34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Alfa Matthew^

Po długim przygotowaniu posiłku, usiedliśmy w salonie na kanapie, zajadając się spaghetti. Włączyłem telewizor, w którym trafiłem na jakiś film dokumentalny, który zaciekawił Courtney na tyle, że zakazała mi go przełączyć. Dlatego od dobrych dwudziestu minut jestem zmuszony oglądać katastrofy lotnicze.

- O matko. Przecież on ich zabije! Nie powinni jakoś szczególnie... z lepszą dokładnością sprawdzać stan psychiczny pilotów? - odezwała się przejęta kobieta.

- Wiesz skarbie. Jeśli ktoś nie chce, aby z jego życia prywatnego coś wyszło na jaw, to zrobi wszystko, żeby tajemnica pozostała tajemnicą. 

- Ale samo to, że w kabinie  było tylko dwóch pilotów... 

- Może dlatego, teraz znajdują się tam trzy osoby. Dodatkowo, zabezpieczenia zostały zmienione. Na przykład w taki sposób, żeby pilot nie mógł zamknąć drzwi od środka. Wtedy eksperci są pewni, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy. - powiedziałem spokojnie, odkładając pusty talerz na stół i obejmując kobietę w talii.

- Może i masz rację.

- Wiem, że ją mam. Wszystkie katastrofy, które się wydarzyły w przeszłości, naznaczyły przyszłość. Zostały podjęte odpowiednie kroki, piloci są lepiej szkoleni... Maszyny są udoskonalane. - powiedziałem. Courtney westchnęła cicho. 

- Dzisiaj robimy noc zapasów. - odezwałem się po paru minutach. 

- Na czym to polega? 

- Raz na jakiś czas, sprawdzamy stan fizyczny wilków. Hopper dobiera początkowe pary, które ze sobą walczą w postaci ludzi. Jacob zawsze notował, a na koniec szkolił wilki tak, żeby przy kolejnych potyczkach wychodziło lepiej. 

- Czyli każdy walczy z każdym. A gdy zostaje najlepszy? Co wtedy? 

- Wtedy walczy z Hopperem i gdy wygra, zmierza się ze mną. Najpierw pod postacią człowieka, a później wilka. Gdy wygra, do kolejnego.. turnieju, jest trenerem naszych żołnierzy. 

-  A gdy się wtedy, jako trener, nie sprawdza? Albo odmówi?

- Mamy jednego, zaufanego i bardzo dobrego trenera. Ma on wtedy oko na wygranego i gdy coś jest nie tak, przekazuje to mi. Do tego codziennie zdaje mi raporty. 

- W końcu chodzi o życie ludzi... Żołnierzy, gdy do wojny dochodzi. Muszą być w najlepszej formie. 

- To jaka jest twoja decyzja? - zapytałem. Kobieta westchnęła cicho. 

- Chcę zobaczyć, jak to u was wygląda. - powiedziała, po chwili. Uśmiechnąłem się pod nosem, całując jej czoło. Zauważyłem, że to uwielbia. Dla mnie, pocałunek w czoło, jest pocałunkiem duszy.  Jest jednym z najdelikatniejszych a zarazem najgłębszych gestów, dzięki któremu mężczyzna może przekazać kobiecie o swojej miłości i oddaniu. Jest zapewnieniem o bezpieczeństwie, nie używając słów. Miłości, nie używając słów. Wystarczy ten jeden gest.

- Zaczynamy o północy. Trwa całą noc. Jeśli będziesz zmęczona, lub będzie to dla ciebie za dużo, masz mi o tym od razu powiedzieć. - powiedziałem. Courtney spojrzała na mnie, by po chwili pokiwać głową. Spojrzałem na zegarek. 

- Mamy jeszcze godzinę. Niecałą. Co chcesz robić do tej pory? - zapytałem. Miałem nadzieję, że nie będzie chciała dalej oglądać filmu. Czekałem cierpliwie na odpowiedź kobiety, która zacisnęła usta w cienką linię.

- Może... O! Opowiedz mi o drugiej legendzie. Idealny czas. - powiedziała szybko. Zaśmiałem się cicho, słysząc ekscytację w jej głosie.

- Dobrze. Córka księżyca, Luna, od dziecka była zamknięta w wieży. Z dala od świata ludzi. Jej jedynymi kompanami byli księżyc, żywioły i zwierzęta. Była wyjątkowa. Wiedziała, kiedy nastąpi śmierć i w ostatnim śnie, odwiedzała człowieka, aby ostatni raz mógł z kimś porozmawiać. Ludzie wierzyli też w jej moce zjednoczenia dusz. Każdy zakochany, będąc w szczęśliwym związku, modlił się do niej codziennie i dziękował za możliwą miłość. Jednak tak samo jak teraz, byli dobrzy i źli ludzie. Morderstwa były na porządku dziennym. Polowania na zwierzęta, traktowanie ich jak trofeum. 

- To straszne. - mruknęła pod nosem brunetka.

- W tych czasach jest tak samo skarbie. Ale zawsze znajdzie się osoba, która próbuje to powstrzymać. Wtedy też taka osoba się znalazła. Młody mężczyzna. Porzucony przez rodziców, wychowany wśród drzew i zwierząt. Nauczony przetrwać w najgorszych warunkach. Nigdy nie słyszał o bogini, jednak wiedział, co się dzieje na świecie. Pomagał zwierzynom, gdy te były ranne. Pewnego dnia spotkał stado wilków, skupione w jednym miejscu. Młode szczeniaki trafiły na pułapkę. Nie zastanawiając się, ruszył na pomoc. Wilki nie zaatakowały. Czekały na niego. 

- W końcu go znały. 

- Prawda. Jednak gdy chodzi o szczeniaki, wilki mogą rozszarpać każdego, kto chce pomóc, gdy słyszą i widzą ból młodego. Nauczone, by uciekać przed ludźmi i chronić swoje młode przed ludzkimi bestiami, dopuściły człowieka. Wtedy w lesie pojawiła się kobieta. Piękna, w zielonej sukni i włosami czarnymi jak noc. Obserwowała każde ruchy mężczyzny. Słuchała jego głosu, gdy uspokajał wilki. Widziała delikatność w jego ruchach. Gdy wilki uciekły, trzymając w pyskach uwolnione młode, zdecydowała się wyjść z ukrycia. Wtedy ją zobaczył. 

- Zakochali się w sobie? To była Luna? 

- To nie była Luna.  Dziewczyna zauroczyła się w delikatności i spokoju mężczyzny. Jednak ten kazał opuścić jej las. Nie krzyczał. Nie podniósł głosu. Jednym tonem kazał jej wyjść i nie wracać. Kobieta zrobiła to, jednak każdego wieczoru, o tej samej porze wracała do lasu, aby obserwować poczynania mężczyzny. Pewnego dnia, sama natknęła się na pułapkę. Nie wyrywała się, nie krzyczała. Czekała na niego. Aż w końcu się zjawił. Zaczęli rozmawiać. Przyrzekała, że nie zabija i się tym brzydzi. Po tej sytuacji, rozmawiali codziennie, wyjawiali swoje tajemnice. Dziewczyna zdobyła pełne zaufanie mężczyzny, jednak mężczyzna nie zdobył pełnego zaufania kobiety. Mijały dni i miesiące, gdy kobieta postanowiła wyjawił swoją największą tajemnicę. 

- Była wilkiem? - zapytała Courtney.

- Matką Luny. Księżyc zesłał ją do świata ludzi, by Luna widziała jej oczami, co się dzieje. Luna prosiła matkę, aby ta obserwowała mężczyznę, w którym się zakochała. Mężczyzna nie uwierzył. Matka Luny, Stella, za pomocą męża, przybrała postać wielkiego, białego wilka z złotymi drobinkami w sierści. Poprosiła, by ten się nie obawiał. Jednak przerażony uciekł i ukrył się w lesie.

- Przeraził się. Taka sama była nasza reakcja, gdy postanowiliście wyjść z ukrycia. Uciekaliśmy i broniliśmy się. Wiedzieliśmy, że nie wygramy, jednak mieliśmy nadzieję. - powiedziała Courtney. Podniosłem ją, posadziłem sobie na kolanach i przytuliłem mocno. 

- Ale co? To koniec legendy? - zapytała po chwili, gdy milczałem. 

- Nie najdroższa. Luna widząc strach mężczyzny w oczach, wpadła w depresję. Nie chciała, aby się jej obawiał. Nie rozmawiała, nie jadła. Rodzice widząc zmianę kobiety, zaczęli szukać mężczyzny, chcąc go porwać i przyprowadzić do córki. Jednak ten pojawił się nagle. Usiadł pod drzewem i czekał na Stellę. Gdy ta przyszła, zaczął rozmawiać. Przepraszać za swoją reakcję. Ta poprosiła go, by ten z nią poszedł. Zgodził się. 

- Spotkali się.

- Tak. Stella opowiedziała mu o swojej córce. O tym, co robi dla ludzi i dla zwierząt. O jej klątwie a zarazem darze. Nie mogła opuszczać wieży nie dłużej niż godzinę. Mężczyzna zobaczył kobietę, siedzącą w wieży, która nie dowierzała, gdy go ujrzała. Zaczęli rozmawiać. Siedział z nią dniami i nocami. Aż sam się zakochał. Bogini zjednoczenia dusz, odnalazła swoją miłość. - powiedziałem. 

- Piękna. Ale skąd wy to wiecie? Tyle informacji, drobiazgów... - zapytała brunetka.

- Legenda jest nam znana od zawsze. Ojciec mówił, że nasze wilki, wilk alf, były świadkami tego zjednoczenia. Widziały wszystko co działo się na ziemi, Luna przekazywała im każdą swoją myśl. Nie chcąc, aby zapomniano o bogini, przekazywały legendę z pokolenia na pokolenie. W końcu luna mogła zmieniać swoją postać w każde zwierzę. To jej kolejny dar. Wybrała jednak postać nieustraszonego, oddanego w pełni wilka. Pierwsze dziecko mężczyzny i Luny, urodziło się pół wilkiem, pół człowiekiem. Postanowili zesłać go na ziemię. Obiecali mu kobietę, która będzie go kochać miłością nieskazitelną i mocną. I tak się stało.

- I tak na świat zaczęły pojawiać się wilkołaki. 

- Dokładnie tak. - powiedziałem. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła północ.

- Znasz już naszą najważniejszą legendę. A teraz kochanie, musimy się zbierać. Zaraz zacznie się turniej.

- No to chodźmy. - powiedziała, wstając z moich kolan. Uśmiechnąłem się szeroko i wstałem, łapiąc ją w talii.

- Tylko pamiętaj, o czym ci mówiłem.

- Tak. Tak. Jak coś mi się nie będzie podobać, dowiesz się o tym od razu. - pokiwałem głową zadowolony, musnąłem jej usta, po czym ruszyliśmy na plac.


* Luna - łac. księżyc
**Stella - łac. gwiazda

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro