Razem Poprzez Wszystko ¦|Helluva Boss|¦ Pilot
[W tej części jest dużo... tych, no. Flashbacków? Dobra nie pamiętam nazwy, tak czy siak jest tu tego dużo, ale postaram się by jednak zachować sens. <mhm na pewno>
~KajKD ]
[Może być trochę za bardzo skopiowane z oryginalnego scenariusza i postaram się by w przyszłych rozdziałach było trochę bardziej oryginalnie.
Jak na razie musicie zadowolić się (prawie bo trochę inspirowany) autorskim tłumaczeniem. ]
Właśnie trwało spotkanie naszej firmy.
-Wiem, że interesy szły kiepsko ostatnimi czasy. - Powiedział szef. - Tak wiem, to niczyja wina. Nie będę wytykać palcami... Moxxie.
Moxxiego widocznie to zdziwiło. I chyba chciał coś powiedzieć, ale mu przerwłem.
-Tak w sumie sir. - powiedziałem. - To czemu obarczasz winą swojego "pracownika miesiąca"?
-A bo ja wiem... - Imp wyruszył ramionami. - Moxx całe dnie nic nie robi... A tak kontynuując potrzebny jest jakiś pomysł by interesy znowu mogły ruszyć pełną parą...
-A może być myjnia? - spytała Millie.
-To jest piekło, Nikogo tu nie obchodzi czy samochody są czyste. ok?
-A tych bogatych dupków co się wożą limuzynami? Oni pewnie mają w chuj kasy. -stwierdziłem.
-trafny argument. - przyznał szef - Jednak skąd my weźmiemy aż tyle tępaków? O, a może bilbord?
-Nie stać nas na bilbord Szefie. - Odpowiedział mu Moxx.
-Dzięki Moxxie, jesteś bardzo pomocny... - Powiedział spychając impa z krzesła. - Ludzie, czy wy już zapomnieliście jakie świadczymy usługi? - Powiedział odpalając filmik na którym całą nasza ekipa morduje bezmyślnie człowieków.
-ach to były piękne czasy... - stwierdził Blitz.
-Nie potrzebuję przypomnienia szefie. - Powiedział Moxxie. - zważywszy, że na tę reklamę przekroczyłeś większość naszych pęsji. DODATKOWO zapłaiciłeś by leciała w kółko przez dwie godziny na kanale którego nikt nie ogląda.
-poprawka grubasku. - powiedziałem. - przeznaczył większość z twojej pęsji. Ja tam nie narzekam.
-NIE JESTEM GRUBY!!! - krzyknął.
-ok. -kontynuował szef. - co jest ochydnego w super fajnym jinglu (czyt. Dzinglu)? To świetnie odwraca uwagę od reklam w których pierdolą głupoty.
-Ludzie kochają musicale szefie. - dodała Mille.
-A my właśnie stworzyliśmy musical... czy ty chcesz zniszczyć moje marzenia o musicalu Moxxie?
-szefie... - Tylko wykrztusił Moxxie bo zaraz Blitz mu przerwał
-spotkanie, zaraz skończy. - szepnołem do Moxxiego.
-Bo jedyne co teraz widzę to mój ojciec-Dupek mówiący do mnie. Niszcząc moje mażenia o byciu tym kim naprawdę jestem...
-czy chcesz zniszczyć jego marzenia Moxxie? -Zapytała. - myślałam, że Ciebie znam...
-Nie mogę uwierzyć... po tym jak uczyniłem Cię "pracownikiem miesiąca"
-Ok, sir. Przepraszam, ale dzingiel reklamowy nie umywa się do teatru muzycznego; nikt tak na prawdę nie lubi dzingli...
-Ja, je lubię. - Przyznała Millie.
-serio Millis? - zapytałem. - przecież takie pisenki strasznie wkręcają się w mózg. No chyba, że ktoś to nie ma... - spojrzałem na Moxxiego.
-Nie... Nie próbuj zgadzać się z nim przy mnie...
###-###-###
♫ When you want somebody gone, ♫
♫ and you don't want to wait too long ♫
♫ call the Immediate Murder Professionals! ♫
♫ Hand grenade or cyanide, ♫
♫ We'll make it look like suicide ♫
♫ The Immediate Murder Professionals! ♫
♫ We do our job so well, ♫
♫ because we come straight up from Hell! ♫
♫ We'll kill your husband or your wife ♫
♫ We'll even let you keep the knife ♫
♫ We're the Immediaaaaate... Murderrrrrr... Profession-- ♫
[Korzystam z angielskiej wersji językowej bo nie chce mi się przypisywać całego tekstu po Polsku.
~KajKD ]
Staliśmy sobie przed pokojem numer 666 (trafny wybór co nie...)
Nagle wychodzi jakiś lekarz.
-jego stan jest stabilny. Ale potrzebna będzie operacja. Jaki macie rodzaj ubezpieczenia, dziwaki... - Zapytał lekarz
-czym Kurwa jest "ubezpieczenie"? - Zapytał Blitz. Po czym wyskoczylośmy przez okno szpitalne.
♫Kids die for Free♫
###-###-###
-♫ When you want somebody gone, ♫
♫
and you don't want to wait too long ♫ - zaśpewałem. - ♫ call the Immediate Murder Professionals! ♫
-kurwa znowu... - powiedziałem. - właśnie dla tego nie cierpię dzingli reklamowych. - odpalam sobie na słuchawkach "pożoga wypełnia cały mój świat" jednocześnie dalej uczestnicząc w zebraniu
-chciałem tylko zaznaczyć, że to wszystko była wina Loony. Mogła dać nam prawidłowe informacje odnośnie celu. To takie proste.
-mówisz tak tylko dla tego, że to Ty trafiłeś w chłopaka. - powiedziałem mu.
-idź się pierdol Moxxie. - dodała Loona.
-to Ty idź i... jak to się... rób swoje. - Odparł Moxx.
-hej, nie zwalaj winy na Loonę. Ona nie zrobiła nic złego... - szef stanął po stronie swojej przybranej córki.
-Ty sobie żartujesz? Ona jest okropna
###-###-###
Loona odebrała telefon.
-halo? Tu I.M.P
-Loona, zostałam dźgnięta nożem zadzwoń do Mox~
Skąd o tym wiem? Bo byłem przy tym. Tego dnia miałem uporządkować papiery.
###-###-###
-Szczęśliwej rocznicy adopcji Loonie. - Powiedział Blitzo wręczając prezet.
"O kurwa." - pomysłałem. - "to dzisiaj?" "heh, przynajmniej ona była szczęśliwa"
-czy to lekarstwo na syfilis? - Zapytała.
-happy... prawie B-day Loona. - krzyknąłem podchodząc.
-Nie... - Odparł szef na pytanie.
-Więc nie chce tego... - powiedziała rzucając paczkę o podłogę.
Z paczki wyszło potężne stado pająków które osiadło się na mnie.
-przepraszam, to były pająki. - Powiedział Blitz stojąc za szybą.
-Jasna kurwa. - powiedziałem.
###-###-###
-czy to Ty wysłałaś mi reklamę "jak schudnąć"? - Zapytał Mox.
-Nie - odparła krótko wilczyca.
-czemu ktoś miałby mi to wysłać?
-no weź. wiesz czemu. - odparła uśmiechając się.
Pomijając, że to ja mu to wysłałem. No ale to był jeden z jego argumentów, że Loona jest okropna.
###-###-###
-Ktokolwiek zostawił pieprzoną sałatkę z awokado w lodówce. To zabieram ją ponieważ mam zajebiście wielkiego kaca.
-dlaczego pijesz noc przed pracą? - Zapytała Millie.
-Mam kaca z dzisiaj rana, kretynko.
-Ptwierdzem, ae i tyk nip mne ne pobijae. - powiedziałem idąc w chuj równym krokiem i kradnąc Tak z pół sałatki.
-czy to moja sałatka? - Zapytał Mox wchodząc.
-ne asz na mne żebnych dwadów. - powiedziałem mu w pełni na siłach. - to bja Luna.
-Nie znoszę tych oskarżeń w moją stronę. - wydarła się Loona. - muszę się na czymś kurwa wyładować. - powiedziała wybiegając.
A ja się zastanawiam jaki chujem ja to pamiętam. Ale na tym świecie tylko dwie rzeczy są pewne:
To, że mam mocny łeb I to, że mnie nikt nie pokona (w wielu dziedzinach)
###-###-###
-Blitz, dzwoni ten bogaty dupek, chce z Tobą pogadać, mówi, że to pilne, brzmi na dość... napalonego.
-Oj, to był jeden jedyny raz. Gdybym nie przestał się z tym uprzywilejowanym dupkiem nie mielibyśmy dostępu do świata żywych.
-Że co? - Zapytał Moxxie
-Że jak? - dodałem.
-BLITZ. - krzyknęła Wilczyca
-słyszałem.
###-###-###
-Chodzi o to, że Loona jest bardzo wartościowym członkiem naszej rodziny, a my nie wyrzekamy się rodziny...
Nie wiem czemu ale na słowo "rodzina" jakoś tak mi się milej na sercu zrobiło. I z tego co widziałem to nie tylko mnie. Loona lekko się uśmiechnęła.
-Nie jesteśmy rodziną SZEFIE. Pan jest szefem my pracownikami. Traktujesz ją jakby była jakąś kłopotliwą nastolatką. Ona zachowuje się jak uzależniona od narkotyków bezdomna kobieta której dałeś telefon...
-O Ty mały kurwiu... - szepnąłem.
-wypraszam sobie. Bez bezdomnych ludzi nie miał bym POŁOWY śmiechu i radości w moim życiu.
-skoro już jesteśmy w temacie rodziny, czy mógłbyś przestać szpiegować mnie i Millie po godzinach pracy?
-Oh, skarbie - odparła Millie. - to nic takiego.
-Przepraszam... CO? - Powiedział Moxxie
-Ta, to dość... Denerwujące. - przyznałem - No ale nie dla mnie...
###-###-###
-Kochana, możesz podać mi masło? - Zapytał Mox.
-Jasna sprawa kotku. - odpowiedziała Millie.
-Uwaga spoiler. Masło się roz-spuściło. -Powiedział Blitz siedząc w lodówce.
Na co Millie zareagowała śmiechem.
-co Cię tak bawi kotku? - zainteresował się imp
-zdumiewająca gra słów, nie sądzisz? - Zapytał Blitz
-CZEMU JESTEŚ W LODÓWCE!?
-Jemu przynajmniej trafiła się lodówka. - powiedziałem wychodząc z piekarnika.
###-###-###
-co tam Ci się śni? - Zapytał szef.
-sniło mi się, że mój ojciec był zamordowany. A teraz... chciałbym do tego wrócić.
[Taka moja mała zmiana od autorska. ]
###-###-###
Moxxie: ♫ Of all the imps in hell, it's for her that I fell ♫
♫ It's for her that I fell ♫
Millie: [at the same time] ♫ It's for him that I fell ♫
Moxxie: ♫ Oh, Millie~ ♫
-CZY TY NAS KURWA NAGRYWASZ!? - Zapytał w kij spokojnie Moxxie
-Nie... - stwierdziłem trzymając mikrofon nad jego łbem.
###-###-###
-Więc PROSZĘ PRZESTAŃ to robić.
-Nie widzę problemu. Czy jest coś czego nie powinienem widzieć?
-Nie... - odparł Moxxie
Oboje z Looną chichoczemy. Ale jest przynajmniej z czego. Albo nie ma... )dźwięk bębna(
-Masz małego? - Zapytał
-szefie, to co mówisz i to jak się zachowujesz jest totalnie nieprofesjonlne.
-To raczej zależy od profesji. - wtrąciłem.
-A ktoś cię pytał o zdanie!? - Zapytał Mox.
-To samo mógłbym powiedzieć o tobie. - stwierdziłem.
-Spokojnie Moxxie, bo dostaniesz ataku paniki. - Millie próbowała opanować sytuację.
-JESTEM SPOKOJNY! - Rzekł Mox.
-Shh-shh-shh. Spokojnie. - poprosiła Millie głaszcząc męża po głowie.
-ja tam nie oceniam nudnych rzeczy jakie robicie poza godzinami pracy. Więc nie oceniacie mnie. - poprosił szef
-Oj mam swoje zdanie na twój temat szefie... - Powiedział chochlik zwany Moxxie.
-To ty masz własne zdanie? - zapytałem udając zdziwienie.
-ha, ale ci dowalił. - śmiał się szef.
-BLITZ Ty samoubny... - krzyknął Moxxie.
-Moxxie, przecież to twój szef... - Millie znowu prubowała opanować swojego męża.
-Nie, Millie wszystko ok, twój mąż jest... jakby to delikatnie ująć...
-upośledzony? - podsunąłem.
-czy obrażanie mnie w szczeniacki sposób sprawia, że czujecie się lepiej w swoim smutnym, samotnym życiu?
-w zasadzie to Tak... - odpowiedział nasz szef.
-Może i smutne i samotne ale przynajmniej jestem singlem. Bum! - no cóż niestety to nie zmienia faktu, że jestem samotny
-Moxxie ma żonę tylko dlatego, że łatwo nim manipulpwać.
-To nie tak suko. - odparła jej Millie.
Loona zaczęła warczeć na chochliczkę,
-O Ty mała... nikt nie będzie mi tak obrażał... -stanąłem po stronie mojej przyjaciółki. - ona jest wrażliwa.
-TAK, JESTEM. - poparła mnie Loona.
-jesteście bandą pieprzonych amatorów. - Powiedział dzieciak.
-zamknij jadaczkę kidosie - mruknołem. - Masz szczęście, że żyjesz.
-Ta firma to chyba jakiś żart. - Powiedział Moxxie.
-tak, czy siak wróćmy do rozmowy o mojej stylówce.
-nikt nawet o tym nie wspominał. - przypomniała Loona.
-Dlatego postanowiłem o tym wspomnieć. Wygląda świetnie, co nie?
-zaromniście szefie. - odparłem.
-To było dosłownie piekło siedzieć tu i udawać sparaliżowanego byście wy debile mnie nie zabili. Ale teraz tego chcę, chcę umrzeć. Ty... - chłopiec wskazał na Blitza. - ...jesteś chciwym, samolubnym klaunem. A ja jestem dzieckiem, powinienem lubić klaunów nawet tych strasznych.
-To nie było zbyt... - chyba chciał powiedzieć Moxxie ale zaraz kidos mu przerwał.
-Jakbym chciał usłyszeć opinię jakiegoś pajaca bez kręgosłupa to bym se wyrwał swój i bym się go kurwa zapytał.
-Ta jasne, odpal shizofremie swojej drugiej osbowości i jej się dałnie zapytaj. - dodałem.
-Nie odzywaj się tak do mojego męża! - Mill znowu stanęła po stronie męża.
-hahaha, to ma być twój mąż? Myślałem, że jesteś dziwką. Ale nie widziałem, że potrzebujesz chuja tak bardzo.- dalej gadał dzieciak co chyba miał na imię Eddie -A ty...
-kto, ja? - zapytałem.
-Nie, ona. - Powiedział wskaując na Loonę
-Co ze mną? - Zapytała
-Nic, nie gadam z psami... jestem kociarzem.
-O Ty mały niechrześcijański, gównowarty, debiloniewychowny, mały kurwiu.
-No, to teraz przyszła pora na Ciebie. - Powiedział Ed-die.
-wal śmiało tępy młokosie.
-Ty, dziwaczny klaunie...
-za bardzo się powtarzasz. - przerwałem mu.
-Nie ważne. - kontynuował. - Ty simpujesz i stajesz po stronie tego furrasa jakbyś liczył na coś więcej...
-ała, gdyby nie to, że to była jedna z najbardziej gównianych obelg jakie słyszałem i gdybym nie przeszedł tylu gorszych sytuacji to by i tak mnie to nie zabolało... musisz się bardziej wysilać by wymyśleć coś na mnie...
-O cholera. - krzyknęła Loona. - Właśnie napisał klient. Wygląda na to, że jednak to on był celem...
-kto? - Zapytał Blitz
-on. - odpowiedziała Loona.
-ja? - Zapytał Eddie.
-Yup. - odparła wilczyca.
-oni na prawdę chcieli żebyśmy zabili dziecko. - szef próbował zrozumieć.
-tak napisali. - potwierdziła
-Chryste na patyku... czyli jednak Bóg istnieje. - Powiedział wyciągając splówę jednak ja byłem szybszy.
Ekipa siedziała w milczeniu.
-no co? Lacky Look, nie dziwcie mi się...
###-###-###
Wiecie, ludzie, w tej firmie naprawdę chciałem udowodnić, że jesteśmy w stanie robić te same rzeczy, co każdy inny. Jak zabijanie ludzi!
Więc od nas tutaj, w grupie Immediate Murder Professionals, obiecujemy załatwić twoje niedokończone sprawy albo twoje pieniądze... przepadną i nigdy ich nie odzyskasz, możesz napisać nam złą recenzję, ale my udawaj głupiego, bo to jest piekło i nikogo to, kurwa, nie obchodzi.
przemowa szefa była bardzo inspirująca jednak najlepszą częścią chyba było rozkrajanie ciała tego bachora na części pierwsze.
###-###-###
-Wiecie... nawet jeśli ten dzieciak był celem... to nadal jest dzieckiem. I ważne jest, abyśmy przeszli przez to z szacunkiem. - Powiedział szef obejmując nas wszystkich.
###-###-###
-Proszę! Jeśli ktoś widział mojego małego Eddiego, proszę o kontakt pod adresem--b-OHHH! - coś chyba chciała jeszcze dodać ale właśnie spadło na nią ciało syna. (Mogła go lepiej wychować)
-Nie ma za co! - wydarliśmy się razem z Blitzem.
[Ten rozdział był rozdziałem pilotażowym i gdzieś tak pod koniec mi się trochę znudziło... no ale przynajmniej jest...
Musiałem wszystko tłumaczyć ręcznie z scenariusza...
Na początku płakałem między dubbingiem od BruDolina A wattpadem ale było to dość nieefektywne.
Potem znalazłem scenariusz ale chrome nie mógł mi przetłumaczyć strony...
Więc myślałem to tłumaczyć.
Trochę z pamięci, trochę od autorsko.
No ale to nie zmienia faktu, że jest to trochę kopia serialu.
W przyszłym rozdziale obiecuję więcej opisów i więcej oryginalności.
To na tyle
Bajlando i do następnego rozdziału...
~KajKD ]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro