III Polowanie na zawołanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu dali znak. Zaraz przyjdą. Jednak Luiza wie, że słowo: zaraz oznacza raczej ponad pół godzinny dodatkowego czekania. W końcu żadne z nich nie mieszka w Oazie, a raczej w mieście położonym kilka kilometrów stąd. Dlatego, gdy tylko Luiza otrzymuje odpowiedź, od razu postanawia zacząć się szykować

Tego dnia, jak na lipiec przystało, letni upał daje się we znaki każdemu mieszkańcowi Oazy. Gdy Luiza zauważa jak doskonała jest pogoda na zewnątrz, postanawia przed spotkaniem z Aleksem i Darią ubrać się w krótki, biały top z siateczką, na który nakłada cienką narzutę w kolorze czarnym z kwiecistymi wzorami. Na biodra naciąga beżową spódnicę do pół uda, a na stopy wkłada czarne baleriny z klamrą zdobioną cekinami.

Tak uszykowana dziewczyna, postanawia wyjść na ganek przed domem, mimo że do spotkania z przyjaciółmi nadal ma sporo czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że Luiza nie chce już dzisiaj widzieć któregokolwiek z domowników. Nawet Edmunda czy Tatiany. Chce stąd wyjść i nie wracać do późna. Daria na pewno wpadnie na jakiś pomysł, jak Luiza może dopiec matce za próby swatania jej z synem Balcerowicza. Dlatego też nerwowo bierze z wieszaka swoją granatową, skórzaną torbę o złotych zdobieniach i zupełnie nie sprawdza jej zawartości. Wychodzi z pokoju, w kierunku drewnianych schodów, których skrzypienie ją irytuje.

Dopiero gdy zostaje na ganku zupełnie sama, wzdycha ciężko, napadnięta przez natłok myśli odnoszących się do jej beznadziejnego życia z matką. Wolałaby bowiem mieszkać z ojcem, który zrobił dla niej i jej rodzeństwa o wiele więcej, mimo że od dawna nie mieszkają razem. W tym wszystkim jest również wizja jej i Maksa Balcerowicza, stojących przed ołtarzem, otoczonych przez tłumy ludzi, którzy wiwatują na ich cześć.

„Co za okropna perspektywa!" – myśli, siedząc samotnie i wpatrując beznamiętnie w horyzont. Jej przyjaciół nadal nie ma, mimo dłużącego się czasu. Pojawiają się jednak już po kolejnych piętnastu minutach, a gdy ich sylwetki zostają dostrzeżone, Luiza zaczyna pędzić w ich stronę z wyciągniętymi ramionami.

– Jak dobrze was widzieć! – woła, wpadając w objęcia Aleksa, który pierwszy porywa swoją dziewczynę i mocno dociska do siebie. Zupełnie jakby ich ostatnie spotkanie nie odbyło się zaledwie dwa dni temu.

Potem zostaje przejęta przez Darię, witając z nią delikatnym uściskiem i pocałunkiem w oba policzki. Ale kiedy tylko się od siebie odsuwają, Luiza zauważa cień czegoś w jej oku. Czegoś, co podejrzewa, jest zaciekawieniem.

– Co się u diabła stało? – pyta Daria, poprawiając okular na nosie. – Chodzi o Remigiusza? Zazwyczaj nie wołasz pomocy w innej sprawie.

Luiza ma dziwne wrażenie, jakby przyjaciółka miała o to do niej pretensje. I może ma... Jednak dziś przecież wcale nie chodzi o problemy z jej ojczymem, nie ważne jak bardzo chciałaby, aby tak było.

– Opowiem wam po drodze w jakimś zacisznym miejscu – odpowiada, odciągając przyjaciół od swojego domu. – Lepiej żeby nikt nas nie usłyszał.

Teraz Aleks i Daria wymieniają zaniepokojone spojrzenia.

– W takim razie proponuję przejście przez las. Tam zawsze jest spokój – mówi chłopak, na co obie jego towarzyszki kiwają ochoczo głowami.

Tak więc, gdy cała trójka przechodzi przez wieś, aby za chwilę móc znaleźć się przed zagajnikiem, Luiza zaczyna ich spotkanie pospolitym narzekaniem na pogodę. Potem temat zmienia się w opowieść Darii, która poprzedniego dnia wysłała zgłoszenie do firmy projektującej wnętrza, czy nie przyjęliby jej na staż. W międzyczasie i Aleks dorzuca do rozmowy swoje trzy grosze. I tak w końcu przyjaciele znajdują się przed zacienionym zagajnikiem, śmiejąc ze wspomnienia pewnego filmu. Aleks obiera prowadzenie. Dźwięk ich kroków szybko niknie w gęstej trawie, która łaskocze ich nagie kostki. Powoduje to następną salwę śmiechów, co zupełnie pozwala Luzie zapomnieć o tym, co zrobiła jej matka. Mija jednak jeszcze tylko parę chwil ogólnej radości, nim Daria silnie zaciekawiona wcześniejszym nastrojem przyjaciółki, nie postanawia zmienić tematu.

– A więc... Co znów zrobił Remigiusz, że byłaś taka nie w sosie?

Uśmiech raptownie znika z twarzy Luizy, która wzdycha zrezygnowana. Miała już cichą nadzieję, że nie będzie musiała im o tym mówić.

– Nie o Remigiusza chodzi, a o moją matkę – mówi, lekko zerkając na Aleksa. – Rozmawiała ze mną wczoraj.

– Ona z tobą rozmawiała?! – Daria nie ukrywa szoku, ponieważ wie jak ciężka i skomplikowana jest relacja tej dwójki.

– Tak. A najdziwniejsze jest to, że nawet czekała na mnie w salonie, gdy wróciłam późno do domu.

– W takim razie musiała być zdesperowana. – mówi Aleks. –Zrobiłaś jej coś?

– Nie. To ona wpadła na fenomenalny pomysł, by wydać mnie za mąż za Maksa Balcerowicza!

W jej głosie słychać rozpacz, którą próbowała ukryć nie tylko przed przyjaciółmi, ale też przed samą sobą. Ten dźwięk sprawia, że oboje patrzą teraz na dziewczynę współczująco. Już nie są na nią w żaden sposób źli, że wyciągnęła ich tak wcześnie z domów.

Luiza nie odzywa się ładnych kilka chwil, patrząc to na drzewa, to na przyjaciół, jakby poruszony przez nią temat był zakazany.

W końcu słaby głos Darii przerywa ten stan.

– No to grubo. Jak nie Edyta, to teraz ty. Sama nie wiem której bardziej współczuć.

Luiza rzuca przyjaciółce wściekłe spojrzenie i zaczyna tłumaczyć im więcej:

– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dziś rano, przy śniadaniu, Remigiusz nie miał o niczym pojęcia. Co oznacza, że moja matka ustaliła to sama z alfą Zielonego Księżyca. Zupełnie jakby jego zdanie nie miało znaczenia w tej kwestii. A przecież Karol Balcerowicz to szef Remigiusza. Powinien był z nim to ustalić.

Ale przecież nikogo nie obchodziło czy Remigiusz miał w tej kwestii własne zdanie. Zwłaszcza jej matkę, która przecież rano nacisnęła na niego. Zabroniła mu wypowiedzieć się samemu, przez co Luiza wiedziała, że przegrała grę.

Zawsze wygląda to tak samo.

– Ale jaki w tym wszystkim jest sens? – dopytuje nagle Aleks, zupełnie jakby nie znał charakteru pani Wiktorii. A przecież odkąd on i Luiza spotykają się, chłopak często bywa u niej w domu. W bogatym domu.

Luiza wzdycha, przeklinając że musi dodatkowo i to tłumaczyć.

– Bo matka chce zdobyć dostęp do ich skarbca, a ja podejrzewam, że dodatkowo boi się, że moje dzieci nie odziedziczą zmiennego daru. Tak jak Tatiana.

Aleks zaciska usta w wąską kreskę, a czarne oczy błyszczą niebezpiecznie, czego jednak nie dostrzegają jego towarzyszki. Potem zaczyna ukradkiem rozglądać się na boki, jakby czegoś szukał, ukrytego w gęstych zaroślach lasu.

– Ha! Głupstwa – woła po pełnej napięcia ciszy. – Ona sama nie jest nadprzyrodzoną, by żądać od ciebie przedłużenia rasy. No... I ponadto nie wie o tobie wszystkiego. To tylko człowiek. A ty jesteś w końcu kimś więcej niż tylko wilkołakiem. I zawsze o tym pamiętaj. – Tu robi pauzę, po czym dodaje: – A teraz poczekajcie.

Luiza i Daria naraz patrzą po sobie i na komendę stają w miejscu. Żadna z nich nie wie co Aleks ma na myśli, mówiąc o wyjątkowości Luizy. Jednak nie zdążają nic powiedzieć, gdy chłopak nagle przyspiesza krok, wymija je obie, po czym odwraca on do nich przodem i unosi rękę. Jakby na znak. Przyjaciółki zaskoczone patrzą po sobie, a po sekundzie słychać gromki huk wystrzału.

Aleks pada na ziemię, robiąc unik, a wśród drzew pojawiają się żółte i przerażające ślepia. Po chwili obie dziewczyny zauważają, że zostały otoczone przez ogromne wilki. Wilkołaki, którymi dowodzi potężnie umięśniony szary samiec. Luiza rozpoznaje w nim deltę głównego, ale nie ma pojęcia czyja to wataha.

Kolejny huk roznosi się po lesie.

Wtem Luiza skacze w stronę Darii, by ją chronić, tym samym zamieniając się w białą wilczycę. Ale jest za późno. Przyjaciółka została trafiona w udo, przez co krzyczy i pada na ziemię.

„Daria!" – myśli Luiza przerażona. – „Oni chcą nas zabić?!" – Na tę niewiadomą, przypatruje się otaczającym ich zmiennokształtnym. Postępuje też pewnie o krok, chcąc wyglądać groźnie. Jednak nic to nie daje, ponieważ jest tu sama, otoczona przez wrogie stado.

Trzeci wystrzał nagle zlewa się z jej głośnym wyciem. Potężny ból miesza ze łzami, wypływającymi z oczu. Została postrzelona w udo, a czerwona krew wycieka z rany. Ponadto dziewczyna wyczuwa silnie pulsujące promieniowanie w całym ciele, co oznacza, że pocisk został wykonany ze srebra. Materiału, który rani takich jako ona i nie pozwala na ponowną przemianę.

Łapy zaczynają ją zawodzić i drżeć. Nie może się ruszyć. Jej wzrok zachodzi czerwoną mgłą, a w uszach szumi krew, pobudzona adrenaliną. Luiza może więc jedynie warczeć, aby udawać odważną, a mimo to, gdy wzrokiem znów odnajduje swojego chłopaka, Aleksa, serce jej mięknie i sama milknie. Jej niebieskie oczy całkowicie zmieniają kolor na niebezpieczny fiolet. Jednak po chwili słone łzy zaczynają spływać na pokryte sierścią policzki, przez co wygląda żałośnie. Nie groźnie.

Wilczyca bezsilna pada na ściółkę czując jedynie rwący ból uda. Patrzy przy tym na Aleksa błagalnie, mając jeszcze nadzieję, że to wszystko jest kłamstwem. Nie chce bowiem widzieć swojego chłopaka na tle tej przerażającej scenerii. Nie chce zapamiętać go jako osobę, która ją oszukała i zdradziła. Tylko... Dlaczego?

Wtedy do delty głównego podchodzi około dwunastoletni chłopiec, dzierżący w jednej dłoni krótką broń palną, w drugiej trzymający kilka wygniecionych szmatek. Rzuca je obok przywódcy na ziemię. Dopiero wtedy siwy wilczur przechodzi przemianę w człowieka i zakłada na biodra przyniesione przez chłopca spodenki. Następnie jego gruby głos przerywa napiętą ciszę:

– To był dobry sygnał, Aleks. I w dodatku bardzo wyraźny.

„Więc jednak to nie był przypadek" – zauważa zrozpaczona Luiza, patrząc jak oszust kiwa głową przywódcy, z wrogością patrząc na obie poległe.

– Teraz przyszła jednak kolej, by i nasza droga wilczyca zmieniła swoje oblicze na bardziej ludzkie.

I podchodzi do niej, a u jego boku idzie dwunastolatek. Luiza widzi ich sylwetki przez czerwoną mgłę wściekłości i bólu. Czuje się przyparta do muru. Ma silną ochotę z tym walczyć, ale nie wie jak. Dlatego pozostaje jej jedynie groźnie zawarczeć. Niestety nie jest to skuteczne. Dodatkowo kątem oka zauważa, że Daria zemdlała. Prawdopodobnie od nadmiaru bodźców lub przez otwartą ranę w jej nodze. Wokół niej czerwona plama krwi robi się coraz większa.

Przerażona tym spostrzeżeniem Luiza chciałaby wrócić do ludzkiej formy, ale srebro, nadal tkwiące w jej udzie, znacznie to uniemożliwia. Dlatego patrzy w oczy dwunastolatka, które zaczynają błyszczeć intensywnie, a po chwili wzrok dziewczyny rozmazuje się. Palący ból magii, liżącej jej udo językami ognia, jest tak silny, że gromkie wycie po raz kolejny wydobywa się z krtani wilczycy. Luiza nie przypomina sobie, by kiedykolwiek tak cierpiała.

To jest jak rozrywające ciało ręce. Z ostrymi pazurami. Szponami, które wyrywają kolejno wszystkie wnętrzności, aż w końcu, ostatecznie, wyjmują srebrny pocisk.

Ból mija jak ręką odjął.

Kilku zmiennych postępuje więc o krok, zauważając poczynania maga. Zupełnie jakby wiedzieli, co się za chwilę wydarzy. I tak też po wyciągnięciu pocisku, Luiza nie myśli długo. Wstaje i łapą powala chłopaka na ziemię, a choć mięśnie zawodzą ją, nie poddaje się. Wilkołaki otoczyły ją i Darię ciasno, stojąc jeden przy drugim. Jest ich naprawdę wiele. Głęboka rana szybko zaczyna regenerować się sama, dzięki czemu wilczyca chwyta nieprzytomną przyjaciółkę za kołnierz, by uciec.

Tuż obok przywódca śmieje się, pewny swego. Wie, że mimo szczerych chęci ona nie da rady.

Gdy tylko milknie, wilki zacieśniają krąg chcąc pojmać Luizę. Ich warczenie jest niczym dezorientujące echo, dlatego dziewczyna spina mięśnie. Obolała, ale z coraz zdrowszą kończyną, znajduje jednak lukę w sytuacji. Jest bowiem większa niż otaczające ją delty. Dlatego pozwala im na jeszcze bliższe podejście, by potem w mgnieniu oka uderzyć i rodzielić dwa basiory jednym tylko ruchem. Wtem gnana strachem, unika kłapiących szczęk i pędzi przed siebie na złamanie karku.

Mija kilka sekund nim delta główny wychodzi z szoku i woła do podwładnych:

– Za nią! Dopaść je! Nie mogą uciec z lasu!

Jego wilkołaki zaczynają przepychać się między sobą, żeby dorwać uciekinierki, ale Luiza już lawiruje między drzewami, starając się ignorować ból w kończynie. Przeskakuje nad powalonymi kłodami, a wszelkie przeszkody omija tak, by nieprzytomnej Darii nie stała się jeszcze większa krzywda. Jednak pogoń nie ustępuje. W chwili, gdy wilczyca zauważa skraj lasu z wysokich paproci wyłania się cały zastęp delt. Jej serce bije z jeszcze większą mocą. Wie bowiem, że nie może teraz zawrócić. Wie też, że chce uratować przyjaciółkę za wszelką cenę. Dlatego nie zatrzymuje się i nadal trzymając Darię, pozwala sobie na skok, który mimo rany w udzie jest czymś niezwykle spektakularnym. Napina mięśnie tylnych łap, a przednią część ciała unosi w górę. Wybija się ponad pyski pełne ostrych zębów, leci, słysząc obrzydliwe mlaskanie połączone z warczeniem. I kiedy już prawie dotyka łapami ziemi... Kiedy tylko krok dzieli ją od skraju zagajnika... Głuchy huk wystrzału, pozbawia ją wszelkiej nadziei.

Srebrny pocisk ociera się o jej niezagojoną ranę, a porażający ból sprawia, że bieg o wolność i przeżycie, przegrywa z kretesem.

„Przepraszam, Daria" – myśli Luiza, gdy trzymany przez nią materiał rozrywa się, a przyjaciółka ląduje niecały metr dalej na ściółce.

Wtedy też ciało wilczycy zostaje raptownie dociśnięte do podłoża przez kilka delt, których szczęki kłapią nad nią. Zupełnie jakby wściekłe wilki zamierzały ją zjeść. Na dodatek smród wydobywający się z ich brudnych pysków, jest odrażający.

– Dobra robota, młody. – Głos delty głównego sprawia, że wszelki harmider wokół Luizy cichnie, więc mężczyzna zwraca się do reszty grupy. – Zaciągnijcie te dwie głębiej w las. I pilnujcie, by nie wywinęły już żadnych numerów.

Wtedy też rzuca Luizie wygniecione ubranie, aby ta mogła przemienić się w człowieka i ubrać. Polecenie jest wprawdzie nieme, ale zrozumiałe. Kości w jej ciele zaczynają się łamać, a skóra odkształcać, ukazując nagą sylwetkę młodej kobiety. Delty podsuwają jej przyniesione szmatki, które naciąga na siebie w chwilę.

– Związać je i do busa. A tę ranną opatrzeć. Nie może umrzeć przed dotarciem na miejsce – rozkazuje delta, a stojący obok niego dwunastolatek wykonuje polecenie, gdy w dłoniach pojawiają mu się wyczarowane liny. Tą samą magią zasklepia też ranę Darii, którą nieprzytomną związuje razem z Luizą. Obie zostają zaciągnięte przez wilki głębiej w las, aż do chwili, gdy biały van stojący na wydeptanej drodze nie majaczy w oddali.

Dalszych poczynań swoich porywaczy Luiza już nie rejestruje, ale ostatnie co pamięta przed zamknięciem paki i odjazdem, to czarne oczy Aleksa, w których nie da się zauważyć żadnego żalu czy współczucia.

***

Przez pierwszą godzinę jazdy Luiza śpi. Sądzi, że w ten sposób przetrwa ten okropny dzień. Leży więc na brudnej i twardej posadzce, a w duchu modli się, by Daria również wkrótce się obudziła. Bo przecież ten młody mag opatrzył jej ranę... Musi żyć, mimo że podczas ich próby ucieczki, Luiza zupełnie nie zwracała uwagi na to, że może wykrwawić się zupełnie. Kiedy jednak wraca z krainy snów na ziemię, wokół niej jest ciemno, a ona wyczuwa, że van dalej jest w ruchu. Boli ją całe ciało, przez co szybko przypomina sobie o zdradzie jakiej dopuścił się Aleks. Żołądek zaciska jej się na samo wspomnienie.

Rana na jej nodze wprawdzie już się wygoiła dzięki regeneracyjnym właściwościom wilczych genów, ale zdrętwiałe od związania ręce, mrowią ją niemiłosiernie przy najdrobniejszej próbie poruszenia nimi. Poza tym w pierwszej chwili dziewczynie wydaje się, że poza odgłosami na trasie słyszy ciszę. Ale po parunastu sekundach pojedynczy szloch wyrywa się z ust Darii, która obudziła się jakiś czas temu. Luiza podnosi się gwałtownie do siadu, a kiedy przyzwyczaja wzrok do ciemności, zauważa przyjaciółkę leżącą na posadzce z kolanami podkulonymi pod brodę.

– Daria? – Luiza zachrypłym głosem przerywa ciszę wokół i wyrywa swoją towarzyszkę z obecnego stanu.

– Luiza... – Głos dziewczyny również brzmi chropowato. – Obudziłaś się... Co za szczęście!

Z jej oczu wylewają się teraz łzy ulgi mieszane ze łzami strachu.

– To ja cieszę się, że ty się obudziłaś. Podczas próby ucieczki, cały czas byłaś nieprzytomna. Martwiłam się.

Daria nie odpowiada na te słowa, ale za to zaczyna czołgać się niezdarnie w stronę przeciwległego kąta, po czym wtula w przyjaciółkę, aby w ten sposób obie poczuły otuchę. Dzięki jej obecności wierzy, że przejdą przez to bagno, w które wpakował je Aleks.

– Co się z nami stanie? – pyta Daria po paru kolejnych cichych minutach. – Gdzie nas wiozą?

– Nie wiem.

Tylko tyle udaje się wykrztusić Luizie, ponieważ czuje się bardzo słabo, a w głowie kręci jej się jak na karuzeli. Wie jednak, że nikt ich nie zabije. Na razie. W przeciwnym wypadku nie byłyby tutaj. Żywe. Ci ludzie muszą mieć inny cel niż poderżnięcie im gardeł i wrzucenie ciał do rzeki.

Milczenie między przyjaciółkami trwa następne parę chwil, a kiedy młoda wilczyca ma już otwierać usta, by się odezwać, van zaczyna zwalniać, co obie porwane biorą za wyraźny sygnał. To już koniec trasy. Porywacze dowieźli je na miejsce...

Tak więc, gdy słyszą otwierające się i zatrzaskiwane przednie drzwi, są pewne, że za moment ktoś do nich zajrzy. I rzeczywiście. Światło słoneczne wpada do środka tak nagle, że żadna z nich nie jest w stanie utrzymać otwartych oczu. Dopiero po chwili dają radę lekko je uchylić, zauważając jak delta główny i wciąż towarzyszący mu Aleks, bez słowa wchodzą na pakę. Potem obie dziewczyny zostają rozdzielone i posadzone w pozycji pionowej, tak aby porywacze mogli łatwiej włożyć im kneble do ust. Po ich związaniu odzywa się zdrajca. Jego wzrok jest niczym igły wbijające się w obolałe ciała Luizy i Darii:

– I żeby sprawa była jasna. Ani mru-mru.

Po czym dziewczyny zostają siłą wypchnięte na zewnątrz, a ich obolałe i zdrętwiałe nogi, ledwie są w stanie je nieść.

Obu facetom nadal towarzyszy dwunastoletni chłopiec z bronią w dłoni. Stanowi on w tej chwili jednak zbędny balast, ponieważ i Luiza i Daria całą drogę są posłuszne. Żadna tym razem nie próbuje głupich numerów.

Po wysiadce z vana, pozostawionego na skalnym wzniesieniu, cała piątka przechodzi przez dość duże pole porośnięte trawą i krzewami. W oddali, na horyzoncie, majaczy jednak czarna, niewyraźna plama, która obu porwanym wygląda na punkt docelowy całej tej podróży. To na niej, skupiony jest właśnie ich wzrok.

Wraz z trójką porywaczy przechodzą jeszcze parę ładnych metrów, nim zostają doprowadzone dostatecznie blisko, by zauważyły, że tym punktem jest bardzo duży budynek, który można określić nawet jako piękny zamek. Jego ściany są wysokie na co najmniej cztery piętra i pokryte szarą farbą, która w blasku słońca, wydaje się mienić. Jednak dopiero, gdy stają zaledwie parę metrów przed drewnianą werandą – pomimo wszechogarniającego strachu – dziewczyny czują niemożliwy wręcz zachwyt nad pięknem budowli. Żadna nie może oderwać wzroku od pokrytej farbą cegły, w którą powtykane są kryształki szlachetnych kamieni. Na widok wystawione są również witrażowe okna, przedstawiające najróżniejsze cuda flory i fauny, a blask letniego słońca tylko dodaje urok całej aranżacji.

Jednak najważniejsze pytanie pozostaje niezmienne: co się z nimi teraz stanie?

Szybko okazuje się, że nie jest im dane się tego dowiedzieć, ponieważ po zatrzymaniu się, porywacze nakładają na oczy Luizy i Darii białe chusty, przez które nie mogą nic zobaczyć, a mimo to po sygnale delty:

– Schody.

Obie wchodzą na werandę, aby potem mogły usłyszeć otwierające się drzwi. Po przekroczeniu progu wyczuwają na skórze dziwną lepkość powietrza i słyszą skrzekliwe chichoty. Zupełnie jakby zostały zabrane do sali pełnej duchów i zjaw. Te jednak znikają wraz z pierwszym zakrętem, który pokonują, kierowane przez silne ramiona Aleksa i głównego delty. Dodatkowe kroki słyszą za swoimi plecami i przypisują je dwunastolatkowi.

Kolejny skręt i kolejne stopnie zostają pokonane, a potem lawirowanie po nieznanym dotąd terenie, staje się dla dziewczyn wyzwaniem, ponieważ mimo pragnienia zapamiętania drogi do głównych drzwi, nie jest to możliwe. Szczególnie z zawiązanymi oczami.

I tak w końcu, po przejściu przez tajemniczy labirynt, ich uszu dochodzi odgłos zamykanych za ich plecami drzwi, a także czyjś pogardliwy i poważny głos:

– Nareszcie jesteś, de Gaj. Oraz ty, Pionku.

– Liczę na solidną zapłatę z głębin skarbca, mój panie. – Słowa delty ociekają irytacją.

– Z pewnością otrzymasz ją w należytym czasie od alfy. Jakieś kłopoty?

– Próbowały uciec.

– I gdyby nie celne oko Wiktora, pewnie by do tego doszło. – Te słowa wypowiada Aleks, stojący u boku Luizy.

– Dobra robota, młody.

– Dziękuje, milordzie – mówi dwunastolatek z niemożliwą wręcz powagą wymieszaną ze strachem.

Ktoś pomrukuje.

– Możecie je już uwolnić i odejść. Stąd nie ma ucieczki.

Te słowa wypowiada inny mężczyzna, którego ton jest lodowaty i mrożący krew w żyłach. Nie wyraża jednak żadnych emocji, a do tego jest doniosły i może właśnie dlatego trzęsą się nie tylko porwane dziewczyny. Bowiem podczas rozwiązywania knebli oraz opasek, dłonie delty i Aleksa również drżą. Zupełnie jakby obaj chcieli wykonać zadanie jak najszybciej i zwyczajnie uciec. Uprowadzone również wyczuwają niebezpieczeństwo w obecności nieznajomych, a bijąca od nich aura władzy i wyższości jest wręcz namacalna.

Porywacze zgodnie odchodzą szybkim krokiem, tuż po tym jak Luiza i Daria zostają uwolnione od wszelkich więzów. Dlatego wzrok obu w pierwszej kolejności kieruje się na trójkę osób, stojących na tle śnieżnobiałej ściany.

Jednym z nieznajomych jest wysoki, rudy i szczupły mężczyzna o szarych oczach. Ubrany w brązowy habit spod którego wystaje biały, koronkowy kołnierzyk. Zdobiony jest on przez złote akcenty, takie jak guziki czy podszycia mankietów wywiniętych na lewą stronę.

Kolejna jest kobieta. Blondynka o piwnych oczach, śniadej cerze i bardzo miękkich rysach. Jej długa, zielona suknia wykonana z gładkiego i śliskiego materiału, szeleści przy najmniejszym poruszeniu ciała, co powoduje u obu dziewczyn dreszcze przerażenia.

Trzecią osobą w pomieszczeniu jest młody, maksymalnie dwudziestoletni chłopak, który z całego towarzystwa wygląda na najbardziej niebezpiecznego oraz poważnego. W jego piwnych oczach widać złote plamki. Po chwili ich kolor całkowicie zmienia się w miodowe złoto, co nie tylko dla Luizy, ale i Darii jest naprawdę zaskakujące. Ponadto brązowe włosy młodzieńca kręcą się na jego głowie, tworząc czuprynę, którą można nazwać: artystycznym nieładem. Jego skóra jest nieco ciemniejsza, co sprawia, że w połączeniu z kolorem zarostu i włosów, wygląda trochę jak Latynoamerykanin, a miodowozłote oczy wyróżniają się znacznie, hipnotyzując swoim pięknem i nienaturalnością.

Ubrany jest w bordowy habit, wykonany ze śliskiego materiału ze srebrnymi zdobieniami na piersi w postaci floresów. Jego lewe ramię zakrywa cienka, złota peleryna, która zdaje się być wyciągnięta z królewskiej szafy. Na biodrach nosi pas z pochwą na miecz o pięknie zdobionej rękojeści, przez co dziewczyny sądzą, że to on skaże je za chwilę na ścięcie.

Luiza i Daria przeskakują oczami z osoby na osobę, bojąc się wpatrywać w ich twarze dłużej niż to konieczne. Jednak kiedy przed szereg, sztywnym i władczym krokiem wychodzi złotooki młodzieniec, przerażone zwieszają głowy, modląc się w duchu o bezbolesny koniec.

– Dorian? – mówi kobieta, zaskoczona tym co robi jej towarzysz. Ale on nie zatrzymuje się na półmetku, a staje dopiero, gdy swoją dużą i silną dłonią jest w stanie delikatnie chwycić podbródek Luizy. Potem unosi jej głowę. Nacisk jego palców na brodzie przyprawia dziewczynę o gęsią skórkę, ale wykonuje nieme polecenie i już po chwili tonie w ciepłym miodowym złocie. Dorian również patrzy głęboko w jej szaroniebieskie oczy. Luiza jest jednak przerażona sytuacją, a zarazem zafascynowana tym jak bardzo płynne wydają się jego tęczówki. Zupełnie, jakby płynny miód przelewał się przez nie w związku z silnymi emocjami, na które kolor wskazuje.

I wtedy młodzieniec na ułamek sekundy zaciska powieki, a gdy znów je otwiera, złota nie ma. Pozostaje tylko jasny brąz bez plamek oraz zawód, który Luiza bez problemu zauważa w jego spojrzeniu. To wtedy młodzieniec puszcza ją raptownie, jakby parzyła i odsuwa od obu związanych, wracając do szeregu. Serce Luizy łomocze w piersi jak szalone i zauważa, że Dorian zaciska obie pięści przy bokach, co z pewnością nie wróży im nic dobrego.

"Uraziłam go czymś?" – zastanawia się Luiza, nim trwającej wokół ciszy, nie przerywa rudy mężczyzna:

– Coś ty właśnie zrobił? Zauważyłeś coś?

Kiedy jednak nie pada żadna odpowiedź, próbę rozmowy ponawia kobieta:

– Dorianie. To co zrobiłeś było dziwne, dlatego podejrzewam, że ta dziewczyna musiała cię czymś zaintrygować. Co w niej jest?

Wtem złoto powraca w jego oczy, a dziwna zaborczość w tym spojrzeniu, padającym tylko i wyłącznie na Luizę, zostaje szybko rozszyfrowana. Kobieta blednie na twarzy, jakby miała stracić przytomność, a mężczyzna sztywnieje i wydaje się wstrzymywać oddech.

Wówczas z ust Doriana padają tylko cztery słowa:

– Ona jest moją mate.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro