36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteśmy gotowi. - powiedział Hopper. Matthew wstał i spojrzał na niego. 

- Więc zaczynajmy. Niech każdy zajmie swoje miejsce. - Matthew pocałował mnie czule w usta, po czym podszedł bliżej. Wstałam, aby lepiej widzieć. Podeszłam do alfy czując, że muszę tak zrobić. Poczułam ruch za sobą jednak po sprawdzeniu tego, zorientowałam się, że gdzie ja, tam strażnicy. Westchnęłam cicho. Złapałam Matthew za rękę. Ten spojrzał na mnie zaskoczony, jednak po chwili uśmiechnął się. Doliczyłam się dziesięciu wilków, które stanęły w kręgu. 

- Wielu z was nie mogło doczekać się tego wieczoru. Spotkaliśmy się dzisiaj, aby wspólnie sprawdzić stan fizyczny, zgodność z drugim wcieleniem oraz najważniejszą, waszą samokontrolę. Trenowaliście najciężej ze wszystkich. Mieliście wybór, którego dokonaliście. Dzisiaj wygra tylko jeden a zasady są proste. Nie przekraczacie kręgu. Każdy, kto zostanie wypchnięty, odchodzi. Walczycie z czystym umysłem. Nie oszukujecie, gdyż zostanie to ukarane przeze mnie. Walka ma być czysta i uczciwa dla każdego. Wilk, który pokona wszystkich, zostanie ostatecznie sprawdzony przez mojego betę, Hoppera. - powiedział Matthew. Wybrane wilki krzyknęły równocześnie "tak alfo".

- Pochodnie! - krzyknął nagle Hopper. Do każdej pochodni podeszła kobieta, zapalając ją. Zgasły wszystkie światła, dając ogniu pole popisu. Jedynym najlepiej oświetlonym miejscem był krąg. 

- Zaczynajcie. - powiedział Matthew, po czym spojrzał na mnie. Zrozumiałam, że mieliśmy zająć swoje miejsca. 

- Co teraz będzie? - zapytałam, obserwując uważnie plac. Na środek kręgu wszedł starszy mężczyzna. Spojrzał na każdego uczestnika, po czym wskazał palcem na dwóch. 

- To nasz trener, o którym ci mówiłem. Wybiera osoby na samym początku. Ten, który zwycięży, wybiera sobie kolejnego przeciwnika. Walczą, dopóki nie zostanie jeden w kręgu. Wtedy sprawdza go Hopper. - odpowiedział, splatając nasze palce. Nie odrywałam wzroku od wybranych do pierwszej potyczki. 

Mężczyźni zaczęli chodzić w kółko, obserwując każdy swój ruch. Mogłam odróżnić ich jedynie po głowach. Jeden miał włosy, drugi nie. Po paru sekundach brunet zaatakował, jednak jego przeciwnik powalił go na ziemię jednym ruchem, po czym się zaśmiał. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy usłyszałam wściekły ryk. Wściekły wilkołak, wstał szybko z ziemi, po czym rzucił się na łysego. Czułam, że zaczęło się to wymykać spod kontroli. Brunet częściowo przyjął formę wilkołaka i ponownie zaatakował swojego przeciwnika, nie zważając na oburzające krzyki wokół.  Zauważyłam Hoppera z dwójką innych ludzi, którzy złapali oszalałego wilka w stalowy uścisk. Wstałam i zrobiłam krok do przodu. W tym samym momencie brunet spojrzał w moją stronę i zaczął się szarpać. Matthew widząc to, zasłonił mnie swoim ciałem.

- Uspokój się Leo. Twoje drugie wcielenie przejęło nad tobą kontrolę. Koniec waszej walki. - powiedział Matt głębokim głosem. Brunet, imieniem Leo, zawarczał głośno, jednak po chwili jego dłonie wróciły do poprzedniej postaci a kły zniknęły. 

- Przepraszam alfo. - powiedział. Wyszarpał się z rąk mężczyzn, po czym opuścił krąg. Wychyliłam się i spojrzałam na jego byłego już przeciwnika. Leżał bez ruchu. Trener już przy nim klęczał. Po chwili spojrzał na alfę i pokiwał powoli głową. 

- Zabierzcie go do Thomasa. Uprzedzam was. Jeszcze jedna taka sytuacja, a osobiście was uspokoję. - powiedział Matthew. Spojrzałam na niego. Jeden prawie zabił drugiego, a zapasy mają dalej trwać? Nie może mieć pewności, że to się nie powtórzy. Wilki szybko tracą nad sobą kontrolę, gdy się denerwują. Poczułam to już bardzo dobrze na swojej skórze. Jednak nic nie mówiąc, odwróciłam się i spojrzałam na strażników. Bałam się, jednak wiedziałam, że nie mogę stąd wyjść. Muszę być ich luną. Poznawać tradycje. Muszę być silna. Wzięłam głęboki wdech, który powoli wypuściłam, po czym zajęłam swoje miejsce. 

- Skarbie? - spojrzałam na swojego alfę, który obserwował mnie z czułością. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie. Wróciłam wzrokiem na krąg, w którym walka się już zaczęła. Tamta sytuacja się już nie powtórzyła. 

**

Obserwowałam uważnie potyczkę ostatnich wilków. Jeden z nich o białych włosach walczył z każdym i z każdego pokonywał, jednak teraz trafił na godnego siebie przeciwnika. Pomimo krwi i zadrapań, żaden nie chciał ustąpić. Jednak zwycięzca jest tylko jeden. Uderzenie za uderzeniem. Kopnięcie za kopnięciem. Ostatnia walka trwała najdłużej, jednak po paru sekundach jeden z wilków został pokonany. Wygrany zaśmiał się krótko. Pomógł wstać przegranemu, po czym spojrzał na nas. Uśmiechnęłam się delikatnie. Na środek wszedł powoli Hopper. 

- Zwyciężyłeś Davidzie wszystkich wojowników. Teraz jednak czas zmierzyć się ze mną. Znamy już twoją walkę pod postacią człowieka. Czas zmierzyć się pod postacią wilka.- powiedział głośno Hopper. Zapewne po to, żebym również go usłyszała, za co byłam mu wdzięczna. Mężczyźni stanęli niedaleko siebie. W ciągu sekundy na polu znajdowały się dwa rosłe wilki. Przełknęłam głośno ślinę. 

- Nie martw się maleńka. W zapasach pod postacią wilka Hopper jest niezastąpiony.

- Nie pokonałeś go? - zapytałam, patrząc uważnie na alfę. Ten zmrużył oczy.

- Jest niezastąpiony zaraz po mnie, oczywiście. 

- Nie martw się. Nie każdy musi być we wszystkim dobry. - powiedziałam cicho. Zaśmiałam się cicho, kiedy z ust alfy wydobyło się ciche westchnienie. 

- Jeśli mi nie wierzysz, sam osobiście mogę z nim powalczyć. - uraziłam wielką dumę alfy. Złapałam jego dłoń i ze śmiechem powiedziałam, że nie musi. Wierzę mu na słowo. Czułam, że Matthew chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak w tym samym momencie pojawił się chaos. Usłyszałam wściekły ryk do strony lasu. Walka ustała. Wyprostowałam się i obserwowałam las, z którego wybiegł wściekły wilkołak, któremu toczyła się piana z ust. Kierował się w moją stronę, taranując wszystkich dookoła. Nim zdążyłam krzyknąć, intruz został powalony przez dwa inne wilki. Stałam jak sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć. 

- Spokojnie maleńka. Zabierzcie ją do domu watahy. Nie spuszczajcie jej z oka. - rozkazał im Matthew, samemu kierując się w stronę szarpaniny. Przełknęłam głośno ślinę i pozwoliłam się prowadzić. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro