Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Raika schowała sienniki do wozu i usiadła na koźle. Spojrzała w bok na wpatrującą się w nią Hanię.

- No wskakuj - ponagliła ją.

    Hania wzdrygnęła się.

- A co z nauką? - powiedziała, wchodząc na kozła.

- Jeśli chcesz to brać na poważnie, trzeba zacząć od teorii. Możemy się tym zająć w drodze.

  Dziewczyna popędziła Esme do kłusa. Kopyta klaczy uderzały o ubitą ziemię, wybijając kojący, równy rytm.

- Po pierwsze - kontynowała Raika. - Układ energetyczny. Musisz wiedzieć, jak działa. Jest on ściśle połączony z układem nerwowym.

  Hania wpatrywała się w nią z pytającym wyrazem twarzy. Raika podniosła jedną brew do góry.

- Nie masz pojęcia, co to układ nerwowy, co?

  Dziewczyna zarumieniła się i wzruszyła niezręcznie ramionami.

- Nie można wiedzieć wszystkiego...

- No dobra. - Westchnęła Raika. - Czyli zaczynamy od podstaw podstaw.

  Hania poprawiła się na koźle. Uśmiechała się delikatnie. Zielone, duże tęczówki nabrały soczystego koloru w świetle wschodzącego słońca. Oblana lekkim, różowym rumieńcem twarz wydawała się teraz jeszcze bardziej piegowata. Wyglądała na taką zdeterminowaną i podekscytowaną. Zaciekawioną. 

- W głowie masz narząd zwany mózgiem. To on odpowiada za to, że myślisz, chodzisz, czujesz. Robi to za pomocą rdzenia kręgowego, który... - Dotknęła karku Hani i przejechała palcem wzdłuż jej kręgosłupa w dół. - Jest tutaj.

- Ach tak... - powiedziała cicho dziewczyna.

  Raika zabrała rękę i spojrzała z powrotem w stronę drogi.

- Naczynia energetyczne rozłożone są po całym naszym ciele. Są nawet w innych organach. Ale najbardziej oplatają właśnie mózg i rdzeń. Szczególnie rdzeń. Łączą się z nimi. To dlatego po tym jak się przeładowałam, ciężko było mi się poruszać.

- Och... - Hania zamyśliła się na moment. - Czy można w takim razie je uszkodzić? Z przeładowania?

- Można. W okolicach serca masz coś co nazywamy źródłem. Jest to gruby węzeł naczyń energetycznych. Im mocniejszy jest, tym większe możliwości jego właściciela. Można go uszkodzić, jeśli używa się go zbyt nieuważnie. Wtedy siada rdzeń kręgowy, czasem również mózg i człowiek może umrzeć. - Raika zrobiła krótką przerwę. - Ale rzadko się to zdarza. Zazwyczaj kończy się na chwilowym paraliżu. Żeby dopuścić do takich zniszczeń, trzeba by było naprawdę poważnie przekroczyć swoje granice.

  Hania pokiwała powoli głową. Odwróciła wzrok w stronę drogi.

- Czyli to jest naprawdę niebezpieczne, co?

- To zależy. Od prostych rzeczy, jak używania wiązek do zapalenia ogniska nic ci nie będzie. Groźniej robi się przy operowaniu większymi pokładami.

- A jak jest z widzeniami?

- Przy widzeniach wyjątkowo odciążany jest rdzeń. Wtedy energia współpracuje z mózgiem. Bo to w nim powstają sny. Widzenia są niczym innym, jak właśnie typem świadomego snu, a energia powoduje, że jesteśmy w stanie dzielić je z innymi ludźmi.

- Ale jak to się dzieje?

  Raika ściągnęła brwi. „Jak to się dzieje?" - powtórzyła w myślach. Oblał ją zimny pot. Tak właściwie to nie miała pojęcia. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Powtarzała jedynie to, czego sama nauczyła się na lekcjach w Zakonie. I co teraz? Przecież nie mogła się do tego przyznać. Jej duma zdecydowanie jej na to nie pozwalała.

- No bo... Energia w naszych naczyniach drga. Wystarczy, że pomyślimy o tej osobie, a odnajdziemy jej drgania. - Zdołała wymyślić na poczekaniu.

  Gdy tylko Hania pokiwała ze zrozumieniem głową, zdawało jej się, że całe powietrze z niej zeszło. Udało się. Nieco źle się czuła, że mówi coś takiego komuś, kto ufa jej w tej sprawie. Ale czy kłamała? Naczynia energetyczne rzeczywiście drgały. Może naprawdę to działało w taki sposób?

- Czyli jeśli dobrze rozumiem, energia wiąże się z organami, czerpie największą moc ze źródła i współpracuje z... Układem nerwowym? - powiedziała niepewnie Hania.

  Raika skinęła głową.

- Krótko mówiąc, tak.

- Dobra, więc chyba wszystko rozumiem! - Dziewczyna poprawiła się jeszcze raz na koźle, przyjmując minę pełną determinacji. - Co mam teraz zrobić?

- Medytować.

  Hania ściągnęła brwi.

- Medytować?

- Tak. Chcesz się tego uczyć całkiem na poważnie, prawda? Gdyby chodziło o używanie energii w małym zakresie, to od razu pokazałabym ci, co i jak. Ale ty chcesz używać jej jako broni, więc potrzebujesz większych możliwości. A takie da ci stopniowe poznawanie własnego układu.

- Hm. - Dziewczyna podkuliła nogi do pozycji kwiatu lotosu. - Mhhh...

  Raika popatrzyła na nią krzywo.

- Co ty niby robisz?

- Medytuję.

- To jest niby medytacja?

  Długo ze sobą walczyła, ale w końcu parsknęła śmiechem. Próbowała ukryć to dłonią. Hania poczerwieniała na twarzy.

- Aż tak źle?

- Nie no... - udało jej się spoważnieć, choć uśmiech nadal błądził jej po ustach. - Pozycję masz dobrą, ale po co to buczenie?

- A jakoś tak. Kiedy modli się do Dollos, zazwyczaj się tak... Buczy...

- Cóż, to nie modlitwa. Nie musisz wydawać żadnych dźwięków.

- To jak to zrobić?

- Na pewno nie będziesz medytować na koźle. Jak gdzieś staniemy, to wszystko ci wytłumaczę. Potrzebujesz spokojnego, stałego miejsca.

  Raika wyciągnęła zza siebie mapę i podała ją Hani.

- Znajdź miasto Jeroz.

  Dziewczyna wpatrzyła się w kawałek papieru przed nią. Po chwili wskazała na jeden z punktów. Raiką podążyła za jej palcem.

- Tutaj.

- Hm. Na wschód. Pojezierze.

  Hania uśmiechnęła się szeroko pod nosem.

- Zawsze chciałam zobaczyć jeziora.

- To teraz będziesz mieć okazję.

  Raika popatrzyła na nią z ukosa. Malinowe usta rozciągały się po jej bladej twarzy. Machała nogami, jak ucieszone dziecko. Smukłe palce bawiły się krańcem mapy.

  Lekki uśmiech wcisnął się na twarz dziewczyny. W głowie pojawiło się jej jedno słowo:

  Słodka.

 ***

  Myśli Hani pędziły z zawrotną szybkością, nie zatrzymując się ani na moment. Ten dotyk. TEN DOTYK. Do teraz przechodziły ją przyjemne dreszcze. Policzki płonęły jej, tak samo zresztą jak całe ciało. I to wszystko przez jedno posunięcie palcem po kręgosłupie. Poczuła, jak fala gorąca ponownie oblewa jej ciało na wspomnienie dłoni na dolnej partii jej pleców.

  „O Święta Dollos, co się ze mną dzieje?!" - myślała gorączkowo. Unikała Raiki wzrokiem, bojąc się, że jakoś się zdradzi. Że jakimś cudem dziewczyny przeniknie do jej głowy i odczyta jej myśli. A na to nie mogła pozwolić.

- Hania...

  O mało nie podskoczyła na koźle. Powiedziała jej imię! I dlaczego tak przejęło? „Ile bym dała, żeby usłyszeć tego więcej..." - pomyślała. Od razu w jej głowie podniósł się alarm.

  Nie! Nie ma mowy! Zakazane myśli!

  Odchrząknęła, chcąc przeczyścić zaschnięte i ściśnięte gardło.

- Tak?

- Chciałabym się odwdzięczyć... Za pomoc.

  Hania spojrzała na nią w końcu zaskoczona.

- Przecież już się odwdzięczasz.

- Niby tak. Ale daj mi się odwdzięczyć... Bardziej.

  Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Może naprawdę nie była Raice obojętna. Oczywiście nie było mowy, żeby dziewczyna myślała o niej tak samo jak ona. Ale wystarczyłaby jej choć nić sympatii.

- To, co proponujesz? - zapytała, siląc się na choć trochę poważny wyraz twarzy.

- Mam pewną przyjaciółkę. Mogłaby zabrać cię w bezpieczne miejsce.

- Przyjaciółkę?

- No... Można tak powiedzieć. Ma wyspę, do której dostęp ma jedynie ona i ludzie jej bliscy. Kościół nigdy cię tam nie znajdzie.

  Ostatnie słowa wybrzmiewały w jej głowie jak mantra. Kościół by jej nie znalazł. Byłaby bezpieczna. To brzmiało jak wybawienie. Może mogłaby zbudować nowe życie. Bez martwienia się o to, że ktoś cały czas deptał jej po piętach i chuchał w kark.

- Naprawdę by to zrobiła?

- Jeśli ją o to poproszę.

  Uśmiechnęła się delikatnie.

- Dziękuję. To brzmi... Bardzo dobrze.

  Była jednak jedna rzecz, która nie dawała jej się do końca cieszyć. Jeśli udałaby się na tamtą wyspę, czy kiedykolwiek zobaczyłaby znowu Raikę? Zresztą, o czym ona myślała. Przecież to oczywiste, że kiedyś ich drogi by się rozeszły. Nie ważne czy prędzej, czy później. To było nieuniknione. Mogła się jedynie cieszyć czasem, który pozostał im razem.

  Po chwili ściągnęła brwi. „Ma wyspę?" - pomyślała.

- Kim jest twoja przyjaciółka?

  Raika popatrzyła na nią krótko, po czym odwróciła wzrok.

- Jest... Kapitanem statku.

  Oczy Hani rozszerzyły się.

- Kapitanem? To kobieta może być kapitanem?

- No właśnie... Nie może. Ale chyba już zauważyłaś, że moi znajomi do przeciętnych nie należą.

- Rzeczywiście. - Zaśmiała się Hania. - Twój świat jest jakby to ująć... ciekawy.

- Ciekawy? - parsknęła Raika. - To bardzo lekko powiedziane.

- Przynajmniej nie możesz się nudzić.

- Uwierz, gdybym mogła, bardzo chętnie żyłabym takim nudnym, przewidywalnym życiem.

  Dziewczyna uniosła jedną brew do góry.

- To, czemu tak nie zrobisz?

  Raika zmarkotniała. Jej twarz zdawała się ściemnieć. Milczała przez moment. Hania zacisnęła dłonie na zwiniętej mapie. No tak. Grząski grunt.

- Ja mam... Pewne zobowiązania.

  Dziewczyna popatrzyła na nią lekko zaskoczona. A więc odpowiedziała. Tego się nie spodziewała. Mimo to chyba nie był to dla niej przyjemny temat. Lepiej było nie drążyć.

- Przepraszam...

- Nie, nie przepraszaj. Nie masz za co. Po prostu...

  Nie dokończyła. A Hania wolała nie naciskać. Może kiedyś Raika sama się otworzy. Mogła sobie o tym cicho pomarzyć. Prawda?

***

  Pod wieczór dotarły do wąwozu. Drewniana tabliczka na jego początku dumnie przedstawiała jego nazwę: Wąwóz Królowej Gabrieli. Wąską, dość stromą i krętą ścieżką zjechały na sam dół.   Pionowe, szare ściany z grafitu pięły się ku górze. Drobniejsze kamyczki na dnie zgrzytały pod kołami wagonu i kopytami Esme. Echo stukotu kroków klaczy niosło się po całej jego długości. Wiatr wiał tu mocniej i huczał, odbijając się echem od skalnych skarp.

  Raika rozglądała się dookoła, szukając odpowiedniego miejsca do noclegu. W końcu jej oczy padły na jedno z rozgałęzień. Zatrzymała wóz i wychyliła się, aby zajrzeć do środka. Wyrwa nie była głęboka, ale na tyle duża, aby pomieścić Esme i wagon oraz zostawić miejsce na ognisko. Zaszła więc z kozła i wprowadziła klacz do środka.

  Szybko rozłożyły się i rozpaliły ognisko. Hania usiadła na swoim sienniku i popatrzyła na Raikę.

- Jestem gotowa. Co teraz?

  Dziewczyna podeszła do niej i uklękła tuż obok.

- Usiądź tak, jak wcześniej.

   Hania podkuliła pod siebie nogi, niemal opierając kolana na ziemi po swoich bokach.

- Teraz zamknij oczy i odetchnij głęboko.

   Zrobiła tak, jak jej kazano.

- Wycisz swój umysł i rozluźnij ciało. Znajdź drgania twoich naczyń energetycznych.

  Całą sobą starała się szukać energii. Mimo to nic nie czuła. Nie było żadnego drgania. Ściągnęła brwi, chcąc jeszcze bardziej wyostrzyć swoją uwagę.

  Nagle poczuła dotyk na ramionach. Ciepłe dłonie ściągnęły je do tyłu i powoli posunęły po jej rękach.

- Rozluźnij się - usłyszała.

  Dreszcz przeszedł jej po plecach, a w piersi aż się zakotłowało. Teraz na pewno się już nie skupi. Każde przesunięcie palca Raiki po jej ciele, powodowało, że zaczynało kręcić się jej w głowie. Dlaczego ta dziewczyna musiała tak na nią działać?

  Na szczęście Raika wzięła w końcu ręce, co spowodowało oddech ulgi u niemal rozgorączkowanej Hani.

- Nie przejmuj się jeśli dziś ci nie wyjdzie. Spróbuj wytrzymać jakiś czas, a potem możesz położyć się spać.

  Pokiwała głową. Słyszała, jak Raika układa się na swoim sienniku. Odetchnęła głęboko. Całą swoją uwagę starała się poświęcić swojemu ciału. Przez długi czas potrafiła jedynie słyszeć trzask palonego drewna. Nie dała jednak za wygraną. Pilnując, aby jej ciało pozostało rozluźnione, oddała się w pełni medytacji. Słyszała rytm bicia własnego serca. Zdawało jej się, że może poczuć pompowaną przez żyły i tętnice krew. Ale nadal nie było żadnych drgań.

  Miarowe oddychanie i rozluźnienie ciała działało na nią usypiająco. Mimo że zamknięte oczy i ciężka głowa błagały o sen, trwała mocno w postanowieniu, że jeszcze dziś da radę.

  Ale los miał inne plany. Oparta o grafitową ścianę, zasnęła.

***

  Hania westchnęła przeciągle. Ponownie była w ciemnym, mokrym korytarzu. Znowu zaczynało się widzenie. Szła spokojnie jak zawsze, wypatrując, czy na końcu nie znajdzie się znowu świetlista kobieta.

- Miło by było, gdybyś się przedstawił! Albo przedstawiła! - powiedziała głośno. Nikt jednak nie odpowiedział.

  Parła dalej, czując chlupotanie miękkiego błota pod podeszwami. Była spięta. Cała sytuacja napawała ją ciekawością, ale również strachem. Kto tworzył te widzenia? Czy ktoś ją śledził? Nie, niemożliwe. Zresztą to ostatnie... Co ono oznaczało? O co w tym chodziło?

- Jesteś Eszir czy Mariesz? - mamrotała do siebie.

  Ciszę zakłócał jedynie dźwięk spadających powoli kropli. Tak jak poprzednio na końcu pojawiło się światło. Przyśpieszyła. Tym razem nie przybrało żadnego konkretnego kształtu. Okrąg zmieniał się w owal i kwadrat, falując na końcach. Podeszła bliżej. Niepewnie wyciągnęła dłoń przed siebie i zanurzyła ją w drgającej, jasnej masie przed sobą. Nic się nie wydarzyło. Wzięła głęboki wdech i weszła prosto w świecącą, zmienną formę.

  Otworzyła gwałtownie oczy. Leżała na płaskim, rudawym kamieniu. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie stały pionowe bloki skalne. Miały kolory zaczynające się od wapiennej bieli, przez glinianą rudość, po grafitową szarość i czerń. Ich wielkości i formy również były różne. Na górze rozpościerał się błękit nieba. W oddali słyszała szum wody. Wstała i podążyła za tym dźwiękiem. Kroki stawiała ostrożnie, bojąc się zrobić hałas.

  W końcu jej oczom ukazał się widok, który natychmiastowo pozbawił ją oddechu. Lazurowy ogrom wody powitał ją, rozciągając się aż po horyzont. Małe fale obijały się o żwirowe brzegi. Oniemiała zwróciła wzrok w stronę stojących niedaleko dwóch rzeźb. Jedna była całkiem biała, marmurowa. Przedstawiała nagą kobietę wygiętą w kontrapoście. Druga miała kształt mężczyzny i kolor najczarniejszego hebanu.

  Nagle rozległ się kobiecy śmiech. „Eszir" - pomyślała Hania. Zastygła i schowała się za jednym z kamieni, nadal łypiąc na plażę przed nią.

- I stworzyłeś to wszystko dla nas?

- Tak. Podoba ci się? - odezwał się tym razem mężczyzna.

- Ach, czy mi się podoba? Marieszu, nigdy o niczym lepszym nie marzyłam! - Zaśmiała się kobieta.

- To dobrze. Bo mam jeszcze jedną niespodziankę.

- Och? Naprawdę? Jaka to, zdradź się!

Mariesz zaśmiał się dźwięcznie.

- Widzisz te dwie marmurowe skały?

- Widzę. Są inne niż reszta. Piękniejsze.

- Są dla nas. To my.

  Eszir westchnęła w zachwycie.

- To my? Myślisz, że tak powinniśmy wyglądać?

- Tak. Myślę, że jak wszystko dookoła zasługujemy na fizyczną formę. Dlatego je dla nas stworzyłem.

  Czarny posąg poruszył się. Jego ciemna, naga skóra ożyła, a mięśnie pod nią napięły się. Głowa pokryła się kręconymi włosami. Mężczyzna popatrzał sobie na ręce i uśmiechnął się.

- Teraz ty Eszir, chodź! - zachęcał.

  Po chwili biała rzeźba również drgnęła. Płowe, długie włosy zaświeciły się w promieniach słońca. Biała jak mleko skóra pokryta była w pewnych miejscach piegami. Zielone oczy zaiskrzyły, a różowe usta wygięły w uśmiechu. Kobieta obróciła się wokół siebie, śmiejąc się perliście.

  Oczy Hani rozszerzyły się. Odskoczyła do tyłu jak oparzona i nakryła usta dłonią. Wpatrywała się w kobietę przed sobą, nie wierząc własnym oczom. Widziała... Siebie. To była jej twarz, jej włosy, jej kształt ciała. Były identyczne.

  O co w tym wszystkim chodzi?!

  Nie dane jej było jednak przyjrzeć się i dowiedzieć więcej. Została gwałtownie wyrwana ze snu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro