12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Alfa Matthew^

Siedziałem w gabinecie z Hopperem i czekaliśmy na Jacoba. Gdy Alfred się pojawi, ma go zaprowadzić do piwnicy i poinformować nas o jego przybyciu. Dam mu godzinę na swoją nową zabawkę i sam się pójdę zająć Alfredem. 

- Mam nadzieję, że pojawi się dzisiaj tak jak planuje. - powiedział Hopper. Spojrzałem na niego.

- Pojawi się. Daję ci słowo, że jeszcze dzisiaj wyruszymy w drogę powrotną. Jacob zostanie alfą tutejszej watahy. Ufam jemu tak samo jak tobie. - odpowiedziałem. Usłyszałem hałas. Podszedłem do okna wraz z Hopperem. Na placu wylądował helikopter, z którego wyszedł człowiek. Jacob podszedł do niego z szerokim uśmiechem, po czym skierowali się do domu głównego. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy po kilkunastu minutach pojawił się na placu. Jacob musiał się zorientować, że jest obserwowany. Rozejrzał się i po chwili spojrzał na okno. Ujrzawszy nas, uśmiechnął się szeroko i wskazał dwa kciuki w górę. Zaśmiałem się cicho, po czym oddaliłem się od okna. Postanowiłem przejrzeć wszystkie dokumenty, jednak nijak nie mogłem ich znaleźć.

- Czuję, że Jacob będzie miał dużo roboty - powiedziałem po kilku minutach. Czując na sobie wzrok Hoppera, dopowiedziałem. - Nie ma żadnych dokumentów dotyczących watahy czy finansów. Nic kurwa. 

- Może te dokumenty ukryła luna. Ale zaraz się tego dowiemy. Nasz cel przybył szybciej niż myślałem. Jacob zaczął grać swoją rolę. Za godzinę się z nim spotkamy. - powiedział Hopper, oddalając się od okna, żeby nie zostać zauważonym. Wyprostowałem się. 

- Także czekamy, aż ta godzina minie.

^Jacob^

Mam nadzieję, że Matthew się nie pogniewa. Godzina mi nie wystarczy. Stałem na dworze i czekałem na swojego przyszłego przyjaciela. Zapłaci za wszystko, co zrobił naszej lunie. Wybranka alfy jest dla nas najważniejsza, nawet zwykły, głupi list z pogróżkami sprawia, że chcemy znaleźć nadawcę i go poćwiartować. Rozejrzałem się po placu. Plac jak plac z gorszym wydaniem. Nowy alfa będzie musiał załatwić dużo spraw. Na jego miejscu sprawiłbym plac zabaw dzieciakom. Później naprawę domów... Zacząłem chodzić w kółko. Co by użyć jako pierwszego na moim celu? Nóż? Nuda jak cholera. Może młotek się przyda... Przeszukam później miejsca, gdzie torturowano ludzi. Może tam coś znajdę ciekawego. Spojrzałem w niebo. Dzień słoneczny, gdzieniegdzie pojawi się pojedyncza chmurka. Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.  Już wiem. Wyciągnąłem komórkę i wybrałem potrzebny mi numer. Po trzech sygnałach usłyszałem głos mężczyzny.

- Czego? Misja się udała?

- Jesteś mi potrzebny. - powiedziałem krótko.

- Kiedy?

- Najszybciej. 

- Wynajmę pilota i będę tam do dwóch godzin. - odpowiedział, po czym się rozłączył. Taak. Godzina mi na pewno nie wystarczy. Wziąłem głęboki wdech. Ale będzie zabawa. Kiedy tak stałem, podeszła do mnie kobieta. Spojrzałem na nią. Długie brąz włosy z blond pasemkami, wysoka i nie za chuda.

- Coś się stało? - zapytałem. Kobieta zlustrowała mnie wzrokiem i uśmiechnęła się delikatnie. Nie patrzyła mi w oczy. 

- Chciałam się zapytać... Przynieść panu coś do picia bądź jedzenia? - uniosłem brwi do góry.

- Jedno zimne piwo wystarczy. - odpowiedziałem. Kobieta pokiwała głową, odwróciła się i odeszła. Krągłe pośladki. Uśmiechnąłem się na swoje własne myśli. Jest za coś złapać. Ciekawe tylko, czy robione? Po kilku minutach kobieta wróciła, trzymając w ręce butelkę piwa i talerz z kanapkami. 

- Proszę. Kanapki też zrobiłam. Wy mężczyźni jesteście ciągle głodni. - stwierdziła, podając mi talerz. Zaśmiałem się krótko, po czym sięgnąłem po jedną kanapkę. Drugą ręką sięgnąłem po butelkę. Zrobiłem duży łyk, zajadając się później kanapką.

- Co z nami później będzie? - spojrzałem na kobietę. Nadal nie patrzyła mi w oczy, co zaczęło mnie delikatnie frustrować. 

- Alfa Matthew wyznaczy wam nowego alfę. Tak jak słyszałaś. Miło by było, gdybyś spojrzała mi w oczy. Nie lubię rozmawiać z ludźmi, gdy ci mają głowy spuszczone w dół. - powiedziałem, biorąc kolejny kęs. Kobieta po chwili uniosła głowę i spojrzała na mnie. Zlustrowała moją twarz, po czym spojrzała prosto w oczy. Heterochromia. Jedna jej tęczówka była koloru piwa a druga ciemno niebieska. Piękne. Odchrząknąłem. Już jest moja.

- Jak ci na imię? - zapytałem, nie mogąc oderwać od niej wzroku.

- Theresa... Theresa Mood. - odpowiedziała, odwracając głowę w bok. Warknąłem cicho na jej czyn. Kobieta spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Nie bój się mnie. Możesz bać się wszystkich, ale nie mnie. 

- Jacob. Dziękuję za kanapki. - powiedziałem. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie, widząc pusty talerz. W ciągu kilku minut zjadłem wszystko. Co do jednego, to kobietka miała rację. My mężczyźni jesteśmy wiecznie głodni. Theresa chciała się chyba jeszcze o coś zapytać, jednak została zawołana przez jakiegoś faceta. Spojrzała na niego, po czym odwróciła się do mnie.

- Przepraszam. Muszę już iść. - powiedziała, po czym oddaliła się w jego stronę. Obserwowałem ich. Mężczyzna zaczął szybko mówić i gestykulować rękami, a kobieta skulona pokiwała szybko głową. Nie spodobało mi się to. Później się tym zajmę. Zrobiłem ostatni łyk piwa, po czym położyłem butelkę na trawie. W tym samym momencie spojrzałem w niebo, słysząc dźwięk helikoptera. Sprzęt po kilku minutach wylądował, a ja z uśmiechem podszedłem bliżej.

- Miło cię widzieć. - powiedziałem.

- Gdzie on kurwa jest? 

- Za niedługo powinien się pojawić. Zaprowadzę cię do piwnicy, tam na nas poczekasz. - powiedziałem. Skierowaliśmy się do domu głównego a później do wcześniej wspomnianego miejsca. Nic specjalnego. Pokonaliśmy szybko schody, po czym weszliśmy do ciemnego pomieszczenia.

- Co tak cuchnie? - zapytał mężczyzna.

- Alfred przybiegnie na pomoc swojej schorowanej lunie - odpowiedziałem, pokazując cudzysłów palcami w powietrzu - ale sam wyląduje tak samo jak ona. Oczywiście po torturach. 

- Po co ci jestem potrzebny? - spojrzałem na niego.

- Dowiesz się wszystkiego, gdy będę go, że tak to nazwę, przesłuchiwał. Idę na niego czekać, a ty przygotuj się do niezłej zabawy. - powiedziałem. Mężczyzna pokiwał głową, a sam wyszedłem z pomieszczenia. Ciekawe ile będę jeszcze czekać na tego osła. Gdy pojawiłem się z powrotem na placu, helikopter nadal stał. Czułem jednak, że ktoś mnie obserwuje, dlatego rozejrzałem się. W oknie stał Hopper z Matthew. Uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem dwa kciuki w górę. Podszedłem do pilota.

- Będziesz nam jeszcze potrzebny. Idź do domu głównego, ale najpierw ukryj gdzieś helikopter. Gdy tu skończymy, odlecimy z tobą. - powiedziałem. Mężczyzna pokiwał głową, po czym wsiadł do środka. Oddaliłem się i zacząłem czekać, jednak w mojej głowie pojawiła się kobieta. Jeszcze będziesz moja Thereso.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro