Wypadek w pracy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

<per. Polski>

Obudziłem się w czarnej przestrzeni a jedyne co sprawiało że nie spadam była niewidzialna podłoga. Rozglądałem się po tym miejscu idąc przed siebie aż nagle zauważyłem jakąś postać. 
Była ona tyłem do mnie więc nie molem zobaczyć twarzy tego osobnika. Nagle po jakimś czasie odwrócił się i....zamarłem....to był ON. Patrzył się na mnie z tym obrzydliwym uśmiechem, wyciągnął pistolet i wycelował we mnie. 

???: Do zobaczenia..~

Usłyszałem strzał.

.

.

.

BIP BIP BIP BIP                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             Spadłem z łóżka prosto na twarz. Nie powiem, bolało..    


 Polska: KURWAA...- powiedziałem dosyć donośnie po czym wstałem by sprawdzić godzinę i przy okazji wyłączyć ten cholerny budzik.



Gdy budzik został wreszcie uciszony popatrzyłem na prawy górny róg by zorientować się w godzinie. O kurwa...jest 7:37 a na 8:00 zaczyna się praca POLSKA TY KRETYNIE.
Zerwałem się od razu do biegu i niczym jak sportowiec na maratonie pobiegłem się ogarnąć w łazience i ubrałem się w koszulę i czarne spodnie. Po tej czynności pobiegłem szybko do pokoju po moją torbę i wziąłem do buzi jakąś kromkę chleba żeby nie iść na głodniaka znowu.
Zamknąłem szybko drzwi od mieszkania i wybiegłem na przystanek.


Niestety autobus odjechał a ja mam jakieś 20 minut piechotą do pracy KURWA ZAJEBIŚCIE.Już sobie wyobrażam sobie reakcję szefa na moje KOLEJNE spóźnienie... Nagle przy ulicy zatrzymał się czarny samochód. Po chwili okno od nich się otworzyło i usłyszałem...

 
???: Hej Polen, a ty nie w pracy?


Dobrze mogłem rozpoznać ten głos. To był Niemiec...poczułem że dostałem gęsią skórkę.
Nerwowo się odwróciłem i odrzekłem do niego;


Polska: Uhh..no..autobus mi uciekł a ja oczywiście nie mam auta..

Niemcy: To może podwieść cię? 

Polska: s-serio..? Na pewno nie będzie ci to przeszkadzało?..

Niermcy: Nie co tam..i tak też tam pracuję więc dla mnie to drobiazg

Polska: O-okej..
 


I tak o to wsiadłem do samochodu mojego byłego wroga...kto by się tego spodziwał? (ja lel-autorka)
Pomiędzy nami była dość niezręczna cisza, ja akurat patrzyłem przez okno na drogę gdy nagle Niemcy przerwał moje zajęcie mówiąc;


Niemcy: To..jak tam u ciebie..?

Polska: uhh..nic ciekawego,mieszkam sam odkąd Węgry się przeprowadził,nie narzekam
chociaż czasem brakuje mi go i jego humoru

Niemcy: a jak tam jego papryczki?- powiedział z żartobliwym głosem

Polska: pff.. akurat za tym nie tęsknie
 

Zaśmiał się cicho przy czym ja też. 



Niemcy: U mnie się dosyć dużo zmieniło. Odkąd nastał pokój, zacząłem dużo pracować przez co kupiłem nowe mieszkanie i ten samochód więc jakoś moje życie się układa. O popatrz, już jesteśmy na miejscu.



Zatrzymał auto, złapałem moją torbę by powiesić ją na ramię (znacie te torby przez ramię, te na ramię do boku- autorka) i razem wyszliśmy z auta.
Naglę podbiegł do mnie Węgry i przytulił co ja od razu odwzajemniłem.


Węgry:Hej Lengyelország!

Polska: Hejka



Nagle Węgry zobaczył Niemcy z tyłu który powoli wszedł do budynku.



Węgry: widzę że miałeś małą podwózkę heh..- mówiąc popatrzył się na mnie z tym dwu znacznym uśmieszkiem..o co chodzi?


Polska: No co? sam mi zaproponował a poza tym przynajmniej się nie spóźniłem.

Węgry: uhuuuh

Polska: No dobra zamknij się i chodź już za nim nas szef ochrzani.

Węgry: ok ok



Po wejściu do mniemanego budynku poszedłem schodami a później korytarzem do swojego biura. Usiadłem przy biurku i zająłem się papierkową robotą.
Po  ok. pół godzinie usłyszałem pukanie



Polska: Proszę.




Do biura wszedł Niemcy z segregatorem i swoją torbą...to coś wróży.



Niemcy: Hejka, szef podzielił wszystkich na grupy żeby każda zrobiła razem projekty na przydzielone przez jego tematy i akurat zostaliśmy tylko my więc dał mi ten segregator z materiałem, mamy 3 tygodnie na to.



Polska: umm..okej rozumiem, poczekaj chwilę



Wstałem i przysunąłem mu drugi fotel Zeby mógł gdzie siedzieć.



Niemcy: Dzięki



I tak zleciały nam kilka godzin na pracy nad tym projektem przy okazji gadając sobie na różne tematy. Fajnie się z nim gada nie powiem. Zauważyłem że ma podkrążone oczy...ciekawe ile on sypia że doprowadził się do takiego stanu. Nie wytrzymałem, musiałem zapytać



Polska: Hej..czy ty w ogóle spisz że masz takie wory pod oczami?

Niemcy: Taa..



Polska: To ile?- byłem zbyt ciekawy i trochę zmartwiony.



Niemcy: ..to nie jest zbytnio ważne..sorka muszę iść do łazienki, zaraz wracam.


Mówiąc to wstał i wyszedł z pokoju. Przy okazji wziął swoją torbę..aha? Po co mu torba w kiblu??



<per. Niemcy>


Wyszedłem z biura Polen i wziąłem swoją torbę..
Gdy już dotarłem do łazienki postawiłem swoją torbę na podłogę przy umywalce by umyć twarz.
Spojrzałem w lustro..rzeczywiście można było zobaczyć po mnie zmęczenie..no cóż.
Nagle usłyszałem ten głos który nie dawał mi spokoju..


głos: oh oh oh tylko popatrz na siebie...wyglądasz tak żałośnię..



Niemcy: czego ty znowu chcesz ode mnie?!



głos: oj oj nie bądź już taki spięty...słuchaj mnie uważnie bo mam takie pytanie..dlaczego wybrałeś takie nędzne życie gdy mogłeś wybrać bogactwo i władzę? Ze mną mógłbyś z łatwością podbić te bezużyteczne kraje..takie jak ta głupia Polska..



Niemcy: NIE WAŻ SIĘ TAK O NIM MÓWIĆ, ROZUMIESZ?!!


głos: a ty co? zakochałeś się w nim czy co? 

Niemcy: ...


głos: co? języka w gębie ci zabrakło? no odpowiadaj 


Niemcy: zamknij się..


głos: słucham?-



Niemcy: powiedziałem..ZAMKNIJ.SIĘ.



głos: oj mój drogi...nie ładnie..i tak kiedyś przejmę kontrolę nad tym swiatem a ty mi w tym pomożesz zobaczysz...a Polska dostanie na co zasłużył..- mówiąc to zaśmiał się psychicznie


Niemcy: Z-ZOSTAW MNIE W SPOKOJU..!


głos: jesteś nikim,tylko potworem bez serca i zawsze nim będziesz...mimo że ci niby przebaczyli to w środku cię nienawidzą,jesteś potworem- powtarzał to słowo w kółko i w kółko.


Niemcy: PRZESTAŃ! PRZESTAŃ! p-rzestań..stop....


głos: hahahahaa..taki słaby...



Nagle głos ustał...usiadłem opierając się o ścianę i  zacząłem płakać po chwili wyciągnąłem moje tabletki..


Niemcy: "nie spożywać więcej niż 2 na dzień"...


Zacząłem łykać nie kilka a kilkanaście..nawet nie liczyłem...po chwili zacząłem robić się śpiący a oczy mi się powoli zamykały i film mi się urwał.


<per. Polski>


Niemca nie ma już 26 minut...nie wiem dlaczego ale czułem jak coś jest nie tak...
po chwili namysłu wstałem od biurka zalanego papierami i poszedłem sprawdzić co z nim.

Polska: Hej Nie-


Wszedłem do łazienki i to co zobaczyłem ogromnie mnie przeraziło.


Polska: CHOLERA JASNA, NIEMCY??!!



Podbiegłem do niego. Siedział na podłodze ledwo oparty o ścianę z głową w dół. Obawiałem się najgorszego. Zacząłem  lekko go trząść próbując go jakoś obudzić, lecz niestety nie reagował. Zauważyłem że w jego lewej ręce jest mała buteleczka z jakimiś tabletkami. Wziąłem je i przeczytałem etykietę. Pierdolona mała czcionka...Niemcy coś ty najlepszego odjebał..?!



Pobiegłem jeszcze po pomoc. Jedyni którzy zostali w tym budynku są Węgry,Szwajcaria, ja i
Niemcy..Zauważyłem ich obu w firmowej kuchni.



Węgry: O! hej Po-


Polska: NIE CZAS NA ŻADNE "HEJ", NIEMIEC WZIĄŁ JAKIEŚ TABLETKI I SIEDZI NIEPRZYTOMNY W ŁAZIENCE POMÓŻCIE PROSZĘ!

Węgry: CO?!

Szwajcaria:  ..zaprowadź i to szybko.


wszyscy pobiegliśmy z powrotem do łazienki. Szwajcaria sprawdził jego puls.


Szwajcaria: co on zażył? 


Podałem mu leki które były w dłoni Niemca.




Szwajcaria: hm...spokojnie to nie jest dosyć mocne żeby zabić tak szybko ale lepiej zabrać go do szpitala.




Węgry, Szwajcaria i ja wzieliśmy Niemcy i jego rzeczy i zanieśliśmy go do jego auta. Węgry znalazł jego klucze do samochodu więc on prowadził. Pojechaliśmy do szpitala. Gdy weszliśmy do budynku, Szwajcaria pobiegł do jednej z pielęgniarek która zawołała inne i zabrały naszego nieprzytomnego niedoszłego samobójcę na salę. Mam nadzieję że nic mu się nie stało..zastanawia mnie dlaczego to w ogóle zrobił..? Poczekałem w szpitalu...po prostu miałem takie uczucie że powinienem zostać przy nim. Wziąłem taboret i usiadłem obok jego łóżka czekając.
.
.
.

---------------------------------------------------------------

okejjj to jest pierwszy rozdział mojej książki :D
wiem dużo na razie nie ma z gerpola ale to dopiero pierwszy rozdział więc cierpliwości uwu


mój nadgarstek boli tak bardzo hhhh kill meh



okej muszę już iść spać (jist juz PUZNO IDZ JUZ spac. sorka musiałam xd)



paaa qwq



sorka za jakiekolwiek błędy z ortografią to kiepsko u mnie ale cóż ostrzegałam :p

1188 słów uwu




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro