8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Courtney^

Minęła chyba druga godzina, odkąd zaczęłyśmy pić. Annabell pilnuje, abym dużo jadła. Ponoć picie alkoholu na pusty żołądek, nigdy nie kończy się dobrze. Nie zamierzałam tego sprawdzać.

Annabell włączyła radio. Naszło nas na świąteczne piosenki mimo, że do świąt trochę czasu jeszcze jest. Ale miałam to gdzieś. Świąteczne piosenki są bardzo fajne! Staruszka położyła na stole świeczkę, którą zapaliła. Nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie kolory, które z każdą sekundą się zmieniały. Piękne... Ciekawe co się stanie, gdy świeczka się wypali? Po zmianie wkładu, nadal będzie zmieniać kolory? Dlaczego zawsze takie myśli nachodzą naszą głowę, gdy wlewamy alkohol do swojego organizmu? Tyle pytań a żadnych odpowiedzi... 

- Nad czym tak dumasz? - spojrzałam na Annabell. Zmarszczyłam brwi.

- Nad niczym specjalnym. A to prawda, że kosmici nas obserwują? - zamrugałam szybko oczami, patrząc na kobietę. Ta wyprostowała się i spojrzała w górę. Podążyłam za nią wzrokiem, ale oprócz brudnego sufitu nie zauważyłam nic szczególnego. Po chwili kobieta odpowiedziała cichym głosem.

- A może oni są wśród nas? Może znaleźli jakieś czary-mary i potrafią przybierać postać człowieka? - zacisnęłam usta w jedną linię, po chwili robiąc z nich dziubek. 

- Każdy może być kosmitą. Trzeba uważać na ludzi. - powiedziałam po chwili. Kobieta wstała, po czym nalała whisky i colę do szklanek, po czym podała mi jedną. 

- Musimy wznieść toast. - powiedziała. Pokiwałam głową, zgadzając się z kobietą.

- Za kosmitów. - powiedziałam, unosząc delikatnie naczynie w górę.

- Za kosmitów. - powtórzyła kobieta, po czym upiłyśmy łyk. Skrzywiłam się. Strasznie mocne. Po kilku łykach, przyzwyczaiłam się do smaku alkoholu, przez co w szybkim tempie opróżniałyśmy butelkę. Śmiałyśmy się praktycznie ze wszystkiego, jednak w mojej głowie nadal tkwiły kosmici. 

- Ciekawe, jak tam mój niedźwiadek. - powiedziała Annabell. Spojrzałam zza okno. Na dworze było już ciemno, jednak można było zauważyć ruch. To pewnie jej ukochany. Niedżwiedź.

- Powinnaś napisać książkę. Mam nawet tytuł. Mój ukochany niedźwiedź. - powiedziałam, czkając. Kobieta na moje słowa otworzyła szeroko oczy i usta.

- To jest pomysł! Wtedy Elizabeth będzie musiała mi oddać księgę! - powiedziała kobieta. Zaśmiałam się głośno. Wtedy zadzwonił telefon Annabell. Spojrzałam na niego. 

- Odiberz. To pewnie moja siostrzyczka. Niech wie, że na starość można się bawić! 

- Aale ty nie jesteś stara. Który kolor mam dotknąć? - zapytałam, chichocząc. Kobieta dołączyła do mnie, odpowiadając, że zieloną. Zrobiłam tak jak mówiła, jednak komórka dalej dzwoniła. Spojrzałam na nią.

- Nie działa. Zepsuło się. 

- A spróbuj przeciągnąć. - wystawiłam język i dotknęłam palcem zielonej kropki, przeciągając ją. Kiedy się udało, krzyknęłam szczęśliwa. 

- Przyłóż go do ucha i odpowiadaj. Będzie śmiesznie. - zaśmiałam się cicho. Kiedy przyłożyłam aparat do ucha, po drugiej stronie nikt się nie odzywał. Zmarszczyłam brwi.

- Kosmita dzwoni! Musisz zacząć mówić kosmito. Jakbym stała oobok ciebie. Jak masz na imię? - zapytałam. Annabell uśmiechnęła się szeroko i pokazała dwa kciuki w górę.

- Jestem Matthew. Kochanie jesteś chora? - usłyszałam męski głos po drugiej stronie. Wskazałam palcem na Annabell i powiedziałam.

- On ma na imię jak mój alfa! Annabell! - po moich słowach, kobieta otworzyła szeroko oczy.

- Zapytaj, jak się kosmos miewa. - powiedziała głośno. Pokiwałam głową, jednak kosmita mnie ubiegł. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć.

- Courtney, kochanie... Mam prośbę. 

- Spęłnię ją, ale mam pytanie. Wy to się nie boicie tych meretoytów? - zapytałam, dobitnie wymawiając głoski na początku.

- Ty jesteś kurwa pijana?! - wysunęłam dolną wargę do przodu.

- Nie krzysz na mnie! Nie wolno ci, kosmito Matthew! - krzyknęłam do telefonu. Annabell zaśmiała się głośno. Po drugiej stronie, usłyszałam ciche westchnięcie.

- Podaj mi proszę Annabell do telefonu. 

- Nie podam. Jeżeli chcesz jej coś powiedzieć, to mów. Powiem jej to. - powiedziałam.

- Dobrze. Powiedz jej, że ją zabiję, gdy wrócę. - otworzyłam szeroko oczy.

- Co? Co masz mi przekazać? - zapytała Annabell. Uśmiechnęłam się do niej.

- Kosmita cię kocha. I do ciebie wróci. - powiedziałam. Annabell zaśmiała się głośno.

- Kocham tylko ciebie kotku. A teraz powiedz mi proszę, ile wypiłyście. - zaśmiałam się cicho i odpowiedziałam, nie przemyślając swoich słów. 

- Ale ja cię nie kocham. Ja kocham mojego alfę. - Annabell krzyknęła głośno, przez co wystraszona opuściłam komórkę na podłogę.

- I co zrobiłaś? Kosmita upadł! - powiedziałam, pochylając się. Straciłam jednak równowagę i upadłam na podłogę, lądując twarzą obok komórki. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok i podniosłam, przykładając do ucha.

- Nic ci nie jest Courtney? - spojrzałam na Annabell. Była do góry nogami. Zaprzeczyłam głową.

- Halo? Courtney? Stało się coś?! Courtney! 

- Nie krzycz, jak ze mną rozmawiasz kosmito! - powiedziałam głośno.

- Skarbie... Nie jestem kosmitą, a twoim alfą. - prychnęłam na jego słowa.

- Mój alfa jest daleko. Zresztą, on na mnie nie krzyczy, tak jak ty. - odpowiedziałam. Chciałam się już rozłączyć, ale jednak... Byłam ciekawa, co ten kosmita ma mi jeszcze do powiedzenia.

- Kochanie, pamiętasz jak kiedyś na ciebie nakrzyczałem? Weszłaś na blat i bałem, że coś ci się stanie. Albo gdy pewnego poranka, zacząłem cię łaskotać, żeby usłyszeć twój piękny śmiech. Pamiętasz to? Kosmita na pewno nie podglądałby naszego życia. - przełknęłam głośno ślinę. Z ust wyrwało mi się ciche przekleństwo, za co zostałam od razu upomniana. Powiedziałam, że go kocham. Przez urządzenie elektroniczne. A sama nie jestem pewna swoich własnych uczuć. Co teraz zrobić? Pewnie chciałby to usłyszeć, będąc obok i patrząc mi prosto w oczy. Każdy by chciał! A ja co? Cholera jasna. I co dalej? Nie powiem teraz, że go jednak nie kocham! Takich rzeczy nie odwołuje się kilka minut, od wypowiedzenia ich. Co ja mam teraz zrobić? Spanikowana, wyrzuciłam komórkę. Towarzyszył przy tym krzyk Annabell, ale ja? Spanikowałam. Po prostu spanikowałam.


~~~
Wiem, długo nie było rozdziału. Długo nad nim ślęczałam. Ale wyszło! Pomogło mi wino (stąd kosmici)...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro