Rozdział 22:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2 dni później...

Jak zawsze, znów pech. Rick zrobił mi zdjęcie i coś tam jeszcze. Niestety stwierdził, że nie wygląda to dobrze i będzie potrzebna operacja. Leże już 2 dni. Sama. Jedyną osobą jaka mnie odwiedza to mój lekarz, a także teraz sąsiad.

Jest bardzo miły, ale strasznie stanowczy.. zupełnie jak... yyyy.. NIE MYŚL O NIM! - krzyczałam na siebie w myślach.

Całe dnie i noce myślałam o Lucku. Czy to jest prawda, że mnie zdradził? Wszystko przez ten mój cholerny wypadek! - pomyślałam.

- Witam, moją piękną pacjentkę. Jak się czujesz?- do sali wszedł Rick i uśmiechnął się do mnie.

- Jak zawsze. - burknęłam i wtuliłam twarz w poduszkę by nie zauważył łez.

- Hej, co się stało? - podszedł z mojej strony i usiadł obok.

- Nic. - wyszlochałam.

- Przecież widzę. - pogłaskał mnie, a ja nie wiem czemu rzuciłam mu się z płaczem na szyję. - No już dobrze. Nie płacz. Jak kocha to wróci. - po tych słowach jeszcze bardziej się rozpłakałam. - Już. Spokojnie. Utoniemy jak będziesz codziennie płakać. - uśmiechnął się, a mi nie było do śmiechu. - Okej. Przepraszam.

- Kiedy mnie wypuścisz do domu? - otarłam łzy ręką.

- No właśnie, dzisiaj zwolniło się miejsce, więc zrobimy Ci zabieg, to pojutrze zabiorę Cię do domu. - pogłaskał mnie po ręce i wstał. - Jednak musisz liczyć się z tym, że to poważne i na pewno nie obędzie się przez najbliższe 2 tygodnie bez wózka. - złapał się za kark.

- Co? Będę jeździła na wózku? - znów płakałam.

- Ale Susan, dwa tygodnie. Dopóki nie pozrasta się wszystko po operacji.

- Zostaw mnie. - warknęłam i znów płakałam. Teraz dobiło mnie to jeszcze bardziej. Nie dość, że rzucił mnie 4 dni temu mąż to dowiaduje się właśnie, że grozi mi wózek. Super! Ciekawe jak sobie sama poradzę! - tłukłam się z myślami dość długo i w końcu zasnęłam.

- Susan. - wyrwało mnie wołanie. - E, Susan musisz podpisać. - podał mi jakiś papierek.

- Nic nie podpisze. - odwróciła się.

- Ale czego ty się boisz? - teraz krzyknął.

- Tego, że sobie nie poradzę. Rick mieszkam sama na 3 piętrze. Przecież ja muszę chodzić do pracy, na zakupy,... jak ty sobie to wszystko wyobrażasz. - zapytałam, spoglądają na niego.

- Pomogę Ci. - powiedział, a ja prychnęłam.

- Słuchaj nie znam Cię, właściwie nic o tobie nie wiem. Dziękuje, że mnie uratowałeś, ale nic więcej od Ciebie nie oczekuje. Jeszcze tego brakowało. - powiedziałam, choć widziałam jego niezadowoloną minę.

- Przestań. Jestem lekarzem. Widzę, że masz problemy, więc Ci pomogę. Mieszkam sam i tak nie będę miał co robić. Nie mogę patrzeć jak cały czas płaczesz. - powiedział i chyba zaczęły szklić mu się oczy.

- Tak. To naprawdę musi Ci się nudzić, jak chcesz się opiekować babą na wózku. - odwróciłam się w drugą stronę, lecz nic to nie dało. Rick pojawił się znów z mojej strony i ukucnął przy łóżku.

- Proszę, daj sobie pomóc. Dopóki nie jest jeszcze za późno. - powiedział to z takim przejęciem... ach... zgodziłam się i podpisałam tą zgodę, ale dalej nie wyobrażałam sobie siebie na wózku.

,, Przez 2 tygodnie nie wychodzę na dwór" - postanowiłam.

Po paru godzinach przyjechała po mnie pielęgniarka i zabrała na zabieg. Rozglądałam się i widziałam tylko jakieś młode panie krzątające się w około mnie. Po chwili na salę weszli dwaj panowie. Jednym z nich był Rick, poznałam go po tych jego dużych, błękitnych oczach.

- Dobrze. Podaję narkozę. - powiedziała jedna z pielęgniarek, a ja nie odrywałam wzroku z Ricka. Po chwili ekran rozmazał mi się i słyszałam tylko jakieś pojedyncze wyrazy. Chyba zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#romans