3. - Raf?!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leciał ponad chmurami, gdyż chciał pozostać niezauważonym. Trafił nad miasto, przyglądając się życiu ludzi. Byli tacy mali, tacy krusi, lecz mimo to ciągle gnali do przodu, nie zatrzymując się ani na moment. Lecz w przeciwieństwie do obserwującego ich Transformera oni mieli jakikolwiek wybór. Niespodziewanie musiał zacząć bardziej uważać, gdyż zobaczył pod sobą znajomy samochód. Żółte Camaro z czarnymi pasami biegnącymi przez całą jego długość. Zatrzymało się ono na parkingu, a po chwili wsiadło do niego dziecko. Postać niezwykle zainteresował ten fakt, gdyż nie sądziła, że nawiązują oni kontakty z młodymi przedstawicielami tegoż gatunku. Że nawiązują w ogóle jakiekolwiek kontakty z ludźmi. Auto ruszyło, a ona leciała nad nim, uważając, aby pozostać niewykryta. Bumblebee wyjechał z miasta, nie mając pojęcia, że ktoś go śledzi. Ruszył po pustynnej drodze, znikając po jakimś czasie w usadowionej niedaleko niej ogronmej skale. A więc to była ich baza. To ukryte na pustyni, otwierane przejście. Teraz postać była wielki krok przed nimi - wiedziała o nich dość sporo, a oni o niej zupełnie nic. Cieszyła się, że postanowiła przed wyruszeniem ze swojej kryjówki zabrać zagłuszać sygnału, bo gdyby nie to, pewniej już dawno byłaby zlokalizowana. Nie chcąc się więcej narażać, ruszyła szybko sprzed tej ukrytej ostoi, zmierzając w kierunku niewydobytych jeszcze złóż energonu zajędych przez Deceoticony.

Jednak gdy tylko w formie Vehicona przekroczyła próg kopalni, została ostrzelana przez chyba wszystkie pracujące tam trepy. Zmieniła więc postać na oryginalną, uciekając z tego zaułka. Przed wejściem czekała ją jednak niemiła niespodzianka w postaci seekerskiej rakiety wymierzonej w brzuch. Odskoczyła szybko, gdy tylko zobaczyła nadlatujący pocisk, jednak i tak dość poważnie oberwała - miała półcentymetrowej szerokości i trzycentymetrowej długości ubytek w boku. Złapała się za ranę, patrząc na wroga. A raczej wrogów, bo oprócz Starscreama stało tam dziesięciu Trepów, którzy od razu rozpoczęli ostrzał. Transformer nie miał w tym momencie z nimi szans, więc przetransformował się i mimo bólu od razu ruszył w chmury. Pocig ruszył za nim, strzelając bezustannie. Ranny przyspieszył ostro, zmuszając swój silnik oraz iskrę do maksymalnego wysiłku. Taktyka ta podziałała, bo wróg zaczął zostawać w tyle. Samotnik był od niego szybszy, więc wysforował się, skręcając w chmurach nieustannie. Po jakimś czasie ostrzał ustał, a on nie słyszał już szumu wrogich silników za sobą. Zwolnił jadnak dopiero po dłuższej chwili i leciał tak przez jakiś czas, aby upewnić się, że na pewno nie ma ogona. Zaraz po tym ruszył do swojej ostoi, aby odpocząć i naprawić rany.

Wszedł do pomieszczenia przez zasłonę z bluszczu, zastając je w zupełnej ciemnicy. Nie miał tutaj światła. Zmarszczył lekko brwi. Musiał zreperować uszkodzony bok, nie widząc go. Zrobić to na wyczucie, a więc i bez znieczulenia. Wiedział, gdzie co ma, poszedł więc po odpowiednie narzędzia, jak spawarka czy jakieś części zapasowe znalezione w magazynach statku, którym rozbił się na Ziemi, odnosząc jednocześnie na miejsce zagłuszacz sygnału. Następnie usiadł na ziemi i przygotował się psychicznie do operacji. Zamknął optyki, skupiając się na bólu. Zaczął wyczuwać, gdzie czuje go bardziej, a gdzie trochę mniej. Dotknął rany, brcząc swoją rękę wypływającym z uszkodzonych przewodów paliwem. Pomacał ją trochę, lokalizując miejsca większych uszkodzeń. Następnie włączył spawarkę i dotknął nią jednego z przerwanych kabli, chcąc do spowrotem połączyć w całość. Odskoczył prawie w miejscu, gdy jego obwody zostały nasycone nową, bardzo intensywną dawką bólu. Powstrzymał jednak ten ruch, nie chcąc się bardziej uszkodzić i uświadamiając sobie, że jeśli chce przeżyć, będzie się musiał do tego jak najszybciej przyzwyczaić. Westchnął cicho, po czym ponownie zaczął naprawiać naderwany przewód. Oddychał w tym czasie głęboko, aby uspokoić nieco swoje nieprzyjemne odczucia. Ani na chwilę nie przerywał pracy, aż nie zespawał wszystkich uszkodzonych fragmentów swojej zbroi.

Był bardzo osłabiony po tej autooperaji, bo już zanim dotarł do swojej kryjówki, stracił bardzo dużo energonu. Nie uzupełnił go jednak, ponieważ nie wiedział, kiedy będzie mógł ponownie uzupełnić jego kurczące się z każdym kojejnym dniem zapasy. Wstał, krzywiąc się lekko, lecz prawie natychmiast opanował okazywanie tych uczuć na zewnątrz swojej osoby. Wróg znający słabość zdobywa przewagę, a na to nie mógł sobie pozwolić. Pomyślał, co by mógł zrobić, aby dał radę naprawić się tuż po oberwaniu od nieprzyjaciela i żeby nie musiał za każdym razem wracać do swojej kryjówki. Wiedział bowiem, że skoro po tak stosunkowo nikłej ranie czuł tak wielkie osłabienie, nie mógł czekać, aż nastepnym razem wypłynien z niego więcej energonu przed powrotem do bazy, lecz musi działać na miejscu luż też blisko niego. Nie znał niestety na to odpowiedzi, więc po prostu poszedł odłożyć narzędzia na miejsce czyli pod jedną ze ścian, na skalistą ziemię. Czuł się fatalnie, ale musiał to przetrzymać, aby przetrwać, więc zlekceważył wielkie osłabienie oraz ból nie tylko w miejscu niedawnej rany, lecz także już na całym ciele. Pochodził prawdopodobnie od szybko rozszerzającej się rdzy, ale w obecnych ciemnościach nie mógł tego w żaden sposób stwierdzić. Zmusił się, aby potrenować. Nie robił nic gwałtownego, aby nie rozerwać sobie spawów, lecz spokojne ćwiczenia na rozciąganie, a także wspomagające koncentrację. Mimo wielkich chęci nie dał rady pokonać słabości i wziął po tej niemal półgodzinnej aktywności fizycznej kostkę energonu. Obawiał się, że jak go jednak nie uzupełni, to zgaśnie w nocy. Uzupełnił więc tę zyciodajną substancję, a następnie położył się spać.

Obudził go jakiś cichy odgłos. Otworzył lekko optyki, czując ogromne osłabienie, nie mając niemal siły wstać. Zmusił się jednak do tego, poruszając głową i podnosząc się do siadu. Mimo mroku zobaczył, co wywołało ten odgłos, a na jego twarz pierwszy raz od dłuższego czadu wystąpił silny grymas strachu. Hałas, jak się okazało, drapania i cichego warczenia wydawał z siebie lis, teraz ubabrany w energonie wypływającym z rozszarpanych kostek. Już potężna plama utworzyła się na posadzce, a postać czym prędzej zmusiła się do wstania i ratowania tej resztki, co jeszcze została. Już nie tak do końca rudy zwierzak na jej gwałtowny ruch uciekł z piskiem z jaskini. Paliwa zostały jednak mizerne resztki starczające na pół dziennej porcji. Osoba spożyła je czym prędzej, aby więcej się nie zmarnowało, po czym zmusiła się do wstania i wyjścia z jaskini. Teraz nie miała wyjścia, koniecznym było uzupełnienie tak nagle wyczerpanych zapasów. Wyleciała w formie myśliwca, zmierzając szybko w stronę kopalni. Ledwo utrzymywała się w powietrzu z osłabienia i wszystko ogromnie ją bolało, ale nie mogła się poddać. Wiedziała, że jak upadnie, to już nie wstanie. To ją napędzało. Mknęła więc przed siebie, oszczędzając jednak siły na nieuniknioną walkę.

Gdy wylądowała, nie bawiła się w i tak nie nabierającą już nikogo transformację w Trepa, tylko weszła do kopalni pewnym krokiem, chcąc ukryć ogarniające ją wyczerpanie i brak sił. Od razu przetransformowała ręce w blastery, zabijając na wejściu kilka Vehiconów. Inne zaskoczone rozpoczęły ostrzał, nie były jednak przygotowane na bezpośredni atak, spodziewały się kolejnej dyskretnej próby kradzieży. Do tego przygotował je Starscream. Postać tymczasem złapała w jedną rękę kilka kryształów energonu i zaczęła wycofywać się z niebezpiecznej sytuacji, obrywając lekko kilkukrotnie. Zanim wyszła, przetransformowała się w myśliwiec, zamykając nieprzetworzone paliwo w kabinie. Za wyjściem czekał na nią sandardowy komitet powitalny, lecz ona wyminęła go czym prędzej. Pościg ruszył za nią, lecz tym razem nie była w stanie go wyprzedzić. Postanowiła wylądować i zdjąć kilku przeciwników, niż podejmie ponowną ucieczkę. Stanęła więc na ziemi, zrzucając kryształy pod siebie i zaczęła strzelać w nadlatujące Vehicony oraz srebrnego Seekera. Udało jej się roztrzaskać dwójkę Vehiconów, lecz reszta została i razem ze swoim dowódcą stanęła na ziemi.

- A cóż to ja widzę, czyżbyś w wodzie spał, żeś cały ordzewiały? - zakpił ten transgeniczny komamdor.

Transformer nie odpowiedział mu ani słowem, zamiast tego strzelił prosto w twarz. Nie podejrzewał nawet, że tak z nim źle, choć przynajmniej wydedukował z jego słów, dlaczego się tak źle czuje.

- Na niego! - wrzasnął Seeker, strzelając do obcego z rakiety.

Postać odskoczyła natychmiast, sama do nich strzelając. Mimo skrajnego wyczerpania, co chwilę podał z jej pocisków kolejny klon. Niestety i z niej ciekło trochę paliwa, gdyż sama oberwała niejednokrotnie, nie będąc w stanie robić tak sprawnych uników, jak zwykle. Niespodziewanie niedaleko walczących otworzył się most ziemny i wyjechały z niego Autoboty. Przerdzewiała osoba zaczęła strzelać i do nich, nie chcąc stracić ani odrobiny zdobytego energonu.

- Atakować Decepticony! - krzyknął Prime, a jego podwładni czym prędzej rozpoczęli ostrzał do przeciwnej frakcji. Starscream, widząc, iż nie ma szans pokonać tylu przeciwników, zarządził odwrót. Gdy ustał ostrzał, postać szybko zebrała upuszczone wcześniej kryształy, po czym przetransformowała się.

- Zatrzymaj się! - rozkazał Optimus, mierząc do niej, lecz ona ani myślała go posłuchać. Ponownie zaczął się pościg. Chciała wlecieć w chmury, lecz gdy tylko zwiększyła wysokość, coś w silnikach zatrzeszczało, a one się wyłączyły. Zaczęła spadać. Udało jej się je uruchomić tuż przed ziemią, więc ponownie zwiększyła pułap. Niespodziewanie znowu straciła nad tym kontrolę i uderzyła w grunt, transformując się. Nie miała już ani odrobiny siły. Straciła przytomność, widząc przed tym zbiżające się postacie. Została dogoniona, a energon, który ukradła Decepticonom, miał od teraz napędzać jej wroga.

Ratchet ponownie wykrył szybko przemieszczający się energon, tak więc Optimus zarządził zdobycie go. Gdy Autoboty przejechały przez most ziemny, ujrzały tego tajemniczego Transformera. Był on jednak cały ordzewiały, aż mogło się wydawać, iż zaraz posypią się z niego części. Zapalczywie walczył z Vehiconami mającymi Starscreama na czele. Gdy zobaczył kolejnych napastników, zaczął strzelać także w nich. Prime zarządził atakowanie wyłącznie Decepticonów, chcąc z nim porozmawiać, proponując dołączenie do ich drużyny. Każdy sprzymierzeniec był dla tej garstki na wagę złota. Gdy jednak chciał i od nich uciekać, kazał mu się zatrzymać. On jednak nie posłuchał, zamiast tego przetransformował się, rozpoczynając wyjątkowo chwiejny lot. Autoboty w swoich alt-mode'ach wszczęły pościg, patrząc uważnie na zachowanie tajemniczej postaci. Widziały wyraźnie, że coś jest z nią nie tak. Kiedy spadła na ziemię, upuszczając energon, podeszły do niej i przyjrzały się. Leżała w bezruchu, a jej optyki nie miały takiego blasku, jak zwykle.

- Ratchet, otwórz nam most i przygotuj się do naprawienia... tego kogoś - nakazał Prime przez komunikator.

Nie minęło pół minuty, a przed grupką przyjaciół pojawił się świetlisty portal.

- Arcee, Bumblebee, zbierzcie energon. Sam zaniosę go do bazy - zarządził kolos, nie chciał bowiem narażać swoich towarzyszy na kontakt z rdzą.

Dwójka autobotów zebrała rozrzucone kryształy, podczas gdy Optimus podniósł zaskakująco lekką postać. Zabrał ją wprost do ukrytego silosu, a następnie odłożył na stół operacyjny, gdzie została przypięta. Wszyscy przyjrzeli jej się ciekawie, badawczo. Był zupełnie inna, niż oni.

- Ratchet, masz już lekarstwo? Wygląda, jakby już długo nie pociągnął.

- Cały czas nad tym pracuję Optimusie. Muszę pobrać jednak próbkę do badań.

- Masz moje zezwolenie - zgodził się kolos, a medyk skalpelem odkroił kawałek karoserii ordzewiałego.

- Ogłuszyliście go? - zapytał po chwili.

- Spadł w locie i udeżył o ziemię. Silniki mu wysiadały, mocno się w nim chwiał.

- To bardzo źle. Musiał być wyczerpany i najwidoczniej nie przyjmował dostatecznej ilości energonu, skoro cały przerdzewiał tak szybko. Widzę też u niego trochę źle zespawaną ranę na boku. Musiał mieć albo jakąś wiedzę medyczną i naprawić ją sam, albo niezbyt uzdolnionego medycznie towarzysza.

- Mówiłeś, że taka rdza jest bardzo bolesna, prawda Ratchet?

- Tak, a o co chodzi Arcee?

- Możemy go ocucić i przepytać wzamian za przeciwbólowe.

- Nie jestem pewien czy to rozwiązanie przystoi Autobotom, lecz niestety nie widzę innego wyjścia. Zgadzam się - odrzekł ostatni z rodu Prime'ów.

Na te słowa biało-pomarańczowy medyk wstrzyknął postaci dzienną dawkę energonu, tłumacząc, że skoro spadła z nieba, byłaby bardzo słaba podczas rozmowy i mogłaby mieć opóźnione procesy myślowe. Substancja względnie szybko rozprowadziła się po przewodach, powodując zwiększenie sił Transformera, który po chwili otworzył odrobinę przygaszone optyki. Popatrzył na nich bez wyrazu, nie okazując żadnych emocji ani bólu.

- Kim jesteś i jakie masz zamiary? - lider zaczął zadawać pytania. Odpowiedziała mu cisza.

- Co tu robisz?

- Kiedy będziesz współpracować, dostaniesz przeciwbólowe.

Kłamstwo. Według postaci było to kłamstwo. Kiedy by odpowiedziała, to by ją torturowano, jak kiedyś. Patrzyła mu więc tylko spokojnie, twardo w optyki, zamazując w nich słabość.

- Dołącz do nas, do Autobotów i pomóż nam walczyć w słusznej sprawie. Pomóż nam pokonać Decepticony i powstrzymać je przed zniszczeniem kolejnej planety i żyjących na niej ludzi.

A więc ich bronią? Intesujące, ale to pewnie kolejna chytra zagrywka.

- Optimusie, to nic nie da. Proponuję przejść do innych środków - odezwała się zniecierpliwiona Autobotka.

- Arcee, tortury nie są naszą drogą. Robiąc tak, stalibyśmy się równi Decepticonom.

Kolejne kłamstwo. Ciągle kłamstwa. Postać zorientowała się już, że jest przypięta i że sama nie da rady stąd uciec. Tylko oni będą mogli ją uwolnić, trzeba tylko wymyślić jak. Udała, że jej słabo, zaczęła powoli zamykać optyki, aż w końcu całkiem opadły. Mimo ogromnego bólu spowodowanego rdzą, oddychała spokojnie i miarowo, aby ich przekonać o swojej bezświadomości. Sposób ten na nich podziałał, bo po chwili wszczęli rozmowę.

- *Myślicie, że on potrafi mówić? Albo czy w ogóle rozumie, co my mówimy*

- Wygląda trochę jak jedno ze zwierząt na plakacie rockowym, który pokazywała mi Miko. Mówiła na to gorzeł czy jakoś tak.

- Orzeł Bulkhead, orzeł - wtrącił się Ratchet. - I to właśnie jest zastanawiające. Wygląda, jak my, ale jego wygląd znacznie różni się od naszego. I ta transformacja...

- Właśnie. Jakim cudem najpierw zmienił się w Bee, a później w mój wehikuł? Mając do tego myśliwiec i może coś jeszcze. To przecież niemożliwe.

- Tego musimy się dowiedzieć, więc...

Postać niestety była już zbyt słaba i zbyt obolała, aby dłużej zdołać zachować świadomość, więc odpłynęła w niewiedzę.

***

- Tak Optimusie, pobiorę tylko płyny.

Transformer ledwie dosłyszał to zdanie, ocknął się, lecz ani drgnął, nie wykonując ruchu. Udawanie nieprzytomnego zdołał już opanować do perfekcji. O dziwo ból był już znikomy, nawet w uszkodzonym wcześniej boku.

- Myślisz, że odzyska przytomność?

- Nie jestem pewien.

Ratchet podszedł ze specjalną strzykawką do boku jego głowy. To był ten czas. Leżący na stole operacyjnym Transformer skupił się, nadal nie dając po sobie żadnego znaku, iż rejestruje rozmowę lidera z medykiem. Wytężył słuch. Chciał wiedzieć, co niższy bot robi i kiedy, aby w odowiednim momencie wszcząć walkę o wolność. Możliwe, że to była jego ostatnia szansa, aby stąd uciec, nie mógł więc jej zaprzepaścić. Wsłuchał się w otoczenie. Naturalny wiatr tu nie występował, może klimatyzacja trochę huczała. Jednak przeciętny przedstawiciel Cybertronu mógł być przy odpowiednim wyszkoleniu bardzo dobrze słyszalny. Postać nie miała typowego treningu, lecz sama sobie zrobiła odpowiedni. Jej audioreceptory mogły zatem zarejestrować poza oczywiście głośnymi krokami ciche ocieranie się o siebie przystających części oraz szum wentylatorów chłodzących iskrę. Każdy wdech przeprowadzony w tym celu. Kiedy Ratchet się ruszał, powodował ruch niemal nieruchomego powietrza. Tego jednak postać nie była w stanie dosłyszeć. Zbyt mało ćwiczyła.

Jednak gdy medyk odchylił jej rozluźnioną szyję, aby pobrać z odpowiedniego przewodu energon, jej skupienie sięgało zenitu. Kiedy zbliżał rękę z pustą strzykawką, starała się odgadnąć jej dokładne położenie. Każde zboczenie mogło udaremnić jej tak dokładnie przemyślany plan ucieczki. Choć bardziej nie chłodna kalkulacja pomagała w jego stworzeniu, a desperacja. Tak, Transformer mimo iż potrafił logicznie myśleć, teraz za wszelką cenę pragnął uciec z tego więzienia. A skoro czuł się lepiej, był w stanie wprowadzić zamysł w życie.

To był ten moment. Igła dotknęła jego szyi, lecz w tym samym momencie, dziub został zaciśnięty na dłoni zaskoczonego tym nagłym ruchem medyka. Prime także lekko drgnął na niespodziewane zranienie przyjaciela, który syknął, starając się wyrwać rękę. Transformer otworzył optyki, patrząc na nich.

- Wypuście mnie - powiedział trochę niewyraźnie, gdyż przecież w jego dziobie znajdowała się dłoń mniejszego z Autobotów.

- Puść mnie! - krzyknął zły. To było dla reszty drużyny sygnałem, aby czym prędzej zainteresować się sprawą. Nie minęło pięć sekund, a już stół z przypiętym do niego nieznajomym był otoczony. Optimus aby pomóc swojemu staremu druhowi, przyłożył nagrzane działo do jego głowy.

- Zostaw go.

- To mnie puście. Albo on straci rękę - mocniej przygryzł, a spod dzioba spłynęło kilka kropel energonu.

Ratchet syknął, wykrzywiając twarz w bólu.

- Optimusie, nie możemy ulegać jego szantażowi - powiedział.

- Przykro mi, ale chyba nie mamy innego wyjścia. Nie możesz stracić sprawności, bo długo nie pociągniemy. Musimy ustąpić.

- Chyba nie zamierzasz go wypuścić?! Jeszcze nic nam nie powiedział! - wtrąciła się wzburzona Arcee.

Rozmowa zaczęła przybierać niekorzystny obrót, więc uwięziony wraknął, zaczynając bardzo powoli zaciskać coraz mocniej dziub na dłoni Ratcheta.

- Kończy wam się czas - powiedział.

Optimus zastanowił się szybko, rozważając w głowie wszystkie za i przeciw, po czym powiedział:

- Zgoda. Jeśli go puścisz, to cię uwolnimy i wyślemy mostem ziemnym, gdzie będziesz chciał.

- Od razu? - zapytał, bo wolał się upewnić, że nie zostanie wykiwany. I tak dużo ryzykował.

- Od razu - zapewnił przywódca wrogich mu Autobotów.

- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - spojrzał na niego nieufnie i wrogo, poluźnił jednak scisk dzioba.

- Słowo honoru, a on jest dla mnie świętością.

Transformer starał się doszukać w nim fałszu, lecz optyki Optimusa były od niego czyste.

- Zgoda - powiedział, puszczając Ratcheta - Ale żadnych pytań.

Teraz dopiero dało się dosłyszeć wcale nie męski, a damski głos. Nie jakiś słodki. Inny, niż ten od Arcee. Medyk od razu złapał się za ranną dłoń.

- To ty jesteś femme? - zdziwił się Optimus. Nic to nie zmieniało, lecz nie był tego faktu świadom i to stało się dla niego zaskoczeniem. Spojrzał na postać. Nic w budowie nie wskazywało na to, że była femme. Jednak na mecha też nie znalazł fizycznych dowodów.

- Żadnych pytań. Twoja kolej na spełnienie umowy - odparła bezuczuciowo.

Została oczywiście od razu odpięta. Wstała gotowa do ucieczki czy obrony, lecz atakowały ją jedynie spojrzenia. Jedne groźne, inne chcące ją przejrzeć na wylot, jeszcze inne od razu szufladkujące jako wroga.

- Most ziemny - powiedziała, nim Prime zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

- Oczywiście. Chodź za mną - ruszył w stronę konsoli, a nieznajoma bez chwili wahania za nim. Tym razem wygrała.

- Gdzie chcesz się przenieść?

Zastanowiła się. Lokalizacji swojej kryjówki im przecież nie poda. Musi zrobić coś, żeby za nią nie szli, a jak pójdą, to dać im nauczkę. Po chwili wiedziała, co zrobić. Podała zbliżone koordynaty pewnego miejsca, które mijała, gdy statek, któtym leciała, spadał. Miała nadzieję, że trafiła dobrze. Po chwili za nią otworzył się most, to zaczęła się wycofywać, baczmie ich obserwując.

- Dołącz do Autobotów. Bronimy tej planety oraz jej mieszkańców przed Decepticonami.

- Nie - powiedziała - I nie próbujcie za mną iść. Dobrze wam radzę, a ja nie kłamię - powiedziała, po czym zniknęła w moście. Zaraz po tym przetransformowała się w myśliwiec, unikając wpadnięcia do lawy, gdyż portal otwarł się nad kreterem czynnego wulkanu. Dobrze ustaliła współrzędne. Nie wierzyła, że tamci zrezygnują z pościgu, tak więc usiada na zboczu, czekając.

Gdy most ziemny został zamknięty, w ukrytym silosie wybuchła prawdziwa gównoburza. Oczywiście nikt się tam odchodami nie rzucał, lecz słowami owszem. Jedni byli za gonieniem postaci, inni przeciw. W sumie tylko Optimus nie był pewien i się stawiał. Szybko jednak ustąpił namowom, wręcz przekrzykiwaniom jego drużyny, aby załagodzić nerwową atmosferę. Wyznaczył więc Bumblebee oraz Arcee do zwiadu. Kazał im jednak zachować ostrożność. Botka niezbyt się tym przejęła, a jej towarzysz jedynie potaknął. Ruszyli więc oni w stronę ponownie otwartego mostu.

Postać tylko na to czekała. Wstała od razu, jak usłyszała ten charakterystyczny trzask czy też szelest portalu. Zmiana w myśliwiec nastąpiła natychmiast i po chwili leciała tam jak najszybciej. Kiedy była prawie pod nim, pewni siebie Bumblebee oraz Arcee wyszli z mostu. Zaczęli jednak spadać i dokładnie w tym momencie uderzyli w pędzący myśliwiec. Zaskoczeni złapali się pojazdu, widząc pod sobą lawę. Femme jednak nie czekała i gdy tylko byli pod kraterem, przetransformowała się. Autoboty straciły punkt zaczepienia, tak więc zaczęły turlać się po zboczu w dół. Kiedy nie było ciężaru, nieznajoma spowrotem wróciła do trybu alternatywnego i niespiesznie zleciała na dół. Poobijani zwiadowcy wstali, widząc ją przed sobą. Natychmiast wymierzyli broń, nie wywołując tym jednak żadnej reakcji.

- Mówiłam, żebyście za mną nie szli.

- Musieliśmy sprawdzić, gdzie zwiewasz i dowiedzieć się, czym ty w ogóle jesteś.

- Nie musieliście i gdyby nie ja, to byście się już przetopili. To było jedynie ostrzeżenie.

- Jak ty masz w ogóle na imię, co?!

- To nie powinno was interesować. Żegnam - przetransformowała się i ruszyła pionowo w chmury. Nie została ostrzelana.

Lekko poobijani zwiadowcy poprosili o most ziemny, po czym wrócili do bazy. Dłoń Ratcheta została naprawiona przez Optimusa pod jego dokładnymi radami. Gdy medyk był sprawny, sam pomógł niefortunnym zwiadowcom, żywo opowiadającym o minionym wydarzeniu.

Bumblebee nie zdążył porządnie odpocząć, a już musiał ruszać po Rafaela, który właśnie miał kończyć lekcje. Wyjechał więc z bazy lekko zamyślony, nie spiesząc się specjalnie. Droga przez pustynie o dziwo działa na niego kojąco. Monotonia kształtów, którą znał już na pamięć pomagała mu zapomnieć o tym, że prawie wylądował w wulkanie. Myśl o ty., co mogłoby się tam z nim dziać, wprawiała go w nieprzyjemne dreszcze. Natomiast równy, palący w opony kurz i piasek, kaktus mijany to po prawej, to po lewej stronie, samotne skały... To wszystko pomagało znaleźć wyciszenie żółtemu Chevroletowi. Droga przed miastem i ta w Jasper. Znał to tak dobrze, wiele razy tędy przejeżdżał. Kiedy wjechał na teren szkoły, zaparkował swobodnie. Jego przyjaciela jeszcze nie było. Co prawda dzwonek już tam zadzwonił, jednak Raf mógł przecież zostać z jakimś kolegą czy koleżanką po lekcjach. Może miał coś do zrobienia. Zwiadowca zgasił silnik i czekał, rozkoszując się spokojem. Jednak Rafael mimo upływającego czasu, nie przychodził. Bumblebee odwoził go rano do szkoły, tak więc powinien już na niego czekać. Zadzwonił do niego, ale nawet nie otrzymał sygnału połączenia. Jakby telefon chłopaka nagle przestał istnieć.

<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

Miałam to opublikować za  dni w urodziny moje i siostry. No ale jej pierwsze opko (to też ^^) znalazło się wysoko w rankingu (jest 3. z tfp, moje 4.) Tak więc skończyły mi się wcześniej gotowe części i teraz serio będzie niestety wolno pisane, jak zaznaczyłam w tytule. Ale paczajcie Wy na to:

A to zaledwie dwa tygodnie po opublikowaniu pierwszego rozdziału!

Tak więc dziękuję i życzę wszystkim miłego dnia oraz udanego weekendu 😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro