobra dobra wystarczy, choć. - odsunąłem się i pociągnąłem lekko za sobą.

- Ach.. liczyłam na coś więcej.. - westchnęła zrezygnowana.

- O nie, lekarz powiedział, że masz się nie przemęczać i dużo odpoczywać. - pogroziłem jej palcem, a sam poszedłem podgrzać kolację.

Rozmawialiśmy bardzo długo, głównie to ja mówiłem, a ona słuchała, lecz była wszystkiego ciekawa.

- No dobrze, to teraz pójdziesz się wykąpać, a ja później posprzątam. - powiedziałem i wstałem od stołu. Lekarz powiedział, mi tydzień temu, że dobrze by było, gdyby myła się w wannie, a ja pomógł jej, choćby wchodzić i wychodzić.

- Co robisz? - zapytała, kiedy chciałem pomóż zdjąć jej bluzkę.

- Pomagam Ci. - powiedziałem i postawiłem na swoim. Ściągnąłem jej bluzkę i  rozpiąłem spodnie.

- Hej! No, ale wykąpać się to ja jeszcze potrafię. - powiedziała ironicznym głosem.

- Wiem, ale lekarz powiedział mi, żebym Ci pomógł, to tak robię i nie marudź. Trzymaj się. - powiedziałem, ukląkłem by przełożyć jej nogawkę. Złapała się mnie i wymruczała coś pod nosem.

Po chwili pozbyłem się także jej skarpetek i stanika. Chyba jednak trochę ją zawstydziłem, ponieważ jej dłonie powędrowały na piersi zakrywając je.

- No chyba nie wstydzisz się własnego męża? - zaśmiałem się cicho.

- No łatwo Ci powiedzieć. - warknęła.

- Co? - zapytałem rozbawiony.

- Och, no nie wiem jakoś inaczej się czuję, minęły dwa mie.. - przerwałem jej i położyłem palec na ustach.

- To nic nie zmienia. Nadal Cię kocham, a nawet bardziej i nie masz się czego przede mną wstydzić. - powiedziałem, powoli ściągając jej figi. Spojrzałem jej w oczy i złapałem za rękę. - Dobrze powoli. - drugą ręką złapałem ją za biodro i pomogłem usiąść.

- Auć.. - syknęła.

- Jejku za gorąca? - zdenerwowałem się.

- Nie tylko zabolał mnie kręgosłup, ale już okej. - powiedziała, a ja pomasowałem jej plecy i powoli oparłem ją o wannę. Ukląkłem przed wanną i podałem gąbkę. Kiedy już się umyła, nachyliłem się nad nią. 

- Co ty robisz? - odepchnęła mnie.

- No wezmę Cię na ręce, przynajmniej nic się nie stanie.. - powiedziałem odstawiając jej dłoń.

- Nie no przestań, będziesz cały.. - nie dokończyła. Złapałem ją delikatnie jedną ręką za biodra, a drugą wsunąłem pod nogi. Wyłożyłem ją z wanny i postawiłem na dywaniku. - Mokry.- dokończyła.

- Przestań marudzić. - złapałem ręcznik i delikatnie zacząłem ją wycierać. Widziałem jak przewraca oczami i, że jest rozbawiona. - Co Cię tak śmieszy?

- Twoje zachowanie. Stoi przed tobą dziewczyna, a nie małe dziecko. Chyba potrafię się wytrzeć.

- Nie wątpię, ale chcę to robić i będę..  - pomogłem założyć jej piżamę i zaniosłem do łóżka.

Pierwsza noc, od tak dawna, kiedy nie będę sam.



,, Kiedy znajdujesz się w moim łóżku czy ramionach, dajesz mi siłę.

Siłę jakiej nie dostaje się za darmo, której nie można wyćwiczyć, kupić, lecz taką

jaką trzeba zdobyć walcząc..."


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#romans