11. - Przepraszam.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odpoczynek siedzącej na szczycie silosu Wrongedspark przerwał dźwięk windy. Gdy tylko go usłyszała, wstała i odwróciła się w stronę, skąd miał wyjść intruz zakłócający jej spokój. Wyciągnięte na wierzch skrzydła schowała w plecach od razu, nie chcąc, by zostały zauważone przez kogokolwiek, kto nie jest nią. Zaraz po tym zobaczyła przywódcę stacjonujących na Ziemi Autobotów.

- Czego chcesz? - spytała prostymi słowami.

- Chciałem spytać czy niczego nie potrzebujesz.

To pytanie było dziwne. I dlaczego go to interesowało? Po co mu była ta wiedza? Przecież by nic nie dał komuś, kogo tak mało znał. Chyba... Zresztą, to było po prostu zaskakujące i dziwne, zastanawianie się nad tym to niepotrzebna strata czasu. Mimo zaskoczenia, femme nie okazała po sobie zdziwienia.

- Nie - odpowiedziała krótko.

- Dzieci dziś nie przyjdą do bazy. Wczoraj się dość mocno pokłóciły.

- Dlaczego mi to mówisz? - spytała nieco podejrzliwe.

- Abyś wiedziała, że dziś nie przeszkodzą ci w odpoczynku. Ratchet mówił, że Miko była nie do zniesienia. Poza tym ją fascynujesz. Nie dała by ci spokoju.

- Jak bym jej miała dość, nie wdawałabym się w dyskusję i odleciała w trybie myśliwca. 

- Czasem bywa natrętna. 

- Nie robi to na mnie wrażenia. 

- Czy ludzie są przy tobie bezpieczni? - zapytał o coś, co nurtowało pewne osoby z tego ukrytego na połaciach pustyni miejsca.

- Jak dotąd, nic im złego nie zrobiłam. I nie zamierzam. 

- Dziękuję.

- Mam do nich podobne podejście, co wy. Nie są winni waszej wojnie i należy ich przed nią uchronić.

- Cieszę się, że też tak uważasz. Mamy, jak widać, wiele wspólnego.

- Nie zapędzaj się tak. 

- Przepraszam, jeśli cię w jakiś sposób uraziłem.

Popatrzyła na niego podejrzliwie. Ewidentnie nic nie pamiętał.

- Stało się coś? Zachowujesz się, jakbyś mnie znała. Jakbym ci w czymś zawinił. Jednak nigdy przed naszym spotkaniem w tym zalesionym miejscu, gdy miałaś ze sobą wózek energonu, cię nie widziałem.

Postać nie odpowiedziała mu na te kilka zdań. Odwróciła się, przetransformowała w myśliwiec i odleciała. Nie zrobiła tego szybko, a spokojnie. Widziała, iż ten nie próbuje jej złapać.

Prime popatrzył za postacią. Teraz tym bardziej był przekonany, że postać musiała go z kimś pomylić, ale póki nie zamierzała z nim o tym rozmawiać, nie naciskał. Chciał dać jej czas na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu i przywyknięcie do sytuacji. Widział, jak bardzo im nie ufa. Smuciło go to, bo miał wrażenie, że nie wzięło się to znikąd. Że za tym brakiem zaufania kryje się jakaś okropna historia. Jedną z teorii było, iż jest to sprawka Megatrona. Wydedukował przecież, że oboje spotkali się już wcześniej. Choć tak naprawdę przywódca Decepticonów ujrzał na Nemezis Wrongedspark po raz pierwszy w jego długim, pełnym walk życiu. Jednak spoglądał on wcześniej na innych osobników jej gatunku i znając ich możliwości transformacyjne, obawiał się ich. Dlatego zrobił to, co stać się musiało. To, o co Wrongedspark obwinia Prime'a. To właśnie Megatron był początkiem wszystkiego, nie Optimus grający wtedy tylko rolę pionka. To właśnie Megatron był preludium strachu i nienawiści opierzonej femobotki, gdyż gdyby nie jego działania, nic złego by się wtedy nie wydarzyło.

Mech zjechał windą z powrotem do bazy.

- Długo cię nie było Optimusie. Dowiedziałeś się czegoś? - spytał druha Ratchet.

- Ludzie są tu nadal bezpieczni. Ona także zamierza ich chronić. Powiedziała, że nasza wojna nie jest ich winą.

- Mówiła szczerze? - Arcee nie była tego pewna - Wolałabym, by nie zabiła Jacka - martwiła się o swojego podopiecznego.

- Szczerze i tego jestem pewien. Na pewno mnie nie oszukała. Poza tym, nie okłamała nas ani razu.

- A wiesz, dlaczego cię tak nie lubi? - chciał wiedzieć biały medyk z pomarańczowymi elementami na rękach oraz torsie.

- Gdy się jej o to spytałem, przetransformowała się w myśliwiec i odleciała. Nie będę naciskał i dam jej czas.

- Wiesz, że możesz się nigdy tego nie dowiedzieć? Jak teraz nie mówi, nie powie i później. A jak nawet, bardzo małe są na to szanse - odparł, jakby było to oczywistością. Że Wrongedspark niczego nie zdradzi.

- Wiem Ratchet, jednak warto mieć nadzieję. To właśnie ona umiera ostatnia.

- Możemy nie mówić o śmierci? - mina Arcee nieco zrzedła. Nadal przeżywała śmierć Cliffjumpera. Był jej partnerem, najlepszym przyjacielem. Osobą, do której mogła się zwrócić w każdej sytuacji, w każdej chwili. Był kimś, kto pomógł jej powstać z kolan i pozbierać się po okrutnym zamordowaniu Tailgate'a przez tę pajęczą sukę Airachnid. Niebieska femobotka szczerze jej nienawidziła i pragnęła zemsty.

- Wybacz Arcee - rzekł stojący niemal naprzeciw niej Prime. - Nie pomyślałem, mówiąc te słowa.

- Coraz częściej ci się to zdarza. Czy tylko ja pamiętam, co się stało z Cliffem? Zachowujecie się tak, jakby to nie miało dla was znaczenia.

- *Ma Arcee, my też za nim tęsknimy* - wybibczał Bumblebee, przytulając femme. Wiedział, że jest jej  bardzo ciężko.

- Zostaw mnie - powiedziała, odsuwając go od siebie. Nie zrobiła tego chaotycznie, lecz spokojnie, jej ton także nie wykazywał złości. Czułości miała zarezerwowane jedynie dla zgasłych tragicznie Botów.

- *Przepraszam* - bipnął skruszony skaut. Nie wiedział, jak inaczej mógłby pocieszyć kuzynkę, dlatego cały czas próbował tego, choć chyba niezbyt to lubiła. Ale wiedział, że to mimo wszystko docenia i to napełniało jego iskrę poczuciem determinacji oraz tego, że jednak pomaga przyjaciółce. Bez względu na jej zewnętrzną reakcję.

Autobotka skinęła.

- Przejadę się - oznajmiła. Chciała teraz pobyć w spokoju.

- Miłej jazdy - rzekł na jej słowa Optimus, robiąc jej przejście w stronę wyjścia, by nie musiała go omijać.

Ta skinęła w podziękowaniu, przetransformowała się i ruszyła prosto przed siebie. Jechała po drodze, ponieważ było to najwygodniejsze, a jezdnia i tak świeciła pustkami. Botka wychyliła się w górę, stając na tylnim kole. Trwała tak chwilę, wracając później do prawidłowego stylu jazdy. Zaczęła przechylać się to w jedną, to w drugą stronę, skręcając ostro. Na te momenty opuszczała wygładzony kawałek gruntu oznaczony asfaltem i białymi liniami. Mogła trochę poszaleć, odsuwając myśli od wojny i potyczek między obiema frakcjami; od śmierci przyjaciół czy nowego zagrożenia, którym mogła stać się Wrongedspark. Nie była co do niej przekonana, ale przynajmniej to femme, a nie kolejny mech. Trochę brakowało jej tu przedstawicielek tej samej płci. I nie chodzi tu o Miko. Ta to dopiero bywała nieznośna, czego pokaz dała wczoraj Bulkheadowi, innym dzieciom oraz Ratchetowi.

Wrongedspark natomiast nie brała innych na mechów i femobotki, tylko po prostu na zagrożenie. Wszyscy mogli ją torturować, wszyscy mogli chcieć ją zabić. Wystarczyła by im do tego po prostu sprzyjająca sytuacja. Moment nieuwagi zazwyczaj czujnej postaci.

Za to Bumblebee po prostu cieszył się, że Raf jest bezpieczny.  Tego chciał najbardziej. Świadomości, iż jego najlepszemu przyjacielowi nic nie grozi. Przynajmniej nie ze strony nieznajomej. Bo znajomą jej chyba nie można było nazwać, skoro nic o niej nie wiedzieli. Albo prawie nic. Przecież nawet swojego imienia nie chciała im zdradzić. Ale i tak chciał się z nią polubić. Jednak teraz z nimi zamieszkała, co temu sprzyjało. A co do Bulkheada, nie miał do do niej jakiegoś specjalnego zdania, zostawiał to innym.

Podczas gdy Arcee jeździła po pustynnych drogach, a Wrongedspark latała w przestworzach, do bazy Autobotów przyleciał agent specjalny William Fowler na rutynową kontrolę, miał jednak problem ze znalezieniem lądowiska. Spodziewał się oznaczonego terenu, a nie (z wyglądu) litej skały, temu też kluczył po terenie wokół silosu. Skontaktował się z głównym komputerem w kryjówce ''stalowych gigantów'', wykonując połączenie.

~ Co się tam u was dzieje i gdzie podziało się lądowisko?? - spytał nieco zły.

- Lądowisko jest tam, gdzie zwykle, agencie Fowler, jednak zostało ukryte, gdyż dostaliśmy wiadomość, że Decepticony wysłały Laserbreaka, by nas szukał.

- Skąd macie takie informacje? - podleciał z powrotem do skały. Nie wiedział nawet, że jest obserwowany.

- Porozmawiajmy na ten temat wewnątrz bazy.

- Zgoda - czarnoskóry agent osadził swoją maszynę na zamaskowanej płycie lądowiska, po czym z niej wyszedł i użył windy, by dostać się na dół. Na to Wrongedspark podleciała do normalnego wejścia do bazy i przetransformowała się z powrotem w siebie, wchodząc do niej. To ona bowiem śledziła myśliwiec mężczyzny, od kiedy ujrzała go na niebie.

- Źródło informacji jest pewne agencie Fowler, nie mogę go jednak panu zdradzić - usłyszała środek rozmowy.

- To ja was kryję w ludzkim rządzie i zacieram wasze wpadki, a ty mi mówisz, że masz przeciek u Decepticonów, ale nie zdradzisz, kto to? Jakiś Decepticon przeszedł na waszą stronę?

- Nie, to nie Decepticon. Ale nie zdradzę, kto. 

- Dlaczego?

- Ta osoba by sobie tego nie życzyła.

- Przecież jej tu nie ma - człowiek nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił. Owa osoba przecież stała tuż za winklem i śledziła przebieg konwersacji.

- Proszę uszanować prywatność tej osoby. Sami mało o niej wiemy.

- To na jakiej podstawie ja mam zaufać, że nie napadnie nagle na miasto dla zabawy lub kogoś nie zabije, albo się nie pokaże innym ludziom?

- Nie jest zagrożeniem dla waszej rasy.

- Posłuchaj mnie Prime! Masz mi powiedzieć o niej, tyle, ile wiesz. Muszę uzupełnić bazę danych. Moi przełożeni będą się o tego kogoś pytać.

- Więc nic im nie mów agencie Fowler. Od nas się więcej nie dowiesz na ten temat.

- Mów Prime, albo zawieszę naszą współpracę i zostaniecie stąd deportowani - rzekł zły.

- Powiedział ci chyba, że nic o mnie nie zdradzi - Wrongedspark postanowiła wejść do pomieszczenia, czym zebrała zaskoczone spojrzenia Autobotów. - Więc przestań dopytywać.

- A ty to kto? Jesteś tym Decepticonem? I co to za wygląd?

- Nie jestem Decepticonem i nie zamierzam nic zrobić ludziom, pokazywania im się także nie uważam za rozsądne. Więcej ci wiedzieć nie potrzeba.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś Prime, że jesteśmy podsłuchiwani?? - zły agent zapytał przywódcy Autobotów.

- Ponieważ o tym nie wiedziałem - ten odparł szczerze.

- Mów mi wszystko o sobie, muszę uzupełnić protokół - murzyn włączył nagrywanie w dyktafonie. Ta natomiast odwróciła się i po prostu ruszyła z powrotem do wyjścia z bazy.

- Nie odchodź mi tu, tylko mów, kim jesteś, co tu robisz, od kiedy tu jesteś, jakie masz powiązania z Decepticonami i co cię łączy z Autobotami. 

- Z żadną z frakcji mnie nic nie łączy, nie licząc sojuszu z tą.

- Czyli nie jesteś Autobotem??? Jak ty mogłeś do tego dopuścić Prime?!

- Proszę się uspokoić agencie Fowler. Skoro nie chce mówić, nic nie powie. Od nas także się niczego nie dowiesz.

- Zapamiętam to sobie, zapamiętam! Poczekajcie tylko, aż coś zmaści, ja za to odpowiadał nie będę! - ruszył z powrotem do windy dla ludzi dobudowanej przez stacjonujące tu obecnie Transformery.

- Proszę się uspokoić - Optimus próbował załagodzić spór.

- Żadnego spokoju, jak mnie tak zwodzisz i w konia robisz! - drzwi do windy się zamknęły.

- Co tu robiłaś? - Arcee popatrzyła na Wrongedspark.

- Śledziłam nieznajomy myśliwiec, a jak zobaczyłam, że wylądował i człowiek z niego tu zjechał, chciałam poznać temat rozmowy. Kto to? - spytała nieco twardo, gdyż niepokoiło ją, że Autoboty skrywają przed nią takie rzeczy, jak znajomości z innymi, bardziej wpływowymi ludźmi, niż dzieciakami. Jednak mimo wszystko rozumiała ich decyzję, poza tym ten temat nigdy nie wypłynął. Tamci mogli po prostu nie wpaść na to, żeby go poruszyć.

- To był agent specjalny William Fowler. Nasz łącznik z ludźmi i przedstawiciel rządu amerykańskiego. Czyli tego kraju, w którym jesteśmy. Kontaktujemy się z nim, gdy czegoś potrzebujemy, on natomiast jest od ukrywania śladów naszych walk z Decepticonami czy tłumaczenia ludziom ewentualnych zniszczeń. Robi nam czasem niezapowiedziane wizyty, jak dziś. Taki ma wymóg.

- O co chodziło z deportacją?

- Ludzie kazaliby nam się stąd wynieść. Gdybyśmy tego nie zrobili, zaatakowaliby, a że pragniemy ich chronić, nie moglibyśmy kontratakować. Wysłaliby nas w kosmos lub na jakąś wyspę pozbawioną rozumnych i żywych istot.

- W takim przypadku moglibyście zniszczyć ich broń, nie raniąc ich.

- Ale zawsze istniałoby ryzyko zagrożenia ich życia.

- Czy ten agent byłby w stanie doprowadzić to tego, iż by was deportowano?

- Sprzyja nam, nie przepada za maszynami, jak sam to określa.

- Wie, jest tu ta trójka dzieci?

- A co ty tak dopytujesz? Może teraz my ci nic nie będziemy mówić? Zobaczysz, jak to jest - wtrąciła się Arcee, czym zebrała zimne spojrzenie od Wrongedspark i karcące od Optimusa.

- Spokojnie Arcee. Ona nie pyta o nic złego, chce poznać swoją sytuację. A odnośnie twojego pytania Wrongedspark - popatrzył znowu na nią - Nie wie o dzieciach. I wolałbym, by tak zostało.

- Ode mnie się tego nie dowie - obiecała, gdyż sama nie miała zamiaru mu tego mówić.

Femobotka cicho prychnęła i ruszyła do wyjścia. Wizyta Fowlera nie była przyjemna, dlatego nie dopisywał jej teraz humor. Temu była nieco zmierzła.

- Wybacz jej proszę - Optimus rzekł do sojuszniczki, gdy Arcee wyjechała z bazy - Nie miała łatwo i czasem bywa nieprzyjazna.

- Co jej się stało, że taka jest? - zadała pytanie, chcąc zobaczyć, co Prime odpowie.

- Przykro mi, ale to jej prywatna sprawa.

- A co ty się tak nagle o innych interesujesz, jak sama nie mówisz nam nic o sobie? - wtrącił się Ratchet.

- Nie chciałam dostać informacji o niej tylko sprawdzić, jaką otrzymam odpowiedź. 

- I jaka ona była, co?

- Najlepsza z możliwych.

- Czyli?

- Pomyśl, a się dowiesz.

- Czy ty mnie chciałaś sprawdzić Wrongedspark? Jak zareaguję? - Optimus nieco zmarszczył brwi w zastanowieniu.

- Tak. Jakbyś coś o niej powiedział, ode mnie nie dowiedziałbyś już się niczego.

- Zamierzasz powiedzieć nam coś więcej o sobie? - zaskoczył się nieco.

- Może kiedyś. Zależy od was. A może już niczego się nie dowiecie, bo nie będę tego uważała za potrzebne.

- Rozumiem. Dziękuję za szczerość.

- Ja nigdy nie kłamię - powiedziała, ruszając do wyjścia. Zamierzała wznowić lot. Nie została zatrzymana.

- Więc co robisz, gdy musisz? - spytał Ratchet.

- Nic nie mówię - odparła, opuszczając pomieszczenie i zostawiając pozostałe w nim Boty w milczeniu.

Ona natomiast przetransformowała się i wyjechała jako Bumblebee w stronę swojej ukrytej w lesie kryjówki. 

- Czy to nie brzmiało, jak twój silnik Bumblebee? - spytał skauta Ratchet, a ten potaknął, wybibczając coś zdziwiony.

- Jak widać, masz dobry alt-mode - skwitował to Prime.

Na tym rozmowa została zakończona.


Tymczasem w szkole działo się naprawdę wiele. Szczególnie w klasie pewnej wybuchowej nastolatki. Tam to już kreda została rzucona z klasy o tablicę z taką siłą, że uległa całkowitemu zniszczeniu, łamiąc się i rozsypując po podłodze. Nauczycielka fizyki, która właśnie pisała na tablicy przykład do rozwiązania, aż odskoczyła lekko zaskoczona.

- Kto to zrobił? - zapytała się klasy rozzłoszczonym tonem.

Nikt się nie zgłosił.

- Jak nie będzie winnego, cała klasa dostanie uwagi.

- To Miko! - krzyknął taki typowy, klasowy lizus.

- No chyba kurwa ty! Shiri jesteś i tyle! - wrzasnęła, bo przyznawać się nie miała zamiaru.

- Nie przeklinaj Nakadai. To, że nie jesteś tu na stałe nie oznacza, że możesz się tak zachowywać.

Dziewczynę zatkało. Jeszcze nie myślała o powrocie do domu, nie chciała o tym myśleć. To by oznaczało koniec jej przyjaźni z Bulkheadem, z Autobotami. Nie, to nie mogło się skończyć. Nie mogło!

- Przepraszam.

I teraz nauczycielkę zatkało.

- Dobrze się czujesz? Jesteś chora? - zapytała zmartwiona nauczycielka.

- Dowiedziałam się wczoraj, że jakiś kundel zaatakował moją kotkę. Wabiła się Chichi. To głupie bydle ją na śmierć zagryzło - Miko była jednocześnie zła, co bardzo smutna. Do tego brzuch ją od kilku dni bolał, ale to nie jest istotny temat. Ani tym bardziej temat do poruszania publicznie.

- Przykro mi Miko z powodu twojej straty. Wiem, jak się czujesz, bo miałam kiedyś podobną sytuację. Ale na przyszłość, nie rzucaj proszę kredą po klasie. Komuś mogła stać się krzywda.

 ~ Taa, jasne. Krzywda to się od kosmicznego robota stać może, a nie przez kawałek kalcytu i wapieni - pomyślała niepocieszona nastolatka. - I weź się ogarnij, nie chce mi się słuchać o twoim zajebiście nudnym i nieciekawym życiorysie.

- Dobrze, proszę pani - odparła nadzwyczaj ugodnie, co w jej przypadku nigdy się nie zdarzało.

- Tym razem, zważając na twoją przykrą sytuację, twoje zachowanie ujdzie ci płazem. Ale ostrzegam, następnym razem pójdziesz już do dyrektora.

~ Groźby są karalne babo. Ehh, z kim ja żyję i kto mnie uczy - powiedziała do siebie w myślach.

- Mhm - tylko to usłyszała nauczycielka w odpowiedzi na swoje ostrzeżenie.

- No dobrze, możemy zatem kontynuować już dzisiejszy temat  zjawisk fotoelektrycznych. Miko, powiedz mi jeszcze, z poprzedniej lekcji, z co to jest światło i z jaką prędkością rozchodzi się w próżni.

- Eee, yyy, przepraszam. Nie mogę się dzisiaj skupić - spuściła głowę, mając nadzieję, że się jej upiecze.

- No dobrze, dziś cię nie będę pytać, ale tylko dziś - odparła łagodnie, lecz stanowczo, nauczycielka. Pytanie dostało się szkolnemu lizusowi, na co ten bez problemu odpowiedział, że światło jest falą elektromagnetyczną, mającą naturę korpuskularno-falową (kwantowo-falową), która rozchodzi się w próżni z prędkością 300 tys. km/s.

Już w trakcie jego jakże fascynującej przemowy, Miko się wyłączyła, przestając słuchać, co się wokół niej dzieje. Zaczęła patrzeć przez okno, ignorując nauczycielkę, tego ulizanego chłopaka ze skłonnościami konfidenckimi oraz całą resztę klasy. Popatrzyła na to pustynne, niewielkie miasto, wręcz miasteczko, jeśli porównać je do metropolii, w jakiej na codzień przyszło jej żyć. Jasper był niczym nic nie znacząca kupka piasku na pustyni zwanej Tokio. Nawet o tym miejscu nie słyszała, zanim do jej szkoły nie przyszły ulotki odnośnie wymiany szkolnej. Ale tu przynajmniej mogła odetchnąć od nadmiaru nauki, nie musiała wszystkiego wkuwać od świtu do nocy, jak było w jej rodzimym kraju. Tam wszystko trzeba było umieć na błysk, jeśli chciało się godnie żyć. I rodzice wymagali od niej doktoratu na studiach, choć o dziwo dziedzinę naukową pozwolili jej wybrać.

W dodatku w Jasper nie czuła się tak wybrakowana, odosobniona. Japonki z reguły były niskie i blade, a ona wzrostem znacznie przewyższała swoje rówieśniczki z klasy w Japonii, do tego była opalona, więc już z góry uważano ją za inną, dziwną, nieatrakcyjną. Nie miała też krzywizny w zębach, która świadczyłaby o jej powabności, dodawała uroku. Charakterem oraz ubiorem także do tych wszystkich, typowych Japonek nie pasowała. A tutaj? Tutaj nikomu to nie przeszkadzało. Tutaj była względnie normalna, prawie nikt na nią krzywo nie patrzył z powodu odmienności. Tutaj było mnóstwo wysokich, opalonych dziewczyn. Konieczność powrotu do rodzinnego domu, do rutyny, do dnia wypełnionego rozmaitymi obowiązkami czy narzuconymi jej z góry zajęciami dodatkowymi, napawały ją żalem oraz smutkiem. Przywykła do Jasper, polubiła to miejsce. I były tu Autoboty, tam by się widzieć z nimi nie mogła. Musiałaby o nich zapomnieć. Żyć jak wcześniej, zanim je poznała. Nie mogła sobie z tą myślą poradzić. Nie chciała ich opuszczać. Gdy więc zadzwonił dzwonek na przerwę, kończący jej ostatnią lekcję, wypadła ze szkoły na parking, szukając brudnozielonej terenówki.

Kiedy tylko zobaczyła Bulkheada, wsiadła do niego i przytuliła się do kierownicy.

- Przepraszam za wczoraj - powiedziała. Chciała jak najlepiej wykorzystać czas, który jej z nimi pozostał. - Nie powinnam tak się zachowywać, wybaczysz mi?

Jej ochroniarz chwilę milczał, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Język mu utknął w gębie, przysłowiowo mówiąc.

- Tak, jasne. Jasne Miko. Stało się coś? - zapytał zmartwiony, gdyż nastolatka nigdy nie przepraszała za swoje zachowanie. Przynajmniej w jego obecności.

- Nie, po prostu przepraszam. Nie jesteś na mnie zły? - zapytała, mając w głosie nutkę nadziei obleczoną w nieco skrywany smutek.

- Byłem, ale już nie jestem - ruszył z parkingu. - Zapnij pasy - poprosił, chcąc zapewnić swojej podopiecznej jak największe bezpieczeństwo. Nie mógł przecież przewidzieć czy nie będzie uczestniczył w żadnym wypadku. Choć w jego pancernej karoserii nastolatka i tak byłaby raczej bezpieczna, a prawdopodobieństwo zranienia było stosunkowo niskie.

Dziewczyna wykonała polecenie swojego strażnika i najlepszego przyjaciela zarazem.

- Wrongedspark już się obudziła? - spytała.

- Nie, jeszcze śpi.

- Dobra, puszczaj rocka i jedziemy - rozsiadła się wygodnie w fotelu.

- Przykro mi, ale Optimus chciał, żeby dzisiaj nie przywozić nikogo do Bazy, zawiozę cię do domu. Jack i Raf też nie przyjadą - powiedział, puszczając ich drugi ulubiony kawałek.

- Co? Dlaczego? - zasmuciła się. 

Bulkhead nie chciał jej dodatkowo psuć humoru, więc odpowiedział, że Prime chciał, by Wrongedspark mogła odpoczywać w ciszy, więc telewizora by puścić nie mogli, grać w nic też, więc by ogólnie cicho być wszyscy musieli, nawet nie rozmawiać za dużo. Trochę się w wyjaśnieniach zaplątał, ale osiągnął to, że nieprzyjemny temat się zakończył. Dziewczyna wsłuchała się w piosenkę. Wyjątkowo nie śpiewała razem z autorem i wykonawcą w rytm granej na perkusji oraz gitarze elektrycznej melodii, a w milczeniu słuchała utworu. Miała po prostu gorszy dzień, każdemu się taki zdarza.

Kiedy Bulkhead dojechał, zostawił nastolatkę pod domem tymczasowych opiekunów i odjechał w stronę bazy. Nastolatka weszła przez drzwi frontowe kluczem, który na czas pobytu w Jasper otrzymała, po czym poszła do swojego tymczasowego pokoju. Nałożyła słuchawki na uszy i bombardując swoje bębenki zbyt głośną muzą, zaczęła słuchać swoich ulubionych kawałków. To zawsze potrafiło poprawić jej humor. Tak też się stało i tym razem. Po półgodzinnej ''terapii'' położyła się na łóżku, po czym się lekko uśmiechnęła. Napisała do Jacka oraz Rafa krótkie przeprosiny, po czym wysłała im je sms-em. Nie chciała być z nimi skłócona. Lekko się uśmiechnęła. Cieszyła się, że ma przyjaciół. Szczególnie jednego, nieco niezgrabnego, ale idealnego przyjaciela, który tak jak ona uwielbiał twardą muzę.

,^.^,^.^,^.^,^.^,^.^,^.^,^.^,^.^,

Nie no, 3525 słów! Mam nadzieję, że spodobał Wam się taki rozdział, w którym było także coś o ludzkich bohaterach. Choć oczywiście to tylko moje  nie związane z tym, co zostało podane w serialu. No, może lekko związane, gdyż imię kota Miko było właśnie stamtąd.


I to jest koniec maratonu tego opka z okazji moich osiemnastych urodzin. Mam nadzieję, że warto było czekać ponad miesiąc więcej. Temu tyle, że właśnie przed miesiącem od daty wstawienia tego, napisałam dwa pierwsze rozdziały. Ten dokończyłam dosłownie dwa tygodnie przed 14-stym stycznia. Skończyłam go 1.01.2020r. A raczej 2.01, gdyż tę notkę piszę 52 minut po północy 😂

P.S. Oczywiście notatek nie wliczam w ilość słów w żadnym rozdziale. Bo tak, to miałabym w tym już  3649 słów xD

P.P.S. W książce z one shotami opublikowałam także pewien, mały specjał. Jeśli chcecie go zobaczyć, zapraszam ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro