XIX Zmiana decyzji

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pani Wiktoria siedzi w salonie na kanapie i spokojnie, jak gdyby nigdy nic, dopija poranną kawę. Poza nią, w domu panuje chaos i zamieszanie jakich mało, a co za tym idzie, jej święty spokój jest co i rusz zakłócany. Przez co jej irytacja rośnie coraz bardziej za każdym razem, gdy do pomieszczenia wejdzie na przykład spanikowany Edmund, zamyślony Remigiusz czy milcząca Luiza.

W pewnym momencie do domu rodziny Haase przychodzą również najważniejsi członkowie watahy Zielonego Księżyca. Między innymi są to Karol i Maks Balcerowicze, ale również inne bety i delty. Są oni tu jednak nie po to, by składać rodzinie kondolencje z powodu utraty Tatiany, ale po to, aby obmyślić plan działania. Najlepiej taki, aby Zaklętym w pięty poszło.

– Musimy zgłosić sprawę do WW. Nie możemy pozwolić, aby te bestie porywały więcej osób, w razie, gdyby ktoś się tam zawieruszył.

Te słowa z całą mocą wypowiada alfa Karol, a większa część zebranych przy okrągłym stole, w jednym z gościnnych pokoi, osób, zgadza się z tym.

– Jestem za wysłaniem do nich panienki Luizy, aby WW miało dowód w sprawie, że była tam. Że przeżyła piekło, a przy tym została wbrew woli oznaczona.

To mówi jeden z delt.

– Też jestem tego zdania.

– Ja natomiast już nie! – woła Maks, przeszywając Luizę siedzącą obok brata, wzrokiem tak intensywnym, że ta czuje się wręcz naga. – Przeżyła potężną przygodę, która wpłynęła na nią be dwóch zdań. Nie możemy teraz ciągać jej po organizacjach śledczych i sądach, tylko dlatego że została oznaczona. Jest cennym świadkiem, to fakt, ale czy nie istotniejszym dowodem jest to, że porwano jej siostrę? Przecież Zaklęci nawet nie mają alibi, aby wyprzeć się tego faktu. Musimy ich przyprzeć do muru i rozstrzelać jednego po drugim. Najlepiej zaczynając od tych wszystkich usytuowanych najwyżej, a na omegach kończąc.

– Naiwniak! – woła któryś z bet. – Dlatego jeszcze nie jesteś alfą, bo wciąż za mało wiesz. I kierujesz się głównie emocjami, a nie umysłem.

Maks warczy ostrzegawczo, ale ojciec uderza go w głowę lekko, aby się uspokoił. Po czym sam zabiera głos:

– Zabierzemy Luizę do WW, jako, że tak się brzydko wyrażę, jako dowód w sprawie. To nie podlega wątpliwością. Możemy jej również od razu załatwić papier zabraniający jej zbliżać się do Doriana i całej jego świty. Wydaję mi się, że to najrozsądniejsze wyjście.

Zebrani zgadzają się z alfą.

– Ale co z moją przyjaciółką, Darią?! – woła nagle Luiza, wstając ze swojego miejsca. – Znaczy się ja wiem, że odnalazła wśród tych potworów swojego mate, ale nie możemy unicestwić jego i jej zarazem, tylko dlatego, że zakładamy unicestwienie wszystkich.

Tu alfa bierze głęboki wdech przez nos.

– Nie zabijemy ich w takim razie. Ale tak jak Maks, Luizo, proszę powstrzymuj emocje i myśl racjonalnie. W tej chwili musimy działać szybko i sprawnie.

– Tylko skąd ten pośpiech? – pyta zaskoczony Remigiusz. – Znaczy się rozumiem porwanie Tatiany i tak dalej, ale mimo wszystko Zaklęci są... No cóż, zaklęci. Nie mają jak uciec, więc...

– Ale zaraz rozpętają potężną wojnę domową, wybijając siebie nawzajem. A to my musimy dowieść, jak bardzo jesteśmy silni. To my zniewolimy Doriana i jego ludzi. To my wsadzimy ich do więzienia, a nie oni sami zabiją alfę jednego bądź drugiego.

– Zgadzam się!

– Ja również!

Tak nawołują zebrani i tak też toczą się obrady związane z pytaniem: co poczynić z watahą Zaklętych?

Wszystkie te rozmowy trwają i toczą się swoim tempem, do chwili, dy jeden z delegatów alfy Karola, stacjonujący u Zaklętych, a raczej w pobliżu, nie postanawia jednym telefonem przerwać ich narady.

Alfa ustawia rozmowę na tryb głośnomówiący, aby potem nie musieć innym wszystkiego powtarzać. Jednak szybko okazuje się, że nie jest to tak dobry pomysł jak można by pomyśleć...

– Alfo, nasze kamery nagrały chaos w siedzibie Zaklętych. Te duchy przeklinające ich znów się pojawiły. I jeśli się nie mylę, jedną dziewczynę porwano.

– Czy znasz jej dane? – dopytuje mężczyzna, z nadzieją że ta informacja do czegoś się im przyda.

– Prawdopodobnie była to ta dziewczyna w okularach. Kiedyś widziałem ją idącą razem z panienką Luizą, więc podejrzewam, że się znały.

Wtedy też wywołana Luiza blednie na twarzy tak bardzo, że jeden z delt aż chwyta ją za ramię, aby nie upadła.

– Daria... – szepcze sama do siebie dziewczyna, ale inni zebrani i tak to rozumieją, przez co zaczyna się jeszcze większa wrzawa.

Alfa w tym czasie przerywa połączenie z delegatem, po czym zaczyna wszystkich uspokajać, a Maksowi rozkazuje przynieść szklankę wody dla nadal bladej Luizy.

– Cisza! – grzmi Karol głosem alfy, kiedy prośby i groźby nie pomagają. Zebranym wówczas wraca zdrowy rozsądek, a emocje schodzą na dalszy plan.

– Panienka powinna stąd wyjść! – mówi jeden z odważniejszych bet. – Niech uda się na odpoczynek razem z alfą Maksem, a my dopiero po tym zakończmy debatę.

– Nie! – woła Luiza, wyglądając w tej chwili, jakby ktoś ją odmienił. Na jej twarzy pojawiły się wojownicze rysy i mroźne spojrzenie, którym przeszywa nagle samego alfę Karola. Zupełnie, jakby rzucała mu wyzwanie lub...

– Oczywiście, Luizo. Możesz powiedzieć co masz do powiedzenia.

– Ruszymy do Zaklętych, jako prowizoryczna pomoc w walce z ich przekleństwem. Będę wam przewodzić, jako ktoś kto poznał ich sytuację od wewnątrz i kto sam cierpi na tej klątwie. Nie wejdziemy jednak wszyscy, ale tylko te najbardziej liczące się jednostki. Ja, alfa Karol, alfa Maks i Remigiusz jako beta główny Zielonego Księżyca.

Kilka osób uśmiecha się dziwnie pokrzepiająco. Inni wzdychają z ulgą, że nie muszą mierzyć się z Zaklętymi i ich klątwą, a jeszcze inni...

– Ale dlaczego mamy tam w ogóle iść i chcieć im pomagać?

Luiza patrzy an blondyna, który zadał to pytanie.

– Otóż zamierzam dowiedzieć się co Zaklęci planują zrobić z tą sytuacją. Jeśli ich pomysły nas nie usatysfakcjonują, wtedy możemy dopiero wezwać WW i wyplewić wszystkich co do joty.

W pomieszczeniu słychać kilka zaskoczonych okrzyków, ale są i tacy, co patrzą na ten pomysł bardziej sceptycznie:

– Dlaczego w ogóle chcecie im pomagać? Porwali was, panienko.

– Ale tak czy owak nikt z nas nie zna Zaklętych i ich sił. Jeśli rzucimy się na wroga nie znając go, tylko się ośmieszymy, przegrywając z kretesem. A ja po tym co przeszłam, wiem jak potężne jest to stado. Jak ogromne i jak bogate. Dlatego trzeba poznać ich i rozwalić od środka.

W tej chwili wiele osób kiwa głowami, zgadzając się z jej koncepcją i myśleniem. W tym sam alfa Karol i Remigiusz, którzy jeszcze do niedawna uważali tę dziewczynę za kapryśną i głośną. Ale jak się właśnie okazuje, jest to urodzony człowiek strategii.

Jednak ani jeden, ani drugi nie wie z czego ów umiejętność tak naprawdę wynika. Ona sama zresztą w pełni nie zdaje sobie z tego sprawy.

***

Dorian i jego rodzina siedzą właśnie na potężnej sali obrad, aby naradzić się. Zaistniała sytuacja związana ze stratą luny, kłamstwami młodego alfy, ciągłymi atakami Bękartów i przede wszystkim porwaniem młodej członkini rodziny Haase, związanej silnie z watahą Zielonego Księżyca, to kamienie milowe i ciosy, które są potężną przeszkodą. Które wiązać się mogą z obaleniem ich wszystkich, przez co ostatni członkowie wilczej rodziny królewskiej zostaną wybici w pień, a dynastia de la Mote zakończy rządy za czasów alfy Gilberta, przez co bezie on bardzo źle wspominany w dalszej historii świata nadprzyrodzonych.

A nie takiej sławy chciał. Nie na tym mu zależy.

Alfa Gilebrt wchodzi więc na mównicę, a członkowie arystokracji i TdM natychmiast milkną, wpatrując się w niego jak w ostatnią deskę ratunku. W końcu to nikt inny jak on jest tu alfą i władcą absolutnym. Poza tym jego syn i następca jest głównym winowajcą, a jego dotychczasowe decyzje wpłynęły na obecny stan rzeczy watahy Zaklętych.

– Moi drodzy! Na dzień dzisiejszy jesteśmy zagrożonym gatunkiem bardziej niż dotychczas! – Tak brzmią jego pierwsze słowa. – Jednak czy chcecie z tym żyć? Ze świadomością, że nie możecie nic z tym zrobić, bo utraciliście lunę, która była moją żoną, a potem po pojawieniu się tej jakże okrutnej lafiryndy, Luizy również nie mogliście walczyć. Luna i jej istnienie w sforze nie jest wam wyrocznią! Możecie, na dzień dzisiejszy sami zadbać o to, jak napiszecie swoją przyszłość! Jak ją ukształtujecie, a co za tym idzie, nikt nie będzie miał wówczas prawo was krytykować. Bowiem podniesiecie rękawicę z żelaza i mimo jej ciężaru, zmienicie bieg waszej historii. I zrobicie to wy! Wy!

– My! My! My! My! – skanduje izba.

„Pierwszy raz widzę, by TdM i arystokracja tak świetnie się dogadywali" – zauważa w myślach Dorian, wiedząc doskonale, że po śmierci jego ojca (jeśli wataha przetrwa do tego czasu), następcą wielkiego alfy Gilberta będzie nie on, a Kornel de la Riever. Czyli o dziwo młodszy syn jego stryja i ciotki Marii.

Może też właśnie z tego powodu, kiedy tylko alfa Gilbert przestaje mówić, głos przy mównicy zabiera nie kto inny jak sam Albert. Bo jeśli tylko jego syn ma przejąć późniejszą władzę w sforze, już teraz musi wykazać się za niego ojciec. Ach! Cóż za niesprawiedliwość! Bowiem odkąd matka Doriana została porwana przez Bękarty, ten musiał samodzielnie pracować na siebie i swoje przyszłe zasługi. Nawet jeśli koniec końców wszystko to zakopało się głęboko, głęboko w mule, to i tak były to jego osiągnięcia, a nie osiągnięcia ojca, potem przez niego samego tylko odziedziczone.

I wtedy jednak, gdy Albert ma już zabierać głos, do sali wchodzi beta główny alfy Gilberta, który podchodzi do swojego pana i mówi mu coś na ucho. Niestety Dorian stoi po drugiej stornie mównicy, dlatego też nie jest w stanie wyłapać słów mężczyzny. Jednak po jego twarzy wie, że coś się za moment wydarzy.

Po tym jak beta kończy szeptać, ojciec Doriana kiwa mu głową lekkim uśmiechem zadowolenia i chytrości, a przy tym zerka na syna, jakby chciał powiedzieć mu: właśnie przegrałeś. Beta na kilak chwil opuszcza izbę, a wówczas Alberta jeszcze na moment zastępuje jego brat, mówiąc do zebranych:

– Jak nam wiadomo, luna Lilian straciła życie przez Bękarty. Wiele osób również zostało odnalezionych martwych, czy to przez zerwanie więzi czy również przez porwanie. I tak też jak my nie potrafiliśmy sobie nigdy wybaczyć tych ataków na nas, tak właśnie przybył do nas ktoś, kto to wszystko planuje zmienić. I kto wie czy dzięki temu mój syn znów nie zyska w naszych oczach. – Tu alfa stawia teatralną pauzę. – Panie i panowie! Powitajcie w naszym gronie z powrotem wielką luną i wpojenie mojego syna, Luizę Olczak!

I tak też po tych słowach, drzwi sali stają otworem, a serce Doriana zatrzymuje się na sekundę, aby potem zabić z podwójną siłą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro