30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  - Mleko i cukier do kawy?

- Ja poproszę i to i to. - powiedziała cichym głosem moja mate. Czułem jej zdenerwowanie.

- Luno, nie masz powodu do stresu, a co gorsza, do wstydu. Nie znam żadnej osoby, która zdobyłaby się na takie poświęcenie, jak ty w tamtej watasze. - wyszeptała Linda. Słuchałem jej ze zmarszczonymi brwiami i byłem pewien, że nie wiem najważniejszego. A co powinienem wiedzieć.

- A dla Alfy? Mleko, cukier? - spojrzałem na kobietę.

- Nie dziękuję. Czarna w zupełności mi wystarczy. - odpowiedziałem zniecierpliwiony. Chcę wiedzieć o wszystkim, co dotyczy się mojej mate a tutaj dowiaduję się, że jest coś, czego nie wiem. Linda westchnęła cicho, zauważając mój wyraz twarzy.

- Rozumiem, że Alfa nie wie wszystkiego.

- Nie chciałam, aby Matthew poznał wszystkie szczegóły, a szczególnie te najgorsze. - wtrąciła szybko Courtney.

- Jest coś gorszego od przypalania skóry, wywieszania człowieka na noc i traktowania go jak słabą rzecz? - zapytałem głośno zdenerwowany. Courtney skuliła się na krześle, słysząc mój ton. 

- Przepraszam kochanie. Chcę po prostu wiedzieć o tobie wszystko, a taka niewiedza mnie dobija. - moja mate westchnęła głośno.

- Wiem Matthew. Ja po prostu nie chcę do tego wracać. Wspominać coś, co nie powinno mieć miejsca, a się wydarzyło. Wracać do tego bólu, czuć tego bólu... Ale wiem, że nigdy go nie zapomnę. Będzie ze mną trwać jak blizna. Niewidoczna, acz rozrywająca serce, gdy tylko się na nią spojrzy. 

- Chcę przetrwać to z tobą. Razem. Uporać się z tym bólem, wspomnieniami. Uczynić je kartką, którą można rozerwać na strzępy, bądź spoglądać na nią raz za razem i nie czuć nic na jej widok. - powiedziałem, łącząc nasze dłonie i składając czuły pocałunek na jej zewnętrznej stronie. 

- Matt ma rację Courtney. Mama i tata pomogli mi. Zrobili tak, że nie płaczę w nocy. Matt też ci pomoże, bo cię kocha. - spojrzeliśmy w bok, słysząc głos Emily. Po chwili pojawił się Charlie, który z krzykiem złapał dziewczynkę pod pachami i podniósł szybko, podrzucając ją. Dziewczyna zareagowała takim piskiem, że poczułem ból w uszach. 

- Chodź tu ropucho. Dorośli muszą sami porozmawiać. Dzisiaj się nie wtrącamy. 

- Ja jestem księżniczką! - krzyknęła zbulwersowana Emily. Zauważyłem delikatny uśmiech na twarzy Courtney, gdy mężczyzna skinął nam głową i wyszedł z pomieszczenia, rozmawiając z dziesięciolatką.

- Mama i tata? - zapytała moja mate, patrząc na Lindę.

- Tak. Pozwoliliśmy jej tak do nas mówić. Chcemy dać jej normalny dom i stworzyć wspomnienia, które zatuszują te stare, a wciąż świeże. - odpowiedziała kobieta. 

- Cieszę się, że Emily trafiła w wasze ręce. Do waszego domu. - powiedziała Courtney.

- Wiemy, że jej dzieciństwo nie było takie, jakie powinno być. Bezpieczne, bez strachu i niepewności. Bez swobody i poprawnego postrzegania świata. Chcemy jej to dać, nawet mały na błysk pięknego pokwitania. - obserwowałem moją mate i zauważyłem łzy w jej oczach. Nienawidziłem takiego stanu, nienawidziłem widzieć jej smutnej, więc szybkim ruchem przeniosłem ją na swoje kolana.

- Robiłaś wszystko, aby omijały ją najgorsze kary. Każde jej przewinienie, o którym nawet nie miała pojęcia, brałaś na swoje barki. Jej i każdej innej osoby. Nie chciałaś, żeby cierpiała jeszcze bardziej, Luno. Ważniejsze dla ciebie jest dobro innych, niż własne.

- Każdy by tak postąpił na moim miejscu. - mruknęła moja brunetka. 

- Tylko i wyłącznie prawdziwa Luna i człowiek o złotym sercu. Jesteś dla nas idealną Luną, patrząc ile przeżyłaś i jak sobie z tym radzisz.

- Nie radzę sobie z tym wszystkim tak, jak wszyscy myślą. - odpowiedziała moja mate. Widziałem, że Linda chciała coś jeszcze powiedzieć na ten temat, jednak uciszyłem ją spojrzeniem. 

~~ Dość niewygodnych tematów. ~~ przekazałem jej w myślach. Kobieta westchnęła, jednak zmieniła temat.

- Alfo, co myślisz o naszej adopcji? 

- Rozumiem, że zdajecie sobie sprawę z tego, przez pierwsze miesiące będzie odwiedzać was osoba, która będzie sprawdzać stan Emily? Dziewczynka jest człowiekiem i musi być pilnowana bardziej, niż szczenię? - zapytałem. Czułem zaskoczony wzrok na sobie, więc spojrzałem na moją kobietę i wyjaśniłem krótko:

 - Chodzi tutaj o dzieci kochanie, a one są w stadzie najważniejsze, zaraz po Alfie i jego wybrance. Bez nich, nie przetrwamy. Wyginiemy. 

- Rozumiem. Pójdę do Emily. - powiedziała moja mate, chcąc zejść z moich kolan, jednak wzmocniłem uścisk. Bez buzi ani rusz. Muszę sprawić, aby nie wstydziła się takich rzeczy przy stadzie. Z rumieńcami na twarzy, Courtney pocałowała mnie szybko w usta i wybiegła z kuchni. Odprowadzałem ją wzrokiem z uśmiechem na ustach.

- Czy teraz się dowiem, co mówiła Emily? Co powiedziała wam a nie mi? - zapytałem, przenosząc wzrok na kobietę, która westchnęła głośno. Do pomieszczenia wszedł Charlie, stając za swoją mate i masując ją delikatnie po ramionach, odpowiedział:

- Podobno, od drugiej, czy trzeciej pełni, Luna wymykała się do lasu. Nie powiedziała nigdy nikomu dlaczego, ale zabrała kiedyś ze sobą Emily i parę dziewczyn. Oprócz jednej. 

- Emily twierdzi, że nie ufała tamtej dziewczynie zbytnio. W lesie znajdował się domek, o którym podobno żaden wilkołak nie miał pojęcia. Mówiła też, że wilki Alfreda chodziły niedaleko domu, gdy one były w środku, jednak nigdy ich tam nie znaleziono. Tam czuły się najbezpieczniej. - dopowiedziała Linda. Zmarszczyłem brwi. Dom mógł należeć do szamanki, skoro wilki nie wyczuwały ludzi w środku. 

- Zawsze wychodziła dwie godziny przed północą. Postanowiła też pokazać ten dom tej dziewczynie... Lily. Miała na imię Lily. Jednak coś poszło między nimi zaszło, bo wróciły szybko. 

- Dlaczego moja mate uciekała z dziewczynami do lasu? Podczas pełni wilkołaki są bardziej drażliwe na zapach kobiety. Myślą tylko o zaspokojeniu. Swojej rządzy. - powiedziałem zdenerwowany.

- O to musisz Alfo zapytać Luny sam. 

~~ Alfo, dziewczyna zaczęła mówić. 

~~ Zaraz tam będę. Czekajcie na mnie i przekaż Monice, że na ten czas dotrzyma towarzystwa Lunie. ~~ odpowiedziałem Hopperowi. Możemy przekazywać wiadomości w myślach, dzięki naszym wilkom. To one przekazują danemu wilkowi to, co chcemy i kiedy chcemy. Chwilę później do pomieszczenia weszła moja mate z Emily. Wstałem z krzesła na jej widok. 

- Musimy już iść kochanie. - powiedziałem, podchodząc do kobiety i przytulając ją.

- Już? Dopiero co przyszliśmy. 

- Wiem, skarbie. Jednak mam pilną sprawę do załatwienia. Żebyś nie była sama na ten czas, Monica, mate Hoppera, dotrzyma ci towarzystwa.

- Dobrze. Miło było was odwiedzić. Emily, bądź grzeczna.

- Ale ja cały czas jestem grzeczna Court. Jak przyjdziesz drugi raz, to zrobimy namiot z poduszek! - krzyknęła podekscytowana dziewczynka. Żegnając się z małżeństwem, wyszliśmy z ich domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro