21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Courtney^

Nienawidzę portali. Samo wejście do niego nie jest złe. Jednak uczucie przenoszenia jest strasznie. Czy oczy są otwarte czy zamknięte - nie ma to żadnego znaczenia. Głośny pisk w uszach. Dosłowne, powtarzam dosłowne, zobaczenie karuzeli w głowie. Odruchy wymiotne... 

- Zaprośmy Annabell do siebie. - powiedziałam słabo, gdy znaleźliśmy się na terenie watahy. Rozejrzałam się po terenie. Zbliżał się wieczór. To wyjaśniałoby pustkę na dworze, jednak po usłyszeniu śmiechu Matthew, wszyscy zaczęli wychodzić z domów. Złapałam alfę za dłoń, który spojrzał na mnie. Jak na razie nic nie powiedział. Wzięłam głęboki wdech, patrząc na ludzi, którzy zaczęli do nas podchodzić z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Byłoby dobrze, gdyby coś zostało wypowiedziane, jednak nie wiedziałam czy ja mam zacząć, czy zostawić to alfie. 

- Alfa wrócił wraz z luną! - krzyknęła kobieta, która po swoich słowach uklękła na jedno kolano. Zmarszczyłam brwi, gdy reszta zrobiła to samo. W moich oczach pojawiły się łzy na ten gest. Przytuliłam się do boku alfy, który pocałował mnie w czoło.

- Idziemy do domu? - zapytał, na co pokiwałam głową. Z powodu wzruszenia miałam ściśnięte gardło. Dopiero teraz do mnie dotarło, że Inżynier nie żyje. Że zostałam zaakceptowana przez watahę Matthew jako ich lunę. I że czuję się tutaj jak w domu. Bezpieczna, potrzebna ludziom i kochana. W ciszy ruszyliśmy do domu, mijając klęczących wciąż ludzi. Gdy zauważyłam ciężarną klęczącą kobietę, zatrzymałam się. Puściłam dłoń Matthew i podeszłą do kobiety. Przykucnęłam przy niej i czekałam, aż spojrzy mi w oczy. 

- Luno?

- Nie powinnaś klęczeć. - powiedziałam, łapiąc ją za ramiona. Wstałam powoli, trzymając ją, dzięki czemu kobieta wstała. Uśmiechnęłam się, widząc wdzięczność w jej oczach.

- Dziękuję, luno.

- Nie chcę więcej widzieć, aby dzieci bądź ciężarne klęczały. - powiedziałam głośno, kierując się do wszystkich ludzi a szczególnie do alfy. Brunet uśmiechnął się i pokiwał głową, zgadzając się z tym. Podeszłam do mojego mężczyzny, złapałam ponownie za dłoń i ruszyliśmy w stronę domu. Uśmiechałam się delikatnie do każdego mijającego nas wilka. Uśmiechałam się nawet do osób, które pokazywały swoją niechęć w moją stronę. Kiedy znaleźliśmy się w środku, Matthew niespodziewanie wziął mnie na ręce. Z moich ust wydobył się pisk. 

- Nie bój się skarbie. Trzymam cię. - powiedział alfa, podrzucając mnie w górę i łapiąc, na potwierdzenie swoich słów.

- Matthew przestań! - krzyknęłam ze śmiechem. Brunet zaśmiał się cicho, złapał mnie mocniej i skierował się w górę. Błagam, tylko nie do gabinetu. Niestety, Matthew skierował się do swojego gabinetu.

- Chcesz jeszcze pracować? - zapytałam, gdy usiadł na krześle, trzymając mnie na kolanach.

- Muszę tylko coś sprawdzić. 

- Proszę. Nie pracuj dzisiaj. Odpuść sobie ten jeden raz. - poprosiłam, opierając głowę o jego ramię.

- Masz ochotę na coś innego? - spojrzałam na niego. Mężczyzna uśmiechał się zadziornie, ruszając brwiami. Zaśmiałam się cicho.

- Tak. Na obejrzenie jakiegoś filmu. - powiedziałam szybko. I na nic więcej. Brunet westchnął cicho.

- Obiecuję, że sprawdzę tylko tą jedną rzecz i od razu idziemy do sypialni. - pocałował mnie w policzek i nic więcej nie mówiąc, otworzył szufladę, z której wyjął plik dokumentów. Otworzyłam szeroko oczy na ten widok.

- To jest to coś do sprawdzenia? - zapytałam, wskazując na dokumenty. Matthew uśmiechnął się przepraszająco. Jeśli teraz to zacznie sprawdzać, to będziemy tutaj siedzieć do później nocy. A tego chcę uniknąć. Wstałam więc z jego kolan i nie bacząc na jego pytający wzrok, skierowałam swoje kroki do drzwi.

- Co ty wyprawiasz Courtney? - odwróciłam się w jego stronę dopiero wtedy, gdy trzymałam dłoń na klamce.

- Zadzwonię do Annabell, aby przysłała mi szybko swoją książkę. - powiedziałam. Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Jaką książkę? - przygryzłam wargę. Próbowałam przypomnieć sobie jakikolwiek tytuł, który widziałam na półce kobiety. Brunet wstał z krzesła i przechylił głowę delikatnie w bok, czekając na moją odpowiedź. Westchnęłam i palnęłam pierwsze lepsze.

- Kamasutrę. 

- Po moim trupie to przeczytasz! - krzyknął mężczyzna, idąc szybkim krokiem w moją stronę. Otworzyłam drzwi i biegiem skierowałam się w stronę sypialni. Wiedziałam, że mężczyzna biegnie za mną i że za chwilę mnie dogoni. Otworzyłam drzwi sypialni, do których zostałam przygwożdżona przez ciało Matthew. Zaśmiałam się cicho. Teraz jestem naprawdę ciekawa, o czym jest ta książka, ale najważniejsze jest to, że alfa nie siedzi w gabinecie. I nie sprawdza dokumentów.  

- Jesteś za grzeczna na tą książkę, kochanie. - stwierdził brunet, popychając mnie do sypialni. Zamknął za nami drzwi, po czym złapał moją twarz w swoje dłonie i wycisnął pocałunek na ustach. Uśmiechnęłam się. 

- Czyli jednak film. - stwierdziłam szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro