Rozdział 25:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


2 tygodnie później...


Dziś jak zawsze czekałam, aż przyjdzie Rick. Nauczyłam się już sama wchodzić na wózek, więc usiadłam na nim i poszłam zrobić herbatę. Rick powiedział, że robię duże postępy więc dzisiaj spróbujemy wstawać. Bardzo się ucieszyłam, już nie mogłam wytrzymać na tym wózku. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, ale przecież Rick ma klucze.. - pomyślałam. Podjechałam pod drzwi i otworzyłam je. Przed drzwiami stał ojciec Lucka wraz Mikem i Davem.

- Dzień dobry. - przywitałam się.

- Dzień dobry. Boże. - patrzył na wózek, a raz na mnie.

- Wejdźcie. - powiedziałam i przesunęłam się w bok. Udaliśmy się się salonu, a chłopcy cały czas patrzyli na mnie przestraszeni. - Chcecie coś do picia? - zapytałam po ciszy jaka nastała.

- Nie, dziękujemy. - odpowiedział Martin.

- Susan, co się dzieje. Nie odzywacie się, teraz okazuje się, że jesteś na wózku. Co tu się w ogóle.. - przerwałam mu.

- Luck już tu nie mieszka.. - westchnęłam.

- Ale.. jak to? - wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. 

- A.. Luck 4 tygodnie temu kiedy wracaliśmy z spaceru powiedział, że mnie zdradził i ... i mnie nie kocha. - znów czułam jak łzy napływają mi do oczu. - A wózek to już inna historia, na szczęście niedługo z niego zejdę. To tylko tak po operacji. - uspokoiłam się trochę.

- Ale, to nie możliwe. Rozmawiałem z nim. Nic mi nie mówił, że... Co za kurwa drań.... - wstał i zaczął krzyczeć. - Jak go dorwę... - zacisnął pięści i chodził po salonie. - W sumie to przyjechałem tu w innej sprawie, ale .. jak jesteś na wózku, ... - przerwałam mu..

- Jaka sprawa?  - zapytałam.

- Ach.. bo nie mam co zrobić z chłopakami na dzisiaj i myślałem, że..  - zatrzymał się.

- Nie ma sprawy. - rzuciłam. - To co robimy? - zwrócił się do chłopaków, którzy nareszcie się uśmiechnęli.

- Dobrze. To odbiorę ich przed 16 dobrze? Dasz sobie z nimi radę?  -zapytał Martin.

- Na pewno. - kiwnęłam głową i pojechałam zamknąć drzwi.

- Jedliście śniadanie? - spytałam. Oboje pokręcili przecząco głową. Już po chwili wszyscy znaleźliśmy się w kuchni robiąc sobie kanapki.

- Nie wierze. - powiedział Dave.

- W co? - zapytałam.

- W to jakim on jest idiotą. - warknął. Chyba wiem o kogo chodzi. - Jak można zostawić tak wspaniałą dziewczynę. - po tych słowach uśmiechnęłam się, ale i tak napłynęły mi łzy do oczu.

- To co dziś robimy.. - zapytałam chłopaków

- Nie wiem, a możesz wyjechać na dwór? - zapytali. Eh.. obiecałam sobie, że się nie pokaże na wózku, ale cóż.... 

- No dobrze, to ubierzcie buty... - kiwnęłam głową, a oni ubrali buty i już trzymali piłkę w ręce, z czego wywnioskowałam, że pewnie pójdziemy do parku, na boisko.... Zamknęłam mieszkanie i zjechaliśmy windą w dół. Przeraziłam się. ,, Boże jak ja sobie poradzę" - pomyślałam, ale poczułam, że ktoś pcha mój wózek. 

- Dave? Co robisz? - zapytałam.

- Przecież nie pozwolę cioci, żeby sama tak daleko jechała. - uśmiechnęłam się, bo chłopaki zawieźli mnie pod samo boisko do kosza, kłócąc się który teraz mnie wiezie. Stanęłam obok i patrzyłam jak chłopcy rzucają do kosza. 
Po chwili poczułam, że ktoś zasłania mi oczy.

- Ach. - wystraszyłam się, ale ktoś ściągnął szybko ręce i obszedł wózek.

- Dzień dobry. - usłyszałam.

- Rick, matko jak mnie tu znalazłeś? - zapytałam zdenerwowana.

- Szedłem z pracy i zauważyłem jakąś dziewczynę na wózku, a jak podszedłem bliżej okazało się, że to ty. - opowiedział. - Poczekaj chwilę. - odszedł ode mnie i podszedł do chłopaków. Widziałam jak odchodzi z nimi na bok i coś tłumaczy. Po chwili oboje uśmiechnęli się do mnie i uwiesili mu się na szyi. Co on im tłumaczył? - pomyślałam. Po chwili wzięli mój wózek i postawili na środku boiska, a oni rozstawili się po bokach.

- No to zaczynamy! - krzyknął Rick, co oznaczało, że ja chyba też mam z nimi grać. Nie wychodziło mi dość długo, ale potem trafiłam nawet parę razy. Rick zabrał nas później na lody i wróciliśmy do mieszkania. Kiedy przyjechał Pan Martin po chłopaków, oni protestowali i chcieli zostać, ale w końcu poszli z nim do samochodu. Zamknęłam drzwi i podjechałam do okna, lecz usłyszałam, dźwięk kluczy.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#romans