II Szlachta nie pracuje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Luiza wraca z przebieżki późnym wieczorem, twierdząc że wszyscy już śpią. Z cichym trzaskiem zamyka za sobą ciężkie drzwi. Z jej ust wydobywa się głośne westchnienie zmęczenia, kiedy opiera głowę o ich chłodną powierzchnię. Gdy patrzy jednak w głąb długiego korytarza, z niemałym zaskoczeniem zauważa zapalone w salonie światło. Dziewczyna rusza w jego kierunku, a kiedy staje w przejściu, dostrzega siedzącą na kanapie matkę.

Kobieta z prowokacją przypatruje się córce, siedząc nieruchomo. Luiza zauważa, że ona nawet nie mruga. Od razu wie, że kobieta na nią czekała. Tylko dlaczego?

Mimo to idzie przed siebie, w stronę przejścia do kuchni, udając, że jest tu całkiem sama. Nie odzywa się do matki ani słowem. Nawet nie zerka na nią kątem oka, aby w ten sposób wyrazić swój chłód i pogardę. Gdy wchodzi do kuchni, nie zapala światła mimo mroku jaki panuje na zewnątrz. Wystarczy, że ogień w kominku elektrycznym omiata pomieszczenie swoim słabym blaskiem. Tak więc ciało dziewczyny robi się jeszcze bardziej senne, a uczucie obolałych mięśni i suche gardło wcale nie pomagają. Luiza zgarnia z blatu pustą szklankę, nalewa do niej świeżej wody i wypija łapczywie, nie wiedząc że w tym czasie w progu pojawia się pani Haase. Kobieta czeka jakby na odpowiedni moment i beznamiętnie pyta córkę:

– Gdzie byłaś?

Na dźwięk głosu matki, dziewczyna sztywnieje przestraszona, ale jest to jedyna oznaka jej zaskoczenia, ponieważ odpowiedzi udziela już poważnym tonem z namiastką niesmaku:

– W lesie. Biegałam, jeśli cię to interesuje.

Pani Wiktoria przytakuje nieznacznie, wchodząc w głąb kuchni i obserwując córkę. Stoi przy tym sztywno ze skrzyżowanymi ramionami, intensywnie przypatrując jej osobie, niczym polujący jastrząb. Dlatego dla rozładowania gęstej atmosfery, zagaduje:

– Czekałam na ciebie.

– Dlaczego? Powinnaś już dawno spać – zauważa Luiza, jeszcze bardziej zbita z tropu.

Jej matka patrzy na zegar cyfrowy na kuchence gazowej, który wyświetla właśnie czerwone cyfry: 23:34. Potem oblizuje suchą wargę i podchodzi do blatu cicho. Jak łowca.

– Muszę z tobą porozmawiać. O dwóch rzeczach.

Luiza jednak nie reaguje na te słowa, choć jej matka spodziewała się większego zaciekawienia czy szoku, na fakt o zaplanowanej od dawna rozmowie. Tak więc, gdy cisza robi się jeszcze bardziej napięta, pani Wiktoria ucina ją słowami:

– Po pierwsze, jestem ci winna przeprosiny. Zapomniałam w końcu o twoich osiemnastych urodzinach.

Luiza mało nie krztusi się wodą.

– Szybka jesteś – zauważa po przełknięciu. – Moje urodziny były w zeszłym tygodniu, a tobie teraz zebrało się na składanie życzeń.

– Och! One są w tej chwili najmniej istotne. – Pani Haase macha przy tym ręką, jakby odganiała natrętną muchę – Ale... Mam coś dla ciebie.

Od razu potem wyciąga z kieszeni swojego swetra, malutkie pudełko w czerwono-białe paski, obwiązane wstążką. Luiza niechętnie przyjmuje do wiadomości, że jej skąpa matka zrobiła to dla niej. Wydała pieniądze.

Po otwarciu wieczka, dziewczyna zauważa złoty błysk naszyjnika z dwoma serduszkami. Jeden z nich jest w pełni złoty, zaś drugi mieni się srebrnymi diamencikami. Luiza otwiera oczy ze zdumienia, a potem zerka na matkę spod wachlarza długich rzęs. Ta sytuacja stawia ją w niezręcznym położeniu, a najgorsze jest to, że nie wie czy powinna podziękować.

– Wydałaś na mnie pieniądze – zauważa pod dłuższym namyśle, a jej zdradziecki głos lekko drży. Czuje przy tym ciepło wdzięczności rozchodzące się po całym ciele.

Pani Wiktoria uśmiecha się zadowolona.

– To wcale nie ja, tylko Balcerowicze. Wiesz, że od dawna nie wydaję na tą rodzinę ani grosza.

Te słowa są jak cios. Rozbrajają Luizę ze wszelkiej nadziei, że ta zepsuta i skąpa kobieta była w stanie się dla niej zmienić.

Głupia nadzieja.

– Dlaczego ktoś taki dał mi prezent? – pyta, próbując ukryć zawód na myśl, że matka jednak o niej nie pamiętała.

– Ponieważ od dzisiaj jesteś zaręczona z Maksem Balcerowiczem.

Na te słowa Luiza w pierwszej chwili nie wie czy dobrze usłyszała. Natomiast, gdy dochodzi do wniosku, że po matce mogła się tego spodziewać, czuje wszechogarniającą ją wściekłość.

– Przepraszam, co?! Wydałaś mnie za tego brzydala bez mojej zgody?!

– Ma bogatych rodziców i wpływy. Tylko to się liczy.

– Nie wyjdę za niego. – W oczach Luizy płonie dziki ogień. I to wcale nie ten z kominka elektrycznego.

– Tak ci się tylko wydaje. Lubisz pieniądze twojego ojczyma, więc polubisz też i ich pieniądze. Poza tym zawarłam umowę z samym Maksem i jego ojcem, dlatego nie mam zamiaru niczego odwoływać.

– Jesteś okropna! – warczy dziewczyna, czując narastający w niej gniew. – Nie lubię całej tej fortuny, w której pławisz się ty i Remigiusz. Edmund i Tatiana też mają takie zdanie, ale oni wolą was obu wykorzystywać i...

– O to chodzi. – Kobieta przerywa córce. – Również powinnaś wykorzystywać to co masz, tak jak twoje mądre rodzeństwo. Nie narzekaj, ponieważ już wkrótce wszyscy będziecie korzystać z jeszcze większych udogodnień, gdy tylko połączymy nasze rodziny twoim ślubem.

– Nie wyjdę za niego! – Tym razem ton Luizy jest ostrzejszy, co kontrastuje z delikatnym i spokojnym głosem jej matki.

– Wyjdziesz i nie próbuj się stawiać kochanieńka, bo nic dobrego ci z tego nie przyjdzie.

Pani Wiktoria kręci palcem, jakby beształa niegrzeczne dziecko.

Jej córka zaciska dłonie w pięści. Ta kobieta to według niej gorsza wersja macoch czy czarownic z bajek. Jedyna różnica między tymi postaciami a nią polega na tym, że nie zamyka córki w najwyższej wieży bądź w klatce. Jeszcze.

Jednak jeśli faktycznie weźmie ślub z Maksem, synem wielkiego alfy Zielonego Księżyca, Karola Balcerowicza, nie jest pewna jak zostanie potraktowana.

– Zachowujesz się gorzej niż wszyscy średniowieczni królowie razem wzięci! Nienawidzę cię!

Po tych słowach Luiza pędzi w stronę schodów, aby jak najszybciej dostać się do swojego pokoju. Jedynego miejsca w tym pokręconym domu, gdzie może zaznać jako takiego spokoju i pozwolić sobie odpocząć. Dziewczyna także pierwszy raz w życiu żałuje, że urodziła się w takich, a nie innych czasach. W erze, gdzie rządzą nadprzyrodzeni. Istoty kochające instynkt, a co za tym idzie, także władzę, pieniądze i aranżowane małżeństwa.

Luiza przypomina sobie nawet poranek i wiadomości na grupie klasowej, gdzie Edyta żaliła się, że i ona będzie w takim związku żyła.

„To głupie" – myśli, tarzając się po pościeli i łkając w poduszkę. Pani Wiktoria zapewne jest dumna z tego co jej uczyniła i najpewniej jutro nie będzie się z tym kryć. I wie to, bo zna tę kobietę, mimo ich skomplikowanej relacji. Mimo tego, że od dawna, bardzo niewiele ze sobą rozmawiają.

***

Następnego dnia Luiza wcale nie czuje się lepiej.

Poczynając od przyjścia do jej pokoju najgorszej ze służących, przez odbycie z nią kłótni o ubiór do śniadania, a na samym posiłku kończąc. To ostatnie jest porażką już w chwili, gdy siada do stołu w jadalni wystawionej na wschód, a przez witrażowe okno, wpadają promienie słońca. Jak na złość całe to światło zatrzymuje się prosto na twarzy dziewczyny, która bezskutecznie próbuje się przed nim uchylać.

Codziennie to samo.

– Piękny mamy dziś dzień – komentuje Remigiusz, odkładając gazetę, ale Luiza skupia spojrzenie na Tatianie i Edmundzie. Siedzą oni naprzeciw siostry, w najlepsze smakując słodkie rogale z masłem i marmoladą. Dziś jej brat nie ma zamiaru zabierać jej jedzenia. Pani Wiktoria zajmuje miejsce po prawej stronie męża, wybierając ze srebrnych tac najsmaczniejsze rodzaje serów i wędlin, natomiast Luiza dłubie widelcem w sałatce warzywnej. Sam widok matki o poranku, przypomniał jej o ich wieczornej rozmowie i o tym obleśnym typie, za którego ma zostać wydana.

I jak się szybko okazuje, nie jest jedyną osobą, która o tym pamięta.

– Jest tak piękny, że nie mogę przestać się cieszyć! – Pani Haase odzywa się tak głośno pierwszy raz od dawna. Zwykle jej głos jest cichy i bardziej dumny. – To dopiero pierwszy miesiąc wakacji, a jest tak ciepło, że we wrześniu na pewno będziemy mogli wyprawić naszej Luizie drogie wesele na dworze. Może nawet wśród pól i kłosów!

– Jakie wesele? – pyta Remigiusz, będąc widocznie nie w temacie. Luiza zamiera. – Czyżby ten cały Aleks postanowił się oświadczyć? Tak wcześnie?

– Żaden Aleks! Nie pozwoliłabym w życiu, by ten wieśniak został częścią naszej rodziny. Przecież wczoraj dostaliśmy ofertę od Balcerowicza, z zapytaniem o wydaniem Luizy za jego syna.

– Co?! – woła nagle Edmund, który ma oczy wielkości monety pięciozłotowej.

Pani Wiktoria ściąga brwi, przyglądając się z uwagą dzieciom i mężowi. Mimo wszystko jej gra twa dalej:

– Co wy wszyscy tacy sceptyczni? To jest fenomenalny pomysł. To cud!

– Zgodziłaś się na to? – dopytuje nieśmiało Tatiana, bawiąc się końcówką swojego długiego blond warkocza. Maks od zawsze wydawał się jej dobrym kandydatem na męża, dlatego nie dziwne jest, że teraz czuje się zniesmaczona informacją o zaręczynach starszej siostry.

Luiza wbija jednak wzrok w stół, czując coraz większe rozdrażnienie. Każdy przy stole myśli, że to jej wybór. Musi więc wyprowadzić ich z błędu.

– Matka zdecydowała za mnie. Tylko po to, by zdobyć ich potężną fortunę – przyznaje z sykiem i krzywym spojrzeniem na winowajczynię. – Nie mam zamiaru za niego wychodzić, szczególnie po tym jak obraziłaś Aleksa!

Oczy jej matki robią się złowrogo wąskie.

– Obraziłam go? Niby kiedy? – Tu robi teatralną pauzę. – Mówiąc, że jest wieśniakiem stwierdziłam fakt. To nie była obelga.

– Jest moim chłopakiem zaledwie dwa tygodnie. Nawet dobrze go nie poznałaś.

Kobieta jednak nie pozwala się zwieść, splatając dłonie na kolanach i prostując dumnie, jak największa z dam.

– Żebyśmy mieli sprawę jasną. On nie jest dla ciebie odpowiedni, chociażby przez fakt, że jest człowiekiem. A ty moja droga masz szlachetną, wilczą krew po twoim ojcu. Jesteś nadprzyrodzoną dokładnie tak jak Maks Balcerowicz i jego rodzina. Oni potrzebują zmiennokształtnej luny, aby utrzymać czystość gatunku. Poza tym Maks, jak i ty jesteście niepełni, co wyjaśnia przyczynę zawarcia przeze mnie tej umowy. Teraz rozumiesz?

Nie, Luiza tego nie rozumie, a na wzmiankę o swojej rzadkiej przypadłości, żyłka pulsuje jej na szyi pulsuje. Dobrze wie, że przez niepełność nie znajdzie swojej bratniej duszy, w przeciwieństwie do większości wilkołaków. Wie również bardzo dobrze, że Maks także jest niepełnym, przez co oboje są wolni, a to duży problem dla wilczych rodzin. W jego przypadku nawet gorszy, gdyż jako przyszły alfa stada Zielonego Księżyca potrzebuje przeznaczonej. Mate, której nie będzie w stanie znaleźć przez niepełność. Luny, która stanowiłaby podporę i wsparcie dla całej jego watahy.

Dlaczego więc Karol Balcerowicz sądzi, że to Luiza będzie na tyle silna i dobra jako nowa luna jego stada? Co jest w niej takiego wyjątkowego?

– Ale to dalej są tylko twoje chciwe pobudki! – woła dziewczyna, nadal stawiając na swoim. – Zależy ci na ich pieniądzach, a nie na dobru Zielonego Księżyca!

Pani Haase uderza pięścią w stół.

– Ty... Ty mała smarkulo... Nie mów tak o swojej własnej matce! Remigiusz, powiedz jej coś!

Wtedy dopiero Luiza zauważa, że mężczyzna przez całą tę kłótnię był wbity w krzesło, siedząc na nim jak na szpilkach. Tak samo Edmund i Tatiana.

– A co ja mogę? – pyta niepewny, zerkając na pasierbicę.

– Daj jej rozkaz! Jesteś od niej wyższy rangą. Ona ma wyjść za Maksa Balcerowicza, by połączyć nasze domy.

Wtedy jednak do rozmowy wtrąca się Edmund, sycząc:

– Jesteś niesprawiedliwa! Żeby wysługiwać się Remigiuszem jak jakąś bronią. Niech on sam powie, co uważa na ten temat.

– Zgadzam się! – wołają Luiza oraz Tatiana jednocześnie, wbijając swoje spojrzenia w ojczyma.

Mężczyzna wydaje się czuć presję, która spada na niego, ciężka jak głaz. Bierze więc ze stołu szklankę i popija kilka łyków wody, aby rozpuścić gulę w gardle, tym samym próbuje nie pokazać po sobie zdenerwowania.

Jednak ostatecznie mówi:

– Czuję się źle, że nie zostałem wcześniej poinformowany przez żonę o tym wspaniałym pomyśle z zaślubinami. Więc jestem zdania, że Luiza musi wyjść za syna Karola Balcerowicza. Koniec i kropka.

Wtedy jego błękitne oczy zmieniają kolor na granatowy, co sygnalizuje Luizie wyraźnie, że decyzja w tej sprawie jest nieodwołalna. W jadalni zapada całkowita cisza, a Tatiana i Edmund przyglądają się jej współczująco. Wiedzą, równie dobrze jak ona, że ze zdaniem Remigiusza nie wolno dyskutować. Siły zupełnie opuszczają ciało Luizy, aczkolwiek z drugiej strony wie ona również, że nie może się ugiąć i nie zrobi tego aż do końca. Może to w jakiś sposób sprawi, że uda jej się postawić na swoim. W końcu po matce odziedziczyła upartość, ale w porównaniu z wielką pani Haase jest to tylko kropla w morzu.

– Wychodzę – oświadcza Luiza, wstając od stołu na słabych nogach. – Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. Może dziś, może nigdy.

Jednak te słowa nie robią wrażenia na pani Wiktorii, która uśmiecha się z dumą pawia, wpatrując w oddalającą się sylwetkę córki. Luiza w ciszy opuszcza jadalnię, nie zwracając już większej uwagi na głosy rodzeństwa, które stara się ją zawrócić. W tej sytuacji zamierza zdać się na rady przyjaciół. Ale nie będzie to cała grupa klasowa, tak jak to miało miejsce w przypadku Edyty. Luiza ma swoją zaufaną dwójkę ludzi, którzy z chęcią przybędą jej na pomoc.

Gdy dziewczyna dociera do swojego pokoju i bierze w rękę telefon, odpala czat grupowy z Darią i jej chłopakiem Aleksem. Zauważa, że oboje są właśnie aktywni, więc odpowiedź z ich strony powinna nadejść od razu.

Luiza pisze:

Musimy się spotkać. Mam problem... Pomocy!!!

Jednak ani Daria, ani Aleks nie odpisują na to od razu, jak podejrzewała. Luiza wstaje więc do biurka, aby samej chwilę odreagować. Wyjmuje maszynę do szycia z kartonu, który stoi obok, a potem jeszcze dodatkowe: szpulki, centymetr krawiecki, manekina i przydatne materiały. Ostatnio zaczęła pracować nad suknią, którą ubierze za rok na swoją studniówkę. Więc skoro teraz jej matka wkurzyła ją do granic, a Daria i Aleks nie odpowiadają na jej wiadomość, wykorzysta tę całą negatywną energię na przerobienie rolek materiału w coś niebywale pięknego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro