Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Raika ściągnęła lekko lejce w dłoniach, zatrzymując wóz. Podróżowały już od trzech dni i po raz pierwszy odkąd opuściły Jeroz w oddali widać było światło ognisk. Kilka niewysokich budynków malowało się na horyzoncie, tworząc osadę tak małą, że mimo swojego położenia na środku traktu nie znalazła miejsca na mapie. Od jej strony słychać było stłumioną odległością, skoczną muzykę. 

— Ciekawe, co tam się dzieje... — powiedziała Hania, dyndając z kozła nogami.

— Zaraz się pewnie przekonamy — odmruknęła Raika i ponownie pogoniła Esme do stępa. 

  Im bliżej wioski się znajdywały, tym głośniej słychać było bawiących się ludzi. W centrum wsi wyginał się tłum tańczących par. Reszta siedziała przy stołach, pochłaniając pięknie pachnące jedzenie i popijając piwo. Niektórzy śpiewali i klaskali w rytm wygrywanych przez skromną kapelę melodii. Gdy tylko wóz Raiki i Hani wjechał na teren osady, jeden z  mężczyzn w średnim wieku poderwał się od stołu i stanął tuż przed nim.

— Witam szanowne panie! Radziśmy, że do nas dołączacie! Ja dziś jestem gospodarzem, więc proszę wóz zostawić pod moim domem i zapraszam do zabawy! 

  Raika zmierzyła go wzrokiem. Cała twarz mu się śmiała, jakby to był co najmniej jeden z najlepszych dni jego życia. Bujny, jasny wąs wyglądał na czysty i świeżo zakręcony, a schludne, haftowane w kunsztowne wzory ubrania wskazywały na ważne święto.

— Co to za okazja? — zagadnęła Hania.

  Mężczyzna wyszczerzył się jeszcze bardziej.

— Mój jedynak się żeni! O tam, z młodą tańcuje! — Wskazał na tłum, gdzie jasnowłosy młodzieniec pochłonięty był w skocznym tańcu z oczepioną* już panną młodą. — Taka rzecz się raz w życiu zdarza, także wszyscy zaproszeni. To jak, pokazać gdzie podwórze?

  Raika zawahała się przez moment. Zazwyczaj unikała takich uroczystości. Ludzie byli wtedy bardziej spoufali, a ona nie miała ochoty na przelotne relacje oparte na pogawędce o granej muzyce i pogodzie. Ale była już noc, a cała wieś zdawała się brać udział w weselu. Dziewczyna nie była więc w pozycji do odmowy. Do tego czuła na sobie wyczekujące spojrzenie pary zielonych oczu. Westchnęła i zeszła z kozła. Trzymając Esme za uzdę kiwnęła na gospodarza.

— Niech pan prowadzi.

  Mężczyzna klasnął w dłonie i powoli udał się pod jeden z krytych strzechą domów. Można było się spodziewać, że to chata pana młodego. Słoma nad drzwiami ozdobiona była papierowymi kwiatami.

— Panie się rozłożą, a potem zapraszam do zabawy! — zawołał gospodarz i wrócił do zabawiania reszty gości. 

  Hania szybko zeszła z kozła i stanęła obok wozu.

— Ale nam się trafiło! Nigdy nie byłam na weselu, a ty? — powiedziała z ekscytacją.

  Raika zamyśliła się na moment.

— Tylko na jednym. 

  Jedynym weselem w jej życiu było to jej własne. I trudno było to nazwać przyjęciem. Przysięgę małżeńską składała jedynie z panem młodym i kapłanem w pokoju. Jak nakazywał zwyczaj. Potem już jako małżeństwo zasiedli do kolacji z jego bliskimi, którzy od tamtej pory stali się również jej rodziną. Żadnych tańców czy alkoholu. Po prostu zwykły, kameralny posiłek.

  To było jedno z jej najcenniejszych wspomnień. Napawało ją ciepłem, ale również bolało. Świadomość, że to wszystko była już przeszłość przygniatała ją. Sprawiała, że pustka w jej sercu na nowo dawała o sobie znać. Dlatego wolała nie wracać do tych chwil.

  Na szczęście Hania nie dopytywała. Po prostu uśmiechała się szeroko  i przestępowała z nogi na nogę, czekając aż Raika szczelnie zamknie wóz. Gdy tylko zabrzęczał ostatni zamek, dziewczyna potuptała w miejscu z ekscytacji.

— Od czego zaczniemy? — zapytała wyższym niż zazwyczaj głosem.

— To ty się chcesz bawić, więc decyduj. — Westchnęła Raika, ale widząc przytłoczenie możliwościami wyboru w oczach drugiej dziewczyny, poprawiła się. — Najpierw zjedzmy. Jesteśmy głodne po podróży. 

  Usiadły przy jednym z mniej zatłoczonych stołów. Półmiski i wiklinowe kosze pełne były pieczywa i innych specjałów. Raika od razu sięgnęła po udko z kurczaka. Było to jedyne pewnie wyglądające mięso, a nie chciała zaryzykować zjedzenia wieprzowiny*. Hania poczęstowała się bułeczką z farszem warzywnym.

— Faktycznie byłam głodna — powiedziała, żując powoli duży kęs. 

— Widzisz? Wiem, czego ci trzeba.

  Hania zakrztusiła się nagle, odkasłując kilka razy w pięść. Raika spojrzała na nią spod ściągniętych brwi.

— Żyjesz? — upewniła się, po tym jak dziewczyna zaczęła uspokajać oddech.

— Ta... Tak. Już mi lepiej.

  Dziewczyna wgryzła się ponownie w bułkę. Na jej radosnej twarzy widać było rumieniec ekscytacji. Trzymając jedzenie w jednej ręce, sięgnęła drugą po dzban i gliniany kubek. Nalała do niego wodnistej, czerwonej cieczy. Napiła się i omal nie podskoczyła.

— Ostre... — powiedziała zaskoczona.

— Pewnie kompot z wódką. Nie liczyłabym tu na wino. 

  Raika rozejrzała się po stole i chwyciła jeden z dzbanów. Powąchała zawartość i po stworzeniu, że to z dużym prawdopodobieństwem piwo, nalała sobie sporą ilość do kubka. 

— Jest całkiem... Dobre. — Hania napiła się jeszcze raz. — Ale tak śmiesznie parzy. Chcesz spróbować?

— Nie piję alkoholu*.

  Hania zmarszczyła brwi i otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć. Dopiero po krótkiej chwili się odezwała.

— Ale pijesz piwo...

— To się nie liczy. To podalkohol. 

  Dziewczyna patrzyła na Raikę przez moment, po czym zaśmiała się niezduszonym, wysokim śmiechem. Policzki jeszcze bardziej jej się od tego zaczerwieniły, a dwie pojedyncze zmarszczki ozdobiły zewnętrzne kąciki zamkniętych oczu. Raika poczuła, jak na ten widok ciepło rozprowadziło się po jej klatce piersiowej. Mimowolnie się uśmiechnęła.

— Co w tym takiego śmiesznego? — zaczepiła.

— Właściwie sama nie wiem. Po prostu mnie to rozbawiło.

— Możesz wyrzucać mi hipokryzję, śmiało.

— Nawet nie znałam tego słowa. 

  Hania dopiła właśnie swój trunek, kiedy muzyka się zmieniła. Nadal była skoczna, ale zdecydowanie bardziej melodyjna. Dziewczyna klasnęła i wstała z drewnianej ławy.

— Zatańczmy! — powiedziała z uśmiechem i wyciągnęła dłoń do Raiki.

  Druga dziewczyna nieco skuliła się w sobie. Nie chciała tańczyć. Tak się jej przynajmniej wydawało. Prawdą jednak było to, że najzwyczajniej w świecie nie potrafiła. Tańczenie było czymś intymnym w Ethelu. Nie było mowy, żeby cała wioska zebrała się razem na wspólne pląsy. Dlatego nigdy nie miała okazji się tego nauczyć. 

— No nie wiem... — mruknęła niechętnie.

— Nie chcesz? 

— Chyba nie. Pójdź sama, to nie tak, że koniecznie potrzebujesz partnera. 

— Nie, sama nie chcę... 

  Hania zajęła na nowo miejsce na ławie i dolała kompotu z wódką. Upiła duży łyk, krzywiąc się od palącego alkoholu. Podparła głowę ręką i obserwowała w milczeniu tańczące pary. 

  Raika patrzyła na nią przez moment. „To chyba naprawdę jest dla niej ważne...” — pomyślała. Westchnęła głęboko i jednym haustem wypiła zawartość swojego kubka. Na odwagę.

— No dobra. Zatańczmy. 

  Wstała i wyciągnęła rękę w stronę Hani. Była nieco zestresowana, ale to nie było nic strasznego. Walczyła z nocnicą i miała teraz bać się zwykłego tańca?

  Dziewczyna popatrzyła na nią zaskoczona, po czym momentalnie rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Od razu chwyciła jej dłoń i pociągnęła w stronę innych tańczących. Ale gdy już stanęły pośród nich, Hania, zamiast tańczyć, rozglądała się do koła.

— O co chodzi? — zapytała Raika.

— Po prostu nigdy nie tańczyłam. Próbuję podpatrzeć, jak to się robi.

  Stała tak przez krótki moment, po czym w końcu zaczęła poruszać ciałem. Było to tak nieśmiałe i nierytmiczne, że Raika nie potrafiła powstrzymać cichego śmiechu. Hania momentalnie spaliła się rumieńcem.

— Co?

— Nic, przepraszam...

— Pokaż, że lepiej potrafisz. Czekam.

  Raice od razu zrzedła mina. Sama jednak się w to wpakowała i teraz musiała chociaż spróbować. Zaczęła się poruszać się lekko w takt muzyki, próbując naśladować innych. Chyba jednak nie był to występ wysokich lotów, bo Hania również zaczęła się śmiać.

— O Święta Dollos... Jesteśmy w tym okropne.

— To chyba nie nasze powołanie.

— Zdecydowanie! Ale... — Uśmiechnęła się szeroko. — Nie zamierzam temu pozwolić zepsuć nam zabawę. 

  Zaczęła pląsać, podskakując i wyciągając do góry ręce. Nadal było w tym coś nieśmiałego, ale nie się nie zrażała. Raika rozejrzała się dookoła w zakłopotaniu, ale widząc, że zupełnie nikt nie zwracał na nie uwagi, również przyłączyła się do tańca. Nawet nie zauważyła, kiedy zdążyła się rozluźnić. Obie podskakiwały, kiwały się, bujały na boki. W końcu złapały się za dłonie i zaczęły obracać się w koło, śmiejąc się głośno. 

  Co jakiś czas popijały piwo i kompot z wódką. Po jakimś czasie odeszły w stronę wozu, obejmując się ramionami i lekko chwiejąc na boki. Nie były bardzo pijane, ale zdecydowanie dopisywał im lekko podchmielony, radosny nastrój.

— Nigdy, nigdy! Się tak dobrze nie bawiłam — Zaśmiała się Hania.

  Raika uśmiechnęła się pod nosem. Musiała przyznać, że i jej bardzo podobała się ta noc, choć wcale się tego nie spodziewała. Usiadły na trawie obok wozu i oparły się o niego plecami. 

— Ciepło mi — wymamrotała Hania.

— To od wódki.

— Świetna rzecz.

— Tylko w odpowiedniej ilości. 

  Hania ziewnęła i położyła głowę na ramieniu Raiki, która popatrzyła na nią delikatnie zaskoczona. To jednak szybko przeminęło i jej pierś wypełniło ciepło. Czy to był alkohol? Nie wiedziała. Raczej nie. Tak dużo nie wypiła. Oparła delikatnie policzek na czubku głowy Hani i odetchnęła. Przymknęła lekko oczy i pozwoliła sobie chłonąć bliską obecność drugiej osoby.

— Wiesz... Nigdy nie miałam przyjaciółki... — mówiła cicho Hania.

— I jak? — zapytała po chwili Raika.

— Co?

— Jak ci jest, teraz kiedy już masz przyjaciółkę?

  Hania nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się jedynie i objęła rękami ramię Raiki, przytulając się do niego mocno. 

  Raika również się uśmiechnęła. Po raz pierwszy od dawna jej serce zabiło mocniej.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro