9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stanę się nałogową alkoholiczką... Ale to wino jest takie dobre! I działa!! Łapcie rozdzialik ;) 


^Alfa Matthew^

Joe wraz z swoją mate są pilnowani przez Jacoba. Dla bety najważniejsza jest teraz jego mate i wie, że jeden zły ruch, jedne źle wypowiedziane słowo, będzie kosztować właśnie ją. Obiecałem Courtney, że dziewczynie nic się nie stanie i dotrzymam obietnicy. Ale facet o tym wiedzieć nie musi. 

Poczekam na Alfreda tak długo, jak to będzie potrzebne. Usiadłem za biurkiem i spojrzałem na Hoppera. Od naszego pobytu tutaj się nie odzywał. Obserwował za to wilkołaki, które trenują na podwórzu. 

- Co ty sądzisz Hopper? - zapytałem. Mężczyzna spojrzał na mnie krótko.

- Ta luna... Była jego królową. Robił wszystko, co mówiła. Był ślepy na wszystko... Nawet te treningi... Nie można ich nawet tak nazwać! Ci idioci nie wiedzą, co oznacza prawdziwy trening, gonią się jak szczeniaki w podstawówce. Ale Alfred wróci. Poczuje utratę swojej mate. Nie była kochana. Można wręcz powiedzieć, że ją nienawidzono. - odpowiedział beta. Zacisnąłem usta w cienką linię. Morderczyni dzieci? Dlaczego Alfred nie sprawił sobie potomka?

- Co masz konkretnie na myśli? 

- Alfred nie musi wiedzieć, że tu jesteśmy. Możemy użyć podstępu. Skoro nikt nie zostawiał z nią dzieci... Joe może przekazać Alfredowi, że z jego luną jest źle. Wtedy przybędzie najszybciej, jak będzie mógł. - powiedział. Pokiwałem głową zamyślony. To jest dobry pomysł. Pułapka. Mate jest najważniejsza dla każdego zmiennego. Bez niej, nie możemy żyć. 

- W takim razie... do roboty. - powiedziałem. Hopper skinął głową i zrobił krok w tył. Wziąłem komórkę do ręki i wystukałem numer do siostry Elizabeth. Czas sprawdzić, co się dzieje z moją mate. Przyłożyłem komórkę do ucha i czekałem, aż kobieta odbierze. Pierwsze co usłyszałem, to przytłumiony krzyk mojej mate. Hopper też to usłyszał. Spojrzał na mnie i podszedł szybkim krokiem. Nie zdążyłem się nawet odezwać, gdy usłyszałem cudowny głos mojej mate.

- Kosmita dzwoni! Musisz zacząć mówić kosmito. Jakbym stała obok ciebie. Jak masz na imię kosmito? - spojrzałem zdziwiony na Hoppera. 

- Jestem Matthew. Kochanie, jesteś chora?

- On ma na imię jak mój alfa! Annabell!! - Hopper przysiadł na biurku. Zrobiłem się cały spięty. Co tam się u licha wyprawia?! Usłyszałem kobietę, która kazała spytać, jak się miewa kosmos. Jaki kurwa kosmos? Hopper zaśmiał się cicho i pokazał dłonią, jak trzyma kieliszek i opróżnia go. Przekaz był jasny. Te dwie się prawdopodobnie nawaliły. Mam nadzieję, że robią sobie po prostu żarty.

- Courtney, kochanie... Mam prośbę.

- Spęłnię ją, ale mam pytanie. Wy to się nie boicie tych meretoytów? - i wszystko jasne. Nie wytrzymałem. Nie wiedziałem, że moja grzeczna, słodka mate lubi sobie wypić.

- Ty jesteś kurwa pijana?! - krzyknąłem. Hopper wybuchnął śmiechem, pochylając się do przodu. Mamrotał, że nie wierzy. 

- Nie krzycz na mnie! Nie wolno ci, kosmito Matthew! - gdy usłyszałem śmiech Annabell, westchnąłem cicho. Muszę z tą babą porozmawiać. 

- Podaj mi proszę Annabell do telefonu. - poprosiłem, mając nadzieję, że to zrobi. Jednak się pomyliłem.

- Nie podam. Jeżeli chcesz jej coś powiedzieć, to mów. Powiem jej to.

- Dobrze. Powiedz jej, że ją zabiję, gdy wrócę. - czekałem, aż wiadomość zostanie przekazana. Courtney jednak nie odsunęła telefonu i słyszałem wszystko idealnie.

- Kosmita cię kocha. I do ciebie wróci. - powiedziała Courtney. Ja pierdole! Hopper poklepał mnie po ramieniu i oznajmił, ze śmiechem.

- Ja wiedziałem, że z tobą stary, jest coś nie tak! - warknąłem na niego, jednak ten śmiał się dalej do upadłego.

- Kocham tylko ciebie kotku. A teraz powiedz mi, ile wypiłyście. 

- Ale ja cię nie kocham. Ja kocham mojego alfę. - powiedziała. Otworzyłem szeroko oczy. Kocha mnie. Moja malutka mnie pokochała. Nie zdążyłem tego sobie wpoić do głowy, gdy usłyszałem głośny krzyk kobiety a po chwili mojej mate. Zacząłem nawoływać imię mojej mate, przerażony, że coś jej się stało. Po kilku minutach, znowu ją usłyszałem. 

- Nie krzycz, jak ze mną rozmawiasz kosmito! - krzyknęła. 

- Skarbie... Nie jestem kosmitą, a twoim alfą. - którego kochasz, dopowiedziałem w myślach. 

- Mój alfa jest daleko. Zresztą, on na mnie nie krzyczy, tak jak ty. - powiedziała. Postanowiłem udowodnić jej to. Nie będzie mnie do kurwy brać za jakiegoś ufoludka! 

- Kochanie, pamiętasz jak kiedyś na ciebie nakrzyczałem? Weszłaś na blat i bałem, że coś ci się stanie. Albo gdy pewnego poranka, zacząłem cię łaskotać, żeby usłyszeć twój piękny śmiech. Pamiętasz to? Kosmita na pewno nie podglądałby naszego życia. - powiedziałem. Po drugiej stronie nastała cisza.

- O kurwa. 

- Nie przeklinaj. - powiedziałem głośno, gdy usłyszałem jej słowa. Czekałem na jej odpowiedź, jednak ta nie nadchodziła. Po chwili, w słuchawce rozbrzmiał krzyk Annabell i zerwanie połączenia. Spojrzałem na wyświetlacz. Co do cholery? 

- Noo, to już jesteśmy pewni, że nasza luna cię kocha. - spojrzałem na Hoppera. Uśmiechnąłem się delikatnie na jego słowa. Przyznała, że mnie kocha. Muszę jak najszybciej do niej wrócić. Może czas na dzieci? 

- Jacob zaraz tutaj przyjdzie z Joe i jego mate. Czas wdrążyć nasz plan w życie. - pokiwałem głową i oparłem się o oparcie krzesła. Nie daje mi spokoju koniec naszej rozmowy. Ktoś je zaatakował? A może po pijaku rozbiła telefon? Każdy wie, że z procentami we krwi, człowiek zrobi wszystko. 

- Najlepiej, jeśli Joe wyśle mu wiadomość jeszcze dziś. Nie wiemy jak daleko jest Alfred, ale jeśli sprzyja nam szczęście... - powiedziałem. W tym samym momencie, do gabinetu wszedł Jacob a za nim parka. Wstałem zza biurka. Wzrok kobiety skierował się w miejsce, gdzie leżało ciało ich byłej luny. Zostało sprzątnięte i wrzucone do piwnicy. Tam, dołączy do niej Alfred. 

- Musisz przekazać Alfredowi wiadomość. Jesteś jego betą, ale ja jestem twoim głównym alfą. - powiedziałem. 

- Jaka to wiadomość? - uniosłem jeden kącik ust do góry. Nie musiałem długo się zastanawiać.

- Luna, twoja mate została zaatakowana. Leży w bardzo ciężkim stanie. Lekarze mówią, że jedynie krew alfy może ją uzdrowić. - powiedziałem. Joe spojrzał na mnie zaskoczony.

- To jest niemożliwe. - wyszeptał. 

- Znajdą się takie przypadki. Wiesz, co masz przekazać. Radzę zrobić ci to już. - mężczyzna kiwnął głową, nie odpowiadając nic. Jacob stanął za jego mate. Miała to być niema informacja. Przekażesz więcej niż masz, ona zginie. Po chwili Joe spojrzał na mnie.

- Wkurwił się. Kazał mi przy niej trwać. Będzie do kilku dni. Może nawet i szybciej. - pokiwałem głową zadowolony.

- Gdy tylko się zjawi - spojrzałem na Jacoba i Hoppera, po czym dokończyłem. - Macie go złapać i zaprowadzić do jego kochanej luny. Później ja się nim zajmę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro