V Więzienie dla bogaczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mija kilka długich chwil. Wraz ze zniknięciem potwora, powrócił letni skwar, ale wnętrze Luizy pozostało zmrożone. Dziewczyna okryta jest teraz kołdrą z satynową poszewką, wypchaną w środku wełną. Ale nie sprawia to, że jest jej na powrót ciepło. Ona cała drży, aż do chwili, gdy drzwi pokoju luny otwierają się gwałtownie.

Do środka wchodzą dwie delty oraz Dorian z oczami złotymi od targających nim emocji. Gdy jego wzrok pada na ukrytą w pierzynie Luizę, wzdycha z wyraźną ulgą. Złoto znika, a on rozluźnia ramiona ukryte pod metalowymi naramiennikami.

Jednak...

– Panie! Proszę spojrzeć – wołają delty, wskazując tym samym na dywan pod ich stopami. Dywan pokryty brokatowym pyłem.

Dorian znów cały napina się i patrzy na Luizę, po czym podchodzi szybkim krokiem do łóżka. Dziewczyna nie jest w stanie nawet się odezwać, nim ten nie chwyta jej twarzy w swoje dłonie. Jego natarczywe złote oczy wpatrują się uparcie w dziewczynę, a ona wyczuwa od niego zapach potu i chłodu.

Gdy jednak szok nagłą reakcją mija, Luiza zostaje puszczona gwałtownie, jakby parzyła. Dorian odwraca głowę w bok, zamyka powieki, a kiedy na powrót je otwiera, miodowe złoto znika z jego spojrzenia.

– Przygotować więcej ludzi i postawić ochronę przed pokojem luny. One nie mogą tu wrócić.

– Tak! Oczywiście! – Obie delty salutują, po czym w mgnieniu oka znikają za drzwiami.

Dorian i Luiza zostają sami.

– Zaraz przyjdzie do ciebie omega i przygotuje ci kąpiel oraz kolację. Pewnie umierasz z głodu.

Luiza jakby na samą wzmiankę o posiłku, czuje jak bardzo ściśnięty ma żołądek. Nie jadła nic od chwili porwania, a porannego śniadania z rodziną, nawet nie dojadła. Lecz mimo tak potężnego bólu żołądka tylko kiwa nieznacznie głową. Nie mówi przy tym ani słowa.

Dorian nie naciska.

– Nie wiem jak udało ci się uniknąć szponów tej potwornej bestii, ani jak one się tu dostały, ale... Następnym razem spróbuj im uciec. I użyj tego.

Z tymi słowami chłopak wyjmuje zza cholewy buta sztylet o pięknie zdobionej rękojeści. Luiza widząc go, marszczy czoło. Jakby takie staromodne coś mogło wyrządzić krzywdę istocie z przyszłości...

– Nie możesz mi po prostu dać telefonu? Jeśli coś się wydarzy, zadzwonię.

Dorian przez moment wybity jest z tropu. Potem, gdy dociera do niego prawdziwość jej słów, próbuje ukryć uśmiech, ale po chwili wybucha gwałtownym rechotem. Śmieje się i śmieje do rozpuku. Z jego oczu wyciekają nawet łzy, które wyciera, gdy salwy ironicznego rechotu cichną. Potem bierze kilka głębszych wdechów, aby uspokoić się w pełni.

– Co to w ogóle jest? – pyta z powagą.

– Po-powtórzysz, proszę?

Dorian udaje osobę zamyśloną, zanim...

– Ach! Mówisz o tym pudle na kabel, który posiada słuchawkę i kółko z cyferkami?

Luiza prostuje się. O czym on do niej mówi?

– Nie! To... Jest płaskie. I dotykowe.

– Dotykowe? Chodzi, że materialne?

Dziewczyna omal nie spadła z łóżka, na wydźwięk tej głupoty.

– To... Ty naprawdę nie wiesz? Jak wy żyjecie w tym zapyziałym pałacyku? Wiesz w ogóle który mamy rok?

– 2134. Na zewnątrz. Czyli nie tutaj.

– Co...?

– Może dam ci to bezużyteczne pudło na gwiazdkę 32 lipca? Zadzwonisz gdy bestia znów cię nawiedzi.

Jego uśmiech poszerza się. I staje ironiczny.

– Ale zanim ktoś odbierze słuchawkę, ty znajdziesz się dawno poza zasięgiem.

Luiza nie czuje jednak strachu na te słowa.

– Głupi jesteś, wiesz?! Po tym, jak się ubierasz, myślałam, że masz IQ wspaniałego szlachcica!

– Szlachcica sprzed pierwszego rozbioru Polski w 1772 roku? Szkoda, że tak nisko mnie cenisz.

Jedak nim Luiza zdąży mu ponownie odpyskować, słychać skrzypienie otwieranych drzwi. Dorian sztywnieje cały, ale gdy widzi, że do pokoju weszła omega w czarno-białym fartuszku, strach o przeznaczoną mija.

– Przywiozłam kolację – mówi swobodnie omega, ale gdy dostrzega swojego alfę, od razu dyga. – Dzień dobry, wasza wysokość.

– Dobry – kwituje sztywno Dorian i dodaje, nie patrząc już więcej w stronę dziewczyny na łóżku: – To ja już pójdę.

Potem szybko wymija omegę, tak że zostaje ona z nową luną całkiem sama. Atmosfera między nimi zmienia się, przy pełnej napięcia ciszy.

Wreszcie jednak służąca chrząka i popycha wózek kelnerski, nad którym unosi się niewinna para. Ta dociera jednak do nosa Luizy, która ma ochotę wręcz rzucić się jedzenie. Mimo to pozostaje na swoim miejscu, prawie nieruchomo wpatrując się w omegę. Jest ona dość młodą osobą, ale widać przy tym, że również zaniedbaną.

Luizie kogoś ona przypomina... Niestety nie ma czasu, by dłużej się przyglądać.

Kolacja którą otrzymuje, składa się z dwóch talerzy. Na jednym zostały przygotowane parówki z ketchupem i majonezem w torebkach. Natomiast drugi po brzegi wypełniają tosty z serem i sałatka warzywna.

„Nie mają telefonów, ale wiedzą co to ketchup... Ciekawe" – zauważa wilczyca w myślach i nie zastanawiając się zbytnio nad manierami, których nauczyła ją matka, rzuca się na to co otrzymała. Je bez opamiętania, a kiedy jej wręcz godne pożałowania zachowanie zauważa omega, lekko chichocze.

– Proszę przywołać mnie dzwoneczkiem, gdy zjecie, luno. Ja w tym czasie przygotuję kąpiel – poleca, próbując ukryć swój rozbawiony ton. – Będę wam od dziś służyć, dlatego w razie potrzeby pytajcie o Asię.

Słowa te jednak nie w pełni trafiają do wygłodniałej Luizy, która jest jak w transie i nim zdąża się opamiętać, omega znika za drzwiami. Wilczyca czuję się jednak szczęśliwa, że mogła w tej chwili zjeść cokolwiek i to jeszcze... Coś smakującego tak wyraziście, mimo swojej prostoty! Zupełnie, jakby tutejsi kucharze w przeciągu tych paru godzin, poznali upodobania kulinarne swojej nowej luny.

„Aleks je znał" – myśli nagle, a żołądek zaciska jej się na ponowną myśl o zdrajcy. Zdrajcy, który nie wiedzieć dlaczego wrócił do jej głowy, choć teraz ma ważniejsze rzeczy do przemyślenia. Stara się więc skupić umysł na wszystkim innym niż jego osoba. Niż jego czarne włosy, w których lubiła zatapiać swoje dłonie... Stara się skupić na tym, co właściwie ją otacza. Chce znaleźć coś, czym może się bronić. Nie może pozwolić, by Aleks był jej zgubą, skoro już go tu nie ma. I zapewne nigdy więcej nie będzie.

By pozbyć się jego osoby z głowy, Luiza odsuwa od siebie niedojedzoną tacę i wstaje z łóżka. Chce skorzystać z samotności i przeszukać pokój matki Doriana, aby znaleźć coś, z czego mogłaby stworzyć prowizoryczną broń.

Najpierw podchodzi do szafy, gdzie znajduje staromodne ubrania, tak bardzo podobne do tych, które miała na sobie kobieta w zieleni. Mimo to, dziewczyna pozwala sobie przeszukać mebel głębiej i wkłada rękę między fałdy spódnic. Nie znajduje nic.

Potem podchodzi do biurka, gdzie podejrzewa znaleźć przynajmniej kartki, długopisy czy nawet drugie dna szuflad. Tak jak to widziała w różnych serialach. Ale poza kurzem, kilkoma agrafkami i szpilkami, nie ma tam niczego. Luiza zastanawia się nawet czy ta świętej pamięci kobieta, miała jakiekolwiek sekrety. A jeśli miała, to czy po jej odejściu, nie zostały one odkryte... Tak jak w serialach i książkach.

Potem zostają jej do przeszukania tylko dwie szafeczki nocne, stojące po obu stronach łóżka. Ale i tam wieje pustką. Zupełnie, jakby rodzina pozbyła się większości rzeczy zmarłej kobiety w oczekiwaniu na nią – nową lunę.

Luiza z trzaskiem zamyka ostatnie drzwiczki i patrzy na sztylet, który Dorian zostawił na wierzchu mebla. Być może nie potrafi posługiwać się takimi narzędziami, a co idzie z tym w parze, wie, że może kogoś zranić. Jednak czy nie warto zaryzykować i nosić to ostrze przy sobie?

Luiza bierze rękojeść w dłoń i waży w niej broń, po czym odkłada je z powrotem na miejsce i patrzy na tacę z resztą jedzenia. Chyba skończył jej się czas. Zauważyła, gdy spogląda na zegar, odmierzający kolejne minuty wieczoru. Postanawia więc już dokończyć sałatkę, aby w nocy nie głodować. Może rano przyjdzie jej do głowy lepszy pomysł niż teraz, gdy przeszukiwała pusty pokój.

***

Po skończonym posiłku i zjedzeniu ostatniego tosta, nowa luna odstawia tackę na szafeczkę nocną. Potem, by nie wzbudzać podejrzeń, szybko pociąga za sznurek dzwonka, zwisającego tuż nad nią. W kilka chwil później drzwi stają otworem.

– Gotowa na kąpiel, luno? – pyta Asia z ręcznikiem przewieszonym przez ramię.

– Tak. I dziękuję za kolację – mówi z lekko wymuszoną wdzięcznością.

– Ależ to nic takiego! – A jednak twarz omegi pokrywa rumieniec. – My wszyscy jesteśmy rad, że pojawiasz się tutaj niczym gwiazda z nieba. Ale to i tak nie czas na takie poufności. Trzeba cię porządnie umyć, bo wyglądasz jak sto nieszczęść, albo i więcej!

W jej tonie jest rozbawienie, ale Luiza nie jest do końca pewna czy jako luna powinna sobie pozwalać na tak luźne rozmowy ze służbą. Rozumie, że jej pojawienie się tu jako mate Doriana sprawia, że wszyscy są pełni nadziei, ale... Sama nie jest pewna co o tym sądzić.

Nie zwraca jej jednak uwagi.

Mimo wszystko udaje się z Asią do łazienki, prowadzona prawdopodobnie takimi korytarzami, że nikt nie jest w stanie ich zobaczyć. Na szczęście jednak najbliższa łazienka znajduje się na piętrze pod pokojem luny, więc nie muszą krążyć bardzo długo. Dzięki temu Luiza nawet zapamiętuję drogę, by w razie czego samej móc tam dotrzeć, a kiedy wchodzą do pomieszczenia zapełnionego ciepłą parą, luna znów ma wrażenie, że pojawiła się w pałacu i to w dodatku takim z zamierzchłych czasów.

Brązowe kafelki na ścianach, czerwono-czarny wzorzysty dywan pod stopami, potężna wanna na złotych nogach i kilka lakierowanych półek czy regałów wykonanych z drewna dębowego. Po chwili nawiązuje kontakt wzrokowy z omegą, która trzyma szczotkę, planując rozczesać splątane włosy swojej pani. Luiza orientuje się, że od teraz będzie traktowana jak księżniczka, więc nie dziwi jej również fakt, że po chwili, przy pomocy służącej, rozbiera się z nieswoich ubrań, by potem też móc zostać przez nią wymytą.

Asia podczas zajmowania się swoją panią nie odzywa się ani słowem, chyba że potrzebuje, żeby Luiza wyprostowała plecy czy podniosła ręce do góry. Kiedy więc omega czuje się zadowolona z wykonanej pracy, pomaga lunie wyjść, a następnie przeszukując stertę koszul nocnych, ułożonych w zgrabny stos, wybiera tę, która będzie pasowała Luizie.

Tak więc gotowa do snu luna zostaje już po chwili odprowadzona do pokoju. Asia kładzie ją do łóżka i otula ciepłą pierzyną jak niemowlaka. Mimo to dziewczyna wie, że nadal nie jest pewna swojej sytuacji. Czuje się jednak na tyle wyczerpana, że gdy tylko kładzie głowę na miękką poduszkę, nie ma już sił na protesty. Dlatego po zgaszeniu górnego światła i wyjściu Asi z pokoju, zapada w głęboki, nieprzerwany sen.

***

Dochodzi północ. Dorian siedzi w niewielkiej bibliotece, próbując za wszelką cenę skupić się na pozycji, która pierwsza wpadła mu w ręce. Jest to dramat o Tristanie i Izoldzie, który jego siostra – Marta, czytała wielokrotnie. On sam nie znosi żadnego rodzaju romansów czy historii, w których w ogóle występuje wątek romantyczny. Może też dlatego zawsze woli książki przygodowe albo historyczne. Jednak teraz po prostu kpi sam z siebie, że próbuje skupić się właśnie na przeczytaniu tak dennego dramatu, akurat w chwili, gdy kilka pięter nad nim śpi jego przeznaczona. Kobieta, którą określił swoją mate, choć wiedział, że przybyła z zewnątrz i teraz każdy członek sfory będzie zastanawiał się, co stanie się z nim. Bo to on wpadł w to bagno po uszy. Przyznał się do łączącej ich więzi, a choć z początku uznał przed wujem, że wcale nie przywiąże się do niej... On już widzi w sobie zmianę. I to boli go najbardziej.

Oddał jej swój sztylet, aby mogła ochronić się przed nieuniknionym. Ciągle o niej myśli i to nie w sposób przeklinający jej pojawienie się. Dorian cieszy się, że ją odnalazł, z drugiej strony żałując, że więź nie została odwzajemniona.

Naprawdę nie wie jak mogło w ogóle do tego dojść, skoro wszyscy wierzyli, że odnajdzie kogoś, kto wzmocni sforę. A w tej chwili Dorian wie, że Luizy nie stać na to. Nie stać jej na wspieranie tych wszystkich ludzi, z którymi on mieszka od zawsze, a których jego przeznaczona w ogóle nie zna. No i ponadto teraz – przez nieodwzajemnioną więź, ona będzie skupiona na próbach ucieczki lub po prostu na samej sobie. Nie będzie chciała patrzeć na dobro ogółu. Nie zwróci uwagi na sytuację jaka ma wokół miejsce. A on nadal będzie musiał kłamać...

Wtem drzwi biblioteki otwierają się gwałtownie, Dorian prostuje się w fotelu czytelniczym, a myśli ulatują z jego głowy. Nie widzi nawet liter trzymanej książki, a jedynie słyszy. Słysz dumny, powolny i głośny krok. Jego ciało ani drgnie, a oczy zmieniają kolor w płynne złoto. Ojciec staje przed nim w pozie, wyrażającej zniecierpliwienie. I zapewne tak jest, skoro od przybycia Luizy do sfory, Dorian nadal nie zamienił z mężczyzną słowa. Sam nic mu nie wyjaśnił, ani nawet nie zasygnalizował, kiedy jakakolwiek rozmowa może się odbyć.

Chłopak szybko jednak odzyskuje panowanie nad sobą, gdy patrzy w górę i zauważa jak bardzo neutralną minę ma jego rodzic. Może nie będzie tak źle?

Plamki złota znikają zupełnie, gdy alfa Gilbert odzywa się niskim głosem:

– Masz stąd wyrzucić tę dziewczynę, albo przynajmniej zabroń jej wychodzić z pokoju luny. Inaczej te bestię ją złapią. Prędzej czy później, ale złapią.

I to mógłby być koniec rozmowy, gdyby Dorian wykonał polecenie ojca, ale przecież już wcześniej zadeklarował:

– Ona będzie siłą sfory.

– Co, proszę?

Alfa wybucha pustym śmiechem, brzmiącym jak ocieranie się kamienia o kamień. Potem ich spojrzenia znów się krzyżują. Jedno bardziej władcze od drugiego.

– Ujmę to jasno. Pamiętasz jaki byłem kiedyś? Kiedy jeszcze żyła twoja matka? – Na te słowa Dorian nawet nie mruga. – Dobrze wiesz jak skończyłem, a ty, jeśli te bestię porwą również twoją mate, skończysz pod ziemią. Czyli umrzesz. To nie jest to samo z czym ja borykam się przez te wszystkie lata.

Powieki młodego alfy ledwie drgają na tę deklarację. Bo on niejako o tym wie. Wie też, że jeśli będzie inaczej, prawda wyjdzie na jaw. Dlatego za wszelką cenę musi uchronić Luizę przed porwaniem.

– Wiem – odparowuje Dorian krótko.

Alfa czuje jednak, jak wewnętrznie gotuje się przez tę ignorancję.

– Nie. Ty nie rozumiesz. Jeśli ona tu zostanie i ją porwą, umierasz. Koniec. Watahę przejmują Rievierowie. W dodatku twój nielubiany kuzyn Kornel. Nie Martin jak wszyscy by oczekiwali.

Teraz wyraz twarzy młodego alfy zmienia się. Jest... Podejrzliwy.

– Przepraszam, ale od kiedy to martwisz się tym, że to nie ja odziedziczę tytuł alfy? Zawsze tak bardzo zachwalasz Rievierów, że odnoszę wrażenie, jakbyś wolał na swoje miejsce kogoś od nich. Najlepiej, żeby to był mój stryj.

– Tak, zgadza się. – W oczach alfy pojawiają się czarne plamki. –Widzę, że nie muszę tego tłumaczyć, aczkolwiek nie oszukując się, jesteś moim pierworodnym synem.

– I co? Co stoi na drodze, byś uczynił alfą Alberta albo Kornela?

– Zasady! – Mężczyzna wścieka się i omal nie skaczę Dorianowi do gardła. – W tej watasze panują pewne zasady! A ty jakbyś jeszcze nie zauważył jesteś moim następcą, więc ani arystokracji ani TdM nie powinno spodobać się, gdy ustanowię alfą kogoś spoza de la Mote. Wtedy zmieni się dynastia. Zmienią się zasady i zmieni się prawo. Tylko dlatego, że ani nie masz brata, ani twoja siostra nie może być alfą. Bo jest i będzie tylko gammą. Czy ci się to podoba czy nie!

Ostatnie zdanie dosadnie podkreśla, rzucając synowi oskarżycielskie spojrzenie.

– Aha. – Wtedy Dorian wraca do przerwanej lektury, ale jego ojciec nadal nie skończył.

– Jest jednak pewien sposób, by uchronić cię przed śmiercią.

Dorian słysząc te słowa wewnętrznie skacze z radości, mając nadzieję, że jeśli dopełni warunku, będzie mógł bez problemu nadal udawać, iż Luiza należy do niego. Będzie mógł ją zatrzymać i przy tym spokojnie prowadzić swoją politykę, bez uszczerbku na zdrowiu.

– Musisz tylko oznaczyć i sparować się z inną kobietą. Czyli tak naprawdę zaprzeczyć więzi łączącej cię z tą dziewczyną... Jak jej było?

– Luiza – warczy Dorian, omal nie rozrywając ojca na kawałki.

Co za niedorzeczność mu proponuje! Czy alfa naprawdę uważa, że on pozwoli sobie oznaczyć inną kobietę, a na dodatek jeszcze będzie się z nią parzył? Że pozwoli sobie zdradzić i przekreślić tę pojedynczą nić łączącego ich przeznaczenia?

A jeśli Luiza ucieknie ze sfory, gdy się dowie? A jeśli po tym bez skrupułów pozwoli się porwać? A jeśli go znienawidzi?!

Obecnie Doriana i Luizy nie łączy dużo. Nie łączy ich praktycznie nic, ale na samą myśl, że to mogłoby skończyć się słowami: „nienawidzę cię", na jego ciele pojawia się gęsia skórka, a złoto powraca.

Dziś silne emocje zdecydowanie zbyt mocno na niego działają...

– Nie zrobię tego. Nie ma opcji.

– Oj, ależ zrobisz. Tylko jeszcze nie wiesz z kim. Ale na szczęście od czego masz mnie.

Wtedy alfa tylko klepie syna po ramieniu i wychodzi z biblioteki, nie oglądając na Doriana, który praktycznie zabija go wzrokiem, wbijanym w oddalającą się, otyłą sylwetkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro