5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Courtney^

Po wypiciu herbaty i zjedzeniu śniadania, staruszka zakazała mi opuszczać dom, gdy ona sama musiała wyjść poszukać jakichś ziół. Mam nadzieję, że nie będzie chciała mnie nimi otruć. Siedziałam znudzona w kuchni. Tęskniłam za Robertem. Tęskniłam za Emily, za Hopperem i jego mate. Tęskniłam też za moim alfą. Tęsknota zabija człowieka od środka. Ale gdyby nie ona, wiedzielibyśmy, że jesteśmy sami i nie mamy nikogo. Los... Co on czasem wyprawia? Stawia nam kłody pod nogi, ale i krótki czas w towarzystwie śmiechu. Los czasami rozdziela bliskich sobie ludzi, żeby uświadomić im, ile dla siebie znaczą.*

Postanowiłam pozmywać naczynia. Nie jest ich dużo, także nie zajmie mi to dużo czasu. Bo ile może zająć umycie dwóch kubków i talerze? Nic. Wzięłam się za naczynia, nucąc cicho pod nosem piosenkę Seleny Gomez. Zdążyłam poznać parę piosenek, których wcześniej nie słyszałam. A tą piosenkę znam nawet na pamięć, przez Monicę, która puszczała ją na okrągło. Mimo to pokochałam ją. Miłość. Czy bez niej nie byłoby nam w życiu łatwiej? Żadnych trosk, zamartwiania się o drugą osobę. Tylko pustka i lód w sercu. Ale nie wyobrażam sobie, że serce każdego człowieka, wilkołaka miałoby być zimne jak lód. Podeszłam do okna i spojrzałam na otaczający domek las. Uśmiechnęłam się, widząc niedźwiedzia, obok którego stała jego mniejsza kopia. Zwierzę pilnowało drugiego. 

Miłości się nie wybiera. Ona przychodzi z czasem. Sama, kompletnie nieproszona. Wprasza się do naszego życia wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Zakochujemy się w osobach, na które wcześniej nie zwrócilibyśmy uwagi. W naszych przeciwieństwach... Muszę przestać o tym myśleć. 

Odeszłam od okna i poszłam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie. Jednak po chwili doszło do mnie, co zobaczyłam za oknem. Otworzyłam szeroko oczy i wyprostowałam się. Niedźwiedzie. Są tu cholernie misie. Wstałam na równe nogi i wróciłam do kuchni. Gdzie ja do cholery jestem?! Usłyszałam jakąś melodię. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam nasłuchiwać, skąd on nadchodzi. Salon? Skierowałam się do niego szybkim krokiem i rozejrzałam się. Na parapecie leżał telefon, z którego melodyjka się wydobywała. Ciekawa, podeszłam bliżej. Na ekranie pokazało się imię Elizabeth. Wzięłam sprzęt do ręki. Trzeba to chyba przeciągnąć... Ale na zielone, czy czerwone? Przygryzłam wargę i powoli przeciągnęłam palec na czerwoną kropkę. Telefon przestał dzwonić, ale nie na długo. Gdy melodia znowu się pojawiła, przesunęłam palcem na zieloną kropkę.

- Jeszcze raz mnie odrzuć, a ci skopię tyłek Annabell! - usłyszałam krzyk Elizabeth. Zmarszczyłam brwi i postanowiłam odpowiedzieć.

- Em... Tutaj Courtney. Na początku nie wiedziałam w jaką stronę... - zaczęłam, jednak kobieta mi przerwała.

- Courtney?! Przyłóż telefon do ucha. - powiedziała głośno. Zrobiłam co powiedziała, przez co słyszałam wszystko wyraźniej i głośniej.

- Już. - odpowiedziałam.

- Dobrze. Nigdy nie miałaś komórki w ręce? - pokręciłam głową na jej pytanie, jednak nie mogła tego zobaczyć. Dlatego postanowiłam się odezwać.

- Nie. Elizabeth, gdzie ja jestem? Tu są cholernie niedźwiedzie! - krzyknęłam zdenerwowana. W słuchawce usłyszałam jej śmiech.

- Ah te moje kochane miśki. One cię chronią, moja droga. Słuchają się Annabell. Ale słuchaj. Powiedz mojej siostrze, aby do mnie zadzwoniła gdy tylko wróci. Jasne?

- Jasne.

- No. To do zobaczenia luno. - otworzyłam usta i spojrzałam na wyświetlacz, gdy usłyszałam krótki sygnał. Rozłączyła się. Westchnęłam cicho, odłożyłam komórkę na parapet i spojrzałam za okno. Muszę się czymś zająć. W kuchni widziałam książki, może się nie obrazi, jeśli pożyczę jedną. 

Stanęłam przed półką i zaczęłam przeglądać tytuły. Czego ja się mogłam spodziewać, jak nie książek kucharskich. Jęknęłam zawiedziona. Jej pokój! Tam na pewno coś będzie. Taką miałam przynajmniej nadzieję, że ruszyłam w poszukiwaniu pokoju Annabell. Gdy go znalazłam, złapałam za klamkę i zawahałam się. Mam nadzieję, że nie będzie wściekła za to, że weszłam do jej pokoju. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. Myślałam, że będą zamknięte, ale na moje szczęście tak nie było. Weszłam do środka i rozejrzałam się. Pokój utrzymywał się w kolorze zielonym i brązowym. Dosłownie! Ściany, tak samo jak pościel i dywanik był w kolorze zieleni, natomiast szafa, która znajdowała się na przeciwko łóżka, tak samo jak mała półeczka, była w kolorze brązu. Kolorami wyróżniały się książki, do których powoli podeszłam. Wyciągnęłam dłoń i dotykając książek palcem, zaczęłam szukać jakąś do czytania. Było ich tylko cztery. Zmarszczyłam brwi, widząc tytuły - "Jak doprowadzić mężczyznę do orgazmu", "Kamasutra", "Spełnienie w dziesięć minut", "Weź mnie". Postanowiłam wziąć ostatnią książkę, tytuły poprzednich mnie odrzucały. Z książką w ręce, wyszłam z pokoju zamykając go i skierowałam się do kuchni. Do książki, obowiązkowo musi być herbata. Postawiłam wodę, wyciągnęłam kubek i zaczęłam otwierać wszystkie szafki w poszukiwaniu herbaty. Znalazłam jedynie melisę, jakieś zioła i herbatę owocową. Musiałam poczekać, aby zalać herbatę gorącą wodą, dlatego w tym czasie spojrzałam na okładkę książki. Chyba jakiś romans, sądząc po nagim torsie jakiegoś mężczyzny na okładce. Obróciłam książkę, szukając opisu, który mógłby mnie naprowadzić na kategorię książki, jednak jedyne co było, to...

- Musisz sama przerwać tę grę? Walka, pożądanie, mężczyzna... Co ja wzięłam... - powiedziałam na głos, marszcząc brwi. W tym samym momencie usłyszałam, że woda się zagotowała. Zalałam herbatę, wzięłam kubek do ręki i skierowałam się do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie i otworzyłam książkę na pierwszej stronie. Otworzyłam szeroko oczy, widząc notkę od autora, a pod nim rysunek. Nie przyjrzałam mu się dokładniej, ponieważ przyciągnęły mnie słowa.

- Bóg dał facetom mózg i penisa, ale za mało krwi, żeby to i to poprawnie funkcjonowało. Musisz poznać budowę mężczyzny, od A do Z, aby wiedzieć, jak nim kierować, by wpadł właśnie w twoje ręce. - przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na obrazek. Rysunek nagiego mężczyzny, ZUPEŁNIE NAGIEGO. Na kroczu mężczyzny była strzałka z napisem "penis", a pod spodem narysowany "w stanie gotowości" i "w stanie spoczynku". Zamknęłam książkę z hukiem, mając szeroko otwarte oczy.

- Czyżby zła książka? - usłyszałam za sobą głos kobiety, przez co się wystraszona wstałam z kanapy i odwróciłam się do niej przodem. 

~*~

*Los czasami rozdziela bliskich sobie ludzi, żeby uświadomić im, ile dla siebie znaczą. - Paulo Coelho

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro