XX Narada

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 „Dlaczego wróciłaś?" – myśli Dorian, stojąc osłupiałym. Nie ukrywa przy tym szoku, kiedy jego wpojenie idzie w stronę mównicy, jak dziki zwierz. Obok niej jednak kroczy również ten idiota, Maks Balcerowicz. Potem na sali pojawiają się również inne wielkie osoby takie jak Remigiusz Haase, którego Dorian widywała na różnorodnych spotkaniach w WW, a także jego alfa Karol Balcerowicz.

Dorian od razu wyczuwa w tym pewnego rodzaju podstęp, i jak się okazuje, nie tylko on ma swoje podejrzenia...

– Przepraszam! Co tutaj robi alfa Zielonego Księżyca?

– Czemu ta oszustka tutaj wróciła?

– Czy alfa pozwoli im tu zostać?

Te i inne głosy rozbrzmiewają po izbie, a kilka osób nawet tupie nogami o podłogę, chcąc sztucznie wywołać dodatkowy harmider.

– Zamknąć się wszyscy! Cisza! – Grzmi Luiza tonem tak dobitnym, że niejeden czuje nagle wszechogarniającą trwogę.

– Jak już zapewne wiecie, nazywam się Luiza Olczak i jestem przeznaczoną waszego młodego alfy, Doriana de la Mote. Jednak nie przyszłam do was jako luna, bo wyparłam się tej roli, w dniu gdy zostałam zwolniona z konieczności przebywania tutaj. – W tym momencie dziewczyna robi dłuższą pauzę, rozglądając po sali, przypominającą ludzki sejm. – Razem z moim narzeczonym, Maksem Balcerowiczem, moim teściem alfą Karolem i jego betą głównym Remigiuszem Haase, chcemy pomóc wam w polowaniu na Bękarty, które porwały do swojej krainy dwie najbliższe mi osoby. Moją siostrę, Tatianę oraz przyjaciółkę Darię. A przy tym nie będę owijać w bawełnę.

– Wybacz, ale... – zaczyna ktoś znajomym głosem, a kiedy Luiza patrzy w stronę ław, dostrzega stojącego mężczyznę, którym jest wielki Albert de la Riever. Luiza omal nie okazuje zdenerwowania. – Z tego co pamiętam, do tej pory nie interesowała cię polityka, skarbie.

– Tylko nie skarbie! – woła zaborczo Maks, postępując groźnie krok do przodu.

– Dziękuję, Maks.

Dorian na interakcję między tą dwójką, czuje wzbierające w nim obrzydzenie.

– Wracając zaś do tego co zauważyliście, odpowiem, owszem. Nie interesuję się polityką i dlatego jest ze mną ta oto trójka mężczyzn, którzy te kompetencje mają.

Tu gestem wskazuje swoich towarzyszy.

– Ale w takim razie do czego ty nam tu jesteś, hm?

– Jednak przez jakiś czas byłam tutaj luną. Jeśli chcecie możecie nadal na mnie polegać, w kwestach mentalnych.

Tu sala wybucha pustym śmiechem. I nie są to pojedyncze głosy, a potężna salwa śmiechu. Potem za to pojawiają się opinie:

– Nikt nigdy nie pokładał w tobie nadziei!

– Pojawiłaś się niedawno i w tajemnicy nas opuściłaś!

– Kłamczucha! Obiecałaś odnowę watahy, a potem zniknęłaś!

– Zdrajca! Zostawiłaś alfę dla jakiegoś wieśniaka!

Te i inne słowa o dziwo bolą niezaangażowaną Luizę. Trochę tak, jakby w jakiś sposób przywiązała się do tych ludzi, nawet jeśli nigdy ich nie spotkała. Czy to może być wina tego miejsca? A może strata Tatiany i Darii?

– Mordy w kubeł! – grzmi Maks, ale wtedy nadciąga kolejna fala uderzeniowa:

– Wieśniak!

– Nie potrafi się wysłowić!

– Nie jesteś kompetentny!

– Wynoście się!

I tak krzyczą zebrani, a alfa Gilbert, cały czas stojący z boku i przypatrujący się zgorzkniałym miną przybyłych, uśmiecha się z wyższością, po czym skina głową na jednego z delt.

– Proszę moi drodzy o spokój! – woła głosem alfy, na co każdy w moment ucisza się, a niektórzy nawet spuszczają głowy, w wyrazie szacunku. – Nasi goście za moment wyjdą z tej sali, a potem odprowadzimy ich do wyjścia głównego.

– Hę?! Słucham?! My dopiero co...

Wtedy kilkoro delt zaczyna podchodzić w stronę mównicy, a Luiza, Maks, Remigiusz i alfa Karol wydają się nieustępliwi. Jednak nie mają nic na swoją obronę. Wiedzą, że są w tym miejscu intruzami i nikt ich nie zapraszał.

– Zaczekajcie! – krzyczy Dorian, po czym gromi ojca złotym spojrzeniem. – Oni mimo wszystko mogą być nam przydatni! Poza tym co zrobimy, gdy odrzucimy ich pomoc, a potem dostaniemy wezwanie z WW na salę sądową? – Tu robi pauzę. – Bo wiecie, że tak to się właśnie skończy. Dlatego nawet jeśli słabo, to zawsze warto przyjąć dodatkową pomoc.

– Możemy to mimo wszystko przegłosować, alfo? – pyta ktoś w tłumie.

W oczach Doriana błyska niepokój, ale zewnętrznie nie wyraża tego. Podejrzewa bowiem, że nawet jego ludzie, stanowiący i tak mniejszą część sali, nie będą w dużej mierze za Luizą i jej towarzyszami. Natomiast co do części arystokratycznej to wydaje się przesądzone.

Jednak...

– Tak. Wydaję mi się, że to najrozsądniejsze rozwiązanie – zauważa alfa Gilbert, nim Dorian dochodzi do odpowiednich konkluzji. Dlatego nie pozostaje mu nic innego jak zgodzić się z ojcem i dodatkowo skinąć głową. – W takim razie głosujemy. Przynieść urnę!

***

Do pokoju wpada lekki, acz chłodny i charakterystyczny wiatr. Lady Maria w moment znajduje się przy biurku i otwiera szufladę z podwójnym dnem. Tam od razu zauważa kartkę od tej osoby. A choć podejrzewała jej powrót w niedalekiej przyszłości, nie spodziewała się z pewnością, że pojawi się w tych jakże tragicznych dla sfory okolicznościach.

Drżącymi dłońmi i z sercem bijącym jak dzwon, wyjmuje papier i rozwija go, czytając:

Lady, przygotuj siebie i swoją rodzinę. Musicie czym prędzej opuścić watahę. Dla reszty jest już za późno.

Tu kobieta łapie się za brzuch, przypominając atak Bękarta przepowiedni, który porwał tamtą młodą dziewczynę. Siostrę obecnej i jedynej prawowitej luny. Ta myśl praktycznie zabija ją od środka, ponieważ podejrzewa, że została ostrzeżona właśnie z tego powodu. Wie również przez to, co szykują dla nich Bękarty w owej, bliżej nieokreślonej przyszłości.

One chcą wojny ostatecznej. Jednak czy jest szansa, że ona, Lady, jako jej zwolenniczka, może jakkolwiek odwlec ten dzień? Czy może zmienić bieg wydarzeń i tę niby nieuniknioną przyszłość?

***

Głosowanie zakończyło się szybko i sprawnie. Delty zabrały urnę na tyły izby, po czym zaczęły przeliczać głosy zebranych. Dorian z niecierpliwością oraz jakże silną obawą przed negatywnym wynikiem, co i rusz zagryzał wargę lub policzek. W tym czasie również Maks i Luiza luźno dyskutowali między sobą o różnorakich kwestiach, czemu Dorian przyglądał się z chciwością i zazdrością.

W końcu mija około piętnastu minut, w czasie których karty zostają przeliczone i posegregowane. Szybko okazuje się, że tylko trzy osoby nie miały zdania na temat pozostawienia Luizy i jej towarzyszy w sforze, natomiast pozostali w dużej mniejszości zagłosowali przeciw temu pomysłowi.

Tak więc Luiza, Maks, alfa Karol i Remigiusz są od teraz dodatkową pomocą w sforze.

Jednak przyszły alfa, po zerknięciu w stronę stryja zdaje sobie sprawę, że wszystko musiało zostać ukartowane. Ponieważ jego chytry uśmiech i dumnie wypięta pierś wskazują na to dość jednoznacznie. Zwłaszcza, że Dorian zna mężczyznę wystarczająco dobrze, aby po samej mowie ciała snuć takowe podejrzenia.

Kiedy jednak znów powraca spojrzeniem do miejsca, gdzie była Luiza, okazuje się, że zdążyła w przeciągu tych kilku sekund wyjść. Kiedy młodzieniec jednak pyta pewnego deltę, gdzie może się podziewać, ten odpowiada:

– A gdzież indziej, jak nie w pokoju luny.

Dorian chciałby za nią pobiec, jednak doskonale wie, że w tej chwili były dla niej tylko kimś na kształt intruza.

***

Mija więc kilka następnych dni, gdy Zaklęci wraz z członkami Zielonego Księżyca obradują,chcą zakończyć rządy klątwy i tej, która ją rzuciła.

Luiza nie uczestniczy w tym jednak, zajmując się raczej tym, czym zajmowała się, póki nie została zwolniona z roli luny.

Z zajęć savoir vivre'u i sztuk walki u Lady Marii, nie odbiera jej jednak już Martin, a delta, stacjonujący przed drzwiami pokoju luny, aby jego pani nie stała się żadna krzywda. I to nie tylko ta ze strony Bękartów.

Lady żegna się więc ze swoją luną, która coraz lepiej zaczęła opanowywać sztukę walki, ale nadal nie jest w tym temacie profesjonalistką. Nadal nie jest jak luna Lilian i nie wie przez to, czy jest przez to lepsza czy też gorsza.

Luiza idzie u boku delty do swojego lokum. Gdy są już przy drzwiach, dziewczyna zauważa naraz idącą z naprzeciwka omegę z tacą przygotowanego dla niej jedzenia. Jednak nie jest to Asia, co już po pierwszym dniu obrad zastanawiało młodą lunę. W końcu to właśnie ta kobieta przyłapała ją na kłamstwie, a potem na ucieczce z watahy.

Dlatego też naraz omega zostaje przez Luizę zatrzymana i zapytana:

– Czy coś się stało z Asią?

W jej oczach widać malutkie fioletowe plamki, związane z gnębiącymi ją wyrzutami sumienia.

– Ten bękart nie zamierza już więcej wam służyć, luno. Zaufałyście niewłaściwej osobie. A teraz proszę pozwolić mi odstawić tacę.

Luiza naraz przypomina sobie co do czasu pojawienia się jej w watasze Zaklętych miało miejsce, dlatego mimo głodu, który po treningu fizycznym jest duży, udaje się przed siebie, a przynajmniej...

– Luno, proszę nie krążyć w tej niepewnej chwili po terenie watahy. Ukryjcie się w pokoju luny.

Luiza gwałtownie i sprawnie wyrywa się porządnemu delcie, a wtedy też lekko jak wiatr, truchtem, udaje się ku najbliższym schodom, prowadzącym na parter.

Gdy jest już przed drzwiami, gdzie naklejona została nalepka z napisem: kuchnia, dziewczyna bez ceregieli czy manier, wchodzi tam, aby odnaleźć swoją omegę. Omegę, która tyle dla niej zrobiła, a teraz...

– Luno? – pytają pracownice, patrząc w jej stronę. Każda ubrana jest w biały czepek kucharski oraz fartuch, przez co wyglądają prawie identycznie. Jednak mimo to Luiza prawie od razu rozpoznaje swoją omegę, która stoi przy zmywaku, zupełnie nie patrząc w jej stronę. Dlatego też w chwilę znajduje się przy niej, łapiąc przy tym za ramię.

Asię rozpoznaje natychmiast, kiedy ich spojrzenia spotykają się. Jej przerażone, a Luizy pełne skruchy. I może też dlatego wtedy kobieta uśmiecha się do niej, jakby tylko czekała na jej pojawienie się. Jakby najbardziej na świecie chciała znów zostać tak zwaną omegą najwyższej rangi. Służącą samej lunie.

– Przepraszam za to co zrobiłam wtedy, gdy wychodziłam. Nie sądziłam, że mogę was tym wszystkim urazić. Nawet jeśli wiedziałam, że jako luna daję wam nadzieję. A potem tak łatwo odpuściłam. To było niestosowne.

Asia nagle kręci głową.

– To nie tylko wasza wina, luno. To alfa Dorian powinien był dać wam więcej, abyście mogli zrozumieć, że nie robisz tu za niewolnika. Już teraz to wiem. On wszystko powiedział. Przyznał się do tego błędu betom, deltom i nam. Nawet jego ojciec zgodził się, że mógł inaczej podejść do sytuacji i teraz nie byłoby tego co jest. Wasza siostra i pani Daria... Tak mi przykro luno.

Po tych słowach jednak Luiza kręci głową, jakby nie chciała, aby te ją zdemotywowały. Wtedy też ciągnie swoją omegę za ramię i kieruje z nią w stronę drzwi. Asia pozwala jej to zrobić, ale nie dlatego, że jest niższa raną, ale ponieważ zauważa tajemniczy błysk fioletu w jej oczach.

– Wracasz na stanowisko mojej omegi. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na twoim miejscu.

– Dobrze, moja pani.

***

Dorian chciałby porozmawiać ze swoją przeznaczoną. Bardzo mu na tym zależy, gdyż wie że to z jego winy ich relacja jest nie za ciekawa. To prze tę relację, Luiza wybrała tę drogę którą wybrała. To przez jego wybory w dużej mierze porwano jej siostrę, a potem przyjaciółkę.

Tak twierdzi, idąc w stronę sali gier, gdzie zamierza odpocząć od panującego w sforze chaosu, związanego z możliwością wkroczenia do sfory WW. Jednak nie zdąży do niej dotrzeć, gdyż nagle zza rogu wybiega jeden z bet jego ojca, przerażony i blady jak ściana. Dorian zatrzymuje się, gdy ten łapie go za rękaw koszuli i na przemian otwiera oraz zamyka usta, chcąc się wysłowić.

Zagubiony młodziak czeka jednak cierpliwie, dopóki nie słyszy słowa, które uderza w niego jak obuch:

– Mi-Miria!

Dorian łapie betę, który nie wytrzymawszy napięcia, zwyczajnie mdleje. Chłopak woła szybko jakiegoś deltę, który zajmuje się mężczyzną, a sam pędzi ku przejściu prowadzącym do sali tronowej alfy Gilberta.

– Ojcze! – krzyczy, choć sam nie wie dlaczego był w stanie tak łatwo uwierzyć w słowa bety.

– Dorianie! – Ton Wandy, która siedzi u boku swojego męża sugeruje mu, że właśnie im w czymś przeszkodził. Bowiem przed parą stoi członkini sfory, drżąca ze strachu przed czymś.

Nie to jednak...

– Alfo, proszę! – woła kobieta, składając dłonie jak w czasie modlitwy. – Uwierz mi! Widziałam tę czarownicę z Grymuaru Bękartów! Naprawdę. To nie były imaginacje.

Na te słowa chłopak staje jak wryty, co zauważa jego ojciec, mówiąc tonem zbytnio nie przejętym:

– Dajcie już spokój. Miria ukrywa się w Horii od dawien dawna. Nikt jej jeszcze nie widział.

– To musiała być ona – mówi Dorian tonem tak poważnym, że alfa aż pociera ucho, jakby nie chciał wierzyć w to co usłyszał. – Twój beta zemdlał właśnie, mówiąc mi to samo.

Twarze alfy Gilberta i Wandy tężeją.

– Zebrać do sali obrad każdego deltę i betę! Co do joty – woła Wanda jako pierwsza podejmując decyzję. Zupełnie jakby była przekonana, że coś tak nieprawdopodobnego mogło mieć miejsce.

Kilkoro strażników wybiega więc z sali tronowej, aby wykonać jej polecenie. Potem jednak alfa Gilbert przypatruje się żonie, pełen podziwu, który również gości na twarzy jego syna.

Wanda jeszcze nigdy tak szybko nie podejmowała żadnych decyzji. A już tym bardziej nie wydawała rozkazów bez wcześniejszych ustaleń z alfą. Jednak wyjaśnia się to, gdy z pomieszczenia wychodzi kobieta będąca jednym ze świadków, a jeszcze wcześniej reszta straży zostaje posłana, aby odnaleźć czarownicę, która może jeszcze gdzieś być.

– Jej pojawienie się w sforze jest przełomowe – mówi luna.

– Dlaczego tak uważasz? – pyta Dorian ze zmarszczonym czołem.

– Bo dzięki temu mamy szansę pokonać naszych wrogów. Luiza ma tę szansę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro