Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Anastasia przyniosła więcej ręczników, które zamoczone wylądowały na nadgarstkach i karku Raiki. Hania co jakiś czas wymieniała okłady na świeże. Gorączka jednak nie ustępowała. Ciało dziewczyny płonęło, a niebieskie żyłki pod skórą nie znikały. Naczynka pulsowały i skrzyły się przy każdym krótkim oddechu.

Hania usiadła na skraju łóżka i wzięła do ręki zranioną dłoń Raiki. Delikatnie, ale dokładnie obmyła ją z krwi. Skrzywiła się, widząc, jak głęboka była rana. Wzięła przyszykowany wcześniej czysty materiał i owinęła go wokół palców, tamując dalsze krwawienie. Nie puściła, nawet kiedy skończyła. Trzymała dłoń Raiki, chłonąc ciepło jej rozgrzanego ciała. Popatrzyła na niespokojną twarz dziewczyny. Grube, czarne brwi były ściągnięte, a zamknięte oczy drgały nieznacznie. Rozchylone usta pobierały kolejne, nierówne oddechy.

Przeładowanie energetyczne.

Czyli to tym mogło skończyć się nieuważne gospodarowanie energią. Jak to się stało, że spotkało to właśnie Raikę? Przecież wyglądała na dobrze obeznaną z tym zjawiskiem. Wydawała się taka silna. A teraz leżała tu, obdarta z całej tej siły. Delikatna, wątła, zdana na opiekę ludzi wokół.

- Przeżyj, słyszysz? - wyszeptała Hania. Ścisnęła lekko jej rękę. Zawahała się. Czuła, że coś, czego nie potrafiła jeszcze pojąć, przyćmiewa jej umysł. Po chwili powoli uniosła zabandażowaną dłoń do góry i złożyła na niej pocałunek.

***

Około południa stan Raiki pogorszył się jeszcze bardziej. Jej oddechy były płytkie, co jakiś czas przerwane jednym głębszym. Pociła się okropnie, mimo rozpiętej koszuli i zimnych okładów.

- Hayat... Tadh min... - majaczyła co jakiś czas cicho pod nosem, prawdopodobnie w swoim ojczystym języku.

Niespodziewanie drgawki wstrząsnęły jej ciałem. Rzucało nią na wszystkie strony. Cała spurpurowiała na twarzy. Hania przytrzymała ją w miejscu, aby nigdzie się nie uderzyła. Po ich ustaniu nie wzięła następnego wdechu.

- Nie, nie, nie! Nie umieraj, słyszysz! Nie możesz! - krzyczała spanikowana Hania. Nie reagowała. - Anastasio! Ona nie oddycha!

Kobieta od razu pojawiła się w pokoju.

- Odsuń się! - stanęła nad nieprzytomną dziewczyną. Odchyliła jej głowę do tyłu. - Trzymaj ją tak!

Drżącą dłonią Hania przytrzymywała czoło Raiki, podczas gdy Anastasia wykonywała uciśnienia na jej klatce piersiowej.

- Wtłocz jej powietrze!

- Ale jak?

- Srak! Weź wdech i wdmuchnij jej do ust! Pamiętaj, żeby głowa była odchylona!

Hania natychmiast wzięła głęboki wdech i złączyła ich usta. Wypuściła powietrze, patrząc, czy podnosi się jej klatka piersiowa. „O czcigodna Dollos, ratuj ją" - pomyślała w panice.

Nie wiedziała, jak długo próbowały wznowić oddech Raiki. Ważne było jednak to, że w pewnym momencie dziewczyna w końcu odkaszlnęła i napełniła płuca powietrzem.

Hania czuła jak kamień spada jej z serca. Pozwoliła już, aby łzy spływały jej samowolnie po policzkach. Opadła na kolana, wykończona. Nigdy nie wierzyła w Boginię Dollos, ale teraz była gotowa zanieść do kościoła sowitą ofiarę, w zamian za wysłuchanie jej próśb.

- Wiedziałam, że da radę! To twarda dziewczyna! - Anastasia usiadła na ziemi.

- Skąd wiedziałaś, co robić? - zapytała cicho Hania, nie odrywając wzroku od Raiki.

Anastasia westchnęła.

- To właściwie bardzo romantyczna historia - powiedziała, uśmiechając się. - Na pewno chcesz jej teraz słuchać?

Hania usiadła zaraz obok Anastasii, wycierając mokre policzki ręką. Kontem oka obserwowała jednak Raikę, bojąc się, że zaraz ponownie przestanie oddychać. Kiwnęła głową. Anastasia uśmiechnęła się.

- Kiedy byłam młodsza, pracowałam w tym miejscu dla mojej poprzedniczki, zwanej przez wszystkich Tildą. Pewnego dnia zawitał tu pewien klient. Był starszy ode mnie. Cały czas kaszlał i zdawał się być taki zagubiony! Ujął mnie tym, więc go przyjęłam. Na imię miał Eryk. Od tego czasu przychodził do mnie często i nie chciał żadnej innej. Tylko mnie. Potrafił być naprawdę słodki. Czasami wolał ze mną porozmawiać, niż sypiać. - Zrobiła krótką przerwę. - Tilda nieoczekiwanie zmarła. Nie wiadomo dlaczego. Dom nie miał właściciela i pod znakiem zapytania stanęła przyszłość wielu z nas. Trafił na aukcję. Wszystkie już próbowalyśmy policzyć, na jakie życia stać nas będzie z zaoszczędzonych pieniędzy. Po dwóch dniach został sprzedany. Myślałyśmy, że to już koniec... A tu nagle okazało się, że to właśnie Eryk kupił dom. - Anastasia uśmiechnęła się. - Dla mnie.

Hania przypatrywała się przez moment kobiecie.

- Musiał cię kochać...

- I to jak! Nigdy nie potrafiłam zrozumieć czemu. Nie wstydzę się mojej pracy, ale pokochać w ten sposób dziwkę? I do tego nie mieć problemu z jej zawodem? To się nie zdarza często. Nie jesteśmy materiałami na żony. W każdym razie... Eryk był bardzo chory. Kapłani nazywali to bezdechem. Nauczyli mnie tego, na wypadek gdyby nagle... Miał atak. A zdarzało się to często. Rok za rokiem coraz częściej. Aż pewnego dnia... Nic nie dało się na to poradzić.

Zapanowała cisza. Hania próbowała znaleźć odpowiednie słowa, ale na końcu i tak zdecydowała się na proste:

- Przykro mi.

Anastasia westchnęła, uśmiechając się.

- Zdążył dać mi cudownego syna. A teraz posłuchaj starszej: nie czekaj z miłością kochana. Życie jest na to zbyt krótkie. - Kobieta puściła do niej oczko.

***

Wieczorem gorączka wreszcie zaczęła ustępować. Raika oddychała już miarowo, bez zakłóceń. Wyraz jej twarzy był dużo spokojniejszy, ale naczynia energetyczne nadal pozostawały widoczne. Hania wolała skupić się jednak na pozytywach. Mimo to była czujna, martwiąc się, że zaraz wszystko mogłoby wrócić do poprzedniego stanu.

Wybiła godzina dwunasta. Dom zaczął na nowo tętnić swoim życiem. Hania miała jednak wrażenie, że dziewczyny próbowały być tej nocy ciszej. Nadal czuwała przy Raice, która nareszcie nie potrzebowała okładów. Obserwowała uważnie, czy może oczy dziewczyny się nie otworzą. Ta jednak cały czas spała. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała rytmicznie.

Nagle wargi Raiki zadrgały. Wzięła głęboki wdech. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Serce Hani zabiło mocniej.

- Co? Co chcesz? - zapytała szybko, podrywając się na nogi.

- Wo... Wody... - powiedziała cicho Raika, nie otwierając oczu.

Hania chciała podskoczyć z radości. Zamiast tego na jej twarz wkradł się uśmiech. „Zaczęła mówić! Wszystko będzie dobrze!" - cieszyła się w duszy. Szybko nalała wody z przygotowanego wcześniej dzbanu do kubka i podpierając od tyłu głowę dziewczyny, pomogła jej się napić.

- Powoli... Spokojnie - mówiła do niej.

Raika odetchnęła z ulgą. Na moment zastygła.

- Niedobrze mi... - Pochyliła się do przodu.

Hania błyskawicznie chwyciła wiadro z wodą i podstawiła je pod brodę Raiki. Dziewczyna zwymiotowała. Torsje wstrząsały jej ciałem jeszcze przez moment.

- Przepraszam... - wybełkotała i opadła z powrotem na poduszkę.

- Nie przepraszaj, nic się nie stało.

Hania chwyciła położony z boku ręcznik. Na szczęście był jeszcze wilgotny. Wytarła nim dokładnie usta Raiki.

Oczy dziewczyny otworzyły się nieznacznie. Średnioprzytomnym wzrokiem omiotła wszystko dookoła. Mrugnęła powoli.

- Jaki kolor? - zapytała cicho.

- Co? - Hania zmarszczyła brwi i przysiadła się bliżej.

- Jakiego koloru był naszyjnik?

Hanna patrzyła się na nią przez chwilę, zbita z tropu. Szybko jednak doszło do niej, o co pytała.

- Zielony. Tak powiedział Dima.

Raika zdawała się myśleć przez chwilę, po czym gwałtownie spróbowała się podnieść z łóżka. Prawie z niego spadła, ale w porę została złapana przez drugą dziewczynę.

- Uważaj! - powiedziała Hania, pomagając jej się położyć.

- Muszę iść...

- Na razie nie. Przede wszystkim musisz odpocząć.

- Wiem, kto zabił...

Hania zastygła. „Zabił?" - pomyślała. Krew odeszła jej z twarzy. A więc Lila nie żyła. Zacisnęła pięści na sukience. Na chwilę poczuła dziwne uczucie pustki w piersi. Cały ten czas była pewna, że odnajdzie się ona cała i zdrowa. Potrząsnęła głową, próbując wyzbyć się tych myśli. Teraz Raika była najważniejsza. Wszystko inne musiało poczekać.

- Nie przejmuj się tym teraz. Musisz wyzdrowieć. Potem się tym zajmiesz.

Dziewczyna jeszcze przez jakiś czas próbowała walczyć, upierając się przy swoim. W końcu jednak się poddała i oparła głowę o miękką poduszkę.

- Przepraszam - wybełkotała po chwili.

- Nie musisz przepraszać, wiem, że chcesz dobrze. Jak tylko wyzdrowiejesz, wrócisz do wszystkiego obiecu...

- Nie za to - przerwała jej. - Za to wcześniej. Byłam... suką.

Hania patrzyła na nią przez moment. Przepraszała za tamtą sytuację przy ognisku? Ale przecież to nie była jej wina. Raika ponownie zamknęła oczy.

- Nie, to ja powinnam przeprosić. Naruszyłam twoje granice - zapewniła Hania.

Raika skrzywiła się i potrząsnęła głową na boki. Nadal średnio kontrolowała swoje ruchy, więc wyglądało to nieco komicznie.

- Nie. Jesteś kochana, nie zasługujesz na takie traktowanie - wymamrotała, przeciągając niektóre sylaby.

Hania zastygła. W głowie brzęczało jej jedno słowo.

Kochana? Tak ją przed chwilą nazwała?

Oblała się rumieńcem. Uśmiechnęła się szeroko i zaśmiała, przykrywając twarz ręką. Raika ściągnęła brwi.

- Co cię śmieszy?

- Nic, nic! - Hania zdołała powstrzymać śmiech. - Po prostu nie sądziłam, że usłyszę coś takiego z twoich ust.

- Dlaczego?

- Zazwyczaj nie mówisz takich rzeczy. Przynajmniej nie przy mnie.

- Jestem... niemiła? - Naburmuszyła się Raika.

- Nie! No... Może troszkę. Ale... Lubię cię.

Zapanowała krótka cisza.

- Hm... Ja chyba też... cię lubię.

Hania zarumieniła się jeszcze bardziej. Jej serce zabiło mocniej i po całej klatce piersiowej rozeszło się przyjemne ciepło. Zdawało się, że lekko kręci jej się w głowie. Ponownie usiadła na skraju łóżka. Wpatrywała się w bladą twarz Raiki. W zamknięte oczy i drobne, niebieskie naczynka wokół nich. W rozchylone wargi, które chciała...

Poderwała się na równe nogi. Jej ciało momentalnie napięło się jak struna. No właśnie... Co chciała? Co takiego przed chwilą poczuła?

Głowa Raiki opadła nieco na bok. Zasnęła. Hanię przełknęła mocno ślinę. Jak mogła? Raika leżała przed nią chora, całkiem bezbronna... A ona myślała o takich rzeczach. To było przecież podłe. Podniosła brudne wiadro i opuściła pokój, wstydząc się za swoje myśli.

***

Raika śniła bardzo długi sen. Właściwie to nie wiedziała, gdzie się kończył, a gdzie zaczynała się jawa. Chyba rozmawiała z Hanią. Ale czy na pewno? Nie wiedziała.

Przed oczami migały jej różne obrazy. Od wczesnych wspomnień z dzieciństwa, do tych sprzed kilku godzin. Niektóre ją przytłaczały, inne dawały ulgę.

Jedne konkretne zostało z nią na dłużej. Właściwie nie była pewna, jakie emocje w niej wywoływało. Wiedziała jedynie, że jest ważne.

- Hayat?

- Co?

- Myślałaś kiedyś nad tym jak by to było mieć rodzinę?

Hayat zaśmiała się.

- My mamy rodzinę.

- Wiem, ale... Taką inną. Taką jak mają ludzie za murem. Mieć matkę, ojca...

Zapadła cisza.

- Może się nad tym zastanawiałam. Ale co to zmieni? Jesteśmy częścią zakonu. To jest nasza rodzina. Już na zawsze.

- No tak... Masz rację.

Obrazy ponownie zawirowały. Przez chwilę nawet się na nich nie skupiała. Osoby, głosy i przedmioty zdawały się być wyrwane z kontekstu. Otaczały ją, przyprawiały o ból głowy i powodowały spokój jednocześnie.

Zobaczyła znajomy pokój. Chyba sypialnię Anastasii, nie była pewna. Wiedziała tylko, że znała to miejsce. Zobaczyła również i samą Anastasię w drzwiach. Słyszała wiadomego pochodzenia jęki. Tak, to musiał być jej dom.

- Witaj, śpiochu! Może chcesz coś zjeść? - powiedziała kobieta.

„Zjeść?" - pomyślała Raika. Nie, nie chciała jeść. Chyba. A może chciała? Nie potrafiła stwierdzić.

Jej umysł skupił się w tym momencie na tylko jednej rzeczy. Lila. To było teraz najważniejsze.

- Lila nie żyje - szepnęła.

Nie zarejestrowała reakcji kobiety. Chyba zamknęła oczy, bo odtąd nic nie widziała.

- Wiesz, kto to zrobił? - zapytała cicho Anastasia.

Raika kiwnęła głową. Naszyjnik, który dziewczyna dostała od klienta był zielony. Tak jak malachit... To musiał być on.

- Lila musi go zabić. Inaczej nie zazna spokoju...

- Ale przecież... Powiedziałaś, że ona nie żyje.

Dziewczyna ściągnęła brwi. Dlaczego tak trudno było jej mówić?

- Lila jest nocnicą. Szuka swojego zabójcy.

Na chwilę zrobiło się cicho.

- Ach tak - odezwała się w końcu Anastasia. - Odpocznij chwilę, Alina zaraz przyjdzie z jedzeniem.

Kim była Alina? Ach, no tak. Tak nazwała Hanię. To dobrze, że miała przyjść. Musiała ją przeprosić. A nie, przecież już to zrobiła. A może tylko jej się to przyśniło?

Raika westchnęła przeciągle i pozwoliła swojej głowie opaść na bok.

Oprzytomniała w połowie spożywania posiłku. Poczuła smak... Co to było? Zupa? Tak, chyba rosół. Znowu nic nie widziała.

- Zostały jeszcze dwie łyżki - usłyszała głos Hani. - Otwórz buzię.

Posłuchała. Znowu poczuła słony smak zupy. Chyba naprawdę była jednak głodna. Po chwili ponownie zapadła w głęboki sen.

***

Hania czuwała przy Raice całą noc. Bała się zasnąć, na wypadek gdyby dziewczyna czegoś potrzebowała, choć najgorsze zdawało się już przeminąć. Prawdopodobnie już nic jej nie zagrażało, ale chciała mieć taką pewność. Wystukiwała palcami niespokojny rytm na swoim przedramieniu.

Czym były te emocje, które czuła? Dlaczego tak bardzo ciągnęło ją do Raiki? Dlaczego czuła, jakby zaraz miała się unieść i zapaść jednocześnie, kiedy usłyszała „lubię cię"? Dlaczego... Chciała ją pocałować? I to jeszcze w takiej chwili?

Zacisnęła dłonie na ramionach.

Dobrze wiedziała dlaczego. Wszystko układało się w spójną całość. Jej fascynacja innymi kobietami... To nie była zwykła admiracja. Kiedy serce zabiło jej mocniej, gdy w Almarach czarnowłosa Tulipa uśmiechnęła się do niej zza kramu swojej matki. Kiedy zrobiło jej się ciepło, gdy przypadkiem dotknęła jej ręki... Kiedy mimowolnie patrzyła na usta Raiki... To nie były uczucia zwykłej dziewczyny. Teraz już to wiedziała. Jak mogła nie podejrzewać tego wcześniej? Czy naprawdę była tak głupia, by sądzić, że to normalne?

Ukryła twarz w dłoniach. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Jej wiedza o osobach takich jak ona, nie była szeroka. Wiedziała, że istniały. I że nie mówiono o nich dobrze.

Popatrzyła na Raikę. „Nie może się dowiedzieć" - pomyślała. Ona na pewno nie przyjęłaby tego pozytywnie. Nie odwzajemniłaby jej uczuć, to graniczyło z cudem. A Hania chciała zachować ich przyjacielską relację. Chociaż tyle. Chociaż szczypta tego, czego naprawdę pragnęła. Mogła zrobić więc tylko jedno: zakopać ten zakazany owoc głęboko w sobie. Miała nie czekać z miłością? Cóż... Ta rada nie działała w jej przypadku. Zresztą to nawet nie była jeszcze miłość. I nie stanie się nią. Już ona się o to postara.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro