7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Kto nie potrafi kochać kobiet, muzyki i wina pozostanie głupcem aż po kres swoich dni" 
Johann Voss

Naszło mnie na Britney♥

^Courtney^

Spojrzałam na butelkę wina. Pół już pustą. Ale nie spieszy mi się z piciem. Smakuje wybornie! Hiszpańskie, białe i pół słodkie. Mam nadzieję, że wina można kupić w każdym sklepie, bo chcę zrobić sobie małą kolekcję, gdy wrócę. Gdy wrócę. Myśl o alfie, Inżynierze i watasze wprawia mnie w smutek. Ja muszę się ukrywać, ale kto obroni ich? 

- O czym tak myślisz Courtney? - z letargu myśli, wyrwało mnie pytanie Annabell. Spojrzałam na nią.

- Martwię się. Kto ochroni watahę Matthew, gdy Inżynier ich zaatakuje? On jest zdolny do wszystkiego!

- Zrób łyczek kochaniutka. - jak powiedziała, tak zrobiłam. - A teraz posłuchaj mnie uważnie. Stado zaakceptowało cię jako ich lunę. Dla nich, tak samo jak dla twojego alfy najważniejsze jest teraz twoje bezpieczeństwo. Wiesz co się stanie, gdy Alfred cię złapie? - zaprzeczyłam głową. Kobieta upiła wina. Jedyną różnicą jest to,  że Annabell miała czerwone wytrawne. Butelka stała obok kanapy i została jedynie połowa. 

- Jeśli ty umrzesz, umrze i alfa. A wraz ze śmiercią alfy, umrze całe stado. Chyba tego nie chcesz, prawda? - zapytała. Zmarszczyłam brwi i westchnęłam cicho.

- Nie. Nie chcę tego. Ale nie chcę też, aby ktoś umierał z mojego powodu! 

- Chyba nie będziesz żałować śmierci wilkołaka, przez którego przeszłaś piekło? Wiem, że dla was, ludzi, lepiej byłoby, gdybyśmy się nigdy nie ujawniali, ale prędzej czy później musiało to wszystko wyjść na jaw. Z naturą nie należy walczyć a tym bardziej jej się przeciwstawiać. - powiedziała powoli kobieta. Opróżniłam szybko swój kieliszek i sięgnęłam po butelkę, nalewając sobie do połowy. 

- Nikt nie wytrzymałby dłużej w ukryciu. Wiem też, że wielu wilków odnalazło swoje drugie połówki wśród ludzi. Niestety, jeśli alfą jest ktoś, kto nienawidzi ludzi... - przerwałam. Nie potrafiłam dokończyć własnych myśli. Każdy wie, jak kończą się takie historie. Jeden nienawidzi drugiego. Ten pierwszy ma znaczą przewagę nad drugim. Drugi czeka tylko na szybką śmierć. 

Postanowiłam zmienić temat. 

- Powiedz Annabell... Te niedźwiedzie, które chodziły obok domu... - nie miałam zielonego pojęcia, do czego dążyłam. Ale zauważyłam, że kobieta zrozumiała o co mi chodzi. 

- Nie musisz się ich obawiać kochaniutka. Nie zrobią ci krzywdy. Gdy mnie nie będzie, one pilnują, żebyś nie wpadła na jakiś głupi pomysł. - otworzyłam szeroko oczy. 

- Nawet nie wpadło mi to do głowy. - powiedziałam cicho pod nosem, przystawiając kieliszek z winem do ust. 

- Długo tutaj mieszkasz? - zapytałam, zmieniając temat.

- Och, moja droga. Długo. Naprawdę długo. Nie potrafię ci powiedzieć ile dokładnie lat już tutaj jestem... Sama straciłam rachubę czasu. Starość nie radość. - odpowiedziała, śmiejąc się cicho pod nosem. Zastanawiałam się, jakie zadać kolejne z nurtujących pytań, które zawracają mi głowę, jednak bałam się. Bałam się tego, że kobieta straci humor. Że posmutnieje, ale najbardziej bałam się tego, że może się zezłościć. Bo w końcu nie każdy człowiek lubi odpowiadać na niewygodne pytania. Co ja mówię... Nikt tego nie lubi. To jest podobnie, tak jak podczas obiadu, gdy rodzic nie ma żadnego talentu kulinarnego. Jesz, bo musisz i robisz dobrą minę do złej gry, aby nie było nikomu przykro. Czułam, że kobieta mnie obserwuje i być może czeka na kolejne pytania. Jednak ja nie miałam odwagi. Najwidoczniej jestem zbyt strachliwa.

- No dalej. Zadawaj te pytania, bo się tu zestarzeję. - kobieta zaśmiała się na swoje słowa. Uśmiechnęłam się delikatnie i westchnęłam. Przyłożyłam kieliszek do ust, jednak nie zrobiłam łyku. Po zastanowieniu się, upiłam łyk dobrego wina i spojrzałam na staruszkę.

- Dlaczego mieszkasz tutaj sama? - zapytałam. Nie oczekiwałam na odpowiedź, a bardziej na to, że kobieta ominie ten temat, jednak bardzo się pomyliłam. 

- Och... Nie mieszkam tutaj sama. Wprawdzie mówiąc, jednym z niedźwiedzi jest mój mąż. Kiedyś, podczas naszej kłótni, przesadziłam z zaklęciem i... Tak jakoś wyszło, że zamieniłam go w dzikie zwierzę. Odpowiadając na twoje kolejne pytanie - tak, chciałam go odmienić, jednak kretyn zniszczył księgę a zaklęcie było z tych... niegrzecznych i zakazanych. Od tamtej pory zapomniał, że jestem jego żoną. Uważa, że jestem kimś w rodzaju jego stwórcy, właścicieli. Dlatego wraz z innymi się mnie słuchają. 

- Czyli, gdy wychodzisz a one mnie pilnują, to tak naprawdę szukasz innego rozwiązania? - zapytałam ciekawa.

- Tak. Elizabeth miała taką samą księgę, jednak gdzieś ją zakopała. Nie powiedziała gdzie i nie chce mi nadal tego zdradzić, ale nie poddaję się i jej szukam. - odpowiedziała kobieta. Pokiwałam głową i opróżniłam kieliszek jednym łykiem. Kobieta od razu nalała mi wina. 

- Ale dlaczego? Jesteście siostrami. - powiedziałam. Czyżby Elizabeth tak bardzo nienawidziła Annabell? Kobieta jednak westchnęła ciężko. 

- Kieruje nią zazdrość, a przede wszystkim złość. Kochała Michaela jak mężczyznę. Gdy wybrał mnie, załamała się i wyjechała. Jednak gdy dowiedziała się o wypadku, przyjechała nic mi nie mówiąc i zakopała księgę. Możesz jej szukać do śmierci... Tak mi wtedy powiedziała. I szukam. Szukam, bo nie chcę, aby Michael zdziczał do końca. Minęło tylko pięć lat od tego nieszczęścia. - podeszłam do kobiety i położyłam swoją dłoń na jej. W oczach staruszki pojawiły się łzy.

- Wierzę, że ją odnajdziesz. Widzę miłość w twoich oczach a łzy, które powstrzymujesz, są jedynie dowodem na to, że kochasz swojego męża i żałujesz tego, co się stało. Obiecuję, że gdy to wszystko się skończy, porozmawiam z Elizabeth. Będzie musiała ci pomóc i pogodzić się z tym, że Michael się zakochał w tobie. - powiedziała głośno, wierząc w swoje słowa.

- Będziesz dobrą luną. Ale musisz jeszcze coś wiedzieć. Ja i Elizabeth tak naprawdę mamy po trzydzieści lat. Chłopak, który uznaje Elizabeth za babcię, jest naszym siostrzeńcem i wie o wszystkim. 

- Dlaczego w takim razie... - zaczęłam, jednak kobieta mi przerwała.

- Jesteśmy w postaci babuniek? W momencie rzucenia zaklęcia z zakazanej księgi, karą jest postarzenie. Mamy szansę stać się znów młode, jednak do tego jest potrzebna księga. Muszę odczarować Michaela. Ale Elizabeth najwidoczniej pasuje być starą, spróchniałą i zagorzałą babcią. - pokiwałam głową, rozumiejąc. Teraz wiem chyba wszystko. Usiadłam na swoje miejsce. Wzięłam dwie szklanki, zapełniłam je do połowy alkoholem, nalałam napój. Podałam trunek kobiecie i unosząc szklankę delikatnie w górę, zrobiłam duży łyk. Skrzywiłam się mocno, co nie uszło uwadze Annabell. Jednak dzisiaj sama mam ochotę się napić. Chcę się upić i zapomnieć. Zapomnieć o tęsknocie, która mnie ogarnia z każdą mijającą godziną. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro