22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Courtney^

Położyliśmy się na łóżku, to znaczy... Matthew oparł się o ścianę, a ja pół leżąc, opierałam się na jego klatce piersiowej. Na kolanach trzymałam laptop, dzięki któremu oglądaliśmy film, ala bajkę. 

- Kochanie, musimy to oglądać? - spojrzałam na mężczyznę, odwracając głowę.

- Przecież sam to wybrałeś. - stwierdziłam.

- No tak. - odszepnął, wzdychając. Zwróciłam głowę w stronę laptopa.

- Matthew? 

- Tak kochanie?

- A gdzie jest Hopper? - zapytałam, przypominając sobie, że nie widziałam go odkąd wróciliśmy. 

- Nie przeszedł z nami przez portal... Pewnie został u Annabell, ale znając życie za niedługo pojawi się w swoim domu. O ile się tak już nie stało. - odpowiedział. Pokiwałam głową powoli, skupiając się na filmie.

^Hopper^

Na polecenie Matthew, zająłem się gościem. Jednak postanowiłem dowiedzieć się od niego kilka rzeczy, dlatego jest przywiązany łańcuchem do drzewa. Facet opierał głowę o korzeń drzewa, kiedy ja czekałem cierpliwie na jego odpowiedź.

- Myślisz, że się nie zorientowałem? Że cię nie pamiętam szczylu? Kim jest mężczyzna, który podawał się za betę w stadzie zdechlaka? - zapytałem po raz kolejny. Łysemu nie spodobały się moje ostatnie słowa, bo zawarczał cicho. 

- Możesz pytać ile chcesz. I tak ci nie odpowiem. - odpowiedział cicho. Zamachnąłem się kijem, którym dostał w brzuch. 

- Mogę tak całą noc. Mało tego. Myślę, że Annabell użyczy mi kilka noży. A co z twoją mate? Nie chcesz do niej wrócić? - zapytałem, chcąc trafić w czuł punkt. Jednak jego reakcja mnie zaskoczyła i dała do myślenia. 

- A co mnie obchodzi ta mała, ludzka kurwa? - zmarszczyłem brwi na jego słowa. Żaden wilkołak nie nazwie tak swoją ukochaną. Nawet, jeśli chce ją chronić. 

- Nie jest twoją mate. Dlaczego w takim razie udawałeś, że dziewczyna jest twoją przeznaczoną? Kim tak naprawdę jest Joe? - zapytałem. Facet zaśmiał się głośno.

- Jedno głupie zaklęcie i nikt już nie poznaje mojego popieprzonego brata bliźniaka? - zaśmiał się głośno. Nie zamierzam rozwiązywać tej zagadki sam. Muszę pogadać z Matthew. Pokiwałem głową powoli i uśmiechnąłem się drapieżnie. Nie mogłem zapomnieć o swoim przyjacielu, jednak najpierw chcę zająć się sam betą Alfreda. Cofnąłem się kilka kroków i podniosłem nóż, którym zauważyłem, gdy go tutaj przyprowadziłem. Podniosłem go, po czym wróciłem do swojej ofiary. 

- Kilka nacięć tu, czy tam... Myślę, że coś ci się już nie przyda. - stwierdziłem powoli, podchodząc do łysego. 

- Pierdol się. 

- Ja będę. A ty już nie. - powiedziałem, po czym zrobiłem pierwsze nacięcie, odcinając mu serdeczny palec lewej ręki. Facet zaczął się drzeć. Dlatego postanowiłem, aby było równo. Złapałem jego prawą dłoń i zacząłem powoli odcinać palec.

- Cholera. Coś się nóż stępił. - zaśmiałem się cicho. Kiedy miałem jego palec w ręce, odrzuciłem go szybkim ruchem na ziemię. 

- Chyba nie zacząłeś beze mnie? 

- Przerywasz mi zabawę Aron. Daj mi jeszcze kilka minut. - powiedziałem, odwracając się w jego stronę.  

- Bawisz się nim już od dwóch godzin! Matthew z luną wrócili do watahy. - odpowiedział. Zmarszczyłem brwi. Tak długo? Facet nie wygląda nawet źle! 

- Dobra. Pięć minut i ci go oddaję. Ale na końcu go zabij. - powiedziałem głośno, kończąc robić czaszkę na jego odsłoniętej klatce piersiowej. Facet zemdlał, gdy zaczynałem. Ciota jak nic. Kiedy skończyłem, odsunąłem się i spojrzałem na swoje dzieło. Zakrwawione, ale jest git. Połamany nos, wyrwane zęby, odcięte palce i czacha na klatce. Bywało lepiej. 

- Jest twój. Czekam przy wejściu do domu Annabell. - powiedziałem, wycofując się. Przyspieszyłem kroku, gdy Aron odwiązał betę od drzewa i położył go na trawie, zdejmując mu spodnie. Nie chcę tego kurwa oglądać. 

Zapukałem dwa razy w drzwi. Co jak co, ale nie jestem u siebie. A na dodatek mieszka tu wiedźma, która zamieniła swojego męża w dzikie zwierzę. Po kilku sekundach, zobaczyłem przed sobą młodą kobietę.

- O, czekałam na ciebie! Nie wiedziałam, czy będziesz chciał herbatę, dlatego przygotowałam ci whisky z lodem. 

- Annabell! Znowu alkohol?! - usłyszałem krzyk. Zmarszczyłem brwi i zlustrowałem kobietę. Na staruszkę mi nie wygląda. Blondynka widząc moje zdziwienie, machnęła tylko ręką.

- Długo by opowiadać. Gdy Aron się pojawi, odprawię was do watahy. A teraz zapraszam. - robiąc krok w tył, zrobiła mi miejsce na przejście. Podziękowałem skinieniem głowy, po czym wszedłem do środka.

- Salon. - nic nie mówiąc, skierowałem się do pomieszczenia, z którego leciała cicha muzyka. Nie pomyliłem się. Na stole stała szklaneczka z brązową cieczą i lodem. 

- Mam nadzieję, że Aron szybko skończy. - mruknąłem do siebie, biorąc szklankę i robiąc spory łyk. Westchnąłem głęboko. 

- Odpowiadając na twoje nieme pytanie. Rzucając zaklęcie odwracające, wróciłam do swojej formy sprzed lat. Ciało staruszki było dla mnie karą... - spojrzałem na kobietę. Świat wiedźm zawsze będzie ciekawy. Jak nie urok, tak coś innego... Pokiwałem jednak głową, aby nie wyjść na niegrzecznego. 

- Aron powinien skończyć za kilka minut. - powiedziałem. Annabell pokiwała głową. Opróżniłem naczynie, które postawiłem na stole i podszedłem do okna. W pokoju nastała cisza. Muszę wrócić do swojej mate. Minęło może z piętnaście minut, gdy zauważyłem Arona na dworze. Wyszedłem szybkim krokiem z domu.

- Zakopany. - powiedział krótko mężczyzna, na co pokiwałem głową. Teraz musimy czekać na Annabell. Kobieta pojawiła się kilka sekund później.

- Gotowi? Dobra. - nie czekając na odpowiedź, zaczęła coś mamrotać pod nosem. Kiedy pojawił się portal, spojrzałem na Annabell.

- Dziękuję. Aron, wrzucaj się. - powiedziałem żartobliwie. Mężczyzna przewrócił oczami, jednak wszedł do portalu. Chwilę później zrobiłem to samo, żegnając się z kobietą. 

Wyrzuciło nas obok lasu. Spojrzałem na mężczyznę, który zaczął obserwować las.

- Pójdę się przebiec. - powiedział. Pokiwałem jedynie głową, a sam skierowałem się w stronę domu. Monica czeka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro