XXI Płowa wilczyca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tego wieczora, gdy Luiza chce już położyć się spać, nagle słyszy pukanie do pokoju, a po chwili w drzwiach staje jej przeznaczony. Kiedy ich spojrzenia spotykają się, jej jest neutralne, a jego skruszone. Luiza od razu wie co za moment się wydarzy, a raczej tak jej się wydaje, ponieważ równie nagle za plecami przyszłego alfy staje jego ojciec oraz obecna luna.

Luiza nagle podnosi się z pozycji leżącej, wyczuwając powagę sytuacji, po czym przestraszona przełyka ślinę.

– Chodź z nami, moje dziecko – prosi alfa, a ona jak robot, wstaje z łóżka, zakłada kapcie i podchodzi do trójki władzy, którzy szybko odwracają się, aby poprowadzić nadal zaskoczoną dziewczynę do sali obrad, gdzie siedzą właśnie wszyscy członkowie arystokracji oraz TdM. Osobne loże zajmują Maks, Remigiusz i alfa Karol. W sali panuje harmider, ale mimo to, nim Luiza zostaje zaprowadzona przed mównicę, daje rade wyłapać zdania takie jak:

– Potrzebujemy jej.

– Jest płową wilczycą.

– Bękarty już przegrały.

Ona jednak nie wie o co chodzi.

Wtem jednak wszystkie rozmowy cichną, gdy alfa Gilbert swoim władczym głosem ucisza zebranych. Kiedy więc wszyscy prostują się na baczność, jak w wojsku, ten odchrząkuje i wchodzi na mównicę, zaczynając:

– Zapewne zdążyliście już usłyszeć plotki odnośnie pochodzenia naszej przyszłej luny, a wpojonej mojego syna. – Luiza z dziwną miną wpatruje się w alfę. – Jest ona, jak uznaje moja żona, a wasza luna, wielką płową wilczycą. Jednak jej zdolność nie zdążyła się jeszcze ukazać, gdyż nie miała pojęcia o swoim dziedzictwie. Myślała, że jest zwyczajna.

Wtedy nagle dziewczyna przypomina sobie te dziwne słowa Bękarta przepowiedni, który niedawno wyzwolił się z więzów i porwał jej siostrę.

„Jesteś białą alfą. Silniejszą, niż piątka męskich alf... Lepota Luiza. Nie wolno ci przemienić się w swoją wilcza postać".

Oddech więźnie jej w gardle.

– O czym wy mówicie? – pyta Maks ze swojego miejsca. – Luiza płową wilczycą? Przecież...

– Moce płowych pojawiają się dopiero, gdy dany zmienny znajdzie się w sytuacji bez wyjścia. A tak niebezpieczna sytuacja nie przytrafiła się jeszcze naszej lunie. Musimy więc poczekać, jednak ja, jako wasz alfa, obiecuję że gdy ten moment nastanie, Bękarty nie będą miały wyjścia. Ich koniec nadejdzie o wiele szybciej niż myślicie!

Luiza zaczyna drżeć wewnętrznie, ale gdy napotyka spojrzenie Wandy, która uśmiecha do niej pobłażliwie, ma wrażenie, że za tymi słowami może kryć się coś więcej.

I okazuje się, że tak jest. Ponieważ po kilku kolejnych minutach obrad odnośnie Bękartów i nowego planu alfy Gilberta, Wanda oddala się od męża i pasierba, ciągnąć Luizę ze sobą w głąb jednego z pustych korytarzy. Ta nie protestuje jednak, dając się prowadzić, aż nie zatrzymują się po przekroczeniu progu jakiegoś pokoju i zatrzaśnięciu za nimi drzwi.

Oczy Luizy są fioletowe ze strachu. W końcu Wanda jej nie lubi. Czego więc może od niej chcieć?

– Lepota, Luiza.

Dziewczyna szerzej otwiera oczy, na wydźwięk pierwszego słowa i naraz przypomina sobie, że tego samego słowa użył nie tylko bękart przepowiedni, ale i tamten, którego spotkała pierwszy raz, gdy tylko pojawiła się w watasze.

Także pierwsze o czym myśli Luiza to sugestia, że Wanda jest zdrajcą zaklętych, albo Bękartem w przebraniu. Lecz sprawa wydaje jej się dużo bardziej złożona.

– Wiem, co teraz myślisz, ale uwierz mi, to nie tak. Jestem po prostu płową wilczycą, moja droga.

Luiza wie, że kiedyś, dawno, słyszała już to określenie, ale niestety zdążyła zapomnieć co ono oznacza.

– Płowa, czyli jaka? I dlaczego mnie tak nazwaliście, choć...

– Choć jesteś biała? – Luiza nie wiedzieć czemu cofa się automatycznie. – Wiedziałam od początku, że nie jesteś zwyczajna, ponieważ jedną z moich osobliwych zdolności płowej wilczycy jest wyczuwanie charakterystycznego zapachu, nawet jeśli tego nie potrafią wyczuć inni. Moją zdolnością są po prostu wyostrzone zmysły. O wiele lepiej niż u wielkich wampirów czy wilkołaków. Na przykład mam wzrok sokoła.

Luiza na zmianę otwiera i zamyka usta, chcąc jakby coś powiedzieć, lecz nie wie co. Wanda postanawia więc mówić dalej.

– Wtedy, przy kolacji, prowokowałam cię, ponieważ chciałam, aby Dorian przyznał się do tego, że jest twoim wpojeniem, co również wyczułam w dniu, gdy przybyłaś.

Teraz Luiza już zupełnie nie wie co to wszystko ma oznaczać.

– A ta cała biała alfa, to... Jakiś wysoki status?

Wanda zaczyna się śmiać, ale gdy tylko przestaje jej wzrok poważnieje.

– Owszem. Jesteś wybawieniem naszej sfory. Otóż twoja osoba jest statusem równa, a nawet wyższa niż jakiegokolwiek alfy. Nawet tego zarządzającego ministerstwem WW – tłumaczy kobieta, na co oczy Luizy błyskają.

– Silniejsza? Od wielkiego alfy z WW? Tak można?!

Wanda kiwa głową z powagą.

– Tak. I w każdym kraju na świcie może być tylko jedna taka alfa. A to dlatego, że poczucie terytorializmu białych alf jest czasami absurdalnie wysokie. Jeśli kiedyś znajdziesz swoje miejsce w tym kraju, nie opuścisz go aż do grobowej deski.

– Och...

Wanda odwraca na chwilę głowę w bok, jakby coś zobaczyła.

– Obecnie na świcie żyje chyba pięć lub sześć białych alf. Łącznie z tobą. Więc nie jest was wiele, a to i lepiej dla świata. – Tu urywa, a potem powraca spojrzeniem na Luizę, uśmiechając się przy tym delikatnie. – A teraz musimy obie zająć się swoimi obowiązkami lun. Także pamiętaj moja droga, że skoro nie czujesz, że ta wataha jest twoim miejscem, na pewno zrobisz wszystko, aby nas stąd uwolnić. A nawet jeśli nie dla samego terytorializmu, to przynajmniej dla swoim przyjaciół, których zdobyłaś w tym miejscu. Nie mówiąc o twoim wpojonym.

***

Dorian nawet nie raczy wejść do środka. Po prostu czeka. Czeka, aż jego przeznaczona przyjdzie tu i może... Jeśli szczęście mu dopisze, zaprosi go do środka pokoju luny. Chociaż zrozumie też jeśli ta po prostu wyminie go i nawet nie zaszczyci spojrzeniem. Ale nawet jeśli i tak się stanie, Luiza musi otrzymać od niego to co właśnie trzyma w dłoni – Grymuar Bękartów.

W końcu jest jej to winien po tym jak z jego winy straciła siostrę i przyjaciółkę. Jak z jego winy umierali niewinni ludzie. Jak zmuszał Pionka do uprowadzania tych wszystkich ludzi zgodnie z wolą swojego ojca. Nawet jeśli nigdy się z nim nie zgadzał. Dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że jeśli nie byłoby go tamtego dnia przy „odbiorze towaru", Luiza zapewne już od dawna byłaby w Horii, a on nadal byłby tym samym bezradnym chłopcem.

Bo nawet jeśli wcześniej myślał, że coś znaczył, dopiero teraz, kiedy Luiza zdradziła go z Martinem, zobaczył jak bardzo bezradny był od zawsze. Ale teraz nie chce już taki być i dlatego zrobi wszystko, aby się zmienić.

Dla Luizy, dla sfory i dla samego siebie.

W końcu jednak jego przeznaczona sztywnym krokiem i z głową spuszczoną ku ziemi, idzie w stronę pokoju luny. Sama. Jakby znała już drogę do tego miejsca na pamięć. Co oznacza zapewne, że mapa, którą otrzymała od niego kilka dni temu, przydała się.

– Hej... – mówi cicho, wręcz nieśmiało, gdy ta mija go, a potem zaskoczona jego głosem, podskakuje.

Ich spojrzenia spotykają się.

– Co tutaj robisz? Czekasz? – pyta dziewczyna, jakby coś jej się nie zgadzało.

– Tak, chciałem... Coś ci dać.

Wtedy Luiza zauważa w dłoniach chłopaka to, czego ten nie chciał udostępnić jej odkąd przybyła do sfory. Potężny kilkusetstronicowy tom Grymuaru ma lśniącą okładkę, która zdaje się mienić kolorami tęczy, nawet jeśli przylegający do niej kurz jest silnie widoczny. Zapewne poza Dorianem nikt inny dawno nie potrzebował zdejmować tomu z półek archiwum.

– Wreszcie przejrzałeś na oczy, czy jak? – pyta posępnie młoda luna, czym prędzej odbierając książkę z jego rąk. Zanim ten się rozmyśli.

Dorian jednak zamiast tego spuszcza wzrok.

– Może... Choć nie jest to duży krok.

Nagle jego przeznaczona zauważa jedną dziwną rzecz. Dorian naprawdę wydaje się chcieć ją za coś przeprosić. Jednak czy nie jest za późno na jakiekolwiek słowa tego typu? Jego stado zaraz upadnie jeśli nic z tym nie zrobi i jeśli jak najszybciej nie weźmie się w garść.

Dlatego też Luiza czuje, że może nawet jeśli nie chce przyjąć przeprosin chłopaka, to może pozwoli mu chociaż zrzucić z ramion ciężar.

– Chyba wypadałoby pogadać po tym wszystkim. Nie uważasz?

I Luiza otwiera drzwi pokoju luny, tak aby dać mu znak, że może wejść.

Dorian zaskoczony mruga jednak, mówią:

– Panie przodem.

– Och! Już nie zgrywaj dżentelmena. Właź!

Dorian bez słowa sprzeciwu robi to, a kiedy powłoka zatrzaskuje się, ma wrażenie, że w pokoju jest duszno. I nie dlatego, że pomieszczenie jest niewywietrzone.

– Siadaj – prosi Luiza, wskazując krzesło przy biurku z maszyną do szycia. Sama za to zajmuje miejsce na łóżku, tak, aby siedzieć naprzeciwko niego. Grymuar Bękartów za to kładzie obok, a dłonią cały czas muska jego okładkę. – Mów co masz do powiedzenia.

– Myślałem, że to ty chcesz rozmawiać – mówi zaskoczony chłopak.

– W zasadzie to zauważyłam jak bardzo jesteś zdołowany, więc daję ci szansę to z siebie wyrzucić. Mów.

Przez sekundę w głowie Doriana pojawia się myśl, że Luiza jest jego aniołem. Ale szybko bierze wdech, aby pozbyć się tego, po czym zaczyna jednym tylko słowem:

– Przepraszam.

I nastaje głucha cisza.

– To wszystko? – Luiza wydaje się zaskoczona, ale nie dlatego, że chciałby usłyszeć więcej. Tylko... Po prostu nie spodziewała się tego.

– Przepraszam i dziękuję. Za to że tu jesteś, mimo tego jak okrutnie cie potraktowałem.

– Wiesz, że nie jestem tu dla ciebie. Mam w tym własny interes.

On to rozumie, dlatego kiwa lekko głową.

– Tak podejrzewałem.

– Nawet nie wiem czy zostanę tu, gdy tylko to wszystko się skończy.

Teraz jego oczy stają się złote. Ale nie dlatego, że czuje zaborczość czy gniew. Jest mu po prostu przykro. Jest zły na samego siebie.

– Nie będę cię zatrzymywał – mówi pod nosem, ale Luiza domyśla się tych słów i dlatego uderza chłopaka w czubek głowy.

– Czy ja mam do czynienia z wielkim alfą czy ze słabą omegą?

– Co?

– Zachowujesz się żałośnie. Myślałam, że jesteś silnym człowiekiem, a nie słabym lalusiem.

Dorian przez moment nie wie co powiedzieć.

– Jestem alfą.

– Głupim alfą – oponuje dziewczyna. – Bo nawet nie wiesz co mam na myśli. Albo myślisz, że jak będziesz grał słabego, to coś tym osiągniesz.

Tu Dorian zupełnie zaniemaga. Luiza zaś wzdycha.

– Dobra, jeśli nie chcesz powiedzieć więcej, zostawmy to tak jak jest. Jeśli jednak wpadniesz jak bardziej błyskotliwe słowa, to zwyczajnie przyjdź. Może w końcu uda nam się dogadać, chociażby ze względu na fakt, że jestem twoim wpojeniem.

Dorian spokojnie skina jej głową, po czym wstaje i odchodzi, zamykając za sobą drzwi.

Luiza zostaje więc sama i nawet cieszy się, że ta pogadanka skończyła się tak szybko. Bo bardzo świerzbią ją dłonie, chcące otworzyć Grymuar Bękartów. Ona za to chce wreszcie dowiedzieć tego wszystkiego, co w nim zawarte.

Bo jeśli nie ta książka wskaże jej trop, to ona już nie będzie wiedzieć nic.

Tak więc... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro