VIII Prawda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podczas posiedzenia w wielkim ministerstwie WW, które to podlicza tegoroczne statystyki wśród nadprzyrodzonych z różnych części rejonu, Dorian nie potrafi skupić myśli. Cały czas w głowie widnieje przed nim jego przeznaczona, która wczorajszego dnia okazała się zupełnie inną osobą niż sądził. Nie była tylko biedną i przestraszoną dziewczyną, ale miała w sobie pewnego rodzaju siłę, której on sam obawia się i nie wie, kiedy ten wulkan w niej wybuchnie całkowicie. Boi się, że stanie się z nią to samo, co spotkało jego matkę, a on podzieli losy ojca. Nawet jeśli nigdy nie chciał być taki jak on, teraz jednak widzi, że łączy ich więcej niż mógłby przypuszczać.

Na tę myśl zaciska pięści pod stołem i w myślach przeklina tę beznadziejną sytuację.

W końcu jednak ta część posiedzenia kończy się, a Dorian ma ochotę już wracać do watahy. Niestety – nie dość, że posiedzenie zajmie prawdopodobnie jeszcze dwa dni, to młody alfa nie jest w stanie odejść daleko, by zebrać myśli, ponieważ nagle zostaje zaczepiony przez osobę, której nie znosi odkąd tylko spotkali się pierwszy raz.

Maks Balcerowicz. Przyszły alfa watahy Zielonego Księżyca, która do dziś jest głównym sojusznikiem Zaklętych. Jednak chłopak podejrzewa, że ów następca Karola Balcerowicza nie jest na tyle kompetentny, aby w przyszłości nadal bratać się z nim i jego rodem.

Jednak póki co muszą się dogadywać, chociażby przez żądanie ich ojców.

– Wszystko w porządku, alfo? – pyta Maks, unosząc do góry brew. – Nie wyglądałeś dziś, jakbyś był prawdziwym sobą.

Dorian podejrzewał, że ktoś zauważy jego rozproszenie, mimo prób utrzymania pozorów.

– Nie wasza sprawa.

– Och! – Blond loki Maksa podskakują, gdy ten odchyla się do tyłu, jakby został uderzony. – Wiem, że po objęciu stada planujesz zerwać stosunki polityczne między nami, ale wydaję mi się, że mimo wszystko powinieneś być teraz nieco bardziej miły. Jednak nasi ojcowie nadal współpracują.

Dorian próbuje odejść, unikając odpowiedzi.

– Wiesz, jeśli coś się dzieje, czasem warto się wygadać. Mi na przykład kilka dni temu zaginęła narzeczona. Wiesz, ta Luiza na którą miałem chrapkę od dłuższego czasu.

Nagle Dorian zatrzymuje się, a pięści zaciska tak mocno, że bieleją mu kłykcie.

To ne może być przypadek, ani zbieg okoliczności...

– Luiza... Olczak? – dopytuje Dorian, który od chwili przybycia jego przeznaczonej do watahy, zdobył kilka informacji od jej przyjaciółki.

– Tak, tylko... Skąd znasz jej nazwisko? Nie wydaję mi się, bym wyjawił ci kiedyś taką informację.

Wtedy Dorian odwraca głowę w kierunku Maksa i choć wie, że nie powinien tego robić, ochota na utarcie nosa temu brzydalowi, wygrywa w nim.

– Może stąd, że została niedawno luną mojego stada?

Szare oczy młodego alfy powiększają się silnie, a kiedy dociera do niego znaczenie słów jego rozmówcy, omal nie skacze w jego stronę.

– Porwałeś ją! Jak mogłeś?!

– Wiń o wszystko tego idiotę, który faktycznie to zrobił. Nie mnie. Ja ją jedynie przysposobiłem.

Zęby Maksa zgrzytają.

– Oznaczyłeś ją?! Jak mogłeś?! To była dobra dziewczyna, która miała na celu zostać paryską projektantką mody... Zniszczyłeś jej marzenia!

– Chyba chciałeś powiedzieć: zniszczyłeś moje niecne plany. – Doprecyzowuje zaklęty alfa. – Z tego co wiem, Luiza była w związku zanim ją zdradzono. A nie wygląda mi ona na taką, która chciałaby spotykać się z wieloma facetami naraz.

– Jej matka podpisała z moim ojcem kontrakt! Przerwałeś łączącą nas więź! Ty parszywy... Parszywy... Bękarcie!

Po wypowiedzeniu ostatniego słowa, Dorian nie hamuje się. Szybkim ciosem z pięści uderza Maksa, który nie spodziewał się takiej reakcji, więc zatacza się do tyłu. Wtedy jednak do obu alf podbiega kilka delt, wołając, aby się uspokoili, oddzielając przy tym obu narwańców. Dwie delty dodatkowo przytrzymują Doriana za za ramiona, aby nie atakował dalej.

– Wypluj te słowa, balcerowski psie!

– Wypluję, jeśli zwrócisz nam Luizę!

– Nigdy! Ona jest moją mate, więc goń się!

Maks naraz blednie na twarzy, jakby zobaczył ducha.

– Ma... Mate? Czy to w ogóle możliwe? Jak? Przecież ona jest niepełną. Musisz kłamać!

Dorian unosi brwi, wyrywając ramiona z uścisków trzymających go delt i rzucając im ostrzegawcze spojrzenie.

– Czym? – pyta, gdy oczy jego i Maksa znów się spotykają.

– Ach, no tak. Wy jesteście tak zacofani, że nawet nie wiecie co to telefon, więc grzecznie pozwolę sobie wyjaśnić, że twoje kłamstwo nie trzyma się kupy. – Tu na chwilę urywa, jakby chciał zagrać na ciekawości Doriana. – Niepełność określa się dzięki specjalnym badaniom materiału genetycznego. Matka Luizy zrobiła je jej, kilka lat temu, aby mogła zostać moją narzeczoną. A wyście ją porwali!

Tu Dorian wybucha pustym śmiechem, chcąc zatamować prawdziwe emocje, jakie się w nim kłębią.

– Co cię tak bawi? – woła Maks, lecz kiedy ma już uzyskać odpowiedź, do Doriana podchodzi jeden z jego ochroniarzy, odciągając go na chwilę na bok.

Dorian jest mu przy tym dozgonnie wdzięczny, bo gdyby tam został, mogłoby zrobić się jeszcze goręcej.

– O co chodzi? – pyta deltę u swojego boku, choć po jego minie podejrzewa, że nie ma dobrych wiadomości.

– Musicie wrócić do watahy, alfo.

– Świetnie! – W głosie chłopaka jest jednak za dużo emocji, więc kiedy to zauważa, chrząka i dopytuje już bardziej poważnym tonem: – A w jakiej sprawie?

– Chodzi o panienkę Luizę. Podobno chciała dziś uciec. Dwa razy.

***

Młoda luna planowała tym razem zniknąć z tego przeklętego miejsca nocą, po tym jak odprowadzono ją do pokoju luny. Została jednak zauważona tuż po tym, jak wyrzuciła związane prześcieradła. Rano za to wykorzystała zmianę warty, aby zgubić się wśród plątaniny korytarzy, co silnie przypominało jej słowa Alberta o krętej sytuacji watahy, przez co tym bardziej zamierzała uciec od tego szaleństwa. Jednak nagle, podczas tej kolejnej, nieudanej próby ucieczki, jej umysł wpadał w dziwny trans, a potem zwariował tak bardzo, że mimo wszystko nie znalazła wyjścia. Zamiast tego zmęczona padła na kolana i zaczęła gorzko płakać, bojąc się silnie o swoją przyszłość. Bojąc się tego miejsca wręcz panicznie.

W końcu jednak ktoś ją zauważył, po czym zastała zabrana do pokoju luny, gdzie spędziła resztę dnia i nocy na płakaniu. Nie chciała iść na żadne zajęcia i bardzo długo starała się jakkolwiek zasnąć.

Wszystko zmienia się nagle następnego dnia, gdy do młodej luny przychodzi Asia i mówi:

– Panicz Dorian został wczoraj poinformowany o tym, co się wydarzyło. Za niedługo wróci i poczujesz się lepiej.

No tak... Wszyscy pewnie myślą, że ona próbowała uciec do Doriana. Do swojego przeznaczonego, który zostawił ją tu na pastwę Bękartów, mogących pojawić się przed nią w każdej chwili. Myślą, że jej histeria jest związana z jego wyjazdem, ale to nie to... Ona nie czuje tej więzi, nawet jeśli jest ona prawdziwa.

Luiza od razu na myśl o kolejnej kłótni, która zapewne przed nimi, czuje ogromną satysfakcję. Zupełnie jakby celem jej życia było ucieranie młodemu alfie nosa. Tak więc pozwala sobie jeszcze chwilę na niego poczekać, aby tym razem rozkazać mu się uwolnić.

I tak też, nie mija godzina, a drzwi pokoju luny otwierają się raptownie. Dorian staje w progu z miną wyrażającą totalny strach. Zupełnie, jakby bał się, że Luiza zdążyła już uciec.

– Matko, przenajświętsza! – woła chłopak, jakby z ulgą. – Czy zdajesz sobie sprawę, co zrobi ze mną ojciec, gdy dowie się, że powodem mojego nagłego powrotu byłaś ty? Wiesz co zrobi tobie?

– Jeśli mnie zabije, to później sam będziesz miał tę krew na rękach. – Tu Luiza robi dramatyczna pauzę, po czym woła: – Bo to ty mnie tu więzisz!

– Wybacz, ale zostałaś luną. Czy naprawę nie dociera do ciebie, że jesteś tu istotnym elementem?

– Istotnym elementem, czego? Gry politycznej między TdM a arystokracją? Czy też istotnym obiektem, który przywołuje te okropne Bękarty?

Dorian stoi sztywno jak słup. Dopiero, gdy pierwszy szok mija, z wyraźną goryczą warczy przez zęby:

– Kto ci powiedział o TdM i arystokracji?

Luiza poprawia falbany swojej miodowej sukni i odpowiada:

– A czy to ważne? Lepsze pytanie brzmi: czemu muszę wybrać jedną ze stron?

– Nic nie musisz wybierać. Ba! Nie pozwolę ci na to. – W głosie Doriana jest chłód.

– Chwała Bogu, ale dla pewności, że tak będzie wbij ten fakt do głowy swojego wuja, który mnie przestraszył. No! Oczywiście, zapomniałam o najważniejszym... I wypuść mnie stąd! Chcę wrócić do domu! Do mamy i rodzeństwa! Do Oazy!

Na ostatnim słowie głos Luizy załamuje się. Nigdy dla niej nazwa jej małej i biednej wsi tyle nie znaczyła, co w tej chwili. Gdy jednak obecnie znajduje się bardzo daleko od domu, chce naprawdę tylko tam wrócić i żyć jak dawniej.

– Nie mogę cię tam oddać, ale... – Tu Dorian zaciska usta i odwraca wzrok, jakby chciał powiedzieć coś niestosownego.

Luiza wyłapuje to.

– Ale, co? Masz dla mnie ultimatum?

– Może... Ale nie w tej chwili – dodaje szybko, wręcz za szybko. – Mogę kiedyś tak z tobą pójść, byś zobaczyła się z rodziną. Potem za to wracamy do watahy.

Perspektywa ta nijak podoba się dziewczynie, ale przecież gdy znajdzie się już poza watahą, będzie mogła uciec... Albo chociaż znów spróbować. No! I przy okazji dowie się, gdzie w tym labiryncie są drzwi wyjściowe.

Tak przynajmniej jej się wydaje.

– Zgoda! Może uda się jeszcze w tym tygodniu? Proszę!

Dorian wzdycha, żałując częściowo swoich słów, ale... Czego nie robi się dla przeznaczonej?

– Pomyślę o tym kiedy. Najpierw jednak muszę zobaczyć, że nie zamierzasz ode mnie uciec. Albo muszę cię przed tym oznaczyć.

– Ani się waż!

– Kiedyś i tak będę zmuszony to zrobić.

– Wcale nie! Poza tym...

Tu nastaje moment ciszy, który niepokoi młodego alfę. Boi się on dalszych słów, chociaż te nie następują.

– Co? – podpytuje mimo wszystko.

– Dlaczego nie czuję między nami żadnej więzi? – Dorian blednie. – Ojciec po rozstaniu z moją mamą i znalezieniu swojej prawdziwej mate, powiedział mi, że to niezwykłe uczucie rozsadzające serca, umysł i duszę. Ja nic takiego nie czuję. Poza tym lata temu odkryto u mnie brak genu, odpowiadającego za odnalezienie mate. Więc albo ty kłamiesz, albo coś jest na rzeczy ze mną.

Dorian ledwie panuje nad gniewem i wyrzutami sumienia, które go gnębią, odkąd tylko zaczął mówić o niej jako o swojej partnerce. Tak naprawdę oddałby wszystko, aby Luiza zniknęła z jego życia, ale z drugiej strony nie potrafi tego zrobić. Dotychczas tłumaczył to sobie jej obecność jako coś co wzmocni watahę. Ale teraz widzi, że dziewczyna przed nim wzmacnia też jakąś część jego samego.

Jednak nie poddaje się teraz tej myśli, ponieważ wie, że nie am to sensu. Postanawia za to kucnąć przed nogami łóżka, gdzie siedzi jego przeznaczona i powiedzieć krótko:

– Jesteś po prostu moim wpojeniem.

– Czym?

Luiza nigdy nie słyszała podobnej nazwy.

Dorian zaciska pięści w złości i naprawdę zaczyna żałować, że mówi o tym dopiero teraz. Jednak to nie pora na wyrzuty sumienia.

– Wpojenie jest więzią jednostronną... A to przyciąganie, o którym mówisz, czuję jedynie ja. Bo to ja się wpoiłem.

Luiza nadal niewiele z tego rozumie, więc oczekuje spięta na ciąg dalszy.

– Mate, jak pewnie dobrze wiesz, związane jest z życiem dusz. Jeśli umiera nagle jedna, zaraz po niej umiera druga. Dusze te spotykają się potem dopiero po reinkarnacji w kolejnych przypadkowych ciałach, więc nie zawsze jest to więź taka jak opisują książki. Czasami można trafić na sadystę, który wcale nie musi zmieniać się, dla swojej samicy. Druga z dusz będzie wtedy bardzo cierpiała. – Tu na chwilę Dorian urywa swój monolog, chcąc dać Luizie głos. Ale ona milczy. – Więź wpojenia jest o tyle lepsza, że na zabój zakochuje się tylko jedna strona, choć i to bywa niebezpieczne, gdyż duszą wpojoną może być prześladowca. Może on nawet nie zdawać sobie nawet sprawy, że podgląda tę drugą osobę, ponieważ jest wpojony. Może myśleć po prostu, że jednostronnie zakochał się lub popadł w obłęd i trzeba go leczyć. Ale z tego nie da się wyleczyć.

Tu znów nastaje chwila ciszy, ale tym razem Luizie wraca głos, więc pyta słabo. Bardzo słabo...

– Skąd ty wiesz?

Dorian ma ochotę stchórzyć i wybiec z pokoju luny, aby dać sobie jeszcze czas. Ale nie tak przecież postępuje przyszły alfa wobec swojego... Wpojenia.

Mówi więc dalej:

– Jak sama powiedziałaś, to się czuje. Ale nie każdy wie, że istnieje wpojenie. Niektórzy myślą więc, że są szaleni. Ja posiadłem tę wiedzę bo...

Nagle oczy Doriana zachodzą mgłą, jakby wspominał coś bardzo dla niego prywatnego. Jakby nie wiedział czy powinien zdradzić tę część siebie. Luiza czeka więc na ciąg dalszy, jak na szpilkach.

– Bo moi rodzice byli wpojeni. A dokładnie mój ojciec wpoił się w matkę, a potem cudem przekonał ją do ślubu, do tego, by została jego luną... Do tego by poczęła mnie i moją siostrę.

Teraz Luiza czuje tym bardziej, że powinna uciec z tego miejsca jak najszybciej. Nawet jeśli teraz Dorian nie wydaje się skłonny, by zrobić jej krzywdę, ale ona czuje, że ryzyko tego, że prędzej czy później zostanie jego niewolnicą, wydaje się dużo większe niż by chciała.

Jednak w tej chwili nadal jedna rzecz wydaje się Luizie niejasna...

– Dlaczego więc ciągle wszystkim mówisz, że jestem twoją mate?

Dorian ma ochotę się rozpłakać, więc podczas mówienia, drży mu warga.

– Bo chcę, żeby stado było silne. Chcę dla niego jak najlepiej. Chcę, by wierzyli w ciebie i we mnie. Poza tym... Jest jeszcze kwestia Bękartów. – Tu Dorian zaczyna kolejną historię: – Po porwaniu mojej matki mój ojciec nie umarł, jak to dzieje się, w w przypadku par mate. Ale za to stał się prawie tyranem dla naszych ludzi oraz własnych dzieci. Jego zdaniem odzyskanie matki jest priorytetem watahy. Zmusza bety, delty i omegi do tego, by je schwytać. On chce wybrać się do ich świata. Do tak zwanej Horii, gdzie pewnie ciało mamy dawno się rozłożyło. Tyle że on oszalał i nie dociera do niego to, że ona już nie żyje. On się tylko w nią wpoił, dlatego jej śmierć nie zabiła jego. Czy teraz wiesz, czemu tak bardzo pragnę cię oznaczyć?

– Dziwię się, że mimo zagrożenia Bękartów nadal nie chcesz oddać mnie rodzinie.

Na te słowa oczy Doriana błyszczą złotem.

– Nie mogę cię stracić. – Jego głos jest twardy i wyższy o oktawę. – Przed chwilą ci wszystko wyjaśniłem, a ty mimo to nadal myślisz tylko o sobie!

– A o kim mam myśleć?! – woła Luiza wściekle. – Myślisz, że jest mi ciebie szkoda w jakikolwiek sposób, tylko dlatego, że jesteś szalony? W życiu! – Wtedy Dorian chce się odezwać, ale dziewczyna nie daje mu dojść do głosu: – Boję się tu przebywać! Odkąd tu jestem zasypiam, widząc przed oczami Bękarty. Czując dziwny chłód na ciele mimo kołdry. To nie jest normalne, a tym bardziej, zdrowe. Zwróć mnie rodzinie i jak te bestie skończą się z wami bawić, może się znów spotkamy.

– Nie zwrócę cię, ani do domu, ani tym bardziej do twojego nędznego narzeczonego, który ściągnie z ciebie moje znamię i da swoje.

W oczach młodego alfy widnieje tylko złoto, które przelewa się jak woda w butelce. Widać w tym spojrzeniu ewidentny strach, smutek i wściekłość. Luiza to widzi, ale mimo to interesuje ją inna poruszona przez Doriana kwestia...

– Skąd wiesz, że miałam narzeczonego?

Dorian dopiero teraz zauważa swoją gafę, a mimo to zaciska szczękę, sycząc:

– Spotkałem go. Podczas wyjazdu. Z resztą znaliśmy się już wcześniej. I wcześniej mówił mi o tobie. Już kilka lat temu o tobie wspominał. Że jesteś piękna, że chętnie by cię poślubił. Zabrał do łożnicy. Że chciałby mieć z tobą syna. – Jego oddech na samo wspomnienie jest nierówny. – Gdy podszedł do mnie dziś na spotkaniu, przypomniałem sobie o tym wszystkim, co mówił przez cały czas o tobie. Połączyłem fakty. Dodałem dwa do dwóch i tyle. Stąd wiem, że miałaś zostać luną Balcerowiczów. Ale na twoje nieszczęście nie dopuszczę do tego. Nigdy więcej go nie spotkasz. A gdy zostanę tu alfą, każę rozszarpać go na strzępy, abyś miała świadomość czyją luną jesteś. Czyją kobietą. Moją.

Wtedy Dorian wstaje na równe nogi, lekko się przy tym chwiejąc. Tak, jakby był pijany. Luiza zaś nagle podkula kolana pod brodę, wyrażając w ten sposób swój strach przed jego wyższością i władzą. Bo to on jest tu panem. To on ma prawo mówić jej co może, a czego nie może. To on ma prawo ją oznaczyć, a ona... Nie może go przed tym powstrzymać.

I właśnie boi się, że nadszedł ten czas, jednak Dorian już bez słowa, postanawia zakończyć spotkanie z Luizą. Odwraca się więc na pięcie i sztywnym krokiem wychodzi z pokoju luny, gdzie ta zostaje roztrzęsiona i przybita. Nie wie jak powinna zachować się w chwili, gdy ma do czynienia z takim potworem... Ze swoim wpojeniem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro