13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Jacob^

Moje czekanie na Alfreda się przeciągnęło. Zaczęło się ściemniać a tego nie ma. Zaczynam się już wkurzać. No ale skoro dostałem pozwolenie na zajęcie się nim, to tego nie zmarnuję. Rozejrzałem się. Na dworze stałem zostałem tylko ja. Reszta wolała się pochować po domkach. Pilot ukrył gdzieś helikopter kilka godzin temu, a sam poszedł się przekimać. Warknąłem cicho, widząc gwiazdy pojawiające się na niebie. Za niedługo skończy się dzień, a dzisiaj mieliśmy się stąd zwijać. Spojrzałem na dom, stojący niedaleko. Światła pogaszone, jedyne co się świeciło, to lampka przed drzwiami. Wyprostowałem się mocno i słysząc swoje strzelające kości, zacząłem wpatrywać się w las. Zmarszczyłem brwi, gdy usłyszałem szelest. Po chwili z lasu wyszedł szybkim krokiem mężczyzna. Uśmiechnąłem się delikatnie. W końcu. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę i gdy mnie zauważył, pokiwałem głową.

- Luna czeka na alfę. - powiedziałem. Mężczyzna zmarszczył brwi, jednak po chwili pokiwał szybko głową.

- Prowadź. Pierwszy raz cię tu widzę. - ruszył szybkim krokiem w stronę jednego z domów.

- Beta Joe mnie zaciągnął. Luna leży w domu głównym. - odpowiedziałem. Alfred nic nie mówiąc, zawrócił i skierował się w stronę domu. Chciało mi się śmiać, jednak powstrzymując się od tego, ruszyłem za nim. Wyprzedziłem go i otworzyłem drzwi. W środku panowała głucha cisza i ciemność. Nie potrzebowaliśmy światła, wiedziałem, gdzie go kierować. 

- Zrobiliśmy pomieszczenie w piwnicy na polecenie lekarza. - powiedziałem. Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na mnie.

- W piwnicy? Dlaczego kurwa w piwnicy? 

- Polecenie doktorka. - odpowiedziałem. Alfred warknął cicho i zrobił krok w moją stronę. Oho, jednak nie jest taki głupi jak myślałem?

- Jeśli spadł jej chociażby włos z głowy, to was powybijam. 

- Nie ma sprawy. - odpowiedziałem krótko i skierowałem się w stronę piwnicy. Nie czekałem na niego. Wiedziałem, że pójdzie za mną i tak się też stało. Na schodach zagwizdałem krótko, dając znak mojemu ukrytemu towarzyszowi. Hopperowi przekazałem wiadomość o przybyciu Alfreda. Godzina moja. Przystanąłem przed drzwiami i otworzyłem je. Przepuściłem Alfreda przed sobą i gdy wszedł do środka, zamknąłem drzwi na klucz. Zapaliłem światło i zaśmiałem się krótko.

- Gdzie ona jest? - zapytał, odwracając się do mnie. 

- Poznaj najpierw mojego drogiego przyjaciela - powiedziałem, wskazując dłonią na mężczyznę stojącym w kącie. Zrobił kilka kroków do przodu, wychodząc z kryjówki i uśmiechając się drapieżnie.

- Miło w końcu poznać słynnego Alfredzia. - odezwał się, po czym podszedł do stołu. Leżała na nim jego luna przykryta prześcieradłem. Wycofałem się do drzwi, które od kluczyłem.

- Jest twój. Dobrej zabawy Alfo. Aron. - powiedziałem, wychodząc z pomieszczenia i zamykając go na klucz z drugiej strony. Usłyszałem śmiech mężczyzny i krzyk alfy. Niech się facet zabawi.

^Alfa Matthew^

Popijaliśmy z Hopperem whisky, gdy dostałem wiadomość od Jacoba. Alfred jest już w piwnicy. Przekazałem to becie, który uśmiechnął się. 

- W końcu. Godzina Jacoba, a później idziemy się z nim rozprawić i wracamy do siebie. - stwierdził Hopper. Pokiwałem głową. W tym samym momencie ktoś zaczął się do mnie dobijać. Spojrzałem na wyświetlacz, po czym odebrałem dając na głośnomówiący.

- Matthew Wood. O co chodzi?

- Z tej strony Bruno. Rozmawialiśmy z wygnańcami. Alfred dotarł już do nich. Obiecał im ludzi i połowę ziem w zamian za atak na głównych alf. Mięliby zacząć od ciebie, jednak mają łeb na karku i nie zgodzili się.

- Musimy w takim razie dodać im jakąś ziemię. Mimo tego, że są wygnańcami, pokazali więcej honoru niż Alfred. Zajęliście się już tym, jak mniemam? - zapytałem. Widać, że nie jesteśmy tacy źli. Wybrali życie wygnańców z własnej woli. 

- Tak. Wybrali swojego głównego alfę wygnanych. Złączyli się też w jedną watahę, ale nie będą nam zagrażać, dopóki my nie zagrozimy im. Jak się miewają sprawy z Alfredem? Złapałeś go?

- Sam do nas przyszedł. Mój człowiek się nim teraz zajmuje. Za godzinę rozprawię się z nim osobiście. - odpowiedziałem. W tym samym momencie do gabinetu wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Jacob. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.

- Wracaj do siebie jak najszybciej. Musimy w końcu zapoznać twoją mate z naszymi. Musisz też ją oficjalnie przedstawić. - odparł Bruno, który po chwili się rozłączył. Muszę oznaczyć moją mate.  

- Co ty tutaj robisz Jacob? - zapytałem. Mężczyzna podszedł bliżej.

- Nie będę towarzyszył Aronowi. Nie oglądam, kiedy facet pieprzy faceta, ale jeśli ty masz na to ochotę, to tu masz klucz. - odpowiedział, kładąc na biurku wcześniej wspomniany przedmiot. Hopper zrobił zniesmaczoną minę. 

- Myślę, że za półgodziny możemy pójść na dół. Aron powinien skończyć. A teraz może poczęstujecie mnie odrobiną whisky? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro