XIV Potajemna schadzka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dorian wysłuchał słów kuzyna i zaczął przygotowania. Zamierza bowiem już wkrótce przedstawić Luizę przed stadem jako oficjalną lunę watahy Zaklętych, ale to nie wszystko. Aby do tego doszło postawił jej warunek, jakim jest jej towarzystwo u jego boku na każdym ważniejszym spotkaniu i przy każdej uroczystości.

A takowa zbliża się wielkimi krokami. To tego dnia chce on odsłonić swoją przeznaczoną przed sforą, a przy okazji zamierza w pewien sposób sprowokować ojca oraz Wandę.

Jednak...

Usta Luizy znów przywierają do niedoświadczonych warg Martina, który to trzyma ją w objęciach, sadzając sobie na kolana. Jej dłonie chwytają jego barki i ściskają. Beta nie potrafi oprzeć się pieszczocie, dlatego odrywa się od kochanki dopiero po tym, jak brakuje mu powietrza. Ich usta łączą się jednak znowu, a potem Luiza zaczyna prawić Martinowi tony komplementów o jego ciele, zapachu, delikatności... Potem i on odwdzięcza się jej tym samym.

Pocałunki Luizy zjeżdżają niżej. Na jego szczękę i szyję, gdzie pozostawia po sobie doskonale widoczną malinkę. Chłopak cicho wyjękuje jej imię, zupełnie nie myśląc o jej stosownym tytule luny.

W końcu oboje oddalają się od siebie, zwłaszcza, że Martin przyszedł do pokoju luny w nieco innej sprawie...

– Już wkrótce twój przeznaczony ma urodziny. W trakcie planuje przedstawić cię sforze jako jego partnerkę.

Luiza wywraca oczami, czym sygnalizuje mu, że to tylko denna formalność. W końcu woli ona betę, a niżeli tego okropnego Doriana.

– Mam nadzieje, że ty też się zjawisz – mówi uwodzicielsko.

– Oczywiście.

Po czym ich pieszczoty zaczynają się na nowo i kończą dopiero wtedy, gdy Martin wywraca się na materac, a Luiza zawisa nad nim, zadowolona tym małym zwycięstwem.

Luiza szybko wraca do pozycji pionowej, zupełnie jakby jej ciało samo bało się tego, co mogłoby stać się za chwilę. „Czyżby to była wina oznaczenia Doriana?" – myśli, wpatrując się w ten boski szmaragd. Czemu jej przeznaczony nie ma takich oczu?!

– Chyba musisz wracać do obowiązków, co? – pyta jakby z zawodem dziewczyna, na co i oczy Martina matowieją.

– Niestety. Ale wrócę tu wieczorem, gdy będziesz już spać. – Przy ostatnim słowie robi cudzysłów palcami, na co Luiza uśmiecha się, schodząc z łóżka.

– Mimo wszystko pamiętaj, że jestem ciągle mate Doriana.

Te słowa sprawiają, że Martin drętwieje, zupełnie jakby przez ostatni tydzień zupełnie zapomniał o kuzynie. Z drugiej jednak strony czuje, że mimo tej zdrady nie może mu jej tak łatwo oddać. Zupełnie jakby... Zdążył pokochać ją całym sobą.

Ta myśl jednak opuszcza jego umysł tuż po tym jak wychodzi z pokoju luny i szybko kieruje do swojego pokoju, aby spryskać perfumami, mającymi zamaskować zapach Luizy na jego skórze.

***

W dzień urodzin Doriana, cała wataha jest postawiona w stan najwyższej gotowości. Każdy kto tylko go spotyka, skłania się i składa życzenia przyszłemu alfie. Nawet jego najwięksi wrogowie polityczni, tacy jak członkowie arystokracji czy Albert.

Wszyscy... No prawie.

Gdy tego dnia przyszły alfa postanawia odebrać swoją mate z zajęć u ciotki Marii, na kilka godzin przed balem, na którym przedstawi ją stadu, ta wymija go, bez przekonania witając z nim krótkim: cześć.

Dorian stoi jak wryty, dopóki jego spojrzenie nie napotyka rozbawionego i kpiącego uśmiechu Lady.

– A ty dokąd? – pyta po zamknięciu drzwi sali. – Wydawało mi się, że nie znasz jeszcze tych korytarzy.

– I tu się mylisz – odpowiada Luiza, idąc dumnie przed siebie w spódnicy falującej przy każdym jej kroku.

Dorian ściąga brwi.

– Naprawdę nie dasz się mimo wszystko odprowadzić?

– Przecież nie potrzebujesz do tego mojego pozwolenia, o wielki panie. – Ostatnie słowa wypowiada z kpiną.

Dorian oburza się, cały czas trzymając się kilak kroków za nią.

– Mam nadzieję, że po dzisiejszym balu udasz się ze mną do naszej sypialni. Dostawiłem tam dodatkowe łóżko, gdybyś jeszcze nie była gotowa...

– Nie jestem gotowa nawet stopy tam postawić. Więc niech twoja nadzieja przepadnie.

W tej chwili chłopak chce zatrzymać Luizę, łapiąc ją na dłoń, ale ta raptownie przyspiesza krok, przewidując jego reakcję. Ostatnimi czasy zajęcia z Lady Marią zmieniły kierunek, więc teraz dziewczynie łatwiej jest wyczuć zamiary osób, które jej zagrażają.

A Dorian zdecydowanie jest jednym z nich.

– Myślałem, że już nie będziesz mi się stawiać – mówi wściekle.

– A jak myślisz? Czy twoja matka, by osiągnąć zaufanie watahy chowała się w cieniu twojego ojca?

Spokojny ton dziewczyny, omal nie wpienia Doriana, który znów próbuje zatrzymać swoją przeznaczoną, jednak znów bezskutecznie. Jego frustracja rośnie, aż do chwili, gdy nie trafiają oni przed drzwi pokoju luny.

Dorian nie pojawił się w tym miejscu od momentu ich ostatniej kłótni... A raczej od momentu jego kłótni z kuzynem. Dlatego też, gdy tylko Luiza wchodzi do środka, otwierając drzwi na oścież, Dorian omal nie krzyczy.

Bowiem ten piękny, pełen kwiatów pokój... Coś co po śmierci pozostawiła po sobie jego matka, w przeciągu kilku dni zmienił się nie do poznania! To miejsce wygląda teraz zupełnie jak jego obecna właścicielka.

Tylko... Kiedy do tego doszło i kto go urządził?!

Ściany zostały przemalowane na jasny brąz, prawie wpadający w beż. Zniknęły wszelkie kwiaty i inne ozdoby. Białe meble pozostały, ale zmieniły położenie. Biurko jego matki stoi teraz przy oknie, a tuż obok niego znajduje się kilka czarnych manekinów. Biurko jego matki stoi pod nim, tak, aby Luiza podczas szycia, miała zawsze widno, a w razie potrzeby duża, ciemna, regulowana lampa stoi po jego lewej stronie. Na biurku znajduje się natomiast znajoma chłopakowi maszyna do szycia, co podpowiada mu, że jego przeznaczona...

– Skąd to masz? – pyta, podchodząc do urządzenia, zupełnie jakby był nieświadomy, że przecież niedawno sam jej to zakupił.

– Ponoć leżała w jakimś nierozpakowanym kartonie. Pożyczyłam – odpowiada dziewczyna, otwierając szafę, skąd wyjmuje rulon szarego materiału, który kosztował zapewne majątek! – A to Daria znalazła w jakiś pudle.

– Ta twoja przyjaciółka? – pyta Dorian, śledząc ruchy dziewczyny, podczas gdy ona siada do maszyny, wcześniej ściągając z manekina coś co zapewne ma być ubraniem.

– Tak. To ona pomogła mi wyremontować ten pokój. Robi wrażenie, prawda?

Uśmiech Luizy jest prowokujący, ale Dorian i tak tego nie widzi, rozglądając po odświeżonym pomieszczeniu.

– Ale jak wy to... Kiedy?!

– Daria chciała zostać architektem wnętrz i wizażystką. Zapytałam więc, czy nie miałaby ochoty wykonać przyszłościowego projektu tego pokoju. Ale szybko okazało się, że nie musiałyśmy przekładać roboty na przyszłość. Maszynę, manekiny i wiele innych rzeczy znalazłyśmy przypadkiem i udało nam się doprowadzić projekt do celu. Nataniel i Martin pomogli nam przy przenoszeniu mebli i wymianie paneli, a my malowałyśmy ściany, sufit i przyklejałyśmy tapetę. Całość zajęła nam niecałe cztery dni pracy.

Przez chwilę Dorian ma ochotę się śmiać.

– Malowałaś ściany? Ty? Przyszła luna?

W jego głosie jednak nie ma kpiny, a Luiza wyczuwa w nim raczej podziw, dlatego fuka z wyższością.

– Widzisz, nie wszyscy wielcy ludzie są tacy jak ty. Wysługujący się ludźmi na prawo i lewo.

Te słowa zamykają Dorianowi usta, ale mimo wszystko nie czuje się on urażony. Chłopak czuje raczej, ze jego przeznaczona robi na nim coraz większe wrażenie.

Niesamowite!

– Co tak właściwie robisz? – pyta, po chwili, podchodząc bliżej biurka, gdzie Luiza pracuje z szarym materiałem.

– Nie widać? Szyję.

– Nie o to pytam. Co szyjesz?

Na te słowa Luiza wzdycha, jakby rozmowa z przeznaczonym męczyła ją silnie.

– Zobaczysz, prawdopodobnie wkrótce. Może uda mi się to skończyć do wieczora.

Tu brwi Doriana unoszą się do góry, a jego wyobraźnia zaczyna podsuwać mu bardzo dziwne pomysły.

– Dobrze, mam tylko nadzieje, że nie oszpecisz się w ten sposób.

– Nie powinnam. Nie lubię brzydkich ciuchów – stwierdza Luiza, śledząc szwy. – A teraz jeśli łaska, opuść ten pokój, bo nie przypominam sobie, bym cie tu w ogóle zapraszała.

***

Na wieczorny bal została zaproszona cała śmietanka towarzyska. TdM i arystokracja. Kilkadziesiąt delt mających za zadanie chronić balujących w razie niespodziewanego ataku Bękartów oraz oczywiście rodzina alf królewskich. Dopiero, gdy wszyscy oni zakończą zabawę, na salę wejdą omegi, aby wysprzątać pozostawiony bałagan.

– To niesprawiedliwe! – woła zniesmaczona Luiza do Asi, podczas przygotowań. – A może chciałabym, abyś byłą tam ze mną? Nawet Daria, która jest przeznaczoną omegi nie może się pojawić!

Asia tylko cmoka ustami w odpowiedzi, a przy tym doczepia do tiulowego dołu sukni, kilka ozdobnych kokardek i sztucznych kwiatów.

– Czy to zawsze tak tutaj wygląda? – dopytuje Luiza.

– Niestety tak. Ale czego się panienka spodziewała? Sala balowa jest pokaźna, ale cała wataha się w niej i tak nie pomieści. Selekcja musi być.

Teraz to młoda luna fuka zniesmaczona.

– Selekcja selekcją, ale nie wolno mi zaprosić ani ciebie, ani Darii nawet jako moich gości. To głupie.

– Możliwe – kwituje krótko Asia, jakby nie chciała tego słuchać. Nawet jeśli z jednej strony ma ochotę uczestniczyć w przyjęciu, tak z drugiej wie jak to się dla niej skończy. Może gdyby nie była pół Bękartem, byłoby inaczej?

Wtedy do pokoju luny ktoś puka. Asia na chwilę przerywa przygotowania i sprawdza kto stoi przed progiem.

– Och! Panie... Coś się stało? – pyta kobieta, starając się nie wpatrywać w zielone oczy Martina.

– Chciałbym przez moment porozmawiać z luną. Najlepiej na osobności.

Służąca szybko kiwa mu głową i przepuszcza w progu. Nim jednak wychodzi, mówi krótko:

– Muszę dokończyć jeszcze szykować lunę, więc proszę, nie zabawcie tu długo, panie.

– Da się zrobić. – W głosie młodzieńca słychać dziwną chrypkę, którą Asia wyłapuje natychmiast, a przy tym staje się niespokojna. Zwłaszcza po tym jak zamyka za sobą drzwi, za którymi sami zostali Martin i Luiza.

Kobieta chce nawet podsłuchać co nieco ich rozmowy, ale wie, że przez tak grubą i ciężką powłokę nie usłyszy zapewne nic. Mimo wszystko postanawia stać na straży, w razie gdyby sytuacja miała rozwinąć się w nieciekawym dla jej pani kierunku.

W tym czasie jednak Martin przygląda się Luizie jak rzadkiemu okazowi w muzeum. Nie interesuje go, że balowy wizerunek Luizy jest niepełny. Jest śliczna i kusząca nawet bez upiętych włosów. Bowiem siwa suknia balowa doskonale podkreśla jej szczupłą talię, a przy tym jego kochanka błyszczy w niej jak gwiazdka. Tiulowy dół wydaje się mu lekki jak piórko, przez co i ona ma w sobie tę lekkość.

– Daj się rozpieszczać, moja droga – mówi miękko, stawiając przed siebie dwa kroki, po czym subtelnie przejeżdża palcami po szczęce młodej luny.

– Ale tylko raz. Jeszcze nie jestem gotowa.

Ich usta stykają się w żarliwym pocałunku, który sprawia, że nie chcą tego kończyć. Luiza nawet nie wie kiedy Martin przyciska ją do ściany, a jej ręce unosi nad głowę jedną ręką, zaś drugą zaczyna odkrywać jej talię, a po chwili zjeżdża niżej. Na biodro, udo... Rozsuwa nogi swojej kochanki kolanem na co Luiza zaczyna przyspieszać ruch warg, dając mu pozwolenie na więcej. Martin dociska więc nogę do jej ciała, na co ta jęczy w jego usta z przyjemnością.

Martin omal nie zapomina gdzie jest i jaka uroczystość ma za chwilę się odbyć. Prawie na stałe zapomina też o kogo Luiza pierwotnie należy, a przypomina mu o tym zapach Doriana, który wyczuwa, kiedy planuje zrobić Luizie malinkę na szyi...

Odskakuje jednak gwałtownie, kierowany instynktem. Jego oczy również od razu przestają świecić szmaragdem, a dopiero po chwili ten powraca.

Luiza szybko domyśla się co spowodowało tę reakcję i klnie pod nosem, odwracając głowę zawstydzona. Jednak nie chce mówić mu, że najlepiej będzie przerwać ich romans. Nie robi tego jednak przez wewnętrzna żądzę, a przez chęć zdenerwowania Doriana, który może już wkrótce dowie się co łączy ją z jego kuzynem.

Na tę myśl lekko uśmiecha się, czując płomyczek wewnętrznej satysfakcji.

– Powinieneś już iść. Zobaczymy się na balu – mówi Luiza, podchodząc do toaletki, aby za pomocą specjalnej maści, zdjąć z siebie jego zapach.

Martin zwiesza więc głowę i bez słowa wycofuje się z pomieszczenia, a po minucie pustkę po nim zastępuje Asia. Służąca nie zauważa jednak w zachowaniu luny niczego niezwykłego, ale jej obawy nadal są silne. Dlatego też subtelnie obwąchuje ją, podczas pracy. Jednak nawet to nie pomaga jej znaleźć dowodu, którego szuka. Coś jednak wydaje jej się być nie na miejscu.

***

Dorian stoi tyłem do swojego sługi – Piotra, który właśnie poprawia jego surdut. Wtedy też do pomieszczenia ktoś puka. Mężczyzna szykujący młodego alfę odrywa się więc chwilowo od pracy,a by otworzyć.

– Panie! Witam, co was tu sprowadza? – pyta Piotr, Martina stojącego w progu z nietęgą miną.

– Chciałbym porozmawiać z moim kuzynem. Najlepiej na osobności.

Dorian patrzy na przybyłego z miną wyrażającą zniecierpliwienie, a mimo to pozwala mu na wejście do środka i prosi omegę, aby tymczasowo poczekał.

– Wiesz, że jestem teraz bardzo zajętym człowiekiem. Co cię tu sprowadza? – pyta rzeczowo.

– Twoja mate – ostatnie słowo podkreśla dobitnie, jakby był wrogiem. – Ona wcale nią nie jest, prawda?

Tych słów przyszły alfa nie spodziewał się... W żadnym wypadku. Jego sekundowy szok nie umyka więc Martinowi, który omal nie rzuca się na Doriana, aby walczyć i zwyciężyć względy Luizy. Młodzieniec wie, że ta jedna sekunda zdradziła go. Martin nie będzie wierzył w jego kłamstwa.

– Skąd wiesz? Powiedziała ci?

– W sensie, Luiza? – odpowiada beta. – Nie. Sam się domyśliłem. Głównie po tym jak reaguje na ciebie. Ta jej wrogość...

– Nie mów mojemu ojcu, błagam. Zabije mnie.

Na te słowa Martin nie powstrzymuje śmiechu.

– Przyszły alfa wielkiej watahy Zaklętych poniża się do błagania mnie o milczenie. Ciekawe...

– Cholera, po prostu powiedz czego ode mnie chcesz! Zrobię wszystko.

– Na pewno?

– Tak.

Tu Martin uśmiecha się przebiegle, żądając:

– Po tym jak oznaczenie Luizy zniknie, zostanie ona moją kochanką, a tobie nic do...

Dorian omal nie zabija Martina w furii, która ogarnia go po usłyszeniu tych słów. Gdyby tylko przemienił się w wilka, chłopak już nie miałby tak pięknej twarzy.

– Wara od niej! Nie dotykaj jej!

Martin nie był w stanie zarejestrować tego co zrobi mu kuzyn, więc kiedy w ostatecznym rozrachunku zostaje przyszpilony do ściany, a złoto jego oczu pływa w nich...

– Nie... To niemożliwe...

– Tak, debilu! To nie była pierwsza lepsza wybranka, tylko moje wpojenie! Więc bądź przeklęty, jeśli komuś powiesz!

Serce Martina staje na sekundę i naprawdę zaczyna żałować romansu jaki nawiązał się między nim a Luizą. Nie wie jednak jak ma się z niego wyplątać, bo i jego serce pokochało tę dziewczynę, zupełnie jakby była jego własną przeznaczoną. Jednak to przecież nie on zaczął tę relację...

– Przepraszam, kuzynie. To było... Niestosowne z mojej strony.

– Zejdź mi z oczu! – warczy Dorian tak, że Martin z ledwością go rozumie. – I nie zbliżaj do Luizy na krok! Od dziś jej prawą ręką zostanie ktoś inny.

Wtedy też zacieśnia swój uścisk na jego ramieniu i odciąga od ściany gwałtownie, tak że ten uderza plecami o regał z książkami i jęczy z bólu.

– Wynoś się! I żebym cię już dziś więcej nie widział!

Martin na głos alfy tym razem reaguje posłusznie. Zbiera się szybko z podłogi, na którą upadł po ciosie i jak zbity pies opuszcza pokój kuzyna. Jednak jego serce mimo wszystko wydaje się krwawić. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro