Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Hania nie odzywała się przez długi czas. Sądziła, że nie jest to konieczne. Wręcz zbyteczne. Po prostu gładziła Wadiego po plecach, nie wiedząc, co zrobić dalej. Nagle chłopak zerwał się na równe nogi i zaczął odwijać szybko czerwoną chustę, odkrywając swoje ciemne włosy.

— To był zły pomysł, bardzo zły... — mówił roztrzęsiony, rzucając materiał na podłogę. Zaraz zaczął zdejmować z siebie abayę, która również opadła na koc. W samych spodniach i lnianej koszulce opadł przed Hanią na kolana.

— Wadi... — Warada wyciągnęła do niego rękę.

— Nikomu nie mów... Proszę, nikomu nie mów...

— Wadi! — Siostra podniosła nieznacznie głos. Nie jednak na tyle, aby nie zaliczyć go do szeptu.

  Spojrzał na nią zapłakany. Jego dłonie drżały lekko. Cały zresztą dygotał z emocji. Przełknął mocno ślinę i ujął dłoń Hani w dwie ręce.

— Proszę... — mówił już trochę spokojniej. — Nikt nie może wiedzieć...

  Hania nie mówiła nic przez moment. Próbowała wszystko ułożyć sobie w głowie. Bolał ją strach w oczach chłopaka... Tylko no właśnie, czy on był chłopakiem? Na pewno nie takim zwykłym.

  Jak wy.

  Jak one. On chciał być jak one. Czy to nie mówiło samo za siebie? Każdy mógł ubrać się w damskie ubrania, ale czy takie słowa wypowiedziane w łzach nie są efektem czegoś większego niż zwykłych przebieranek?

  Położyła dłoń na jego przedramieniu i ścisnęła ją lekko.

— Czy ty chcesz... Być kobietą? — zapytała cicho, uważając, aby jej głos był delikatny.

  Wadi patrzył na nią przez moment, po czym jego ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Widząc to, Hania poczuła pusty ból w klatce piersiowej. Niewiele myśląc, pochyliła się i objęła go ramionami. Spiął się na moment, ale zaraz potem odwzajemnił uścisk.

— Przepraszam... To trudne...

— Wszystko jest w porządku. Nikomu nie powiem. Jesteś bezpieczny...

  Słysząc to, Wadi rozpłakał się jeszcze bardziej.

— Ja chcę, ja bardzo chcę... Ale nie mogę...

  Rozpacz i bezsilność w jego głosie powodowała, że Hania czuła się ciężka. Dziwne uczucie pustki utrzymywało się w jej piersi cały czas. Kłamałaby, gdyby powiedziała, że w pełni rozumie sytuację. Tak w żadnym wypadku nie było. Nigdy nie spotkała mężczyzny, który chciałby być kobietą. Nawet nie wyobrażała sobie nigdy czegoś takiego. No bo... Dlaczego? Czy sam Wadi znał odpowiedź na to pytanie? Podejrzewała, że nie.

  Wadi odsunął się nico i pociągnął nosem. Już się nieco uspokoił. Otarł mokre od łez policzki i wbił wzrok w podłogę.

— Przepraszam.

— Nic się nie stało.

— Ja... Wiem, że to dziwne. Ale mam tak odkąd pamiętam. Nie rozumiem czemu... Czemu bóg mnie tak ukarał i sprawił, że jestem... — zrobił krótką przerwę, po czym kontynuował jeszcze ciszej. — Że jestem taka. Nienawidzę tego. Nienawidzę siebie. To wszystko... — Wskazał na własne ciało. — Mnie zabija.

  Hania poczuła ścisk w sercu. Jak ciężkie musi być jego... Jej życie? Wiedzieć, że nie jest się takim, jakim się powinno być? Być uwięzionym w ciele, które nie idzie w parze z duszą? I Hania myślała, że ona ma źle? Aż poczuła się głupio. Ona przynajmniej mogła sobie wzdychać do Raiki w ukryciu, lub gdyby jakimś cudem jej uczucia zostałyby odwzajemnione - żyć z nią razem bez dzielenia się tym z innymi. Ale co miała zrobić Wadi? Nie mogła przecież magicznie zmienić swojej fizycznej formy. Była na nią skazana, czy tego chciała, czy nie.

— Jest mi bardzo przykro... Że tak jest — zdołała jedynie powiedzieć Hania.

  Wadi wzięła głęboki wdech. Siedząca obok Warada pogładziła ją po plecach. Powiedziała coś do niej szeptem, na co obie uśmiechnęły się delikatnie.

— Tylko... Jak mam się do ciebie zwracać?

  Siostry spojrzały na Hanię zaskoczone, więc ta zaczęła się tłumaczyć.

— Wadi to chyba męskie imię. Na pewno wolałabyś nosić inne... Prawda?

  Bursztynowe oczy dziewczyny zrobiły się okrągłe jak dwa spodeczki. Widać w nich było rosnącą panikę.

— Nie, nie możesz do mnie mówić jak do dziewczyny! Wtedy tata się dowie, a on...

— Nie zrobiłabym tego przy nim — przerwała jej Hania. — Ale teraz jesteśmy tylko we trójkę. Nikt nas nie słyszy.

  Wadi zawahała się na moment. Odszukała wzrokiem siostrę, która kiwnęła głową zachęcająco.

— Ma rację... Potrzebujesz imię.

  Dziewczyna uśmiechnęła się lekko z nadal mokrymi od łez oczami.

— Imienia — poprawiła siostrę, jak to miała w zwyczaju, za co dostała kuksańca w żebra.

  Hania zaśmiała się cicho. Atmosfera w końcu zaczęła się rozluźniać. Wracała Wadi, którą wcześniej znała.

— Więc jak będzie z tym imieniem? — zagadnęła ponownie.

  Wadi popatrzyła na nią, nieśmiale się uśmiechając. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy i założyła go za ucho.

— Soraya... Zawsze mi się podobało.

***

  Raika wzdrygnęła się wybudzona gwałtownie głośnym dźwiękiem grzmotu. Nie lubiła burz. Wręcz ich nie cierpiała. Włosy stawały jej dęba od każdego huku. Rozejrzała się po namiocie. Sayin i Shaiar spali głęboko w koncie namiotu. Ale nigdzie nie było Hani. Zanim zasnęła, wyjrzała na zewnątrz, aby zorientować się, co się działo z dziewczyną. Widząc, że ta pogrążona była w medytacji, a deszcz nie padał gęsto, postanowiła zostawić ją w spokoju. Ale od tego czasu dużo się zmieniło. Lało teraz jak z cebra, a niebo przecinały niemałe błyskawice. Czy to możliwe, że ona nadal tam siedziała?

  Podniosła się na lekko chwiejnych nogach i odsunęła płachtę zasłaniającą wejście. Od razu zwróciła swój wzrok ku wgłębieniu, w którym po raz ostatni widziała Hanię. Z niepokojem spostrzegła, że tam jej nie było.

— Hania? — powiedziała i wyszła na zewnątrz. Deszcz momentalnie zmoczył jej włosy i ubrania. — Hania!

  Nikt nie odpowiadał. W jej umyśle zaczął kiełkować strach. Niedaleko było urwisko, co jeśli poszła na spacer i tam wpadła? Nie, chyba nie mogła być aż tak nierozważna. Prawda? Podskoczyła nerwowo, kiedy niebo rozświetlił kolejny piorun w towarzystwie złowrogiego grzmotu. „To tylko burza" - powtarzała sobie w myślach. Udała się przed siebie, tam, gdzie znajdowała się krawędź stawu. Uklękła przy niej i ostrożnie zajrzała do środka. Było ciemno, ale gdyby Hania rzeczywiście tam była to by ją zauważyła. Wstała, widząc, że jej podejrzenia były błędne. Ale gdzie była ta dziewczyna?

— Ha... — chciała zawołać, ale w porę przypomniała sobie o tym, że przecież przy innych nie używała tego imienia. — Alina!

  Zawołała jeszcze kilka razy. Niepokój w niej rósł nieubłaganie. „Gdzie ona jest?" — myślała gorączkowo. Może wpadła do innego stawu? Może topi się właśnie gdzieś i nie może wyjść. Okropny dreszcz przeszedł po plecach Raiki. Boże, żeby tylko tak nie było.

  Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Podskoczyła zaskoczona i się odwróciła. Nic nie mogło opisać ulgi, którą poczuła, widząc, kto przed nią stał. Hania wpatrywała się w nią swoimi dużymi oczami. Niewiele myśląc, Raika przyciągnęła ją do siebie i uścisnęła. Jak dobrze. Była cała i zdrowa. Zaraz po tym jak zeszły z niej emocje odsunęła się i trzymając dziewczynę za ramiona, zaczęła ją ganić.

— Gdzie poszłaś? Przecież jest już ciemno! Do tego leje! Mogłaś gdzieś wpaść, zabić się! — mówiła, coraz bardziej marszcząc brwi.

— Prze... Przepraszam — wydukała Hania. Jej oczy były szeroko otwarte, a twarz miała trudny do określenia wyraz. — Byłam u Warady i... Wadiego.

  Raika westchnęła przeciągle. Nie było potrzeby się unosić. Hani nic nie groziło, po prostu poszła odwiedzić przyjaciół. Nagle poczuła się głupio, że aż tak się martwiła. I po co to było? Oczywiście, że dziewczyna nie była na tyle głupia, żeby robić sobie nocne przechadzki po szlaku.

— Nie ważne, wracajmy...

  Całą drogę powrotną trzymała dalej Hanię za ramię. Nie analizowała tego, po prostu to zrobiła. Tak jakby dziewczyna miała jej zaraz uciec. Puściła ją dopiero w namiocie. Kiedy układała się na sienniku, zauważyła, że Hania nadal stoi i się w nią wpatruje.

— Co? — zapytała, ściągając brwi.

  Hania wzdrygnęła się lekko i również usiadła.

— Nic, nic... Chyba jestem zmęczona.

  Raika skinęła głową i położyła się, podkładając dłoń pod głowę. Po raz któryś rozległ się głośny huk grzmotu. Cała spięła się i podkuliła pod siebie nogi. Przecież była bezpieczna. To tylko błyskawice. Nic jej nie groziło. To nie był dźwięk kul... Musiała skupić się na czymś innym. Leżąc czuła obok siebie obecność Hani. Ciepło biło od niej, lekko ogrzewając jej plecy. Jak dawno nie spała tak blisko kogoś innego? Wystarczająco długo, aby zapomnieć, jak to jest. Czuła ukojenie, tak jakby jej umysł sam się od tego uspokajał. Skupiając się na tym uczuciu, w końcu zapadła w sen.

***

  Hania leżała na własnym sienniku jak na szpilkach. Jej umysł szalał jak nigdy dotąd. Raika się o nią... Martwiła? Naprawdę? O nią? Głupawy uśmiech sam cisnął jej się na usta. A ten uścisk? Czuła się, jakby motyle latały jej w brzuchu. Jakby sama się unosiła w powietrzu. Wiedziała, że pewnie nic to nie znaczyło. Ale mogła przecież się tym pocieszyć. Nawet jeśli tylko głęboko w sobie.

  Nagle eter przeciął odgłos grzmotu. Raika jęknęła przez sen. Hania chciała sprawdzić, co się stało, zaalarmowana tym nagłym dźwiękiem, ale nie zdążyła. Druga dziewczyna obróciła się na bok i oplotła Hanię ramieniem, przyciągając ją blisko siebie.

  Cały świat stanął razem z sercem Hani. Wszystkie myśli wyleciały jej z głowy. Czuła na szyi oddech Raiki, który co jakiś czas łaskotał płatek jej ucha. Momentalnie jej twarz zapłonęła szkarłatem. Czy to sen? Nie, to wszystko było realne. Raika naprawdę leżała teraz, przytulając ją w śnie. Była tak blisko. Hania mogła poczuć jej zapach. Pachniała świeżo ściętym drewnem z nutą czegoś, czego nie mogła określić. To był po prostu jej zapach. I to doprowadzało Hanię do szaleństwa. Było jej gorąco i zimno w tym samym czasie. Czuła, że cała pulsuje, a najbardziej w miejscu, do którego nie chciała się przyznać.

  Zagryzła wargę i zamknęła oczy. Musiała się uspokoić. Przecież to nic, to nie tak, że Raika zrobiła to specjalnie. Czasem ludzie przytulają przypadkowe przedmioty w śnie, jak poduszka czy kołdra. Tak się po prostu teraz przytrafiło, że to ona była tym przedmiotem. Ale nadal przepełniała ją euforia. Uniosła nieco drżącą rękę i ułożyła ją na dłoni Raiki. Uśmiechnęła się sama do siebie. Co z tego, że to nie było planowane? Mogła się przecież tym pocieszyć, prawda?

  Niestety przez te wszystkie emocje Hani nie udało się zmrużyć tej nocy oka. Leżała i po prostu pozwalała sobie delektować się tą nagłą bliskością. Mogła sobie cicho wyobrazić, że druga dziewczyna robi to naumyślnie. Że chce tego. Ale były to tylko jej ciche marzenia. I kiedyś musiały się skończyć. Kiedy rano Raika nagle zerwała się na równe nogi, jak oparzona, Hania wiedziała, że to koniec.

— Przepraszam... — wydukała Raika. Jej oczy były szeroko otwarte, a pierś unosiła się rytmicznie.

  Czy Hanię zabolała ta reakcja? Kłamałaby, gdyby powiedziała, że nie. Ale rozumiała ją. Uśmiechnęła się delikatnie do dziewczyny, tuszując własne uczucia.

— Nic się nie stało. Źle spałaś, może dlatego potrzebowałaś... Bliskości.

— Źle spałam?

— Trochę mamrotałaś, chyba śniło ci się coś niedobrego.

  Na chwilę zapanowała cisza. Raika chwyciła się za głowę, widocznie analizując całą sytuację.

— No... — mruknęła. — I tak przepraszam.

  Hania kiwnęła głową i jeszcze raz się uśmiechnęła. To jedyne co mogła w tej sytuacji zrobić.

***

  Raika ścisnęła mocno lejce w dłoniach. Boże, jak było jej głupio. Ile czasu spała tak wtulona w Hanię? Bała się zapytać. Cała twarz płonęła jej ze wstydu. Jak to mogło się w ogóle stać? Burza. To musiała być burza. Może szukała... Schronienia? Na samą myśl chciała jęknąć z zażenowania. Od kiedy to ona była taka słaba, żeby coś takiego robić. Nie miała już pięciu lat. A nawet kiedy była tak mała, to nieczęsto miała okazję spać z kimś w taki sposób. Dużo częściej robiła to kiedy już dorosła, ale... To była już przeszłość. I nie chciała do niej wracać.

  Mimo to przypomniało jej się znajome ciepło ciała dociśniętego do jej policzka. Rytmiczne podnoszenie się szerokiej piersi. Uczucie ramienia oplatającego ją w talii. Lub inne wspomnienie. Kiedy to ona obejmowała mniejsze od siebie ciało, które tak bardzo chciała ochronić. Kiedy często nie spała całą noc, patrząc, jak oddycha i kontrolując otoczenie. Oba były tak samo bolesne.

Wszystko w porządku? — zapytała siedząca obok Sayin.

  Raika popatrzyła na nią, wyrwana z rozmyślań. Uśmiechnęła się przepraszająco.

Tak, tak... Po prostu słabo spałam.

Przez burzę?

Możliwe. — Raika zaśmiała się nerwowo.

  Sayin pokiwała ze zrozumieniem głową. Nagle uśmiechnęła się szeroko i położyła dłoń na brzuchu.

Maluch kopie. — Zachichotała pod nosem.

  Raika spojrzała na nią zaskoczona. Zaraz potem się uśmiechnęła. Kopie. To dobry znak. Pamiętała, jak kobiety które badała przed porodem Sanira zawsze martwiły się, kiedy ich dzieci nie kopały. „Rusza się, znaczy, że żyje". Spokojniejsze noworodki były dużo bardziej stresujące.

  Nagle Sayin wyciągnęła w jej stronę rękę. Raika popatrzyła na nią, po czym niepewnie podała jej swoją. Dziewczyna położyła ją w odpowiednim miejscu na swoim brzuchu. Po chwili poczuła kopnięcie. A potem następne. Lekki, średnio wyczuwalny impuls przez skórę. Uśmiech sam cisnął jej się na usta.

  Jednocześnie nawiedziło ją dużo brzydsze uczucie. Coś ściskało jej pierś i nie chciało puścić. Jak to musiało być, nosić w sobie zupełnie nową osobę, która jest po części tobą i kimś, kogo kochasz? Jak to jest czuć, że ona żyje, że zaraz sprowadzi się ją na ten świat? Nie wiedziała. Ale rozumiała okrutną prawdę: już nigdy się nie dowie. I zresztą przecież dobrze. Nie chciała dzieci. Za bardzo by je kochała, a darzenie kogoś tak małego i kruchego takim uczuciem było niebezpieczne. Już to przerabiała.

  Tak było lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro