XXIII Ministerstwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Luiza wpada do izby jak strzała. Drzwi uderzają gwałtownie o ściany, powodując głośny huk, który ucisza zebranych na sali członków watahy. Niezależnie czy są z arystokracji czy z TdM, w starciu z samymi ministrami WW, którzy w obecnych czasach są postrachem dla każdego nadprzyrodzonego, obie te grupy zdają się dużo silniej zjednoczone.

– Co tu się dzieje? – pyta dziewczyna uniesionym głosem, a dwójka wysokich mężczyzn, ubranych w czarne garnitury oraz z bronią palną u pasa, lustruje ją przelotnie, tak jakby uznali, że przybyła nie stanowi dla nich żadnego zagrożenia.

Alfa, Wanda i Dorian, a także Maks i jego ojciec stoją obok siebie, a w ich oczach błyszczą gromy.

– Śledztwo – zauważa jeden z ministrów, po czym skina głową na dwójkę wilkołaków, a zarazem członków WW, aby ci przeszukali teren watahy. Lecz po jednym tylko spojrzeniu Luizy na Martina, ten zagradza mężczyznom drogę, a jego ramiona nagle wydają się o wiele szersze.

– Przepuść ich, albo będziemy zmuszeni podjąć radykalne środki. Jesteśmy tu z polecenia samego przewodniczącego – mówi barytonem jeden z zatrzymanych, ale Martin mrozi ich spojrzeniem.

– Nie przejdziecie dalej, póki ja tu jestem i ja panuję nad sytuacją. Poza tym przypominam, że to nie wasz teren – mówi hardo Luiza, a Dorian niepewnym krokiem przyłącza się do niej, stając u jej lewego boku.

– Zgadzam się w pełni.

– Dość! – mówi jeden z przedstawicieli za ich plecami. – Jeśli nie przepuścicie tych ludzi, zostanie to uznane za utrudnienie służbą WW ich obowiązków i poniesiecie tego surowe konsekwencje.

– Jeśli chcecie naszych nieskończonych pieniędzy, mogę zaprowadzić was do skarbca – mówi Martin hardo, a Luiza mrozi go spojrzeniem.

Chłopak zamyka usta i płonie rumieńcem.

– Przepraszam.

Członek ministerstwa nie odpowiada.

– Wasze osoby również nie powinny znajdować się na tym terenie – zauważa mężczyzna, wbijając spojrzenie w Luizę, po czym przenosi je na członków Zielonego Księżyca. – Jeśli odnajdziemy coś w tym miejscu, zostaniecie pociągnięci do odpowiedzialności.

– Na jakiej podstawie?! – woła wyprowadzony z równowagi Maks. W jego głosie słychać wyraźny strach i obawę.

Młody i głupi...

– Zdrada, mój drogi. I nie podnoś na mnie głosu.

To ostrzeżenie wypada z jego ust cierpko, ale Maks nie przeprasza, tak jak poprzednio zrobił to Martin.

Jednak nikt więcej nie zdąża się już odezwać, ponieważ wtem drzwi izby znów stają otworem i znów do pomieszczenia wchodzi nowy członek watahy. Tym razem jednak nie jest on luną czy betą, a prostą omegą.

Aleks.

Jego gniew wyczuwają naraz wszyscy obecni w sali.

– To ja! – krzyczy, odnajdując przy ścianie obu ministrów WW. – To ja porywałem. To mnie powinniście zamknąć w więzieniu a nie zrzucać winę na całą sforę.

Na jego słowa... Na jego widok, pod Luizą uginają się nogi.

– Omega? Że niby ty masz więcej wspólnego z oskarżeniami, niż twój alfa jeden z drugim?

Aleks nie odpowiada, doskonale zdając sobie sprawę, że te słowa mają w sobie ziarno prawdy. Zaciska tylko usta.

– Ha! Jakie to odważne – zauważa członek WW. – Ale skoro tak chętnie przyznajesz się do win, chętnie cię przesłuchamy. Skuć go!

Delty, które nadal stoją przed Martinem, zgrabnie wymijają go, aby wykonać polecenie, a po chwili już wyprowadzają chłopaka za drzwi, które zamykają się zadziwiająco cicho.

Luiza oblizuje suche wargi, ale nie zdąża nic powiedzieć, bo w słowo wchodzi jej drugi minister:

– Czyli jednak wasze wilki porywały i niewoliły ludzi spoza miasta – zauważa. – A to oznacza, że ktoś im takowe polecenie wydał. I tym kimś zapewne są przedstawiciele władzy.

Jego oczy lądują na Gilbercie i Wandzie, którzy stoją sztywno, co sugeruje Luizie, że mimo ich potęgi, wiedzą jak słabi są przeciw władzy WW. Zwłaszcza w świetle obecnego prawa.

– Wasze milczenie wskazuje na to, że mamy rację. Gdzie podziewają się wasze ofiary? –Tu mężczyzna używa tonu o wiele mniej pobłażliwego.

– Zostały porwane. Wszystkie. Poza obecną z nami luną – przyznaje z niechęcią Wanda.

– Co ma znaczyć: zostały porwane?!

W tej chwili wszyscy wiedzą, że nie ma sensu tłumaczyć się z Bękartów, o których ministerstwo i tak nie wie nic, a co za tym idzie nie będą w stanie uwierzyć w ich istnienie, nawet gdyby pokazać im sam Grymuar.

Dlatego też ministrowi odpowiada cisza. Nawet Doria przybiera pozę potulnego baranka, spuszczając głowę.

– Przygotujcie watahę do eksmisji i rozwiązania. Za kila dni wszystko zostanie udokumentowane.

Wtedy też obaj panowie skłaniają się lekko członkom sfory i wychodzą dumnie wyprostowani. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro