8. - Jak to w ogóle możliwe?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nagle do pomieszczenia wszedł Megatron. Popatrzył na nią, a ona na niego. Ich spojrzenia się spotkały. Mech nie miał wobec niej dobrych intencji, doskonale było to widać. Ona też go nie darzyła przychylnymi emocjami, jednak zabić go nie chciała. Nikogo nie chciała. Nie była mordercą. W przeciwieństwie do niego, lecz on wtedy nie mordował. A może jednak? Ale przecież go widziała. Ale Prime'a też, a to Megatron miał wobec niej złe intencje. Coś tu ewidentnie było nie tak, tylko nie miała pojęcia, co. Musiała dowiedzieć się prawdy.

- Nareszcie - powiedział mrocznym głosem tylko to jedno słowo, po kilku sekundach dodając trzy kolejne - Nareszcie cię mam.

- Nie jestem twoją własnością - uwięziona femme odrzekła, patrząc na niego czujnie, poważnie, chcąc go przewiercić na wylot i dowiedzieć się wszystkiego.

- Od teraz jesteś. Te złomy ci nie pomogą, nie dostaną się na statek - nagle przeszło go dziwne, bardzo delikatne uczucie. - Nie skanuj mnie! - uderzył ją z całej siły w brzuch. Ledwo powstrzymała jęk, gdyż siłowniki lorda Decepticonów były naprawdę dobrze wyćwiczone do tego typu celów. - Nieźle, zgrywasz silną, co? Wszystkobocie - nazwę tę prychnął. Znał ją i traktował z pogardą, ona jednak musiała się domyślać, o co chodzi. Czy tak nazywała się jej frakcja? Jej gatunek? I skąd on to wie? - Jakim cudem żyjesz?! - kolejny cios, a z następnym na jej twarzy pojawiło się kilka kropel energonu, gdyż rozciął ją mocno swoimi szponami. Nie odpowiedziała, więc znowu oberwała w brzuch. - Może powiesz? Oszczędzisz sobie bólu - wbił jej szpony w rękę. Miłe to na pewno nie było, lecz z gardła Wrongedspark nie wydostało się nawet najcichrze jęknięcie. Mimo strachu zachowywała spokój, tłumiła w sobie wszystkie emocje, odczucia, fizyczne reakcje. Okazanie bólu to słabość, okazanie słabości to śmierć, a czym jest śmierć, wie każdy. - Skoro tak, sam się wszystkiego dowiem - wyszedł z pomieszczenia. Wrongedspark nie spodziewała się tak szybkiego końca przesłuchania, wydawało jej się to dziwne. Podejrzane. Rozejrzała się po pomieszczeniu, chcąc się z niego wydostać, nie wiedziała jednak nawet, jak opuścić stół, do którego była przykuta. Musiała szybko coś wymyślić, nie wiedziała bowiem, co planuje dla niej władca tych złych. Tylko kto tu był tak naprawdę zły? Tego stwierdzić nie umiała, choć iskra, przeczucie podpowiadały jej, iż Megatron, a to, co wtedy widziała, nie jest pełnym obrazem ukazującym prawdę.

Szarpnęła się, po czym poczuła jeszcze bardziej dokuczliwy, rwący ból w przebitej ręce. Mimo tego szarpnęła się znowu. Próbowała jakoś wykręcić dłonie, by dostać się do kajdan, ze szponami na nogach tak samo. Jednak nie dosięgały one ani do obręczy, ani do mechanizmu je otwierającego. Domyślała się, że jest obserwowana, ale chciała sprawdzić czy takim sposobem w ogóle da się uciec. Nie było to jednak możliwe. Niepokoiła się, bo widziała pewność u Megatrona. Pewność, że ten się wszystkiego dowie, a to nie napawało jej dobrymi myślami. Zamknęła optyki, starając się uspokoić i skupić na otoczeniu. Była nieco obolała, jednak do tego akurat już przywykła, miała w przeszłości gorsze rany. Uspokoiła oddech, skupiając się na biciu własnej iskry. Uderzała ona szybko, ciało Wrongedspark starało się bronić, wysłać jej komunikat o zagrożeniu. Naturalna adrenalina napędzała te niewolne uderzenia chyba najważniejszego z narządów Transformera. Femme starała się to opanować, będąc spokojna. Nie od razu, ale jej się to udało. Wtedy jednak drzwi pomieszczenia ponownie się rozstąpiły, ukazując lidera Decepticonów, ale nie samego. Był z nim niższy, wyglądający na pewnego siebie, Transformer. Miał czerwony lakier idealnie odcinający się od jego białej twarzy. Oboje nowoprzybili nieco obawiali się przykutej do stołu postaci, lecz podstawy tego strachu były różne. Knock Out nie miał pojęcia, co femme potrafi, co skrywa, ta jej tajemniczość napełniała go obawą. Natomiast Megatron doskonale wiedział, co Wrongedspark potrafi, jakie są jej słabe punkty fizyczne, bo psychicznych mógł się jedynie domyślać. I choć on wiedział z tamtego okresu w jej życiu najwięcej, brakowało mu do całokształtu sytuacji czyli tego, co wie ona. Jak uciekła.

- Nareszcie skończę to, co zacząłem wiele lat temu - położył się na drugim stole znajdującym się w tym pomieszczeniu, a Knock Out podłączył mu do tyłu głowy jakiś gruby, długi kabel. Z drugim jego końcem podszedł do zaniepokojonej postaci, a następnie umieścił odpowiednie wyjściie przewodu na jej głowie, nieco przygniatając znajdujące się tam, niewielkie pióra. Szarpnęła się.

- Teraz mi już nie uciekniesz. Knock Out, włączaj łącze psychokorowe - rozkazał.

Czerwony mech podszedł do znajdującego się przy ścianie panelu sterowania. Wkliknął odpowiednią kombinację przycisków. Gdy to zrobił, Wronedspark poczuła, jakby się zapadała. Jakby coś ciągnęło jej umysł w dół, ku czerni. Próbowała się temu opierać, lecz nie dała rady, to uczucie zbyt bardzo ją zaskoczyło. Zobaczyła Megatrona, patrzył na nią zwycięsko. Byli w tym samym pomieszczeniu, w którym była uwięziona. Nagle obraz zaczął się przeinaczać z taką prędkością, że nie dało się nic z niego wyselekcjinować. Wspomnienia femme gnały wstecz, czuła to. Czuła, jak przebiega ten proces, ale nie umiała się na nim skupić, gdyż przeżywała naprawdę ogromny szok. Spróbowała się uspokoić, lecz nie było jej to dane, gdyż ledwie na to wpadła, w jej optykach pierwszy raz od dawna ukazały się łzy. Megatron dotarł do swojego celu, a femme padła na kolana przy konającej matce. Widziała obok niej siebie, mniejszą siebie. Był to koniec jej pobytu na rodzimej planecie, zaraz potem musiała uciekać. Widziała śmierć wokół siebie i jednak się nie myliła. Zobaczyła tam Optimusa Prime'a, Megatrona i wielu, wielu innych żołnierzy. Ale coś tu było nie tak, oni już musieli być w stanie wojny. I na pewno się nie dogadali.

- A więc to tu się skrywałaś.

- Zatrzymaj to. Wyjdź z mojej głowy - wstała. Nie chciała na to patrzeć, ponieważ nawet bez przeglądania wspomnień bolało ją aż nadto.

- Nie. W końcu się dowiem, jak zwiałaś - obraz ruszył w przód, jakby wszystko działo się dokładnie w tym momencie. Patrzenie na postać przeżywającą od nowa śmierć matki było dla Megatrona naprawdę satysfakcjonujące.

- Stop! - chyba pierwszy raz w życiu podniosła głos. Jak na jej rozkaz, ruch przestrzeni ustał. Skupiała się na procederze wyciągania z niej danych. Starała się go opanować. Jednak Megatron już go znał i to on był podłączony do części łącza pozwalającej na to, więc wygrał. Czuła, jaką drogą tu przybył, to była taka swoista, ciemna dziura w jej umyśle. Nie widziała tam nic, to było za daleko. Przez jej rozkojarzenie, obraz zaczął płynąć dalej. Znowu go zatrzymała, lecz znowu przegrała. Skupiła się więc na Megatronie i całą swoją psychiczną siłą wyrzuciła go ze swego wnętrza. 

Zamrugała, rozglądając się zmęczona po pomieszczeniu. Znowu leżała przykuta, a zarówno Knock Out, jak i Megatron, byli w ciężkim szoku. Ona cicho dyszała, musiała odpocząć. Jednak gdy lord Decepticonów doszedł do siebie, kazał na nowo ich podłączyć. Knock Out wykonał polecenie. Tym razem Wrongedspark skupiła się na uczuciu zapadania się we własny umysł. Poczuła coś przypominającego tunel zmierzający gdzieś w nieznane, stamtąd w ułamkach sekund przybył Megatron, jednak odepchnęła go spowrotem. Było to jednak tak wykańczające, że wiedziała, iż długo nie będzie mogła się bronić w ten jedyny dostępny dla niej sposób, a przegrać nie chciała.

- WŁĄCZ TO POPRAWNIE! - wrzasnął zdenerwowany, wręcz bardzo mocno (delikatnie mówiąc) wkurzony, były gladiator.

- Ależ panie, uruchamiam proces, jak zwykle - starał się wytłumaczyć Knock Out. Sam nie wiedział, dlaczego łącze psychokorowe nie działa.

- JUŻ!!! - rozkazał, na co medyk już trzeci raz wklepał odpowiednią sekwencję przycisków. Tym razem Wrongedspark nie czekała na Megatrona, tylko sama skupiona na przejściu, tak jakby wskoczyła, wepchała się w tunel, przepychając w środku niezadowolonego Cona, nie dając mu dościa do swojej głowy. Znowu znaleźli się w tym samym pomieszczeniu, jednak teraz to nie Megatron był od przewijania. Nim zdążył zakpić z opierzonej postaci, obraz zaczął się przesuwać.

- Co jest?? - zapytał, niczego nie rozumiejąc. Nagle oboje znaleźli się na mostku Nemezis.

- Soundwave, niech Laserbreak szuka tych śmieci. Wróci, kiedy znajdzie ich bazę lub będzie potrzebny - rozkazał znajdujący się we wspomnieniach wielkoluda przywódca.

- KNOCK OUT, ROZŁĄCZ TO DO CHOLERY!!! - ryknął, a medyk wykonał jego polecenie mocno zszokowany. Postać jednak była tak wykończona, że straciła przytomność. Przynajmiej tak to wyglądało.

- Przenieść ją do celi - wyszedł wkurwiony, zrywając kabel ze swej głowy. Knock Out cicho odetchnął. Nie oberwało mu się, przynajmniej na razie. Wezwał kilka Vehiconów, a gdy przyszły, przywitał się z nimi.

- Siema chłopaki, coś nowego?

- Nie, nadal nie namierzyli żadnej kopalni.

- To dobrze. Zanieście ją do aresztu i skujcie porządnie. Nie może się wydostać - powiedział, wyłączając energetyczne kajdany. Na to tylko postać czekała i zanim Trepy skinęły w odpowiedzi, ona przeskanowała medyka i go ogłuszyła, po czym zajęła się jednakowymi żołnierzami. Byli tak zaskoczeni, że nawet się nie bronili. Zaraz po tym w pomieszczeniu było dwóch Knock Outów, tylko że jeden nieprzytomny, a drugi stał nad wszystkimi. Wyszedł, zamykając tę celę, następnie ruszył wzdłuż statku, udając, że wie, gdzie idzie. Tamował ogarniającą go słabość. A raczej tamowała, gdyż oczywiście nie był to nikt inny niż Wrongedspark. Szukała jakiegokolwiek monitora, komputera, na którym mogłaby sprawdzić, jak się stąd wydostać. Szła spokojnie, a żeby być bardziej wiarygodna, na twarzy miała lekki uśmiech, a z optyk jej aż płynęły słowa: ,,Ale ja jestem zajebisty'', które podpatrzyła u czerwonego medyka.

Po kilku minutach natrafiła na właśnie taki panel, po czym czym prędzej, lecz spokojnie, skierowała się w stronę lądowiska. Nie czuła się tu ani trochę pewnie.

- Siema Knock Out - powiedziało kilka Vehiconów.

- Siema chłopaki - odpowiedziała im głosem tego, w którego była przetransformowana. Minęła ich i odczuła lekką ulgę. Nie wiedziała, na jakie tematy zazwyczaj rozmawiają żołnierze z medykiem, więc obawiała się takiej pogawędki, bo łatwo mogłaby stracić przykrywkę. Na szczęście to była jedyna tego typu sytuacja, nim doszła do celu. Gdy wyszła na lądowisko, na statku rozległ się alarm. Musiano się dowiedzieć o jej ucieczce.  Femme czym prędzej podbiegła do krawędzi, po czym z niej pd razu zeskoczyła, transformując się w siebie. Poczuła orzeźwiający pęd powietrza, gdy spadała w dół. W połowie drogi wysunęła z pleców skrzydła. Rozejrzała się bacznie, oglądając się za Decepticonami, było jej bardzo słabo, koniecznie musiała odpocząć. Jednak walka z łączem psychokorowym była naprawdę wyczerpująca, dlatego też czuła tak niski poziom własnej energii. Machała skrzydłami jak najrzadziej, trzymając je rozwarte, by się jak najmniej zmęczyć. Nie widziała, żeby miała jakiś przysłowiowy ogon, nie słyszała także nieprzyjacielskich jednostek. Pod sobą zauważała tylko piach. Niestety była daleko od nie tylko kryjówki Autobotów, ale i od Ameryki. Znajdowała się nad Afryką. Temu też w tej pustyni widziała coś nowego. Inny kolor piasku, inne jego ułożenie. Tworzyły się wydmy, nie był tak... ubity. I było go zdecydowanie więcej. Temperatura także dawała znać, iż jest to inna strefa klimatyczna. Ciepło dodatkowo wykańczało lecącą w przestworzach postać. I na nieszczęście nie dało się tu znaleźć ani jednej chmury, w której niska temperatura pozwalałaby się schłodzić. 

Mimo niesprzyjających okoliczności Wrongedspark się nie poddawała i leciała wciąż przed siebie. Każdy zamach skrzydłami był pełny. Wiginała je tak, że stykały się końcami najdłuższych, metalowych piór. Cały czas brnęła w przód, puszukując czegokolwiek, co mogłoby nakierować ją na cel lotu, ponieważ nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Niespodziewanie ujrzała w oddali na nieboskłonie coś innego, niż pustka. Także i horyzont nie stanowił już tylko gorącej żółci wszechobecnego piachu. Kiedy zbliżyła się do tego miejsca, zorientowała się, iż natrafiła na wielką połać wody. Niebo zaczęło pokrywać się chmurami powstającymi z parującego pod niej związku wodoru z tlenem oraz solą, gdyż woda ta była słona, tego jednak femme nie wiedziała, ale nie było jej to potrzebne. Wleciała w chmury, chłodząc się nieco po około pół godzinnym locie. Starała się dowiedzieć, w którą stronę się kierować. Nic w tym prostego, lecz część jej natury odpowiadająca między innymi za wyróżniający ją wygląd, odczuwała coś dziwnego. W prostych słowach, magnetyczne przyciąganie występujące na kuli ziemskiej. Było tu inne niż w Nevadzie i instynktownie leciała w stronę, gdzie się ono wyrównuje do poziomu znanego jej najbardziej. Ile mogła, szybowała. Zamachy skrzydłami robiła rzadko. Mimo zmęczenia starała się brnąć wciąż naprzód i naprzód. Aż w końcu po bardzo długim szybowaniu osiągmęła swój cel. Dojrzała znajomy piasek, znajome formacje skalne. Już ledwo utrzymywała się w powietrzu, a jej psychika była tak zmęczona, że powoli wysiadała. To skutek nie wyczerpania fizycznego, choć także, ale głównie walki umysłowej z łączem psychokorowym. Musiała wtedy zarówno uspokajać myśli i być spokojna, jak i walczyć z Megatronem, który także miał siłę w swych myślach.

Otarła energon ze swojej twarzy, bo od czasu gdy podczas przesłuchania Megatron uderzył w nią z użyciem szponów, co jakiś czas wylatywały z uszkodzonych przewodów małe kropelki tego życiodajnego paliwa. Z ręki jej nieco więcej wylatywało, ale tego ocierać już nie musiała, gdyż nie przeszkadzało jej to w przetwarzaniu spostrzeganego obrazu. Odetchnęła głęboko, gdyż optyki zaczęły zachodzić jej mgłą. Postanowiła wylądować i chwilę odpocząć, zleciała więc na ziemię w miejsce bogate w wystające z niej skały. Schowała skrzydła, układając się spokojnie na piachu pomiędzy nimi. Leżała na plecach, z ostrożności patrząc w niebo. Chciało jej się spać, jednak wiedziała, że nie może tak ryzykować. Gdyby Decepticony ponownie ją złapały, już by im nie uciekła. A do sekretnej bazy Autobotów nie miała jakoś specjalnie dużo drogi. Było jej względnie mało, patrząc na to, jaką odległość właśnie przebyła. Leżała więc, uspokajając myśli. Oddychała umiarkowanie i głęboko. Starała się także uspokoić targającą nią wewnętrznie burzę nienaturalnie poruszonych uczuć. Nie, że nie chciała tego pamiętać, bo nie miała w planach zapomnienia wszystkiego, ale przeżywanie tego od nowa było dla niej naprawdę bardzo ciężkie, kosztowało ją wiele czasu pracy nad schowaniem tego pod powłokę nie wyróżniania się wśród myśli. Tę powłokę zamierzała odnowić. Pamiętać to, ale o tym nie myśleć. Tak jakby nie zwracać na to uwagi, choć w pełni nie jest to wykonalne. Zawsze pamięta się tak wielkie urazy, tak głębokie rany na psychice, tak ogromne blizny nie pozwalające przebić się na zewnątrz temu, co by mogło rozkwitnąć w ich miejscu. Zastanawiała się także, skąd Megatron tam był, skąd wszystko wiedział, skąd wiedział, czego szukać w jej umyśle czy skąd wiedział tyle o niej samej, jak gatunek, zdolności, słabe punkty i tym podobne przymioty. Albo na przykład dlaczego Optimus Prime zachowywał się tak, jakby nie miał o niczym zielonego pojęcia. Może to ukrywał? Może ciągle ją i wszystkich w koło okłamywał? Czy może naprawdę stało się coś, co wymazało u niego ubiegłe wydarzenia? Tego także postać chciała się dowiedzieć, lecz choć jej umysł nie dostrzegał prawdy, iskra ją powoli, z upływem czasu, przeczuwała. Jednak i ta prawda była zniekształcona, niepełna, pozbawiona szczegółów, które z kolei znał Megatron.

Jednak gdy w miarę odpoczęła, przestała nad tym wszystkim myśleć i się zastanawiać. Ilekroć to robiła, tylekroć kończyła na tym samym. Na niczym, bo nic nowego nie wymyśliła. Nie, że była umysłowo ograniczona, miała sporą inteligencję, ale te sprawy były po prostu zbyt trudne do rozwikłania. Więc po prostu wstała, spowrotem wysuwając skrzydła, gdyż na czas leżenia miała je schowane w plecach. Robiła to oczywiście za pomocą dodatkowych zdolności transformacyjnych, tak jakby otwierając ukryte przestrzenie w plecach i tam je umieszczała po mechanicznym złożeniu ich. Podobny proces towarzyszył zamienianiu się w inne osoby. Pióra okalające jej ciało ukrywane były w pancerzu zewnętrznym skrytej femobotki. Nie przeszkadzały jej w niczym, a nawet stanowiły dodatkową ochronę, pogrubiając wewnętrznie nawet te czułe miejsca zbroi. A że naprawianie ich byłoby naprawdę długotrwałe, same regenerowały się całkowicie od jednego do kilku dni, zależnie od poziomu uszkodzeń. Takie były między innymi zdolności gatunku Wrongedspark, które już pomogły jej ze złamaną nogą. Jeśli jakiekolwiek rany nie były zbyt poważne, po jakimś czasie regenerowały się same. Oczywiście nie mogła ta regeneracja zignorować czynników zewnętrznych. Skrajne temperatury ją spowalniały lub całkowicie zatrzymywały. Natomiast na wirusy takie jak ten powodujący rdzawicę poradzić nic nie mogła. Dawała radę jedynie spowolnić rozwój choroby, ale w odpowiednich warunkach i przy odpowiedniej opiece medycznej. Sama z siebie nie wyparłaby tego paskudztwa z organizmu. Mogła czasem zapobiegać zarażeniu, ale nie zawsze i dany osobnik musiał być odpowiednio uwarunkowany genetycznie oraz mieć ogromną odporność. I nieco szczęścia. Czasami dużo, ale wszystko zależy od sytuacji, ilości wirusów rdzawicy w danym miejscu zakaźnym, wilgotności, zasolenia miejsca czy nawet ilości opadów atmosferycznych. I oczywiście od długości kontaktu z zakażoną rdzą. Lub kimś lub czymś, co to cholerstwo przenosi.

Ale wracając do Wrongedspark, zamachnęła się porządnie skrzydłami. Start był o wiele bardziej wysiłkowy od lądowaniu. W drugim przypadku wystarczy tylko kontrolowanie spadać i w odpowiednim momencie rozłożyć skrzydła, układając nogi do ziemi pod odpowiednim kątem. To choć trudne, bo trzeba zwracać uwagę na wiele czynników, także zewnętrznych (jak wiatr czy sypokość gruntu), nie jest tak wymagające jak rozpoczynanie lotu ze stania, gdyż trzeba podnieść się z powierzchni samą pracą fizyczną skrzydeł. Jest to jest co prawda prostsze pod względem tego, jakich zasad fizyki należy przestrzegać, jednak mimo to sprawia więcej problemów wysiłkowych. A gdy jest się zmęczonym, podniesienie się do lotu sprawia dodatkowo dużo problemów. Ale determinacja także robi swoje, więc mimo zmęczenia i trudności opierzonej botce udało się unieść ponad grunt oraz przybrać odpowiednią pozycję do szybowania. Nogi trzeba było trzymać w miarę prosto, odwrotnie do kierunku lotu, ręce zostawić przy ciele, głowę zostawić podniesioną. W prostym tłumaczeniu to taka postawa ''na baczność'', tylko z zachowaniem większego luzu i gdyby podczas niej nie było się zo ziemi ułożonym brzuchem, a stopami, patrzyłoby się w niebo. Z zachowaniem tej postawy Wrongedspark nie miała wielkiego problemu i nie sprawiało jej to trudności, gdyż jej budowa była do tego przystosowana. Miała to uwarunkowane gatunkowo i genetycznie zapewnione. Kiedy wzleciała więc na odpwiednią wysokość, w chmury, by zapewnić sobie niewidoczność, zaczęła szybować, chcąc zaoszczędzić te resztki energii, które jej zostały. Machała skrzydłami jedynie wtedy, gdy zaczynało ją widać z ziemi, choć nikogo tam nie było. Taki środek ostrożności. I choć w chmurach była niska temperatura, to jej to dzięki izolacji cieplnej spowodowanej opierzeniem nie przeszkadzało, a nawet pomagało ukoić ból fizyczny. Oraz było orzeźwiające, co także przynosiło korzyści.

Poznawała tereny pod sobą. Znajdowały się niecałe dwie godziny spokojnego lotu myśliwcem od jej kryjówki ukrytej w zalesionej niecce. Co w przeliczeniu dawało jej jakoś dwa razy więcej czasu szybowania, gdyż niestety choć oszczędzało energię, było bardzo wolne. Taki rekreacyjny lot byłby z pewnością bardzo miły, ale ona nie miała czasu na relaks. Sił także na niego nie miała. Ani chęci, musiała przecież walczyć o przetrwanie każdego dnia, choć teraz z powodu sojuszu było to nieco ułatwione, choć także niosło pewne ryzyko. Nie miała przecież gwarancji, iż nie zostanie oszukana. Nie znała Autobotów, a z ich liderem miała kiedyś przecież niezbyt przyjemne spotkanie. Lecz mimo to leciała wprost do ich bazy. Przed siebie, niezmordowanie.

<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

3072 słowa! W końcu ponad 3000, jak ja się cieszę, że mi się udało! I specjalnie dla CreeperPolsat trochę więcej wyjawiłam w tym rozdziale, dziękujcie jej XD Mam nadzieję, że nadal jest tu wiele niewiadomych, gdyż takie miało być to opowiadanie. Z wieloma niewyjaśnionymi szczegółami, skłaniające czytelnika do refleksji.

Co sądzicie o tym, co dziś przed Wami odkryłam o przeszłości Wrongedspark? Podoba Wam się to? Czy może czegoś w tym nie rozumiecie?

Zachęcam do pisania wszelkich teorii spiskowych i życzę wszystkim miłego dnia/wieczoru/poranka/nocy/tygodnia/miesiąca/roku/i et cetera XD

P.S. Jak Wam się podoba moja wersja łącza psychokorowego? Dobrze to opisałam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro